Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 20 listopada 2015
Victor Serge "Sprawa Tułajewa" - Krwawa łaźnia rewolucji
Tytuł oryginału: L'Affaire Toulaev
Tłumaczenie: Krzysztof Teodorowicz
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Nowy Kanon
Liczba stron: 416
Nowy kanon to współczesna seria
wydawnicza firmowana przez cenioną przeze mnie oficynę W.A.B. Na łamach serii
ukazują się dzieła pisarzy znanych i uznanych na całym świecie, którzy jednak w
naszym kraju doczekali się jedynie kilku wydanych dzieł, bądź z którymi polski
czytelnik w ogóle nie miał do czynienia w ojczystym języku. Utworu
niepublikowane, mniej popularne dzieła, pozycje od dawna nie wznawiane – oto
czym kierują się redaktorzy kolekcji, powstającej przy współpracy z redakcją The New York Review of Books, która
prowadzi analogiczną serię (na jej łamach ukazało się ponad 200 tytułów).
Dzięki Nowemu Kanonowi miałem
sposobność poznać twórczość Eileen Chang, powieści psychologiczne Georges’a Simenona oraz pisarstwo Stefana Zweiga, Leonardo
Sciasci i Stefana Themersona. Następną lekturą, po którą sięgnąłem pragnąc
przekonać się, jakie książki w mniemaniu redaktorów W.A.B. tworzą współczesny kanon literacki, była Sprawa Tułajewa, autorstwa Victora
Serge’a.
Żyjący w
latach 1890 – 1947 Victor Serge to człowiek o bardzo bogatej biografii. Na świat
przyszedł w Belgii, bowiem jego rodzice wyemigrowali z Rosji z przyczyn
politycznych. Ojciec, Leon Kibalczycz, z pochodzenia Ukrainiec, był naukowcem
oraz oficerem Gwardii Cesarskiej i należał do ugrupowania, które sympatyzowało
z ruchem demokratycznym, zwanym narodnikami.
W 1881 roku, po udanym zamachu na życie Aleksandra II, dokonanym przez
przedstawicieli organizacji Narodnaja Wola, przez kraj przetoczyła się szeroka
fala represji, która dotykała każdego, komu można było udowodnić wolę obalenia
caratu (w tym gronie znalazł się również Leon Kibalczycz). Już na emigracji,
przebywając w Genewie, poznał on Verę Frolovą, z domu Pederowską, studentkę o
radykalnych poglądach, wywodzącą się z drobnej polskiej szlachty. Frolova była
już wówczas mężatką i matką dwójki córek, ale nie przeszkodziło jej to związać
się z Leonem Kibalczyczem. Owocem ich miłości był właśnie Victor Serge, którym
podobnie jak rodzice nigdy nie odnalazł stałego miejsca na świecie. W swoim
burzliwym życiu mieszkał we Francji, w Hiszpanii, w Związku Radzieckim, by
ostatecznie osiąść w dalekim Meksyku. Rosję, a więc swoją ojczyznę, Victor
Serge odwiedził po raz pierwszy w 1919 roku. Jako dwudziestoośmiolatek przybył
on do kraju swoich rodziców, aby dołączyć do bolszewickiej rewolucji. W latach
20. XX wieku Serge był członkiem Kominternu i w związku z prowadzoną
działalnością często wyjeżdżał w misjach zagranicznych (Niemcy, Austria), w
których to państwach także miało dojść do robotniczego zrywu. Od 1925 roku
Serge osiadł na dłużej w ZSRR, ale jako, że związany był on z Lewicową Opozycją, czyli frakcją w
WKP(b) (Wszechzwiązkowej Komunistycznej
Partii (bolszewików)) skupioną wokół Lwa Trockiego, to już w 1928 roku
autor został wydalony z partii oraz skazany na 3 miesiące aresztu. W 1933 roku Serge
ponownie trafił za kratki i po śledztwie prowadzonym na Łubiance, pisarz został
zesłany do Orenburga. Przejścia artysty, powszechnie znanego wśród lewicowych
intelektualistów na Zachodzie, wywołały ogromne poruszenie w tym środowisku,
które głośno domagało się uwolnienia Serge’a. Protesty w sprawie jego
uwięzienia składali m.in. Romain Rolland, André Gide oraz Boris Souvarine. Pod
naciskiem światowej opinii publicznej, Stalin uwolnił Victora Serge’a – artysta
razem ze swoim synem wyjechał z ZSRR w przededniu wielkiej czystki. Po opuszczeniu
Rosji Serge zaczął publikować swoje relacje oraz analizy poświęcone realiom
panującym w Kraju Rad. Ważne miejsce w twórczości artysty zajmowały także
powieści o podłożu stricte politycznym,
do których zalicza się jedno z najbardziej znanych dzieł, zatytułowany Sprawa Tułajewa.
Książka to
utwór o mozaikowym charakterze. Powieść jest mocno rozbudowana i wielowątkowa,
tak, że trudno wyróżnić w niej wiodącą narrację, chociaż losy poszczególnych
bohaterów i wydarzenia opisywane w dziele, liczne niczym gałęzie drzewa
wyrastają z jednego pnia, którym jest morderstwo tytułowego Tułajewa. Ów
towarzysz to ważna persona w Komitecie Centralnym – wysoko postawiony urzędnik,
który dzierży w swoich rękach ogromną władzę w powszechnej (mimo, iż milczącej)
opinii uważany jest za odpowiedzialnego za śmierć wielu ludzi. Głód, nędza,
masowe deportacje, polityczne czystki – sumienie obywatela Tułajewa nie jest
czyste, chociaż w Kraju Rad niewielu jest osobników, którzy zdobyliby się na
odwagę, by w rozmowie w cztery oczy powtórzyć Tułajewowi przypisywane mu
zarzuty. Ale w tym morzu zastraszonych i stłamszonych istot znajduje się
śmiałek, który postanawia ukarać radzieckiego działacza, wymierzając mu karę
najsurowszą z możliwych – śmierć. Mord tak ważnego dla aparatu władzy urzędnika
niejako z automatu zostaje połączony z domniemanym spiskiem, który musiał
zostać zawiązany, by obalić komunistyczny rząd i zniweczyć krwawe lata
rewolucji. Postępując tym tokiem rozumowania, jedyną możliwą reakcją na ten
bezczelny akt buntu jest zakrojone na szeroką skalę śledztwo połączone z
uruchomieniem sprawnego i skutecznego aparatu represji. Przesłuchania,
aresztowania, oskarżenia, tortury, zeznania, procesy, wyroki – straszliwa
machina, której tryby oliwione są krwią, ruszyła!
Książka
autorstwa Victora Serge przykuwa uwagę bardzo oryginalną formą. W utworze
brakuje głównego bohatera, którego losy stanowiłyby kanwę dzieła. Zamiast
jednostkowego protagonisty czytelnik otrzymuje szereg postaci, pojawiających
się na powieściowej scenie, które znikają po odegraniu przypisanej im roli. Każdy
z dziesięciu rozdziałów koncentruje się na losach jednego osobnika, który w
mniejszym bądź większym stopniu powiązany jest z figurą z kolejnej części
dzieła. Aktorzy przedstawienia nieustannie zmieniają się, chociaż opowiadania
historia jest w gruncie rzeczy taka sama – człowiek w obliczu wielkiej
Historii, kiedy dostaje się w karby społecznych przemian, jest tylko okruchem,
którego życie nie posiada praktycznie żadnej wartości, i które uchronić można
jedynie dzięki łutowi szczęścia albo za sprawą kaprysu nieprzewidywalnego losu.
W rezultacie książka to panorama społecznej i politycznej transformacji ZSRR
połączona z bardzo kompleksową analizą funkcjonowania radzieckiego państwa.
W Sprawie Tułajewa przejmująco i
plastycznie zostały odmalowane zmienne realia panujące w ówczesnej Rosji. Wraz
z rozpoczęciem utworu tematem zwykłych rozmów są plotki i zasłyszane informacje
dotyczące tajemniczych zniknięć sąsiadów, z których wielu okazuje się wrogami
ludu – pojawiają się oskarżenia bądź podejrzenia o wszelakiej maści
wykroczenia: sabotaż, handel obcą walutą, wywrotową działalność, nieprawidłowe
pochodzenie, niewłaściwą przynależność klasową, etc. Z chwilą nastania terroru
zapoczątkowanego przez śmierć Tułajewa, tego typu konwersacje ustają zupełnie,
bowiem jakiekolwiek powiązanie z podejrzanymi elementami może sprowadzić na
głowę NKWD, co jest równoznaczne ze zgonem bądź zesłaniem do GUŁagu. Stałym
towarzyszem codziennej udręki jest alkohol, który choć na chwilę pozwala
zapomnieć o przerażeniu i ciągłym głodzie spowodowanym niedojadaniem. Szczytem
luksusu dla niejednego obywatela są używane trzewiki, które mogą zastąpić
znoszone buty o kartonowych podeszwach, rozmakających przy pierwszych opadach
deszczu. Normą stają się nędzne warunki bytowe, które zmuszają ogromne grupy
ludzi do tłoczenia się w ciasnych pokojach, dzielonych tekturowymi
przepierzeniami na mniejsze klitki. Elementem dnia powszedniego stają się
obwieszczenia i groźby ganiące rozluźnienie w pracy i zmniejszoną
produkcyjność, z którymi walczy się na wszelkie sposoby z wykluczeniem tych
najbardziej oczywistych (jak zwiększenie racji żywnościowych czy zapewnienie
poczucia stabilności i bezpieczeństwa).
Victor Serge
sporo pracy włożył również w ukazanie absurdów znamiennych dla Kraju Rad (chociaż, co jest niewątpliwie bardzo intrygujące, a dla niektórych nawet i zaskakujące, kilka z przytoczonych przykładów można bez kłopotu odszukać choćby w naszym kraju).
Symbolem propagandowego bełkotu jest wystawa pełna pustych pudełek, które dla
uniknięcia nieporozumień i rozczarowań opatrzono stosownymi karteczkami z
informacją o zawartości (czy raczej: jej braku) – ten obraz wyraźnie koliduje z
wykresami i słupkami radośnie prezentowanymi w prasie, dowodzącymi o
dokonywaniu się gospodarczego cudu. Mocno krytykowane są także koneksje i
układy, które są kluczowym czynnikiem decydującym przy obsadzaniu najbardziej
intratnych pozycji – powiązania z tajnymi służbami czy przynależność do partii
są znacznie bardziej cenionym atutem niż kompetencje czy doświadczenie.
Największą niedorzecznością, nad którą najmocniej zdaje się ubolewać Serge jest
prowadzona przez Szefa polityka
nieufności i paranoicznej podejrzliwości, na skutek której wiele milionów ludzi
ginie bądź trafia do Gułagu.
Autor dobrze
oddaje grozę, jaka zapanowała w społeczeństwie po nastaniu wielkiej czystki, kiedy
to nawet najbardziej irracjonalny donos mógł zakończyć się śmiercią
domniemanego zbrodniarza. Wiele
miejsca poświęcono eliminacji starych
bolszewików, którzy znikają w dziwnych okolicznościach, niespodziewanie
wyjeżdżają na urlopy zdrowotne (bezpowrotne), bądź są skazywani na 10 lat więzienia bez prawa korespondencji (eufemistyczne
określenie wyroku śmierci). Bojownicy walczący o prawa proletariatu,
pamiętający jeszcze rewolucję październikową, Lenina czy nieudaną próbę
ekspansji komunizmu na Zachód, giną jeden po drugim, bez względu na wcześniejsze zasługi
czy uznania. Ale ten sam los czeka także młodych karierowiczów, szefów NKWD,
członków Komitetu Centralnego. To usuwanie politycznych przeciwników,
niewygodnych świadków oraz potencjalnych wrogów w brutalny sposób uświadamia,
że nikt poza Stalinem nie może czuć się bezpiecznie w ZSRR, chociaż wielu
wysoko postawionych dygnitarzy łudziło się, że darzonych jest sympatią przez
swojego dyktatora. Victor Serge bardzo umiejętnie pokazał jak naiwne i złudne
były przekonania tych osobników, z których wielu o swojej rzekomej winie
dowiadywało się z dnia na dzień, nagle i niespodziewanie, bez możliwości
przygotowania skutecznej obrony. Autor świetnie odtworzył raptownie zmieniający
się nastrój przyszłej ofiary, która pełna niepokoju, ale i płonnej nadziei
nerwowo wyglądała sygnałów mogących świadczyć o łasce bądź niełasce Szefa. Wahanie, bierne oczekiwanie,
paraliż, wiara w szczęśliwą kartę – Serge przedstawia całą paletę emocji
odczuwanych przez ludzi, których los został już dawno przesądzony.
Sprawa Tułajewa zasługuje na miano
bardzo wartościowej lektury, bowiem autorowi udało się bardzo umiejętnie
uwidocznić prawdę, że zbrodnia bądź jej zamiar mogą zrodzić się pod wpływem
impulsu, który pojawia się niespodziewanie w obliczu sprzyjających
okoliczności. Mord popełniony na tytułowym towarzyszu w ogromnej mierze wynika
z przypadku, nie jest dziełem zaplanowanej akcji. Wola uśmiercenia osobnika,
który niewątpliwie zasługiwał na karę, objawia się niemal bezwiednie, tak, że nawet
zabójca nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, co właśnie uczynił. Poprzez
takie poprowadzenie fabuły Serge umiejętnie zasygnalizował rolę przypadku w
codziennym życiu, które nigdy nie będzie w pełni przewidywalne. Element
zaskoczenia, ślepy traf, prawa statystyki zawsze będą wtrącać się do
człowieczego żywota, burząc wypracowane koncepcje, krzyżując powzięte
zamierzenia, zmuszając do ciągłej korekty naszych przewidywań i oczekiwań.
Sprawa Tułajewa to także bogaty portret
ludzkich postaci, wśród których przewijają się osobnicy niezadowoleni z
warunków, w jakich przyszło im bytować, ale nie posiadający na tyle odwagi, by
głośno wyrazić swoją dezaprobatę. Ale prawdziwych tchórzy najłatwiej odnaleźć
jest w wysokich kręgach władzy, do której pociąg mocno odczuwają wszelakiej
maści ścierwa: karierowicze, przekupnie, tani pochlebcy. Ich osobowości
stanowią wyraźny kontrast dla bojowników, szczerze wierzący w sens dokonującej
się rewolucji, ufających w siłę człowieczego rodzaju, przekonanych, że
proletariat zyskuje coraz większą samoświadomość oraz, że pośród ofiar i krwi
rodzi się nowy, lepszy i dojrzalszy gatunek człowieka. Temu żarliwemu
przeświadczeniu o celowości rewolucji, które przebija się na kartach powieści,
towarzyszy głęboka uraza i wyrzut, że dokonania bolszewików zostały
zaprzepaszczone i w ogromnej mierze zmarnowane przez politykę prowadzoną przez
Stalina. Co ciekawe, Victor Serge, którego śmiało można określić mianem
urodzonego rewolucjonisty, okazuje się jednym z pierwszych krytyków Związku
Radzieckiego (pod adresem tego kraju pada określenie państwa totalitarnego), co przysparza mu bardzo wielu wrogów i
oponentów wśród lewicowych intelektualistów z Europy Zachodniej, którzy idee
komunistyczne traktowali jako formę przeciwstawiania się faszyzmowi i hitleryzmowi.
Reasumując, Sprawa Tułajewa, to niezwykle cenne
dzieło, które stanowi znakomity zapis przełomowego okresu w ciągle jeszcze
młodym i kształtującym się Związku Radzieckim. Osobiste doświadczenia oraz
przeżycia Victora Serge’a składają się na opowieść, którą wedle słów samego
autora należy traktować jako fikcję literacką, będącą prawdą wykreowaną przez
pisarza, nie zawsze pozostającą w zgodzie z prawdą historyka czy kronikarza.
Mimo tych zapewnień, bardzo trudno jest nie traktować Sprawy Tułajewa jako celnej i wnikliwej obserwacji stalinowskiej
rzeczywistości, która przeraża okrucieństwem i bezdusznością. Książka to
również wspaniała lekcja, ucząca tego, jak wiele należy zapłacić za realizację
swoich ideałów oraz jak łatwo te ideały mogą zostać wykorzystane przez ludzi
słabych i przyziemnych, którzy na świat potrafią patrzeć jedynie przez pryzmat
własnych korzyści, władzy i bogactwa. Wstrząsająca lektura, którą warto poznać
osobiście.
Wasz Ambrose
14 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wygląda na bardzo wartościową książkę. Tym bardziej, że lekcja rewolucji została już zapomniana, a wnioski z niej idące wyparte zarówno ze świadomości społecznej, jak i podstaw decyzyjnych władzy. Inna sprawa, że z tą inteligencją społeczną nie jest za dobrze – nigdy sobie nie przyswoiła, że Hitler wcale nie był najgorszy. W ilości ofiar Niemcy zostały zdeklasowane przez Rosjan czy Chińczyków, a nawet Belgów, natomiast Rwanda pobiła ich wszystkich w dynamice ludobójstwa. Cóż, łatwiej jest wierzyć w jednego martwego potwora niż przyznać, że wcale nie wyginęły.
OdpowiedzUsuńCo do autora, to jego inteligencja w kwestii antycypacji też pozostawia chyba wiele do życzenia. Nie jest zresztą wyjątkiem; większość jest właśnie taka. Wierzą w Boga, Hitlera, komunizm, ale nie chce im się nawet przeczytać instrukcji obsługi. Tak jak niewielu katolików przeczytało Pismo Święte, tak i niewielu Niemców przeczytało Mein Kampf, a komunistów dzieła teoretyków komuny. Gdyby Niemcy czytali Mein Kampf, przejrzeliby na oczy najpóźniej 22 czerwca 1941. Gdyby Victor Serge i inni sympatycy komuny na Zachodzie poczytali dzieła Lenina, Marksa i Engelska, albo choćby ich bardziej dociekliwe opracowania, zamiast bezmyślnie łykać hasła z gazet, zobaczyliby nieuchronność terroru wewnętrznego i agresywnej polityki zewnętrznej komunizmu.
Ideały są niczym brzytwa. Nie trzeba zbrodniarza, by stały się narzędziem zbrodni. W dłoniach małpy też nie posłużą niczemu dobremu.
A propos porównywania rozmiarów zbrodnia Hitlera i Stalina, to mama mojej dziewczyny stale powtarza, że to radziecki dyktator był gorszy, bowiem bez skrupułów mordował także "swoich". Wydaje się, że reżim Hitlera miał nieco klarowniejsze zasady - wykreowano wyraźnego wroga i w zasadzie każdy Aryjczyk lojalnie służący partii nie miał zbytnich powodów do obaw. Natomiast w ZSRR praktyczne nikt oprócz Stalina nie mógł czuć się bezpiecznie. Ale faktycznie, po raz kolejny masz rację zauważając, że łatwiej jest wykreować jednego potwora, w cieniu którego ukrywają się inni, wcale nie mniejsi zbrodniarze.
UsuńA co do autora, to ja określiłbym jego dzieła typowym zachowaniem neofity, który po odkryciu nowej "prawdy" (w tym przypadku jest to rzeczywiste oblicze Kraju Rad), nie ustaje w jej głoszeniu i czyni to z jeszcze większą gorliwością niż zwykli "wyznawcy".
Nie miałem pojęcia o tej serii, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Sama recenzja też zachęca do sięgnięcia. Fikcja literacka czasem potrafi dużo lepiej opisać rzeczywistość niż suche raporty i sprawozdania.
OdpowiedzUsuńJa tę serię mam już na oku od pewnego czasu. Bardzo podobały mi się książki Georgesa Simenona oraz Eileen Chang. Można trafić także na interesujące wznowienia (Sciascia, Moravia, Themerson). Szczerze polecam :)
Usuń"Nowy kanon" jako nazwa serii to nazwa mocno na wyrost bo chyba połowa, jeśli nie większość książek była już u nas wydana ale przypomnienie nie zaszkodzi bo dzięki niej "odkryłem" "Ptaszynę" :-) W "Sprawie... " najbardziej podobał mi się początek i zakończenie a przeczytać warto.
OdpowiedzUsuńHa, biorąc pod uwagę fakt, że seria cały czas jest rozwijana, gorąco liczę na to, że nazwa stanie się adekwatna do wydawanych w jej ramach pozycji :) Przeglądałem zbiory pierwowzoru tej serii - „The New York Review of Books" - i stwierdzam, że można znaleźć tam naprawdę interesujące pozycje :) A ten nasz polski odpowiednik także sobie chwalę, bo dzięki niemu wznowiono choćby Sciascię czy Moravię. Dobrze jest przypominać takich autorów :)
UsuńBardzo cenię sobie "Nowy kanon", zwłaszcza polecam "życie i los" Wasilija Grossmana. Tutaj też akcja rozgrywa się w ZSRR, a opis bitwy pod Stalingradem długo zostaje w pamięci.
OdpowiedzUsuńJa także dzielę sporym sentymentem powieści wydawane na łamach "Nowego Kanonu". Jeśli chodzi o Grossmana, to na mojej czytelniczej półce czeka już "Wszystko płynie". Znacznie szczuplejsza powieść niż "Życie i los", ale mam nadzieję, że okaże się równie interesująca :)
UsuńJa też cenię tę serię. Moje naj, naj, najulubieńsze książki z tej serii to "Dziewczyna z poczty", "Ptaszyna", "Orkan na Jamajce". Najmniej podobała mi się "Pogarda" Moravii.
Usuń"Dziewczyna z poczty" to faktycznie b. dobra pozycja. Ten utwór także przypadł mi do gustu. Na "Ptaszynę" mam oko od pewnego czasu, ale jeszcze nie udało mi się jej nabyć, z kolei "Orkan na Jamajce" cierpliwie czeka na półce na swoją kolej :)
Usuńwydaje mi się, że akurat w tej powieści forma, w której brakuje jednego głównego bohatera doskonale ilustruje jakim mało znaczącym trybikiem jest człowiek w zetknięciu z historią, a zwłaszcza z "absurdami Kraju Rad" i stalinowską rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńTak, tak, świetnie udało Ci się to wychwycić :) Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, ludzie żyją, ale za chwilę znikają i rozpływają się w powietrzu, jakby nigdy nie istnieli, nawet Ci, którzy na pozór coś znaczyli.
UsuńMnie przerażają wszelkie totalitaryzmy i radykalizmy. Nie wiem czy sięgnę akurat po tę pozycję, nie żeby wydawała się nieinteresująca, ale jakoś dziś jej treść mnie przytłacza. W każdym razie sama seria, z której pochodzi, wydaje się bardzo, bardzo interesująca.
OdpowiedzUsuńJa wychodzę z założenia, że warto przekonać się, do jakich okrucieństw zdolny jest na pozór normalny i zwyczajny człowiek, jeśli tylko stworzyć sprzyjające ku temu warunki. To świetna lekcja, która uczy pokory oraz dobrze uświadamia nasze słabości. Oczywiście nie wszystkie książki z tej serii są takie jak ta - zbiór jest dość różnorodny, a więc na pewno trafisz na coś w sam raz dla Ciebie :)
Usuń