Marcel Moss to jeden z bardziej popularnych (w sensie lansowanych) współczesnych polskich pisarzy, w szczególności wśród tych specjalizujących się w kryminale, sensacji i thrillerze. Dotąd nie odważyłem się sięgnąć po żadną jego powieść, choć chwalone są za aktualne treści, podnoszenie ważkich probemów i inne walory. Szczególnie powstrzymywały mnie moje smutne czytelnicze doświadczenia z innym krajowymi rewolwerowymi piórami będącymi gwiazdami polskiego rynku wydawniczego. Swoją drogą – ciekawe pytanie, dlaczego u nas promuje się autorów, którzy nie mają szans na trwałe wejście do dorobku literatury, ani na trwały sukces eksportowy, i marnotrawi się środki, by z ich wypocin zrobić bestsellery? Za PRL jak ktoś był prawdziwą gwiazdą (Lem, Kapuściński), to był nią i w kraju, i na całym świecie…
No, ale wróćmy do tematu. W końcu sięgnąłem po Mossa. Nie wybrałem niczego z początków jego kariery, ale powieść „Utraceni” otwierającą cykl „Echo”, która swoją premierę miała w 2021 roku. Postawiłem na audiobook z głosem Adama Baumana i zacząłem słuchać.