Myślałem, że już nie będę zmuszony powracać do Ś.P. Prezydenta Kaczyńskiego, przynajmniej do czasu jego pogrzebu, ale niestety… Rzeczywistość, co było do przewidzenia, okazała się taka, jak każdy widzi. Bezpośrednim impulsem do napisania tego postu była dzisiejsza rozmowa Moniki Olejnik z Pawłem Kowalem, posłem PiS, w Radio Zet.
Nie zakończono jeszcze prac na miejscu smoleńskiej tragedii, nie zidentyfikowano jeszcze wszystkich ciał, a już prezydent, który za życia jątrzył i dzielił Polaków, znów jest powodem sporów i demonstracji.
Kościół i rodzina pragnie by Prezydent znalazł miejsce wiecznego spoczynku na Wawelu. Jak w ogóle katolik może mówić, iż ktoś znajdzie miejsce wiecznego spoczynku na ziemi. Przecież oczekujemy Zmartchwychwstania. Nawet w warstwie językowej widać, że katoprawica sama nie wierzy do końca w głoszone przez siebie tezy. To tylko jednak taka dygresja na temat słownictwa.
Nie chcę tutaj rozważać, czy Lech Kaczyński godzien jest spoczywać obok królów. Oni też święci nie byli, więc pewnikiem tak. Problem jest gdzie indziej. Skoro mamy po jego śmierci żałobę narodową, skoro był prezydentem kraju, a więc wszystkich obywateli, to dlaczego o miejscu jego pochówku ma decydować rodzina i dostojnicy kościelni. Nie wszyscy zresztą, gdyż nawet w łonie Kościoła są na ten temat sprzeczne zdania.
Niezależnie od tego, gdzie pochowamy Prezydenta, niezależnie od jego niezwykłej zdolności do dzielenia Polaków widocznej nawet po śmierci (niewykluczone, że za przyczyną jego żyjącego brata, który podobno był autorem pomysłu z Wawelem), widać teraz bardzo wyraźnie jak polska klasa rządząca (rząd, Kościół, Sejm z Senatem i wszystkie partie polityczne) mało zajmują się dobrem Państwa i jego przyszłością. Widać jak trwonią czas i siły na rozstrzyganie spraw jednostkowych i mało ważnych zamiast przy ich okazji tworzyć rozwiązania trwałe i ogólne. Widać jak bardzo odstajemy tutaj od normalności.
Państwo ma czas i pieniądze, by ingerować w prywatne życie pojedynczego człowieka aż do granic absurdu. Choćby ustawa o obowiązku jazdy na światłach, co jak jednoznacznie pokazują badania nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo jazdy. Jest czas i środki by takie prawo tworzyć i egzekwować. Nie było jednak czasu i możliwości, by wypracować procedury uniemożliwiające zaistnienie takiej tragedii jak w Smoleńsku. Nawet w czasie wojny nie jest do wyobrażenia by w jednym dniu zginał Prezydent i dowódcy wszystkich rodzajów wojsk nie licząc innych kluczowych dla działania państwa osób. Nawet niektóre prywatne koncerny, nie mówiąc o strukturach państwowych w innych krajach, mają przepisy zabraniające przebywania w jednym czasie w jednym środku transportu kilku kluczowych dla swego działania osób. Żałoba żałobą ale czas przyznać, że jako państwo i naród znów pokazaliśmy przed światem swą głupotę i krótkowzroczność. Jak widać po aferze z miejscem pochówku Prezydenta, tragedia w Smoleńsku niczego nas nie nauczyła.
Wawel jest miejscem od dawna politycznie martwym. W dodatku jest miejscem mocno katolickim. Pochowanie Kaczyńskiego na Wawelu, kontrowersyjne już dziś, na pewno spowoduje w przyszłości problemy. Każdy następny pogrzeb prezydenta będzie jeszcze większą awanturą o ile nie dojdzie do totalnej chryi. Wiadomo czym się kieruje się kardynał Dziwisz. Za trumną Kaczyńskiego popłynie na Wawel mnóstwo ludzi i jeszcze więcej pieniędzy. To także próba pokazania jak wielką władzę ma w Polsce Kościół i próba sprawdzenia, jak daleko może ta władza sięgnąć w państwie, które zgodnie z konstytucją oddziela sprawy kościelne od świeckich. Osoby utożsamiane z państwem powinny patrzeć jednak trochę dalej niż na dzień dzisiejszy, na partykularne interesy i ten konkretny pogrzeb. Dzisiejsza awantura o miejsce pogrzebu powinna być widziana jako objaw tego, co może być wielkim problemem w przyszłości. Czy tak trudno zobaczyć potencjalną awanturę po śmierci Wałęsy, Kaczyńskiego, że o Jaruzelskim nie wspomnę? Gdzie ich pochować?
Oczywiście, można za każdym prezydenckim pochówkiem być pośmiewiskiem świata; kłócić się i opluwać nawzajem. Jednak można, gdyby ci na górze naprawdę o przyszłej Polsce myśleli, można by sprawę załatwić systemowo. Ustalić, przykładowo w drodze ustawy, iż miejscem pochówku wszystkich prezydentów Polski jest jakaś jedna nekropolia. Wtedy nie będzie awantur takich jak obecne. Zapobiegnie to też dalszym podziałów wśród Polaków. Pokaże, że wobec śmierci wszyscy są równi a tylko Bóg i historia może ich sądzić.
Na razie niestety na to się nie zapowiada. Takie pomysły może mieć tylko taki szary, głupi człowieczek jak ja. Mądrzy i wielcy szykują dalsze podziały i dalsze powody do nienawiści. Skoro bowiem „mój” prezydent zostanie pochowany gdzie indziej niż „twój”, a obaj po awanturach i przepychankach, to znaczy, iż jeden był gorszy a drugi lepszy. Z tego już powód do kolejnej awantury, bo można się „podłączyć” pod swojego prezydenta i jego autorytet a potem, na zasadzie kiboli, nienawidzić i poniżać inne osoby, które odmiennie oceniają ważność prezydentów.
Obym był złym prorokiem, ale niestety nieczęsto mi się to zdarza…