Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

sobota, 28 czerwca 2025

Sylwia Czubkowska „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę.” ♥♥♥


„Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę.” Książka o tym długim tytule, pióra Sylwii Czubkowskiej, współczesnej dziennikarki, odleżała się u mnie nieco w czytelniczej kolejce, ale w końcu sobie o niej przypomniałem. Wybrałem wydanie audio z głosem Wojciecha Stagenalskiego. Od razu to zaznaczam, gdyż po wielu spotkaniach Dyskusyjnego Klubu Książki w Rawie Mazowieckiej, do którego należę, przekonałem się, że nośnik ma znaczenie. I nie chodzi tu tylko o umiejętności lektora. Czasami wersja audio „lepiej wchodzi” niż druk, a czasami odwrotnie, i trudno z góry orzec, jak będzie w danym przypadku.


czwartek, 26 czerwca 2025

Åsne Seierstad „Historie afgańskie” - historia od podszewki ♥♥♥


„Historie afgańskie” – kiedy mnie to w końcu przestanie prześladować?! Autorka, Åsne Seierstad, w posłowiu uzasadnia, dlaczego nadała swej książce taki, a nie inny, tytuł - „Afghanerne ”, czyli „Afgańczycy”. Ale Polak zawsze wie lepiej. Nic dziwnego, skoro wie lepiej nawet niż Mickiewicz, co było jego ojczyzną – przecież nie Litwa, tylko Polska, to tym bardziej wie, jaki tytuł jest lepszy dla książki „zwykłego” autora, który pewnie nawet nie wie co to takiego „wieszcz”. Gdy przeglądam tytuły na goodreads, gdzie w jedną chwilkę można porównać dziesiątki, a nawet setki, wydań tego samego dzieła, widzę, iż żadna chyba nacja tak często i tak dowolnie nie zmienia tytułów importowanych dzieł literackich, jak nasza. Nieodmiennie zadziwia mnie ta buta moich rodaków, którzy zawsze wszystko wiedzą lepiej, i dziwią mnie ich ciągłe skargi, że nikt nas nie lubi nie wiadomo dlaczego. Wszystko wiedzą lepiej, a tego jednego nie wiedzą…



poniedziałek, 23 czerwca 2025

"Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu" Haruki Murakami - O zawiłościach synowsko-ojcowskich relacji

Haruki Murakami

Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu 

Tytuł oryginału: Neko o suteru. Chichioya ni tsuite kataru toki
Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Wydawnictwo: MUZA SA
Liczba stron: 80

 
 

Jestem mężczyzną
Znowu zostanę tarczą
A w kraju jesień
[1]

Wojna to doświadczenie, jakim bardzo trudno jest się podzielić z tymi, którzy nigdy nie mieli z nią do czynienia. Ogrom zaznanych traum czy przeżyć daleko wykraczających poza to, z czym stykamy się na co dzień w czasach pokoju, skutecznie zawęża platformę porozumienia. Częste obcowanie ze śmiercią, która nadciąga ze wszystkich stron, która czai się niemal za każdym rogiem, które staje się elementem rutyny, okalecza duchowo, co mocno utrudnia funkcjonowanie już w powojennych realiach – nierzadko weterani nie znajdują zrozumienia u swoich bliskich czy nawet całego społeczeństwa. O tym, że wojna buduje mury, które mogą okazać się prawie niemożliwe do przeskoczenia (bądź obejścia, ominięcia), boleśnie przekonuje się Haruki Murakami (ur. 1949), japoński pisarz, eseista i tłumacz literatury amerykańskiej, autor eseju Porzucenie kota. Wspomnienie o ojcu. 

sobota, 21 czerwca 2025

Piotr Milewski „Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji” - praca w Japonii od kuchni ♥♥


Lekturą czerwca 2025 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej była książka współczesnego polskiego podróżnika, fotografa i pisarza (niekoniecznie w tej kolejności) Piotra Milewskiego zatytułowana „Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji”. Autor opisuje w niej wrażenia z pięciu lat pobytu w Japonii, w czasie których pracował w jednej z tamtejszych firm.

Milewski, jako jeden z nielicznych współczesnych rodzimych pisarzy, zasłużył na słowa uznania nie tylko za świetny styl; spokojny, rzeczowy i bez wysztucznionych literackich wodotrysków, ale za podstawy literackiego rzemiosła – brak nie tylko błędów stylistycznych, gramatycznych czy składniowych, ale nawet literówek i innych tekstowych chochlików. No – może jedna interpunkcja się trafiła. Na tle innych autorów, tłumaczy i wydań, to bardzo przyjemna czytelnicza odmiana.

Z samej swej istoty wszelkie reportaże z Kraju Kwitnącej Wiśni, z krainy odległej i mało znanej, są dla Europejczyków bardzo interesujące, więc i dla nas też. Piotr Milewski nie musiał więc koloryzować i ubarwiać swej opowieści; chwała mu za to, że się od tego powstrzymał, przez co jego dzieło dodatkowo zyskało na wiarygodności. Powstrzymał się też, wbrew obecnej modzie, od koncentrowania się na „atrakcjach”, a po prostu opisał swe codzienne życie w tym jakże niecodziennym dla nas, trudnym do wyobrażenia, środowisku. Atrakcje same się zdarzyły, gdyż trafiły się w czasie jego pobytu i trzęsienia ziemi, i kryzys, który wywarł na japońskiej rzeczywistości jeszcze większy wpływ, niż największe nawet katastrofy z Fukushimą włącznie.

Jakkolwiek „Planeta K” w swoim gatunku jest dziełem doskonałym, kompletnym, w którym trudno nawet sobie wyobrazić coś, co można by poprawić czy ulepszyć, to czytając je należy sobie zdawać sprawę, że prawdopodobnie realia korporacji, które autor opisuje, nie są do końca reprezentatywne dla całej Japonii, zwłaszcza zaś skostniałość jego pracodawcy w zakresie procesów decyzyjnych, polityki personalnej i innych aspektów. Z drugiej strony rzeczowe opisanie stanu faktycznego, bez dorabiania interpretacji po fakcie i po czasie, daje nam świetny, prawdziwy obraz. Każdy rozumie, że żadnej kraj i żaden naród nie jest do końca jednorodny.

Lektura sprawiła mi wielką czytelniczą i poznawczą frajdę, między innymi właśnie brakiem szukania poklasku, tego tak powszechnego, a usilnie skrywanego parcia na bestseller, na zaskoczenie na siłę odbiorcy, na zaszokowanie czytelnika. I nie były to tylko moje odczucia – już dawno żadna lektura nie uzyskała takich ocen w naszym klubie:


0 - nie podobała się

0 – była OK

1 – podobała się

6 – bardzo się podobała

1 – była rewelacyjna


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

piątek, 20 czerwca 2025

Daniel Cole „Ragdoll” - „Fawkes and Baxter” #1


W jednej z dzielnic Londynu dochodzi do makabrycznego morderstwa. Policja znajduje zwłoki złożone z części ciał sześciu ofiar, zszyte jak kukiełka. Temat „szmacianej lalki”, jak określa sprawę prasa, nie schodzi z pierwszych stron gazet. Zwłaszcza że zabójca drwi z policji, przekazując mediom listę nazwisk kolejnych ofiar wraz z datami planowanych morderstw.

Śledztwo w tej szokującej sprawie prowadzi detektyw William „Wolf” Fawkes, niedawno przywrócony do służy w londyńskiej policji metropolitalnej, oraz detektyw Emily Baxter, jego była partnerka. Czy Fawkes i Baxter zdołają dopaść zabójcę i ocalić sześć osób, gdy świat obserwuje każdy ich ruch?

Tyle o fabule dowiadujemy się z wydawniczego blurba, i tyle na początek wystarczy, by przybliżyć „Ragdoll” - pierwszą, debiutancką powieść Daniela Cole, Brytyjczyka, rozpoczynającą cykl „Fawkes and Baxter”. Powieść, która już doczekała się ekranizacji.

W moje ręce trafił audiobook z głosem Adama Baumana, więc zapowiadało się nieźle. Niestety i tak też pozostało po jego wysłuchaniu, czyli tylko nieźle.

Choć Cole jest rodowitym Brytyjczykiem, postawił, pewnie w celu łatwego osiągnięcia sukcesu sprzedażowego, na amerykańską szkołę thrillerów kryminalnych mówiącą, że ma być bardziej krwawo niż dotąd – więcej trupów, ćwiartowania, flaków, zboczeń, czy co tam ktoś jest w stanie wymyślić. No i sukces zdaje się był, ale „Ragdoll” raczej do klasyki gatunku nie wejdzie.

Pomysł na fabułę, choć „amerykański”, był oryginalny. Postacie bohaterów już mniej. Gorzej, że autor nie wczuł się w świat, który stworzył i nie wniknął w realia, w których umieścił swych bohaterów. Do połowy słucha się tego świetnie (Bauman jest naprawdę dobry), ale potem coś zaczyna zgrzytać. I nie chodzi nawet o wpadki jak ta o wyjmowaniu iglic z broni palnej używanej na planie filmowym (niby jak miałaby ona wtedy strzelać ślepakami). Raczej chodzi o to, że narracja nabiera tonu, jakby autor zaczynał ślizgać się po powierzchni przedstawianych scen, jakby w nich tak naprawdę nie siedział. Do połowy powieści, jak to u mnie zwykle, wyobrażałem sobie wszystko jakbym oglądał film, ale potem było z tym coraz gorzej. Czytałem, rozumiałem, ale już coraz trudniej było przenieść się w świat przedstawiony. Scena zaś kulminacyjna, to tragedia. Nie tylko nieprzekonująca, ale kompletnie nie mogłem sobie jej wyobrazić. Mam wrażenie, że autor też nie i pogubił się w pewnych momentach. Ponieważ zaś koniec wieńczy dzieło i on właśnie najbardziej wpływa na końcowe wrażenie, ten finał był kropką nad i. I mówiącym: i tak pięknie się zaczęło, i tak żałośnie się skończyło.

Po tych wrażeniach raczej nie palę się do następnych części „Fawkes and Baxter”. Jest tyle lepszych książek czekających na przeczytanie i autorów czekających na poznanie… Z drugiej strony, jeśli nie macie akurat co czytać, a „Ragdoll” jest pod ręką, to czemu nie. To i tak lektura na jeden raz, do której chyba z założenia nigdy się nie wraca.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

czwartek, 19 czerwca 2025

Charlotte Link „Samotna noc” - „Kate Linville & Caleb Hale” #4 ♥♥


 „Wszystko ta nuda...”


Charlotte Link jest jedną z najpoczytniejszych niemieckich współczesnych pisarek i zarazem jedną z bardziej znanych na świecie autorek specjalizujących się w thrillerach i powieściach kryminalnych, z których wiele doczekało się ekranizacji w formie seriali. Kiedy zaczynałem czytelniczą przygodę z bohaterami jej serii powieściowej „Kate Linville & Caleb Hale”, zwłaszcza protagonistka mocno mnie denerwowała, lecz i tak dałem się wciągnąć. Po każdą następną książkę cyklu sięgałem z większymi oczekiwaniami, gdyż z każdą odsłoną serii Kate ewoluowała, podobnie chyba jak i wena Charlotte, która jakby nabierała rozpędu.

Samotna noc” to czwarty odcinek policyjnych, dochodzeniowych i osobistych perypetii brytyjskiej policjantki Kate Linvill; Caleb Hale jest na razie zdecydowanie postacią drugoplanową. Tym razem nasza detektyw zmierzy się z seryjnym mordercą, ale jak zwykle szczegółów nie będę zdradzał. Nadmienię jednak, że jednym z problemów podniesionych w książce jest to, że coraz częściej przyczyną zbrodni, również tych najcięższych, staje się… nuda. „Wszystko ta nuda…”. Zauważyłem to i u innych autorów, i w realu, ale jakoś ucieka to utytułowanym mądralom i specjalistom od statystyk kryminalnych. Pewnie dlatego, że skoro brak odpowiedniej rubryki w formularzach wypełnianych przez prowadzących postępowania, to się jej nie zaznacza. Wybiera się inną, i wszystko toczy się dalej po staremu. To konsekwencje mody na testy, słowa klucze i ankiety z zamkniętą liczbą opcji do wyboru.

Intryga kryminalna jest całością zamkniętą w tej książce, więc niby powieść zasadniczo można czytać samodzielnie, bez uprzedniego poznania wcześniejszych pozycji z serii, lecz jeśli się spodoba, czyż nie głupio będzie wracać i poznawać ważne wątki osobiste, których dalszy ciąg już się zna? Tym bardziej, że wątki osobiste, obyczajowe, stanowią istotny element fabuły całego cyklu i spajają poszczególne powieści w całość.

Dziwiło mnie, i nadal dziwi, czemu Niemka umieściła miejsce akcji w Wielkiej Brytanii. Zwykle taki zabieg obniża wartość dzieła, gdyż autor z reguły niewiele wie o realiach, jeśli tłem nie jest kraj, w którym mieszka, lub który dobrze zna. Sprawia to, że rzecz staje się mniej przekonująca, mniej realistyczna, zwłaszcza, gdy czytelnik wie co nieco o kraju, który wybrano na świat przedstawiony i łapie pisarza na jego nieznajomości. O dziwo, Link jest wyjątkiem i choć nie wiem, jak dla Brytyjczyka, ale dla mnie pokazała, że można, że wszystko zależy od klasy twórcy. Na pewno z rodzimych autorów, jacy próbowali pisać kryminały, których akcja dzieje się w UK, żaden nawet nie zbliżył się do podobnego poziomu.

Ewolucja psychologiczna postaci, zwłaszcza protagonistki, pod wpływem przeżyć i wydarzeń, jest dużym plusem podnoszącym i tak wysoką ocenę dzieła, na którą składają się świetna narracja, klimat, dobra intryga kryminalna i ogólna fabuła cyklu. „Kate Linville & Caleb Hale” wskakują na listę moich priorytetów czytelniczych w kategorii czysta rozrywka, a Charlotte Link, chyba już na stałe, do moich ulubionych autorów.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

wtorek, 17 czerwca 2025

Ann Cleeves „Przynęta” - Vera Stanhope #1


„Przynęta” to tytuł powieści otwierającej cykl „Vera Stanhope” pióra współczesnej brytyjskiej autorki Ann Cleeves specjalizującej się w powieściach kryminalnych. Nie wnerwiają Was już te tytuły polskich wydań? – tytuł oryginału, „The Crow Trap” raczej nie oznacza tego samego i znacznie lepiej koresponduje z treścią. Mam wrażenie, że jeśli nawet nie cały naród, to przemysł wydawniczy na pewno zaraził się już od naszych polityków polską chorobą objawiającą się usilnym poprawianiem tego, co jest dobre (czyli psuciem), zamiast skierowania wysiłków na naprawianie tego, co ewidentnie nie działa. No, ale wróćmy do dzieła Ann Cleeves.

Fabuły nie będę przybliżał, tym bardziej, że w blurbie wydawnictwa jest na ten temat informacji aż nadto. Dość powiedzieć, że gdyby nie etykietka „kryminał”, do połowy lektury czytelnik może myśleć, że to typowa babska obyczajówka. Babska, gdyż wszystkie główne postacie to kobiety, narracja w kobiecym stylu i z kobiecej perspektywy. Nie, żeby to było coś złego… Od połowy widać już, że to klasyka gatunku, w dodatku w wersji z czasów, kiedy do napisania dobrego kryminału nie była potrzebna makabra, zboczenia i tony flaków.

Z kilku wydań, które się u nas ukazały, w moje ręce trafił audiobook, któremu głosu użyczyła Beata Olga Kowalska. Nie był to najszczęśliwszy wybór, choć lektorka, w przeciwieństwie do większości koleżanek po fachu, sprawiła się bardzo dobrze. Po prostu postacie, poza męskimi i protagonistką cyklu, która nie jest jednak główną postacią powieści, nie są zbyt dystynktywne. Może w przypadku wersji drukiem nie jest to problem, ale przy słuchaniu książki czytanej trzeba baardzo uważać, żeby się nie pogubić w postaciach. Z męskimi o dziwo nie ma takich problemów; sęk w tym, że jest ich mało i są drugoplanowe. Być może poradziłby sobie z tym lektor klasy młodego Stuhra, który po mistrzowsku indywidualizuje głosy postaci operując nie aktorzeniem, a akcentem. Szczególnie jest to widoczne właśnie w prozie anglojęzycznej i z anglosaskiego rejonu kulturowego, gdzie akcent jest kluczowy. Niestety Beata Olga Kowalska aż tak dobra nie jest.

Tłumaczenie nie było złe, choć i wspaniałe też nie. Na przykład rzeczne nabrzeże to nie to samo, co brzeg rzeki. No, ale nie było źle i dość o tym. Reasumując – całkiem dobry kryminał, o powolnym tempie i akcji, i narracji. Bez suspensu, ale z solidną zagadką i niezłą intrygą. Raczej jednak do poczytania, a nie do wysłuchania. Bez wodotrysków, bez przesłania poza muśnięciem ekologią, ale za to jest to bezstresowa lektura dla miłośników kryminału. I obyczajówek chyba też.

Ciekaw jestem jak się udała ekranizacja, bo jest, ale na razie raczej się nastawiam na następną powieść serii. Chyba warto poznawanie dorobku tej autorki kontynuować.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

poniedziałek, 16 czerwca 2025

"Czarodziejka z Florencji" Salman Rushdie - O atrakcyjności i nieprawdziwości nieprawdziwych opowieści

Salman Rushdie

Czarodziejka z Florencji 

Tytuł oryginału: The Enchantress Of Florence
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Seria: Salamandra 
Liczba stron397

 
 

Czym jest opowieść pozbawiona słuchacza? Na cóż zdają się najbardziej cudowne czy niezwykłe historie, jeśli nie ma komu ich poznawać, podziwiać i delektować się nimi? Zatem, by język mógł w pełni rozkoszować się swym demiurgicznym tryumfem, nieodzowne jest ucho łapczywie spijające sączony weń nektar słów. O potędze tej zależności – gawędziarza i gawiedzi gotowej stać się jego audytorium – ciekawie pisze Salman Rushdie (ur. 1947), brytyjski pisarz i eseista pochodzenia indyjskiego, autor powieści Czarodziejka z Florencji.