Do napisania tego tekstu przymusiły mnie refleksje, jakie nasunęły mi się po przeczytaniu na skonsumowanej właśnie konserwie napisu:
To opakowanie w 100% podlega recyklingowi.
No jasne – na złom. Ale czy na pewno w 100%?
Nie każdy złom jest równie atrakcyjny jako surowiec, nawet jeśli jest to złom jednego rodzaju. Z puszki po konserwach albo z garnka stali pancernej nie zrobisz. Pomińmy to jednak milczeniem i załóżmy, że faktycznie da się wykorzystać całość naszego opakowania. Czy to na pewno znaczy, że jego powrót do ponownego użycia nie obciąży (nie dewastuje) środowiska naturalnego? Otóż wcale nie.
By przetopić złom i ponownie wytworzyć z niego nowy produkt (na przykład nową puszkę), potrzebna jest energia. A ta, w znakomitej większości, jest wytwarzana ze źródeł nieodnawialnych i w sposób niszczący środowisko. Recykling nie oznacza więc wcale, że nie niszczymy środowiska i nie zużywamy nieodnawialnych zasobów. Ta niby oczywista wiedza jakoś wszystkim nam umyka.
Jeśli efekt finansowy jest, przynajmniej w pewnym zakresie, miernikiem negatywnego wpływu na środowisko, a pewnie jest, to skala kosztów recyklingu, także ekologicznych, po kompleksowym rozważeniu może być wyższa niż wyprodukowania nowego opakowania. W przypadku PET-ów (popularne butelki do napojów) koszt ekonomiczny wytworzenia nowego opakowania jest podobno cztery razy niższy niż z recyklingu, a to daje do myślenia. Oczywiście, przy tworzywach sztucznych recykling zwalcza problem śmieci, ale w przypadku stali już nie. Wyrzucona na wysypisko po pewnym czasie sama się „zutylizuje” i to tym szybciej, im gorszej jest jakości.
Oczywiście nie neguję potrzeby recyklingu, ale trzeba by sobie uzmysłowić, że w dziedzinie opakowań o wiele lepszym rozwiązaniem jest stosowanie rozwiązań wielorazowych. U nas nadal kojarzą się z komuną i butelkami na mleko, ale w Niemczech na przykład można kupić w marketach nawet jogurty w opakowaniach zwrotnych.
Wszystko to jednak, czyli i recykling, i opakowania wielorazowego użytku, to są zwykłe półśrodki. Jedyną prawdziwą drogą do zatrzymania degradacji środowiska byłoby samoograniczanie się. Tyle, że ta forma nie będzie nigdy popularna, gdyż jest sprzeczna z kardynalną zasadą, na której opiera się cały kapitalizm zwany demokracją, czyli chcieć więcej i mieć więcej. Od dzieci poczynając, a na dobrach materialnych kończąc.
Recykling wygląda więc w pewnym sensie jak największa ściema świata, która służy nie tyle zlikwidowaniu przyczyn dewastacji środowiska, co uspokojeniu sumień konsumentów, którzy chcą kupować wciąż więcej i więcej, w czym jak najbardziej są zainteresowani również ci, którzy naprawdę rządzą światem – właściciele wielkiego kapitału.
Ile razy więc sięgniecie po coś w „recyklingowanym opakowaniu ekologicznym” zastanówcie się, czy nie można tego kupić bez opakowania. Niestety markety przyzwyczajają nas do kupowania wszystkiego, nawet chleba, w plastiku i tylko niektóre oferują na przykład wędliny niezatopione w tworzywie sztucznym. Idąc na łatwiznę nigdy nie będziemy naprawdę proekologiczni. To wymaga wysiłku i wyrzeczeń, również finansowych.
O tym, czy są w ogóle ekologiczne rzeczy, na przykład samochody, może kiedy indziej.
Wasz Andrew