Strony

środa, 14 kwietnia 2010

Kaczyński na Wawelu?



Myślałem, że już nie będę zmuszony powracać do Ś.P. Prezydenta Kaczyńskiego, przynajmniej do czasu jego pogrzebu, ale niestety… Rzeczywistość, co było do przewidzenia, okazała się taka, jak każdy widzi. Bezpośrednim impulsem do napisania tego postu była dzisiejsza rozmowa Moniki Olejnik z Pawłem Kowalem, posłem PiS, w Radio Zet.

Nie zakończono jeszcze prac na miejscu smoleńskiej tragedii, nie zidentyfikowano jeszcze wszystkich ciał, a już prezydent, który za życia jątrzył i dzielił Polaków, znów jest powodem sporów i demonstracji.

Kościół i rodzina pragnie by Prezydent znalazł miejsce wiecznego spoczynku na Wawelu. Jak w ogóle katolik może mówić, iż ktoś znajdzie miejsce wiecznego spoczynku na ziemi. Przecież oczekujemy Zmartchwychwstania. Nawet w warstwie językowej widać, że katoprawica sama nie wierzy do końca w głoszone przez siebie tezy. To tylko jednak taka dygresja na temat słownictwa.

Nie chcę tutaj rozważać, czy Lech Kaczyński godzien jest spoczywać obok królów. Oni też święci nie byli, więc pewnikiem tak. Problem jest gdzie indziej. Skoro mamy po jego śmierci żałobę narodową, skoro był prezydentem kraju, a więc wszystkich obywateli, to dlaczego o miejscu jego pochówku ma decydować rodzina i dostojnicy kościelni. Nie wszyscy zresztą, gdyż nawet w łonie Kościoła są na ten temat sprzeczne zdania.

Niezależnie od tego, gdzie pochowamy Prezydenta, niezależnie od jego niezwykłej zdolności do dzielenia Polaków widocznej nawet po śmierci (niewykluczone, że za przyczyną jego żyjącego brata, który podobno był autorem pomysłu z Wawelem), widać teraz bardzo wyraźnie jak polska klasa rządząca (rząd, Kościół, Sejm z Senatem i wszystkie partie polityczne) mało zajmują się dobrem Państwa i jego przyszłością. Widać jak trwonią czas i siły na rozstrzyganie spraw jednostkowych i mało ważnych zamiast przy ich okazji tworzyć rozwiązania trwałe i ogólne. Widać jak bardzo odstajemy tutaj od normalności.

Państwo ma czas i pieniądze, by ingerować w prywatne życie pojedynczego człowieka aż do granic absurdu. Choćby ustawa o obowiązku jazdy na światłach, co jak jednoznacznie pokazują badania nie ma żadnego wpływu na bezpieczeństwo jazdy. Jest czas i środki by takie prawo tworzyć i egzekwować. Nie było jednak czasu i możliwości, by wypracować procedury uniemożliwiające zaistnienie takiej tragedii jak w Smoleńsku. Nawet w czasie wojny nie jest do wyobrażenia by w jednym dniu zginał Prezydent i dowódcy wszystkich rodzajów wojsk nie licząc innych kluczowych dla działania państwa osób. Nawet niektóre prywatne koncerny, nie mówiąc o strukturach państwowych w innych krajach, mają przepisy zabraniające przebywania w jednym czasie w jednym środku transportu kilku kluczowych dla swego działania osób. Żałoba żałobą ale czas przyznać, że jako państwo i naród znów pokazaliśmy przed światem swą głupotę i krótkowzroczność. Jak widać po aferze z miejscem pochówku Prezydenta, tragedia w Smoleńsku niczego nas nie nauczyła.

Wawel jest miejscem od dawna politycznie martwym. W dodatku jest miejscem mocno katolickim. Pochowanie Kaczyńskiego na Wawelu, kontrowersyjne już dziś, na pewno spowoduje w przyszłości problemy. Każdy następny pogrzeb prezydenta będzie jeszcze większą awanturą o ile nie dojdzie do totalnej chryi. Wiadomo czym się kieruje się kardynał Dziwisz. Za trumną Kaczyńskiego popłynie na Wawel mnóstwo ludzi i jeszcze więcej pieniędzy. To także próba pokazania jak wielką władzę ma w Polsce Kościół i próba sprawdzenia, jak daleko może ta władza sięgnąć w państwie, które zgodnie z konstytucją oddziela sprawy kościelne od świeckich. Osoby utożsamiane z państwem powinny patrzeć jednak trochę dalej niż na dzień dzisiejszy, na partykularne interesy i ten konkretny pogrzeb. Dzisiejsza awantura o miejsce pogrzebu powinna być widziana jako objaw tego, co może być wielkim problemem w przyszłości. Czy tak trudno zobaczyć potencjalną awanturę po śmierci Wałęsy, Kaczyńskiego, że o Jaruzelskim nie wspomnę? Gdzie ich pochować?

Oczywiście, można za każdym prezydenckim pochówkiem być pośmiewiskiem świata; kłócić się i opluwać nawzajem. Jednak można, gdyby ci na górze naprawdę o przyszłej Polsce myśleli, można by sprawę załatwić systemowo. Ustalić, przykładowo w drodze ustawy, iż miejscem pochówku wszystkich prezydentów Polski jest jakaś jedna nekropolia. Wtedy nie będzie awantur takich jak obecne. Zapobiegnie to też dalszym podziałów wśród Polaków. Pokaże, że wobec śmierci wszyscy są równi a tylko Bóg i historia może ich sądzić.

Na razie niestety na to się nie zapowiada. Takie pomysły może mieć tylko taki szary, głupi człowieczek jak ja. Mądrzy i wielcy szykują dalsze podziały i dalsze powody do nienawiści. Skoro bowiem „mój” prezydent zostanie pochowany gdzie indziej niż „twój”, a obaj po awanturach i przepychankach, to znaczy, iż jeden był gorszy a drugi lepszy. Z tego już powód do kolejnej awantury, bo można się „podłączyć” pod swojego prezydenta i jego autorytet a potem, na zasadzie kiboli, nienawidzić i poniżać inne osoby, które odmiennie oceniają ważność prezydentów.

Obym był złym prorokiem, ale niestety nieczęsto mi się to zdarza…

sobota, 10 kwietnia 2010

Katastrofa smoleńska



Cały świat już wie o katastrofie samolotu Tupolew Tu-154M nr  boczny 101 (nr seryjny 90A-837) w dniu 10 kwietnia 2010 roku. W trakcie nieudanego lądowania w Smoleńsku zginęło prawie 100 osób a wśród nich Prezydent Polski i szereg wybitnych osób z naszych elit politycznych i wojskowych. Ogłoszono już tygodniową żałobę narodową a w mediach trwa samonakręcająca się parada fałszywych żałobników. Dlaczego doszło do katastrofy, która bodajże nie ma precedensu w dziejach, i jakie mogą być jej długofalowe skutki?

Przyczynę bezpośrednią być może kiedyś poznamy, ale czy dowiemy się całej prawdy, tylko Bóg może wiedzieć. Ta sprawa ma niewątpliwie wydźwięk polityczny o znaczeniu międzynarodowym i nawet trudno sobie wyobrazić jak wielkim i różnorodnym naciskom będą podlegać wszyscy pracujący nad ustaleniem przyczyn tej tragedii i rekonstrukcją wydarzeń.

Zauważmy jednak, że do katastrofy w takich rozmiarach zwykle prowadzi splot okoliczności ważniejszych i mniej ważnych, bezpośrednich i pośrednich, zależnych od ludzkiej woli i tych do rachunku prawdopodobieństwa (lub Boga)  tylko należących. Tylko wystąpienie ich wszystkich powoduje, iż właśnie tu a nie gdzie indziej i właśnie w takich rozmiarach nieszczęście się zdarzyło. O niektórych, jak o brakach w technicznych możliwościach oferowanych przez lotnisko w Smoleńsku, już wiemy. Wiedzieli o nim zresztą piloci i wszyscy zainteresowani. Mgła również była bez wątpienia ważnym czynnikiem. Katastrofa nie nastąpiła jednak przy pierwszym podejściu do lądowania. Dlaczego piloci podjęli ryzyko ponownego podejścia, skoro wielokrotne próby lądowania są dozwolone tylko w warunkach bojowych?

Już odzywają się głosy próbujące zwalać winę na pilota. Nawet jeśli popełnił błąd to głównych i pierwotnych przyczyn tej tragedii należy szukać gdzie indziej.

O zmarłych nie należy mówić źle. Jednak prawda prawdą pozostaje. To styl sprawowania władzy przez Ś.P. Lecha Kaczyńskiego był w moim odczuciu przyczyną tragedii, której skutki spadły na nas tak nieoczekiwanie. Wielu już nie pamięta, więc trzeba to przypomnieć, iż w trakcie podróży Ś.P. Prezydenta do Gruzji, „gdy pilot odmówił mu lądowania w Tbilisi, Lech Kaczyński wtargnął do kabiny pilota i nakazał mu lot do Gruzji. Pilot odpowiedział tylko, że miał inny rozkaz. Na to prezydent: - A kto jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych?”*

Kaczyński nie tylko przekroczył swoje uprawnienia w czasie tamtego lotu** ale po powrocie publicznie źle wyrażał się o pilocie, który odmówił lądowania w Tbilisi i szydził z jego „braku odwagi”***  oraz próbował zwolnić z wojska; skończyło się to nie lada chryją, z ekspertyzami MON-owskich, sejmowych, rządowych i prezydenckich prawników nt. roli prezydenta jako zwierzchnika sił zbrojnych włącznie.****

Większość z nas nie zdaje sobie sprawy jak taka presja zakłóca proces oceny ryzyka i podejmowania decyzji. Wystarczy przypomnieć sobie sprawę Titanica. Ciągle wałkuje się temat technicznych przyczyn katastrofy w wyniku zderzenia z górą lodową a nie daje się odpowiedzi na oczywiste pytanie, które nasuwa się każdemu rozsądnemu: dlaczego kapitan Edward John Smith szarżował jak byk na matadora skoro na Titanicu odebrano ostrzeżenie o górach lodowych. To proste, choć się o tym nie mówi. Nie chciał iść na zasiłek. W pierwszy rejs RMS Titanic wyruszył z zadaniem rekordowo szybkiego i rekordowo luksusowego (no, może nie dla wszystkich) rejsu przez Atlantyk. Wpakowano w to przedsięwzięcie wielkie pieniądze a spóźnienie w trakcie pierwszego, bardzo rozreklamowanego rejsu groziło klapą inwestycji. Nie trzeba wielkiej filozofii by się domyśleć, że kapitan który by do tego dopuścił, porządnej pracy już nigdzie i nigdy by nie znalazł. Tego się nie nagłaśnia, gdyż w świetle powyższego każdy pasażer samolotu i pasażerskiego liniowca mniej wierzyłby w techniczną niezawodność, gdyż na nic nie zda się ona w momencie krytycznego błędu człowieka.

Światek pilotów to towarzystwo trochę hermetyczne i na pewno wyczyny Lecha Kaczyńskiego z Gruzji oraz późniejsza gehenna jego pilota odbiły się tam szerokim echem. W dzisiejszym feralnym locie nie tylko obecność Prezydenta wywierała presję na pilotów. Byli tam wodzowie wszystkich rodzajów polskich sił zbrojnych i wielu innych, którzy w razie spóźnienia związanego z lotem na inne lotnisko mogli łatwo złamać karierę pilotów. Właśnie dlatego podjęli oni ryzyko większe niż zwykle, mimo tego, iż ze względu na przewożony ładunek powinni jego tym bardziej unikać. O braku rozsądku naszych elit świadczy też ewidentnie, niespotykane w dziejach, nagromadzenie kluczowych dla działania państwa osób w jednym, ewidentnie narażonym na potencjalnie zabójczą katastrofę, środku transportu. A ja mówią Prawa Murphy’ego: jeśli coś ma się zepsuć, to zepsuje się w takim momencie i w taki sposób, by wywołać jak największe straty.

O nastrojach w lotnictwie obsługującym VIP-ów najlepiej świadczy Tomasz Pietrzak, były dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zdjął mundur na znak protestu przeciwko sytuacji w swej branży*****

To, że maszyna nr 101, która rozbiła się pod Smoleńskiem był przestarzała (choć sprawna) nie ulega żadnej wątpliwości. Jednak stan floty VIP-owskiej świadczy o tym, jak wielka jest presja mediów i poprawności politycznej, która z kolei zakłóca normalne myślenie naszych polityków. Gotowi są narażać życie swoich kolegów, a nawet własne, byle nie narazić się ze strony opozycji na zarzut rozrzutności przy zakupie nowych samolotów. Oczywiście mając nadzieję, że mechanicy dokonają cudów i za ich kadencji żaden samolot nie spadnie. Niestety, pula cudów jak widać się wyczerpała.

W związku z katastrofą samolotu prezydenckiego ogłoszono tygodniową żałobę narodową. Przy okazji od razu widać jak wielu próbuje ukręcić z tego nieszczęścia lody dla siebie. Już w połowie dnia uniwersytety (nie wiem czy wszystkie) podjęły decyzję o przerwaniu zajęć dla studentów zaocznych i o odwołaniu zajęć w niedzielę. Ciekawe czemu taki pretekst do laby wykorzystała grupa zawodowa, która powinna dawać przykład dystansu do śmierci jako naturalnego etapu w życiu każdego człowieka, która powinna dawać priorytet dążeniu do wiedzy i docenienia rzetelnej, systematycznej, codziennej pracy. Skoro elity umysłowe tak małostkowo wykorzystują smoleńską tragedię to czemu dziwić się politykom, którzy chcą wykorzystać pretekst do pokazania się przed kamerami z coraz częściej padającym w tle pytaniem; kiedy wybory i kto je wygra. W kontraście do nauczycieli akademickich są choćby śmieciarze, którzy nie przerwali swej pracy, czym dali wyraz zdrowego rozsądku i braku poprawności politycznej.

To co się stało w Smoleńsku jest tragedią ale tak naprawdę nikt nie wie, czy będzie ona dla Polski złem, czy zbawieniem. Czy przeważy negatywny aspekt jakim jest utrata wielu doświadczonych polityków, czy też zwyciężą korzyści jakie daje gwałtowny napływ nowej krwi w miejsce starej, skostniałej elity. Czas pokaże.

Zginęło tyle osób. Cześć ich pamięci. Jednak w ostatnie Święta tyle samo osób zginęło na drogach i nikt o nich nie pamięta. Rząd nie robi niczego konkretnego by poprawić stan dróg, by zmniejszyć rozmiary tej masakry. Podobnie zresztą jak poprzedni i wszystkie wcześniejsze od czasów upadku komuny. Jesteśmy ewenementem, już nie tylko na skalę europejską, i nikt nie ogłasza żałoby. Nie wiem czemu mam bardziej płakać po tych, co zginęli w Smoleńsku niż po tych, co giną na drogach. Nie znałem osobiście ani jednych ani drugich. Nie obchodziłem nigdy urodzin nikogo z nich. Oni nie obchodzili moich a o moja czy Wasza śmierć nie obeszłaby ich nawet jeśliby o niej usłyszeli.

Rozumiem polityków. Dla jednych to byli bliscy i znajomi. Dla innych to pretekst do zaistnienia w mediach (podobny jak katastrofa autobusu z pielgrzymami we Francji w 2007 roku). Nie wymagajcie jednak bym uznał za coś normalnego pokazywaną w mediach rozpacz zwykłych ludzi, którzy przeżywają tą katastrofę jak dopust Boży. To jakieś chore. To jak kibice rozpaczający po przegranym meczu drużyny z którą się identyfikują. Gorzej, bo drą szaty po śmierci ludzi, na których wcześniej psy wieszali. To po prostu nieuczciwe.

Łączę się w bólu z rodzinami, które utraciły bliskich w smoleńskiej katastrofie. Nie bardziej jednak niż wtedy, gdy słyszę o anonimowej śmierci na drogach, o tragediach w kopalniach czy o jakiejkolwiek śmierci kogoś mi obcego. Każdego z nich mi żal ale przecież nie można opłakiwać wszystkich. Co innego zaduma na widok krzyża na poboczu drogi a co innego publiczna i na pokaz rozpacz w takiej chwili. Trochę normalności!!!


** Według Konstytucji RP z 2. kwietnia 1997r. Prezydent sprawuje funkcję zwierzchnika sił zbrojnych wyłącznie na wypadek wojny. Może ją sprawować ją bezpośrednio lub poprzez wyznaczoną osobę. Na co dzień nadzór nad wojskiem w ramach cywilnej kontroli sprawuje Rada Ministrów, ze szczególnym uwzględnieniem Ministra Obrony Narodowej, któremu podlega Szef Sztabu Generalnego WP. Pilot zaś jest zobowiązany do przestrzegania procedur lotniczych, prawa i zwyczajów dyplomatycznych (Konwencja Wiedeńska). Biorąc pod uwagę konflikt zbrojny toczący się w Gruzji nie mógł zmienić miejsca lądowania ponieważ naraziłoby to pasażerów na niebezpieczeństwo... (zahttp://forum.wp.pl/fid,194,fullText,1,page,12,tid,39621,temat.html?ticaid=19f73 )
***http://www.dziennik.pl/polityka/article222721/Klich_Nawet_prezydent_musi_sluchac_pilota.html13 sierpnia 2008 Szef MON dla dziennika.pl Klich: Nawet prezydent musi słuchać pilota

***** 30 sierpnia 2008 Głośny lot według pułkownika Pietrzakahttp://www.dziennik.pl/wydarzenia/article230019/Dlaczego_pilot_odmowil_prezydentowi.html