Brak prądu jest problemem, ku któremu zwracają się wszyscy zapobiegliwi pragnący przygotować się na „złe czasy”. Niezależnie od tego, czy będzie on przyczyną, czy skutkiem, jego brak odczujemy bardzo dotkliwe. Najtrudniej będzie pokoleniu smartfono sapiens, gdyż ich drugie połówki padną już po kilku godzinach – w końcu postęp polega (nie tylko) w tej branży nie na wydłużaniu czasu między ładowaniami, a na jego skracaniu. Co poradzić?
Ponieważ z najpopularniejszych, a więc i najłatwiej dostępnych baterii, czyli AAA (LR03) i AA (LR6), tylko te ostatnie oferują możliwość zasilania bardziej prądożernych urządzeń, więc zwykle mam w domu odpowiedni ich zapas jak również pewną ilość akumulatorków w tym rozmiarze. W razie przerwy w dostawie prądu na jakiś czas wystarczy ich i do latarek, i do radia. Na wypadek, jeśli będzie to tylko zwykła dłuższa przerwa w zasilaniu, za kilka złotych kupiłem kiedyś „ładowarkę” do której się wkłada dwa paluszki (baterie lub akumulatorki) i z niej można podładować smartfona lub inne podobne urządzenie, by osłodzić sobie czas bez zasilania. Zawsze jednak trapiło mnie zagadnienie – co zrobić na wypadek długiej przerwy w dostawach energii? Wszak nie będę trzymał większej ilości zapasowych baterii niż zużywam w okresie ich ważności przy normalnym użytkowaniu. Oczywiście, jak i inni, pomyślałem o energii słonecznej.
Mniej więcej rok temu przeglądałem recenzje i testy ładowarek solarnych; wychodziło na to, że albo są małe, tanie i niczego nie naładują, albo duże (powierzchnia ogniw) i drogie. Dałem sobie więc spokój. Teraz jednak wróciłem do tematu i rozejrzałem się na rynku. Są dobre (jak przypuszczam) ładowarki o dużej powierzchni, zwykle rozkładane, ale są nadal drogie. Postanowiłem zaryzykować i zakupić za około 40 zł z przesyłką „Solar charger 2AA/AAA” made in China. Jak sama nazwa wskazuje, jest to urządzenie no name, ale ma tę zaletę, że można ładować akumulatorki AA i AAA (dokładniej albo 2 AA, albo 2 AAA). Produkt wykonany jest dość prymitywnie i tandetnie, ale o dziwo działa, co sygnalizuje odpowiednia dioda. Wystawiłem go na okno zachodnie, na wewnętrzny parapet, przy zaparowanej szybie i zachmurzeniu 100% od świtu do zmierzchu. Do testu wybrałem dwa akumulatorki AA o pojemności około 2 Ah na tyle puste, że stara latarka z żarówką kryptonową (prawdziwy prądożerca) w ogóle nie odpalała. Test rozpocząłem około 7 rano, zakończyłem około 18. O dziwo - ładowarka dała radę. Latarka zaświeciła, może nie na pełny gaz, ale wyraźnie było widać, że akumulatorki chociaż częściowo się naładowały. Przy lepszej pogodzie być może byłyby pełne.
Ładowarki solarne nie są w normalnym użytkowaniu, przynajmniej na razie, żadną alternatywą dla tradycyjnych* głównie ze względu na szybkość ładowania. Na szlak też łatwiej i taniej zabrać zapasowe baterie lub naładowane akumulatorki niż ładowarkę solarną która, nawet najdroższa, nie naładuje nam niczego w rozsądnym dla turysty czy outdoorowca czasie. W mojej jednak ocenie dla preppersa, nawet takiego soft, który po prostu chce być pewny, że ma „wyjście awaryjne” na wszelki wypadek, taka ładowarka solarna za grosze, która na co dzień leży w szufladzie czekając na blackout, który oby nigdy nie nadszedł, jest niezłym rozwiązaniem. Inwestujemy grosze, a mamy pewność, że w razie poważniejszego kryzysu przynajmniej zapewnimy sobie trochę światła lub energię dla radia, a wiadomo – światło i informacja to grunt. Ja jestem z tej inwestycji zadowolony.
Wasz Andrew
* Do „paluszków" polecam „jedynie słuszną” ładowarkę BC700 – używam jej od lat intensywnie i odpukać bezawaryjnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)