Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 24 lutego 2020

Gabriela Adameşteanu "Stracony poranek" - Aby język giętki

Stracony poranek

Gabriela Adameşteanu

Tytuł oryginału: Dimineaţă pierdută
Tłumaczenie: Tomasz Klimkowski 
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 492




 

Nasza polska noblistka na kartach jednej ze swoich powieści pisze: (…) To, co się nie porusza, stoi w miejscu. To, co stoi w miejscu, rozpada się [1]. Bezruch to apatia, bezwład i bierność, a stąd już tylko krok do pogodzenia się z rychłym opuszczeniem ziemskiego padołu. Wydaje się, że o potrzebie czy wręcz konieczności nieustannego przemieszczania się doskonale wie Vica Delcă, jedna z bohaterek powieści Stracony poranek autorstwa Gabrieli Adameşteanu (ur. 1942), rumuńskiej pisarki, dziennikarki, tłumaczki i literaturoznawczyni.
 
Opublikowany w 1984 roku Stracony poranek to pierwsze dzieło tej pisarki przełożone na język polski. Akcja osadzona w latach 80-tych XX wieku rozpoczyna się w chwili, gdy wspomniana Vica Delcă, 70-letnia staruszka, wyrusza w jedną ze swoich regularnych podróży po rodzinnym Bukareszcie. Wojaż w jej towarzystwie to doświadczenie tyleż odstręczające, co intrygujące – tej leciwej kobiecie nie można odmówić bezpośredniości, hardości i trudnych przeżyć, ale mierzi jej łakomstwo, chytrość i chciwość. Nagrodą za naszą cierpliwość jest swoista wyprawa w czasie, bowiem za sprawą reminiscencji, których źródłem są skojarzenia wzbudzane przez napotykane postacie czy mijane miejsca, poznajemy wycinki z różnych okresów rumuńskiej historii.
 
Gabriela Adameşteanu ukazuje wybrane epizody przybliżając je z odmiennych perspektyw, wprowadzając na karty swoje książki kolejnych pierwszoosobowych narratorów. Oprócz Vicy Delcă, przedstawicielki prostego bukaresztańskiego ludu, pojawiają się reprezentanci arystokracji w obliczu katastrofy Wielkiej Wojny (profesor Stefan Mironescu), członkowie prześladowanej przez komunistów inteligencji (Ivona, córka profesora) oraz młodzi ludzie z pokolenia, którym na obczyźnie przyjdzie doczekać wyzwolenia ojczyzny spod radzieckiego wpływu (pojawiający się w rozmowach rodzinnych Tudor, syn Ivony).
 
Dzięki szerokiemu gronu protagonistów czytelnik zyskuje sposobność, by zapoznać się z interesującymi wycinkami z dziejów Rumunii. Moją uwagę przykuły odmalowane niespokojne wojenne miesiące 1916 roku, kiedy to Królestwo Rumunii zdecydowało się przystąpić do I Wojny Światowej, opowiadając się po stronie Ententy. Krwawy konflikt, w którym pogrążyły się europejskie mocarstwa ukazywany jest z punktu widzenia cywilów – nie biorą oni bezpośredniego udziału w walce, ale i tak dość boleśnie doświadczają wydarzeń, których arena oddalona jest nierzadko o wiele kilometrów. Kluczową oznaką tego, że świat nurza się w szaleństwie i krwi są postępujące niedobory i braki (Skończył się chleb, potem skończyło się mięso, kasza, nawet fasola. Wcześnie przyszła zima, a ludzie nie mieli drewna [2]). Tyle, że to, co dla jednych oznacza głód i nędzę, dla innych jest znakomitą szansą na szybki zysk (Kto umie robić interesy, robi – handel żywnością, spekulacja, pozwolenia na eksport – nadeszły czasy, że kto umie robić interesy, może się łatwo dorobić [3]). Ponadto wojna to brutalność, przemoc i lejąca się strumieniami krew. Mieszkańcy Bukaresztu na własnej skórze przekonują się jak niszczycielską moc posiadają bomby zrzucane z samolotów – w końcu I Wojna Światowa to znakomita okazja do tego, by przetestować siły lotnicze, które poszczególne imperia zaczęły formować na początku XX wieku. W takich okolicznościach, w chwili postępującego chaosu, (…) jedynym celem pozostaje walka o przetrwanie, za wszelką cenę [4].
 
Dość ciekawie prezentuje się także wizja rumuńskiego powojnia i Rumuńskiej Republiki Socjalistycznej zrodzonej na zgliszczach Wielkiej Rumunii. Gabriela Adameşteanu sporo uwagi poświęca prześladowaniom niepokornych bądź podejrzanych elementów społecznych ze trony komunistycznego reżimu. Autorka odmalowuje ciągłe napięcie oraz niepewność tych, którzy z racji wyznawanych ideałów bądź przedwojennej działalności mogli spodziewać się, że zostaną aresztowani w ramach czystek przeprowadzanych po poprzednim systemie (Przynajmniej w więzieniu byłem spokojny, że po mnie nie przyjdą… [5]), opisując przy okazji mało subtelne metody proradzieckich towarzyszy (Jaki miało sens po czterdziestym szóstym być adwokatem, skoro świadkowie byli podstawieni, a wyrok zapadł jeszcze przed wejściem na salę rozpraw? [6]). Nie mniej istotne jest przedstawienie demoralizujących schematów myślowych prowadzących do powszechnej degeneracji moralnej (Najbardziej makiawelicznym wynalazkiem komunistów było uczynienie każdego człowieka potencjalnie podejrzanym: bądźmy względem siebie nieufni – na tym właściwie opierała się ich władza! [7]). Tym samym polski czytelnik może uzmysłowić sobie podobieństwo tragicznych powojennych traum – SRL niewiele różni się od PRL-u.
 
Co interesujące analogie nie ograniczają się wyłącznie do wycinka historii, w którym Stary Kontynent został przedzielony Żelazną Kurtyną. Czytając zapiski z dziennika profesora Mironescu, mając przed oczami fragmenty, w których mężczyzna dzieli się refleksjami na temat rodaków, trudno oprzeć się wrażeniu, że komentarze w dużej mierze pasują także do polskiego narodu. Uczony szczerze niepokoi się o los Królestwa Rumunii, w pełni zdając sobie sprawę jak kruchym i potencjalnie efemerycznym tworem może się ono okazać. Obawy wynikają z niekompetencji ludzi dzierżących władzę (Wszechpotężny mikrob korupcji, chaosu, partaniny [8]) oraz braku solidarności między rodakami (Tacy są Rumuni, mówimy, i tak już robią, gdziekolwiek by byli: w kraju czy na emigracji, kłócą się i niszczą nawzajem, woląc raczej zaufać obcemu niż rodakowi [9]). Jeśli dodać do tego jeszcze kompleksy w stosunku do państw Europy Zachodniej czy niezbyt komfortowe geograficzne położenie (bezpośrednie sąsiedztwo Imperium Rosyjskiego oraz Monarchii  Austro-Węgierskiej) można wręcz przyjąć założenie, że Królestwo Rumunii to w istocie portret I Rzeczpospolitej z nieco innej (alternatywnej) rzeczywistości, w której nie doszło do rozbiorów państwa.
 
Warte odnotowania są także uniwersalne zagadnienia orbitujące wokół samego człowieka i jego natury. Gabriela Adameşteanu zaznacza, że ludzka jednostka może jedynie łudzić się możnością samostanowienia, pozostając w bardzo głębokich zależnościach z grupą, w której egzystuje – relacje te, wespół z obowiązującymi zasadami, normami, oczekiwaniami oraz schematami determinują podejmowane przez człowieka akcje, zawężając spektrum możliwych wyborów, czyli mówiąc prościej skutecznie ograniczają wolność i niezależność. Rumunka trafnie konstatuje, że dla niektórych miraż pełnej samodzielności jest tak przekonujący, że dopiero sytuacje ekstremalne, takie jak wojna, kataklizmy, itd., pozwalają uświadomić sobie fakt, że człowiek to istota społeczna z wszelkimi konsekwencjami (zarówno pozytywnymi i negatywnymi) takiego stanu rzeczy: (…) póki życie polityczne i społeczne toczą się normalnie, a ty sam jesteś zwykłym człowiekiem, wyzbytym jakiegokolwiek idealizmu, możesz karmić się iluzją, że żyjesz własnym życiem. W gruncie rzeczy to jednak iluzja, w którą popadają ci, którzy pracują na rzecz kultury jakiegoś narodu. Dlatego że pierwszym skutkiem kultury jest cementowanie więzów solidarności – w płaszczyźnie poziomej z członkami współczesnego sobie społeczeństwa, w płaszczyźnie pionowej z minionymi pokoleniami [10]. Innym istotnym aspektem książki jest przypomnienie, że rezultatem wegetacji w ludzkiej gromadzie jest to, że (…) każdy z nas zdany jest nieuniknienie na łaskę tego, kto na nas patrzy [11]. Zdanie to można uznać za trawestację słów George’a Berkeleya twierdzącego, że: Esse est percipi (pol. Istnieć to znaczy być postrzeganym), co dobrze tłumaczy potrzebę przywdziewania masek, które zmienia się w zależności od okoliczności, potrzeb chwili oraz środowiska. Tyle, że ciągłe kamuflowanie się prowadzi do tego, że (…) nic nie wiemy o człowieku który oddycha obok nas (…) [12] – przyjęta przez Adameşteanu polifoniczna narracja pozwala bardzo dobrze uwypuklić tę prawdę.
 
Reasumując, Stracony poranek to solidna lektura. Momentami książka zdaje się być odrobinę przegadana, przytrafiają się fragmenty dłużyzn, które mogą czytelnika znużyć. Jeśli jednak przymknąć oko na te drobne niedogodności, to otrzymujemy możliwość zanurzenia się w potoku opowieści, której sednem pozostają bardzo niespokojne czasy (m.in. I Wojna Światowa ze szczególnym uwzględnieniem Królestwa Rumunii) oraz człowiek i jego natura. Objętościowo Stracony poranek jest ambitną lekturą, bowiem polskie wydanie liczy niemal 500 stron, i wielce prawdopodobne jest, że w tej masie tekstu umknie nam niejeden niuans czy ciekawostka, ale nawet to wydaje się być zgodne z założeniem dzieła, w którym podkreślono trudność wzajemnego porozumienia się i komunikacyjną niemoc. Bo ileż racji zawiera się w spostrzeżeniu profesora Mironescu, ubolewającego nad tym: Jak mało z tego, co jest w nas, udaje się nam przekazać słowami i jak mało z tego trafia do odbiorcy! [13].


[1] Olga Tokarczuk, Prawiek i inne czasy, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2015, s. 292
[2] Gabriela Adameşteanu, Stracony poranek, przeł. Tomasz Klimkowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012, s. 43
[2] Tamże, s. 179
[4] Tamże, s. 181
[5] Tamże, s. 72
[6] Tamże, s. 101
[7] Tamże, s. 102
[8] Tamże, s. 280
[9] Tamże, s. 291
[10] Tamże, s. 149
[11] Tamże, s. 286
[12] Tamże, s. 265
[13] Tamże, s. 290

6 komentarzy:

  1. Też pamiętam, że powieść była przegadana. Pomysł świetny, gorzej z wykonaniem. I do tej pory żałuję, że lit. rumuńskiej u nas mało, choć Wyd. Universitas od jakiegoś czasu stara się zmienić ten stan rzeczy.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geograficznie tak blisko, a literacko tak daleko. Przydałaby się jakaś przekrojowa seria poświęcona Rumunii - fajnie byłoby poznać choćby zarys tamtejszej literatury.

      Usuń
  2. Do niedawna byłam całkowitą ignorantką w dziedzinie literatury rumuńskiej, ale to się nieco zmieniło za sprawą kilku książek, które wpadły mi w ręce. Myślę, że literatura rumuńska jest niedoceniana, ale na szczęście wydawnictwa Atut, Amaltea, Książkowe Klimaty zaczęły publikować kolejne powieści, z których szczególnie polecam: "Matei Brunul" Luciana Teodorovici (szczególne oblicze totalitaryzmu, niewyobrażalnego gdzie indziej), "Nostalgię" Mircei Cartarescu (wspaniała literacko podróż autora do Bukaresztu, do dzieciństwa), "Medgidia, miasto u kresu" Cristiana Teodorescu (małomiasteczkowa historia na tle wielkich historycznych zmian). Historia Rumunii jest fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za podrzucone tytuły. Ja literaturę rumuńską liznąłem dzięki Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu ("Westybul" i "Woda" Alexandru Ivasiuca, "Osaczony" Petru Popescu). Z nowszych wydań czytałem Maxa Blechera ("Zabliźnione serca") i Normana Maneę ("Kryjówka"). Trafił mi się jeszcze kwiatek w postaci rumuńskiej science fiction ("Trawa" Constantina Cubleşana), ale nie była to dobra książka.

      Hm..., a tak patrząc na przywołane przez Ciebie książki i zestawiając je z moimi lekturami, odnoszę wrażenie, że ciężko jest trafić na lit. rumuńską pisaną przez kobiety i przełożoną na j. polski.

      Usuń
    2. A! Przypomniałam sobie jeszcze jedną książkę, napisaną przez kobietę Ioanę Parvulescu "Życie zaczyna się w piątek" (seria "Z żurawiem" WUJ). Całkiem niezła historia o życiu redakcji pewnego bukaresztańskiego pisma wydawanego w końcu XIX wieku - pełna dyskusji, sporów politycznych o przyszłość Rumunii, nieco magiczna, nieco kryminalna historia, taka niedookreślona.
      "Stracony poranek" będę miała na oku.

      Usuń
    3. Super! Rozejrzę się za tą pozycją, tym bardziej, że "Seria z żurawiem" wydaje mi się b. ciekawa, a jak na razie czytałem tylko jedną książkę wydaną w jej ramach.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)