Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 13 grudnia 2019

Monika Milewska "Latawiec z betonu" - Modernizm kontra bylejakość

Latawiec z betonu

Monika Milewska

Wydawnictwo: Wydawnictwo WAM Mando
Liczba stron: 224












Budowla to zbitek martwej materii, którą człowiek aranżuje w określony sposób, nadając jej pożądane funkcje. W przypadku konstruktów, w których przyjdzie bytować ludzkiej ciżbie dominować powinny cechy użytkowe, zaś wszelakiej maści zdobienia czy eksperymentalne formy pełnić poboczną rolę estetyczną. Cóż jednak powstanie, kiedy twórca zmuszony jest zawierać szereg kompromisów, by obiekt w ogóle powstał? Do jakiego stopnia można oszczędzać na człowieczej wygodzie egzystencjalnej i jak tego typu zabiegi odbiją się na warunkach mieszkaniowych? Pytania nurtujące na tyle, że z pewnością warto pochylić się nad książką, w której usiłowano zawrzeć choćby część odpowiedzi. A tej niełatwej sztuki podjęła się Monika Milewska (ur. 1972), polska eseistka, dramaturg, poetka, tłumaczka i antropolog kultury, autorka powieści Latawiec z betonu.

Utwór Milewskiej poświęcony jest jednemu z gdańskich falowców, tj. blokowi mieszkalnemu, którego specyficzna bryła oraz układ balkonów przywodzi na myśl morską falę. 4 segmenty, 16 klatek, 1792 mieszkania, 11 kondygnacji, 860 metrów długości to liczby, które robią wrażenie. Na pierwszy rzut oka falowiec to kwintesencja modernizmu, dzieło sztuki onieśmielające swoich rozmachem. Jeśli jednak wejść do trzewi molocha i zacząć w nim codzienne funkcjonowanie, szybko na jaw wychodzą prowizorka, niedokładność, improwizacja i fuszerka. Przekonuje się o tym m.in. inżynier, główny bohater powieści, będący twórcą falowca. W momencie rozpoczęcia książki, w związku z planowaną w Gdańsku wizytą prezydenta Francji, w mieszkaniu protagonisty zainstalowany zostaje telefon, tak by projektant odpowiedzialny za powstanie dworu proletariatu mógł w razie potrzeby opowiedzieć o kulisach jego wznoszenia. To właśnie chętnie wykorzystywany przez sąsiadów telefon oraz niezwykłe własności budynku sprawią, że inżynier będzie mógł odbyć niezwykłą, na poły realną, na poły psychodeliczną podróż po wzburzonym morzu betonu oraz historii.

Latawiec z betonu należy rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony Monika Milewska ukazuje jak wygląda starcie wzniosłych idei oraz propagandy z szaro-burą rzeczywistością. Inżynier – oddany człowiek socjalizmu, okazyjny współpracownik bezpieki, przodownik pracy zostaje skonfrontowany z własnym dziełem, boleśnie doświadczając do czego prowadzą oszczędzanie na surowcach budowlanych, ograniczanie przestrzeni oraz naginanie norm. Klitki porażające ciasnotą, winda dojeżdżająca na co drugie piętro, opustoszałe galeryjki, na których mieszkańcy mieli spędzać czas wolny i integrować się – falowiec jawi się jako kwintesencja PRL-u, tj. jako twór pełen niedoskonałości i niespełnionych obietnic.

W szerszym ujęciu Latawiec z betonu to kalejdoskopowy przegląd historii Polski począwszy od epoki Gierka, poprzez okres Stanu Wojennego, narodziny III RP z dominującym drapieżnym kapitalizmem, na XXI wieku skończywszy. Proza Milewskiej pozwala uzmysłowić jaki ogrom przemian gospodarczych czy ekonomicznych dokonał się w naszym kraju, sygnalizując jednocześnie, że wiele spraw związanych z naszą mentalnością pozostało stałych i niezmiennych.

Utwór zaskakuje przede wszystkim z racji stylu, w jakim jest utrzymany. Nie brak elementów przywodzących na myśl realizm magiczny, które w połączeniu z szarzyzną PRL-u wypadają niezwykle intrygująco. Ponadto w celu podkreślenia absurdów, jakimi nafaszerowany był poprzedni ustrój, autorka chętnie sięga po hiperbolizację – balkonowe krowy, opozycjoniści ukrywający się w pawlaczu, cenzor otoczony książkami pełnymi białych stron czy hodowla karpi w wannie to niektóre z pomysłów Milewskiej.

Przyjęta przez pisarkę konwencja powoduje iż Latawiec z betonu przypomina baśń. Wiele z postaci niewiele ma wspólnego z ludźmi z krwi i kości – to bardziej archetypy wyrażające konkretne postawy czy uosabiające wybrane idee. Ponadto przybliżanie realiów PRL-u i III RP jest bardzo telegraficzne – odbywa się ono głównie poprzez zastosowanie sloganów, sprawdzonej symboliki czy podręcznikowych wycinków i definicji, a spuentowane jest raczej powierzchowną, hasłową analizą.

Reasumując, Latawiec z betonu to niezła lektura, która stanowi oryginalne rozliczenie z okresem komunizmu w Polsce oraz jego następstwami. Utwór to także rodzaj pomnika wzniesionego na cześć falowca – śmiałej wizji urbanistycznej, która jednak w praktyce nie spełniła pokładanych w niej nadziei (Dom bez prostych kątów, wijący się wąż. Dom, który zastąpi miasto, który będzie miastem. Miastem, w którym znikną podziały społeczne: profesor sąsiadować będzie z robotnikiem, a nad dyrektorem zamieszka sprzątaczka [1]). W rezultacie powieść to również przestroga, że przy snuciu najbardziej wizjonerskich planów, nigdy nie można zapominać o najbardziej newralgicznym punkcie, jakim jest czynnik ludzki.


[1] Monika Milewska, Latawiec z betonu, Wydawnictwo WAM Mando, Kraków 2018, s. 135

9 komentarzy:

  1. Ech, a miałam nadzieję, że to solidna powieść obyczajowa.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale nic z tych rzeczy. Książkę porównałbym bardziej do eksperymentu literackiego niż do pełnokrwistej prozy.

      Usuń
  2. Pewnie inżynierowi było niemiło, gdy się dowiedział, że dzieło jego życia to dla mieszkańców bloku utrapienie?
    No nie wiem, ale chyba nie sięgnę po tę książkę. Zniechęcają mnie niedopracowane postacie oraz zbyt powierzchowne informacje o realiach PRL-u.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytanie o reakcjach inżyniera jest dość zabawnym momentem, bowiem czytelnik uświadamia sobie jak naiwną, a przy tym mocno oderwaną od rzeczywistości osobą jest ten bohater.

      Usuń
    2. To chyba wspólna bolączka większości wąskich specjalistów, od inżynierów po humanistów :)

      Usuń
  3. A ja chętnie przeczytałabym jakiś krótki reportaż na temat gdańskiego falowca i jego twórcy, interesująca historia... Szkoda, że to taka eksperymentalna baśń. Jednak, jak zwykle, świetnie przekazałeś wszystkie najważniejsze informacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były już chyba kręcone reportaże na temat gdańskiego falowca. Wydaje mi się, że reportaż papierowy to tylko kwestia czasu ;)

      A co do stylu to jest on bardzo specyficzny. Mnie może niespecjalnie przypadł do gustu, ale uważam, że samemu warto ocenić tę powieść.

      Usuń
  4. Ha, ja większość życia przemieszkałem w blokach różnego sortu. I w sumie muszę przyznać, że najbardziej podobała mi się poznańska (choć pewnie nie tylko) w postaci blokowych osiedli samowystarczalnych typu osiedle Sobieskiego czy też Lecha. Miejsca parkingowe ograniczone są tu do zewnętrznego kręgu, a w wolnym od aut środku jest sporo zieleni, przedszkole, szkoła, place zabaw i inne domy kultury. Dziś te miejsca parkingowe to pewien problem, ale same osiedla były miłe w zamieszkiwaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie osiedla z okresu PRL-u są na ogół dobrze przemyślane i zrobione z myślą o wygodzie mieszkańców. Trochę to zabawne, że mieszkańcy niejednego z nowych osiedli o takich rzeczach jak przestrzeń, zieleń, place zabaw czy blisko położone szkoły mogą jedynie pomarzyć ;)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)