Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 16 listopada 2018
Margaret Atwood "Życie przed mężczyzną" - Damsko-męskie zmagania
Tytuł oryginału: Life Before Man
Tłumaczenie: Maria Zborowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria: Kameleon
Liczba stron: 320
Miłość to emocja, która wymyka
się prostym schematom i nie daje zamknąć się w klarownych definicjach. Sprawy
nie ułatwia fakt, że uczucie to przez różnych ludzi postrzegane jest w zupełnie
odmiennych kategoriach i tak podczas gdy jedni sądzą, że mają do czynienia
jedynie z zauroczeniem, druga strona może być przekonana o głębokiej afektacji.
Wszystko ulega jeszcze większym komplikacjom, kiedy poszczególne jednostki
starają się tworzyć nowe formy i zaczynają budowę miłosnych wielokątów –
najpopularniejszą tego typu figurą jest oczywiście trójkąt, który bardzo często
pojawia się w literackich dziełach. Po to sprawdzone rozwiązanie sięga także
Margaret Atwood, autorka powieści Życie
przed mężczyzną.
Trójka głównych bohaterów to
Lesje Green – młoda pracownica muzeum przyrodniczego, której pasją i ucieczką w
trudnych chwilach są dinozaury; Elizabeth Schoenhof – o kilka lat starsza,
zatrudniona w tej samej placówce, pogrążona w apatii, zagubiona i bez pomysłu
na dalszy żywot, przywiązująca ogromną wagę do konwenansów, zasad i dobrych
manier oraz Nate Schoenhof – mąż Elizabeth, niedoszły prawnik, który rzucił
dobrze zapowiadającą się karierę, by zostać wytwórcą zabawek, wypalony
idealista, osobnik uchodzący za nieudacznika i niedorajdę. Dzieło rozpoczyna
się w chwili, gdy Lesje, naiwna i niedoświadczona dziewczyna, wciągnięta
zostaje w dziwaczną grę uprawianą przez Elizabeth i Nate’a. Małżeństwo od lat
wegetuje w czymś na wzór otwartego związku, ale z racji dwójki dzieci cały czas
żyje pod jednym dachem i sprawia wrażenie normalnie funkcjonującej rodziny.
Jednocześnie, z zachowaniem pełnej dyskrecji, prowadzone jest drugie życie,
które zarówno w przypadku Elizabeth jak i Nate’a przechodzi trudny okres –
ostatni kochanek Elizabeth właśnie popełnił samobójstwo, żegnając się przy tym
w bardzo niewybredny sposób (jeden z ostatnich listów to krótka, ale dosadna
wiadomości o treści Odpieprz się!). Z
kolei Nate, odczuwający znużenie i zmęczenie relacją z Marthą, usiłuje znaleźć
nową wybrankę swojego serca. Ofiarą jego nieporadnych działań pada właśnie
Lesje, która z łatwością ulega urokowi roztaczanemu przez o kilka lat starszego
mężczyznę. Tyle, że kiedy przychodzi do konkretów i Lesje coraz mocniej domaga
się podstawowych rzeczy, których oczekuje się od bliskiej nam osoby, cała
budowla (jeszcze nie wniesiona) zaczyna chwiać się posadach.
Życie przed mężczyzną poprzez ukazanie interakcji zachodzących
pomiędzy poszczególnymi uczestnikami dramatu (oprócz wspomnianej trójki,
Kanadyjka raczy nas bogatą galerią postaci drugoplanowych) to dobitne
uświadomienie faktu, że ludzie w ogromnej mierze nie rozumieją się wzajemnie i
wcale do tego nie dążą (On nic nie wie o
jej obecnym życiu i nie chce nic wiedzieć [1]).
Poznanie i przeniknięcie cudzych potrzeb jawi się jako przedsięwzięcie czasochłonne,
wiążące się ze zbyt wielkim wysiłkiem. Z tego względu dokonywane wybory oraz
podejmowane decyzje opierane są na egoistycznych pobudkach, a kwestią
najważniejszą jest własna wygoda.
Margaret Atwood podkreśla też, że
codzienny byt wielu z nas to składowa kłamstw i hipokryzji – nasze postępowanie
znacząco odbiega od głoszonych przez nas przekonań, ale nawet przed samym sobą
wstydzimy się przyznać, że nie jesteśmy w stanie przestrzegać reguł, które sami
ustalamy. Zdecydowanie prostszym rozwiązaniem jest przerzucenie tych wymagań na
własne dzieci, co choćby w pewnym stopniu pozwala kompensować poniesione
niepowodzenia. Do ukazania tej niekonsekwencji i obłudy wykorzystana zostaje
Lasje, która boleśnie doświadcza ich ze strony innych. Sylwetka Lasje jest o
tyle ciekawa, że jest to typowa dla twórczości Atwood protagonistka, która samą
siebie uważa za outsiderkę, obserwatorkę. Poczucie niedopasowania i
odrzucenia to rezultat ukraińsko-żydowskich korzeni – Lasje jest
przedstawicielką drugiego pokolenia emigrantów i wciąż spotyka się subtelnymi
przejawami nietolerancji, kiedy delikatnie daje się jej do zrozumienia, że jest
kimś innym, tzn. gorszym, niepełnowartościowym.
Ponadto w książce przewijają się
znamienne dla prozy Atwood akcenty feministyczne. Kanadyjka zwraca uwagę na to,
że kobiety traktowane są przedmiotowo – nie są one niezależnym bytem, a pełną
wartość nabywają dopiero w obecności odpowiedniego dla nich mężczyzny (Ona jest łupem, świadectwem jego szerokich
zainteresowań, dlatego jest z niej dumny [2]).
Jednocześnie to na ich barkach składane są oczekiwania dotyczące poprawnych
stosunków panujących w związku, to ich rolą jest wzniesienie stabilnego
konstruktu, tj. wzorowej rodziny (Mężowie
nie odchodzą od żon, które zachowują się właściwie [3]).
Powieść utrzymana jest w
charakterystycznym dla Margaret Atwood stylu, którego wyróżnikiem jest pozorna
lekkość i ironia (Teraz będzie wolna. To
oznacza, że będzie musiała sama wynosić torby ze śmieciami w dniu wywozu
śmieci, ale to nie takie straszne [4]).
Takie prześmiewcze pisanie o rzeczach, które wedle powszechnego mniemania są
ważkie, istotne, to ciekawe unaocznienie faktu, że wcale nie jesteśmy kimś
wyjątkowym czy niepowtarzalnym, a nasz żywot to przede wszystkim odtwarzanie
bądź powtarzanie wybranych sekwencji, znamiennych dla naszego gatunku – zabawne,
a zarazem tragiczne jest to, że na ogół powielane są błędy, porażki, gafy i
potknięcia.
W rezultacie utwór Margaret
Atwood to solidna lektura, która zapewnia zarówno rozrywkę jak i pożywkę do
samodzielnych refleksji. Sama wymowa książki jest dość pesymistyczna, bowiem
Kanadyjka zdaje się żywić przekonanie, że związek mężczyzny z kobietą to
najczęściej arena zmagań i rywalizacji. Walka ta jest jednak o tyle jałowa i
próżna, że każde zwycięstwo jest pyrrusowe, bowiem oznacza ono samotność.
[1] Margaret Atwood, Życie przed mężczyzną, przeł. Maria
Zborowska, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2003, s. 72
[2] Tamże, s. 29
[3] Tamże, s. 215
[4] Tamże, s. 206
23 komentarze:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To straszne, że miłość est tylko emocją. Wciąż wierzę, że jest uczuciem. Jak oceniacie artyzm tej pisarki?
OdpowiedzUsuńWg słownika (internetowego, ale jednak PWN):
Usuńemocja «silne uczucie wywołane jakąś sytuacją» ;)
Jak ja kocham te uniesienia humanistów :)
No tak. Pani na wykładach z psychologii uczyła nas, że emocja jest produktem chwili, a uczucie to coś trwałego, które wymaga udziału rozumu. No i katolicka nauka o rodzinie mówi, że w poważnch związkach, takich jak małżeństwo rzecz polega na uczuciu, czyli na rozumie. Przekłądając z polskiego na nasze. Facet mający kochanki jesr romantykiem, który kieruje się emocjami (bo nastrój romantyczny, bo koronkowa bielizna itd.). Mąż wierny kieruje się uczuciami, bo nawet jeśli na delegacji emocje by były sprzyjające, a otoczenie miałoby spódnice do bioder to uczucie (patrz rozum: żona, gałganie, z 4 dzieci dzieci czeka, miej więc rozum i doceń, że możesz to stracić). Mniej więcej o takie różnice mi chodzi. U kobiet jest analogicznie. Uważam, że współczesne związki mają tendencje do kierowania się emocjami... Stąd po 4 małżeństwa na 'łebka'.
UsuńWracając do Arwood, to najpierw przeczytałam jej 'Penelopiadę' i podobało mi się, że tak najeżdża na Odysa, bo i ja facetom niejedną łatkę bym przyczepiła. Potem w ciuchu znalazłam 'Kobietę do zjedzenia' i 'Ślepego zabójcę' i prawdę mówiąc mam wątpliwości co do artyzmu jej książek. Uważam, że silna tendencyjność, zmierzająca na feminizmie, ujmuje artyzmowi. Bo książka wybitna nie powinna być z tezą, nawet jeśli ta teza nam odpowiada. I dlatego nie czytam tych jej nowych książek, tych hitów roku. Bo nie.
A to PWN mówi co innego niż pani doktor od psychologii: wykład o uczuciach odbywał się w Toruniu około dwutysięcznego roku. Nazwiska nie pamiętam, ale jak coś to w indeksie sprawdzę.
UsuńZresztą, uczucie nie wynika z sytuacji - więc w definicji PWN tkwi błąd logiczny.. Będę Atwoodowska i powiem, ze to musiał facet pisać......Im zawsze sytuacje są wymówkami, każde świństwo tym wytłumaczą....
UsuńIzabelo, bardzo dziękuję za interesujący mini-wykład. Przyznaję, że nie słyszałem wcześniej o podobnym rozróżnieniu, ale brzmi ono bardzo ciekawie.
UsuńA wracając do pytania zadanego przez Ciebie w pierwszym komentarzu, to Atwood nie sili się na tworzenie literatury, która postrzegana byłaby w kategoriach "wielkiej". Ale wg mnie Kanadyjka świetnie obrazuje meandry i pułapki codziennego żywota, które nigdy nie jest szarą breją ;)
Izabela Łęcka-Wokulska Nie chodziło mi o to, czy słownik ma rację, czy nie, tylko o to, że każdy humanista używa w dyskusji terminów, których znaczenie tak naprawdę rozumie tylko on i często dwóch rozmówców namiętnie dyskutuje nie zwracając uwagi na to, że ich rozumienie używanych słów jest mocno rozbieżne, a nawet sprzeczne. W Twojej wypowiedzi, do której nawiązałem, podobnie jak w wykładzie o którym wspominasz, tkwi jeszcze większa pułapka - termin miłość. O miłości napisano bóg wie ile, ale tylko raz się spotkałem z przypadkiem, by ktoś zanim zacznie się o niej rozwodzić, zdefiniował czym ona jest. I nie przypadkiem był to cybernetyk - Marian Mazur, nasz wielki rodak mniej znany w kraju niż za granicą - a zajął się tematem w opracowaniu Cybernetyka i charakter .
UsuńNiby to takie przekomarzanki, ale chyba coś w tym jest. No bo weźmy choćby wielką miłość (nikt inaczej nie powie) czyli Romea i J. Przecież to nie była według Twych własnych słów żadna miłość, tylko zauroczenie, fascynacja, zadurzenie czy zakochanie :) Zresztą piękny przykład mamy w tytule jednej z piosenek ...czy to jest miłość, czy to jest kochanie... No - i tak można w nieskończoność,więc dajmy spokój :)
A co do MA, to coraz bardziej nabieram ochoty na sięgnięcie po coś spod jej pióra :)
Może przeczytajcie tę nieszczęsną 'Kobietę do zjedzenia', która mi tak obrzydła. Porównam wnioski. A tak swoją drogą, to słyszałam, że 'Opowieści podręcznej' to wytwór lewicowców... Nie wiem, nie oglądam, choć na Stopklatce leci, ale za późno.
UsuńA Romeo i Julia? Nie znam się, ale czy w wieku 15 lat ludzie się zakochują już na amen? Ja w tym wieku nawet o posiadaniu chłopaka nie myślałam... Milsza mi była noc z książką. Coś czytałam o utworach Szekspira, że tak tragiczną miłość i na poważnie właśnie tylko w tym utworze pokazał i znamienne, że była to miłość, że tak powiem gówniarzy. Bo potem to już w komediach o tym pisał. Bo miłość jak życie, to sen wariata...
UsuńCzytałam, że w wieku nastoletnim w ogóle ludzie kierują się skrajnymi EMOCJAMI, bo im tam enzymy buzują czy coś. Stąd te gwałtowne reakcje... Mama opowiadała, że jak mieszkała w internecie, to była tam tradedia miłosna rodem z Szekspira. Młodzi się kochali, ale ona była biedna, a on synem kogoś. W każdym razie jego rodzice jej nie chcieli, więc oni na dzień po 18tce wsiedli razem w samochód i uderzyli w drzewo. Straszne, bo może jakby nie podeszli do tego tak tragicznie, a przeczekaliby, to może pobraliby się. Ale młodzi byli... Jak Romeo i Julia.
Czytałam kiedyś na angielskim streszczenie tego dramatu w gimnazjum w klasie chłopaków, to śmiali się z tego do rozpuku... Serio. Mówili, że to jakieś szaleństwo i że pewnie o seks chodziło i że po co tak dramatycznie... Byli w wieku Romea.
W ramach przypomnienia - "Kobieta do zjedzenia ;)
UsuńCzytałam tę powieść wieki temu i b. podobała mi się główna bohaterka - wtedy drażniła mnie, ciekawe, jak odebrałabym ją dzisiaj.;) I oczywiście była to kolejna dobra książka tej autorki - wciąż się zastanawiam, jak Atwood to robi, że nie obniża lotów.;)
OdpowiedzUsuńPodobała Ci się, ale jednocześnie drażniła? Ciekawe ;) A co do talentu Atwood, to wg mnie Kanadyjka świetnie kreuje sylwetki osób, które nie do końca zasymilowały się ze społeczną tkanką, które stale egzystują gdzieś na marginesie.
UsuńKsiążka mi się podobała, a drażniła główna bohaterka, ale to uważam za zaletę.
UsuńCo do tego braku asymilacji mam pewne wątpliwości, zawsze nieco inaczej odbierałam powieści Atwood, widziałam u niej postaci, które mają głównie problem ze sobą, nie z resztą świata.;)
O, to ciekawe. Spotkałem się z różnymi podejściami w tej kwestii.
UsuńA ten nasz odbiór powieści Atwood jest faktycznie b. ciekawy, bo jak widać ten sam tekst można postrzegać w różny sposób.
Pamiętam, że nie polubiłam bohaterów (też czytałam tę książkę wieki temu), ale Margaret Atwood zawsze łamie konwenanse, również te literackie - kto powiedział, że trzeba utożsamiać się z bohaterem, czy też go polubić? Czytając jej książki często czuję, że nie do końca rozumiem intencje, bo Atwood nie moralizuje (i dobrze) i że konieczne byłoby przegadanie z kimś wrażeń z książki - tak od razu, na bieżąco. Niestety zazwyczaj nie miałam z kim, a później już wrażenia zacierają się...
OdpowiedzUsuńHa, mnie akurat postacie kreowane przez Atwood na ogół bardzo się podobają - chodzi mi o występującą niemal w każdej książce kobiecą bohaterkę, która nie potrafi dostosować się do społecznych konwenansów. Najbardziej przypadły mi do gustu protagonistki "Wynurzenia" oraz "Kobiety do zjedzenia".
UsuńA co do dyskusji na gorąco, to chyba najlepszą opcją pozostaje Dyskusyjny Klub Książki w najbliższej okolicy, albo jakaś petycja, żeby Ania z bloga Czytanki Anki wskrzesiła swój Klub Czytelniczy :)
O proszę, ze wszystkich książek Margaret Atwood, o których pisałeś, a których ja nie czytałem, ta zainteresowała mnie chyba najbardziej - ze względu na kwestię tego trójkąta. Bardzo jestem ciekawy, jak Atwood to rozwiąże i jakie wnioski będą z tej relacji płynęły ;).
OdpowiedzUsuńHehe, to naprawdę ciekawe, bo akurat "Życie przed mężczyzną" nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia jak choćby "Wynurzenie" czy "Kobieta do zjedzenia". Nie zmienia to oczywiście faktu, że z ogromną chęcią przeczytam Twoje wrażenia z lektury, jeśli się na nią zdecydujesz. A jeśli chodzi o trójkąty to oczywiście nic nie będę zdradzał w tym temacie, no może dodam tylko, że Atwood na pewno daleko do stylizacji znanej z ognistych romansów ;)
UsuńI całe szczęście, nie chciałbym czytać czegoś podobnego do tego, co znajdę w harlequinach :P.
UsuńCzy planujecie wziąć na tapet Panią wyrocznię" tejże autorki?
OdpowiedzUsuńPozdrawaiam
Przerabialiśmy już tę lekturę :)
UsuńM. Atwood "Pani wyrocznia"
U Atwood najbardziej ciekawią mnie bohaterki, właśnie takie niedopasowane, inne, dużo czujące. Lesje mnie zainteresowała, muszę o niej poczytać. :)
OdpowiedzUsuńNo mnie też intrygują takie własnie sylwetki kobiet, które nie dają się zamknąć w okowach konwenansów i norm. "Życie przed mężczyzną" nie jest może najwybitniejszą pozycją Atwood, ale i tak książka jest warta uwagi.
Usuń