Jedyne wyjście
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Wydawnictwo: PIW
Liczba stron: 300
Słowa są centrami, które mają mniejszą lub
większą aureolę nieokreśloności wokół siebie, proporcjonalną odwrotnie do
ścisłości definicji [1].
Z tego względu czytelnik może stać się świadkiem słownych wynurzeń, które z
uwagi na stopień komplikacji, implikujący potężny umysłowy wysiłek, do jakiego
konieczne jest zaprzęgnięcie niemal całej dostępnej intelektualnej maszynerii
oraz zważywszy na wysoki stopień rozmycia, pociągający za sobą niewyraźność, a
więc i mnogość (bowiem finalnym sznytem jest nadanie konturów – kształtów
ostatecznych zależnych od subiektywnych upodobań oraz indywidualnych możliwości
odbiorcy), kojarzyć mogą się (te słowne wynurzenia) z chaosem, ocierającym się
wręcz o bełkot szalonego proroka (proszę wyobrazić sobie mesjasza, który tuż przed
ogłoszeniem wielkiej prawdy zażywa trochę prochów na odwagę, tak by język
giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa, ale przyjęta dawka okazuje się
zbyt duża – krytyczna granica zostaje przekroczona, a z ust mędrca wydobywają
się jedynie piana i charkot, w rezultacie czego rozpalony i żądny
apokaliptycznych wizji tłum [traktowanych jako jedna z ciekawszych rozrywek]
odchodzi rozczarowany z poczuciem krzywdy oraz wrażeniem, że zostało się
oszukanym, piekącym i bolesnym odczuciem, które można ukoić wyłącznie dzięki
fizycznej przemocy, której ofiarą pada nieszczęsny prorok, lękający się
publicznych wystąpień). Obcowanie z prozą Stanisława Ignacego Witkiewicza,
znanego także pod pseudonimem Witkacy,
to właśnie taki bezpośredni i nierzadko wstrząsający kontakt z tym, co
nieścisłe i niedookreślone, przerażające swoim bezmiarem i nieskończoną wręcz
możliwością interpretacji. Dziełem, które w pełni potwierdza powyższą
konstatację jest Jedyne wyjście, twór
pisany w latach 1931 – 1933.
Powieść
to sztandarowy przedstawiciel Czystej
Formy, koncepcji artystycznej autorstwa Witkacego. Zgodnie z założeniami
kluczową funkcją takich dziedzin jak religia, sztuka oraz filozofia było
wzbudzenie w umyśle odbiorcy uczucia
metafizycznego, czyli przekonania o odrębności wobec otoczenia, poczucia
niepowtarzalności własnego bytu oraz doznania kontaktu z tajemnicą czy wręcz z
absolutem. Zdaniem Witkacego ówczesne dzieła nie spełniały tych standardów, w
związku z czym sztuka winna ulec rewizji. Do lamusa odejść miały klasyczne
szablony, realistyczne wzorce, sama treść okazywała się wartością podrzędną
wobec formy, która wybijała się na pierwszy plan – jej niezwykłość,
oryginalność i dziwność oraz zerwanie z
dotychczasowym kanonem, miały na celu wstrząśnięcie odbiorcą poprzez konfrontację
z nieznanym, w obliczu którego czytelnik zmuszony jest do głębszych przeżyć. W
tym momencie warto zatrzymać się i wspomnieć, że idee nouveau roman (przybliżyłem je przy okazji tekstów poświęconych
dziełom Robbe-Grilleta: Żaluzja, Gumy, Dom schadzek), czyli nowej
powieści, zwanej też antypowieścią
lub powieścią fenomenologiczną są
zaskakująco zbieżne z założeniami poczynionymi przez polskiego autora –
autotematyzm (powieść koncentruje się na samej sobie), nieliniowość fabuły,
świat przedstawiony bazujący na subiektywizmie narratora – wszystko to i
znacznie więcej czytelnik znajduje w Jedynym
wyjściu i z tego względu wydaje się, że stwierdzenie, iż Witkacy stworzył antypowieść jeszcze przed jej formalnym
nastaniem jest jak najbardziej zasadne.
Głównymi
bohaterami Jedynego wyjścia są Izydor
Smogorzewicz-Wędziejewski, pracownik PZP
i znany w szerokich kołach inteligencji i pseudointeligencji filozof-dyletant
[2]
oraz Marceli Kizior-Buciewicz, jeden z ostatnich wielkich malarzy, alkoholik i
kokainista. W momencie rozpoczęcia utworu, Izio zmienia stan cywilny. Ślub w
zamyśle protagonisty ma wiązać się z życiowym ustatkowaniem się, jest także
bodźcem do definitywnego sformułowania jak dotąd jedynie mglisto zarysowanego
systemu filozoficznego. Egzystencjalne rozważania Izydora oraz refleksje
Marcelego na temat malarstwa stanowią pretekst do zaprezentowania
metafizycznych i artystycznych koncepcji samego Witkacego – z tego powodu fabuła
książki poprzecinana jest długimi wywodami oraz zawiłymi wykładami, w których podmiot
liryczny (trudno jest bowiem mówić o narratorze czy bohaterze) wyłuszcza swoje
idee związane z szeroko pojętą sztuką oraz filozofią.
Za
sprawą Izydora i Marcelego, jegomości, którzy nadzwyczaj często oddają się
kontemplacji, kierując swoje myśli ku śliskim tematom, rzeczom niewyrażalnym,
kwestiom wymykającym się ludzkiemu pojmowaniu oraz próbując pochwycić w karby
słów idee, których nie sposób zdefiniować, Witkacy zdaje się prezentować
pogląd, że poczucie pozazmysłowego niespełnienia czy metafizyczna nuda to efekt
klęski starań uwięzienia w ciasnych definicjach nadmienionych imponderabiliów. Jedyną
ulgą dla znużonej ludzkiej psychiki jest filozofia oraz sztuka, których
zadaniem jest pobudzić maksymalnie to
poczucie dziwności, tajemniczości, niezgłębialności istnienia, a jednocześnie
dać w ręce prymitywne choćby narzędzia dla intelektualnego ujęcia tego, co w
życiu (w istnieniu) właśnie dziwne jest i do niczego niesprowadzalne [3]. Stąd wniosek, że rolą filozofii czy
sztuki jest uczynienie ludzkiego żywota chociaż odrobinę mniej plugawym,
wydobycia go z mrocznych i cuchnących dolin pospolitości i bydlęcej męki
codzienności i rozpalenie wspaniałego
słońca wiedzy o Dziwności Przedwiecznej Bytu [4].
Podobne wymagania stawiane są prozie – w mniemaniu autora powieść nie może być
jedynie bezpłodnym przepędzaniem czasu. Zamiast tego winna ona wzbudzać pewnego
rodzaju niepokój, dawać nowy wymiar, stwarzać coś w człowieku. Widać zatem
wyraźnie, że Jedynie wyjście trzeba
traktować w kategoriach manifestu, w którym Witkacy przypomina i odświeża swoje
teorie, jednocześnie wprowadzając je w życie.
Należy
bowiem zaznaczyć, że Jedyne wyjście
to typ powieści intelektualnej, i to
filozoficznej, który sam Witkacy chciałby czytać. Z racji braku istnienia
takowych dzieł, pisarz podejmuje się wysiłku, by podołać temu niełatwemu
zadaniu. Co ciekawe kilkadziesiąt stron wcześniej autor zdradza, że Jedyne wyjście to reprezentant tzw. literatury czystej, to jest pisanej dla
własnej satysfakcji i tym różni się od literatury
brudnej, że w relację dzieło-twórca nie miesza się nieszczęsnego czytelnika
czy innego odbiorcy (a przynajmniej na etapie powstawania dzieła nie uwzględnia
się tej interakcji). Tych, którzy wahają się czy sięgnąć po Jedyne wyjście, są z pewnością ciekawi,
czym odznacza się ten witkiewiczowski płód oraz jakież to cechy decydują o jego
czystości (oprócz napomkniętej misji
katalizowania przeżyć stricte
duchowych i wzniosłych). Otóż czytelniczą uwagę przyciąga forma powieści –
układ, struktura, kompozycja oraz słownictwo. Niemałe zdziwienie może wywołać
swoiste igranie z czytelnikiem oraz drażnienie jego ambicji – na kartach
książki pojawia się mnóstwo przytyków kierowanych bezpośrednio do odbiorcy (widać twarz kretynowatego czytelnika, jak
zżyma się ze znudzenia i wstrętu. Poczekaj, kotku – może odgłupniesz trochę,
może Tobie to kiedyś trochę pomoże, że teraz się przezwyciężysz trochę,
kochanie głupawe, nie zniechęcaj się przedwcześnie – będzie jeszcze i to, co Ty
lubisz, ścierwo zasrane [5]),
będących jawną prowokacją i niczym niezawoalowaną drwiną. Oprócz tego styl
dzieła cały czas ulega przeobrażeniom – snuta historia jest nieciągła, utyka co
chwilę, by ustąpić miejsca długim elaboratom. Na dokładkę utwór przekształca
się momentami w twór, wykazujący podobieństwo do dramatu – partiom dialogowym towarzyszą
teksty poboczne na wzór didaskaliów. Dobrym uzupełnieniem są wewnętrzne
monologi protagonistów, czyli osławiony strumień
świadomości. Wszystko to sprawia, że Jedyne
wyjście nietrudno jest określić mianem słowotoku, bowiem wszechobecne jest
rzyganie wyrazami, kolejne zdania (naznaczone bolesnym skurczem niemożności
wyartykułowania wszystkich myśli) wydymają się i zapadają pod własnym ciężarem,
paląca okazuje się również potrzeba kreacji, objawiająca się licznymi
neologizmami i obcojęzycznymi wstawkami (gratis, niejako na dokładkę, czytelnik
otrzymuje również wszelakiej maści zgrubienia oraz zdrobnienia – pod tym
względem można stwierdzić, że Witkacy znalazł godnego spadkobiercę w osobie młodszego
o 19 lat Witolda Gombrowicza).
Zagadnieniami zasługującymi na wnikliwszą analizę są z pewnością instytucja małżeństwa oraz
damsko-męskie relacje, nakreślone na kartach powieści. Niektóre myślowe
konstrukty są bardzo oryginalne, a niekiedy wręcz szokujące, ale generalnie
większość z nich dobrze oddaje poglądy samego Witkacego w tej kwestii. By nie
być gołosłownym, wskazane jest przytoczyć kilka przykładów. Intercyza jest więc
rodzajem umowy, określającej zakres swobody jednostki w obrębie małżeństwa. Natomiast
sam mariaż traktowany jest jako związek mężczyzny i kobiety, który doprowadza
ludzi do tego, że stają się oni karykaturami samych siebie, bowiem trwanie we
wspólnocie to bardziej wynik samozaparcia, rodzaj psychicznej walki,
nieustannych zmagań i tarć (w utworze pojawia się nawet stwierdzenie, że
małżeństwo to nieco inna postać ludożerstwa). Zatem partnerstwo mężczyzny i
kobiety, rozumiane jako harmonijna współegzystencja, jest niemożliwe ze względu
na wzajemną obcość, podobnie jak
monogamia, braterstwo dusz czy pełne zrozumienie – dumny samiec zostaje
zmuszony do ugięcia karku przed niezwyciężonymi narządami seksualnymi samicy,
ale klęska ta jest często rekompensowana przez kreację prywatnego,
niedostępnego dla innych świata wewnętrznego, który wynagradza utraconą
samowłasność. Ta odrębność płciowa podkreślana jest także przez
charakterystyczny dla pióra Witkacego portret kobiety, którą najtrafniej można określić
mianem demonicznej (zobacz: 622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta)
– przedstawicielki płci pięknej w Jedynym
wyjściu to również niewyżyte seksualnie sukuby, rozpasane i niezaspokojone,
które wpijają się w swoich kochanków, wysysając z nich siły życiowego za pomocą
swojej otchłani ubezwłasnowolnienia.
Ostatnią
kwestią godną wspomnienia jest tło, na którym rozpostarto akcję utworu. Fabuła Jedynego wyjścia ma miejsce w Polsce w
bliżej nieokreślonej przyszłości – jest to państwo totalitarne, rządzone przez
PZP, wszechwładną, ale z czytelniczego punktu widzenia, bardzo tajemniczą
organizację, przywodzą na myśl komunistyczną partię (Robotnikom było dobrze – nie pragnęli niczego więcej – każdy miał domek
i ogródek, kultura już się z lekka cofnęła – drobnorolnictwo świetną było
przeciwwagą dla industrializacji. Naprawdę dobrze było, mimo pewnej prymitywności
technicznej życia, ale czemu? Bo kapitał jako taki, prywatny, wzięto za mordę
zupełnie. Rządziło PZP – oto tajemnica wszystkiego. A kto nie uznawał PZP, to
„pod ścianę”, i szlus. Ot co! [6]).
Czasy, w jakich osadzono akcję Jedynego
wyjścia kojarzą się z epoką post-
(okres postfilozofii, postsztuki, postintelektu) – wszelka sztuka oraz nauka ulegają skarleniu, zwiotczeniu
i marazmowi, a nielicznie artyści czy intelektualiści to pojedyncze podrygi
dawnej wielkości oraz wyraz agonalnych konwulsji. Jednostka musi uznać wyższość
masy, z kolei tłum i ludzka ciżba uginają się przed potęgą biurokracji,
instytucji oraz uniformizmu, reprezentowanego przez PZP. Zanurzając się w
wykreowanym nastroju, trudno odsunąć napływające konotacje wiążące się z
fobiami Witkiewicza przed nadciągającą przyszłością, którą artysta widział
jedynie w mrocznych barwach.
Reasumując,
Jedyne wyjście to równie trudna co
oryginalna pozycja, która zasługuje na uwagę tych czytelników, którzy nie
lękają się konfrontacji z pisarzem, intelektualnej walki czy słownych gierek. W
moim odczuciu największą wartością powieści jest konsekwencja, z jaką Witkacy
wtłaczał do niej swoje kolejne koncepcje oraz idee i wedle nich budował swoje
dzieło. Bardzo interesujące jest również samo spojrzenie na sztukę, która przywodzi
na myśl akt kreacji, pociągającej za sobą destrukcję – samospaleniu ulega
artysta, będący niczym medium składające na ołtarzu Artyzmu samego siebie. Pod
tym względem wizja Witkacego kojarzy się odrobinę z prawem Joule’a (wyrażonego
wzorem Q=R∙I2∙t; gdzie Q – ilość wydzielonego ciepła, I – natężenie prądu elektrycznego, R – opór elektryczny przewodnika, t – czas przepływu prądu), określającego
ilość ciepła wydzielanego podczas przepływu prądu elektrycznego przez
przewodniki elektryczne – twórca jest niczym ów przewodnik, cechujący się
pewnym oporem, przez wnętrze którego przepływa potężne natężenie sztuki.
Efektem są wyjątkowe dzieła, ale również silny płomień, w którym stopniowo
spala się sam artysta. Po wypaleniu, zgaśnięciu, jedynym wyjściem wydaje się
pełne milczenie bądź ostateczne odejście.
[1] Stanisław Ignacy Witkiewicz, Jedyne
wyjście, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993, s. 140
[6] Tamże, s. 110
Kontynuując porównanie, ciekawe, czy są artyści-nadprzewodniki? ;)
OdpowiedzUsuńKto ich tam wie - różne cuda się między nimi zdarzają :)
UsuńZazwyczaj po przeczytaniu Twojej recenzji mam ochotę biec po książkę, ale tym razem widzę, że Witkiewicz to nie dla mnie. Ech, męczyłabym się, czytając o tym, że małżeństwo jest postacią ludożerstwa i że niemożliwe są relacje partnerskie pomiędzy mężczyzną a kobietą. I do tego słowotok...
OdpowiedzUsuńIzydor Smogorzewicz-Wędziejewski, Marceli Kizior-Buciewicz – ciekawie dobrane nazwiska bohaterów, bo przecież męskie dwuczłonowe nazwiska zdarzają się rzadko :)
Hehe, Witkacy to taki pisarski śliski węgorz, który robi bardzo wiele, aby zniechęcić do siebie potencjalnego czytelnika. Ale kiedy przebrnie się przez te pierwsze warstwy obronne, to można znaleźć w twórczości Witkacego swoiste piękno (to także interesujący portret ówczesnej epoki). Ja sięgam po jego dzieła rzadko i ostrożnie, i póki co taka taktyka okazuje się skuteczna :)
UsuńA co do nazwisk, to Witkacy przejawiał na tym punkcie obsesję - ogromne stężenie cudacznych i dziwacznych nazwisk można odnaleźć w "Nienasyceniu".
Co do tytułu - to z pewnością nie przeminie niezauważony;) Chyba autor jednak nie był do końca zadowolony ze swego dzieła, bo ani to nie był jego ostatni utwór, ani po nim nie zamilknął... O matko, nie wiem czy bym podołała...
OdpowiedzUsuńHa, ale jeśli ograniczyć się wyłącznie do powieści, to "Jedyne wyjście" jest pozycją ostatnią i to w dodatku nieukończoną (pierwotnie powieść stanowiła pierwszy tom szerszego projektu). A temat "milczenia" ciekawie uzupełniają listy prezentowane w posłowiu, w których Witkacy zwierza się żonie, że powieść ta rodziła się w ogromnych bólach :)
UsuńKiedy ja mam coraz większą ochotę - może to pod wpływem wiosny, może ogólnego zmęczenia - sięgać po coraz lżejsze lektury, to Ty pozostajesz konsekwentny i nie obniżasz sobie poprzeczki. Abstrahując od samej powieści mam wrażenie, że Twoje wpisy są coraz lepsze, a to się chwali:) I mają też dla mnie wartość motywacyjną, a jej motto to sięgaj wyżej:)
OdpowiedzUsuńNikt z nas nie jest taki sam i każdy wybiera swoją formę aktywności, która sprawia mu największą przyjemność i satysfakcję. Życie jest zdecydowanie za krótkie, by czytać to, czego oczekują od nas inny, więc nie przejmuj się i sięgaj po to, na co absolutnie masz ochotę :)
UsuńZaskoczyłeś mnie. Myślałam, że czytałam wszystkie powieści Witkacego (lubię jego twórczość), ale tej nie miałam okazji poznać.
OdpowiedzUsuńHa, ja miałem podobnie, dopóki nie natknąłem się przypadkiem na tę książkę w bibliotece. Wcześniej w ogóle nie słyszałem o "Jedynym wyjściu" i z tym większą przyjemnością zagłębiłem się w jego lekturę. Jeśli lubisz Witkacego i jego bardzo charakterystyczną prozę o serdecznie polecam Ci również "Jedyne wyjście". Znakomite uzupełnienie oraz swoiste podsumowanie jego pozostałej twórczości powieściopisarskiej :)
Usuń