Jakże
zaskakujące, a zarazem fascynujące są bodźce, które oddziałując na
skomplikowaną maszynerię umysłu artysty mogą stać się asumptem do powołania z
otchłani niebytu literackiego dzieła. Osobiście nie mam wątpliwości, że pisarz
to swoisty demiurg i kreator, tyle, że jest on w pewien sposób ograniczony
dostępnym tworzywem, które można przekształcić w literacką materię. Wydaje się,
że im dzieło bardziej wybitne, doskonałe, wieloaspektowe, możliwe do
rozpatrzenia na ogromnej liczbie płaszczyzn, tym bardziej natrętnie atakują
czytelnika pytania o to, skąd autor czerpał swoje pomysły, idee, w jaki sposób
życie podsunęło mu użyte w danej powieści scenariusze. Twórcą, którego można
zaliczyć w poczet mistrzów pióra, który z niezwykłą wręcz wprawą wciskał
otaczającą go rzeczywistość w ramy literatury był z pewnością Vladimir Nabokov.
Vladimira
Nabokova śmiało można określać mianem obywatela świata – urodzony w Rosji w
1899 roku, tułający się po kontynencie europejskim oraz amerykańskim, mieszkający
m.in. w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, zmarł w 1977 roku w Szwajcarii. Od
1919 roku Nabokov przebywał na emigracji – pochodził on z zamożnej rosyjskiej
rodziny szlacheckiej, która w efekcie rewolucji październikowej utraciła
majątek. Vladimir wraz z rodziną opuścił rodzimy kraj i wyjechał do Europy
Zachodniej. Na początku lat dwudziestych Nabokov uczęszczał na Uniwersytet w
Cambridge, studiując romanistykę i slawistykę. Po ukończeniu nauki w 1923 roku,
autor zamieszkał w Berlinie. W stolicy Niemiec doszło do wydarzenia, które w
pewien sposób stało się natchnieniem do napisania debiutanckiej powieści
autora. Do Berlina zawitała dawna służąca rodziny, która podróżując z Estonii
przywiozła ze sobą pozostawionego w Rosji psa, jamnika Boksa, niewidzianego od
kilku lat. To właśnie młody Nabokov odbierał ulubionego czworonoga swojej matki
na berlińskim dworcu, który za sprawą literackiej magii zamienił się w
ukochaną, wytęsknioną i długo oczekiwaną kobietę, tytułową bohaterkę
debiutanckiego utworu pt. Maszeńka.
Akcja
Maszeńki rozgrywa się w dobrze znanym
Nabokovowi rosyjskim środowisku emigracyjnych w Berlinie. Zaniedbany, brudny
pensjonat ze ścianami grubości pudełka od zapałek, położony gdzieś na obrzeżach
miasta, w hałaśliwej okolicy, tuż obok ruchliwego torowiska zamieszkuje szóstka
przypadkowych rosyjskich lokatorów, rzuconych tutaj przez wichry codzienności.
Nabokov prezentuje doprawdy osobliwą galerię postaci – znajdziemy wśród nich
podstarzałego poetę, który zaczyna szczerze wątpić w sens swojej twórczości,
rozmamłanego matematyka, oczekującego na przyjazd drogiej małżonki, pannę o
obfitym biuście, która coraz szybciej zdąża ku staropanieństwu, dwójkę tancerzy
baletowych o podejrzanych preferencjach seksualnych oraz młodego mężczyznę,
pozostającego bez określonego zajęcia, którego poprzednie, tj. prowadzone w
Rosji, życie owiane jest mgiełką tajemnicy. Ostatni osobnik, to Lew Glebowicz Ganin, główny bohater utworu. Kolejne dni jego emigracyjnego życia wypełnione są egzystencjalną nudą. Ganin zdaje się być porażony swoistą niemocą – uwagę zwraca jego bierność, pasywność, nieróbstwo. Sprawia on wrażenie osobnika pogrążonego w głębokim letargu, ogarniętego bezwładem, dla którego perspektywa śmierci jest równie przytłaczająca, co widmo dalszego życia.
Ganin zostaje wytrącony ze swojego stanu bezsilności za sprawą przypadku, zrządzenia losu, który igrając sobie z ludzi oraz ich problemów sprawia, że na ganinowym horyzoncie ponownie pojawia się Maszeńka, czy raczej istnieje spora szansa na to, że miłość z lat młodzieńczych przybierze wkrótce realne szaty i zjawi się na berlińskim dworcu. Perspektywa spotkania z kobietą, do której w sercu Ganina nadal tlą się miłosne węgliki, staje się pretekstem do odbycia cudownej wędrówki po sielankowej przeszłości.
Powieść
przeplata ze sobą wątki pochodzące z emigracyjnej rzeczywistości oraz
reminiscencje Ganina. Wspomnienia głównego bohatera nie są przy tym w pełni
klarowne. Zdają się przyjmować one formę rozmytej mgiełki, której kontury w
ogromnej mierze zostają dopowiedziane, uściślone, zarysowane za sprawą własnej
wyobraźni. Można rzec, że co prawda nic nie ginie, ale trudno to zespolić w
całość – pamięć okazuje się kulawa, a przywołane obrazy dziurawe. Z tego powodu
trudno jednoznacznie ocenić, czy uczucia Ganina to metafizyczny ból powodowany
rozłąką z rzeczywistą osobą, połączony z radością, wynikającą z perspektywy
rychłego spotkania czy raczej jest to żal, smutek, tęsknota za sennym majakiem,
marzeniem spragnionego serca. Maszeńka zdaje się pełnić rolę klucza, który
otwiera wrota przeszłości, przy czym tak jak w przypadku wielu ludzi, zdarzenia
odległe, dawne, stroją się w szaty sielanki, utraconego raju. Ganin na swój
sposób odtwarza nieobecny już świat, w którym dane było mu zaznać prawdziwego
szczęścia. Czyni to z ogromnym kunsztem oraz starannością, a jego zaangażowanie
w misterium snucia wspomnień sprawia, że bohater popada w kolejny trans. Tym
razem jego życie zdaje się być zawieszone pomiędzy przeszłością a
teraźniejszością. Momentami można wręcz dojść do przekonania, że to
nieskazitelna egzystencja zatopiona w przeszłości jest bardziej rzeczywista,
bardziej realna niż mglisty i tajemniczy byt teraźniejszy. Nabokov mistrzowsko
przedstawia mechanizmy ludzkiej psychiki, charakterystyczne dla emigranta, a więc
człowieka, który w tym konkretnym przypadku został zmuszony do opuszczenia
rodzinnej ziemi. Znamienne są tendencje do gloryfikowania dawnych wydarzeń,
dodawania im wyjątkowości, uroku, niepowtarzalności, swego rodzaju niewinności,
która jednak została zbrukana, i której z pewnością nie da się przywrócić na
emigracyjnej tułaczce. Warto przy tym zauważyć, że przeszłość ulega mimowolnej
filtracji, tak, że w mózgu jawią się jedynie obrazy przyjemne, miłe, a wszelkie
zgrzyty, niepowodzenia, małe klęski, których przecież nie mogło zabraknąć w
żadnym człowieczym żywocie, są skrzętnie usuwane poza nawias świadomości. Ganin
przebywa zatem w świecie platonowskich idei, a w związku z tym nasuwa się
naturalne w tych okolicznościach pytanie – czy w niemal doskonałym tworze, do
budowy którego użyto plastycznego materiału wspomnień jest jeszcze miejsce dla
materialnego surowca?
Utwór
jest zatem diabelnie interesujący, jeśli rozpatrywać go na polu symboliki.
Biorąc pod uwagę okres, w którym powstało dziełko, nietrudno o skojarzenie
tytułowej Maszeński z Rosją. Ojczyzna, szczególnie przez emigrantów, a więc
osoby za nią szczególnie stęsknione, często jest personifikowana poprzez
nadanie jej cechy ukochanej, powabnej kobiety, czy troskliwej matki. I może
nawet szczególnie wtedy, gdy człowiek zmuszony jest żyć poza jej granicami,
przywiązanie do rodzinnego kraju objawia się w pełnej krasie. Nie bez znaczenia
pozostają także tory, tuż obok których położony jest hotelik z rosyjskimi
pensjonariuszami – kojarzą się one z drogą, ruchem, horyzontem, który można
próbować dognać (ale na ogół bez powodzenia). W takim właśnie nieskończonym,
ale jednak często daremnym ruchu pogrążonych jest wielu emigrantów, próbując
odnaleźć swoje prywatne szczęście na obcej ziemi. Wymowny pozostaje również
szkielet nowopowstającego domu, którego wznoszenie obserwuje Ganin. Zrąb
konstrukcji można utożsamiać z możliwościami, które otwierają się przed
człowiekiem, opuszczającym rodzinne strony. W końcu to, czy osiągnie on sukces,
ułoży, czy też na nowo zbuduje swoje prywatne życie, w ogromnej mierze zależy
od niego samego. Ciekawe jest także kino, które w pewien sposób uświadamia
Ganinowi, że człowiek często jest tylko podrzędnym statystą w życiu, które
stanowi swoistą grę, spektakl. Wreszcie bardzo znamienne są cienie, które nie raz, nie dwa,
przewijają się na kartach powieści. W skomplikowanej wędrówce przez labirynt
pamięci, stopniowe wskrzeszanie wspomnień, odtwarzanie świata, w którym
nastąpiłoby ponowne ziszczenie cudu, Ganin zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością,
którą zdają się zamieszkiwać cienie. Właśnie owe cienie wzmacniają formułujące
się pytanie o to, który świat jest bardziej realny – otaczająca głównego
bohatera nudnawa codzienność, czy skrząca się od miłych wydarzeń przeszłość z
dziecięcymi latami?
Widać
wyraźnie, że debiut Nabokova znamionuje kwestie, które artysta będzie rozważać
w swojej dalszej twórczości. W Maszeńce
pojawia się choćby dosyć krótkie, ale niezwykle ciekawe studium nad materią
fizyczną, a konkretnie przedmiotami, rozpatrywanymi przez pryzmat ludzi z nimi
związanych. Nabokov silnie koncentruje się na rzeczach materialnych, które
jednak dopiero w zestawieniu z właścicielem tworzą harmoniczną całość. Wraz z
jego śmiercią matowieją, szarzeją, pokrywają się patyną zapomnienia, tracą swój
pierwotny blask, czyli na swój sposób również umierają. Jednocześnie wszystkie te drobne, z jakiegoś powodu miłe
przedmioty, do których tak przyzwyczajają się oczy i palce i które potrzebne są
tylko po to, żeby człowiek, wiecznie skazany na obmieszkiwanie nowych kątów,
wypakowując z walizki po raz setny lekką, serdeczną graciarnię, czuł się choć
trochę w domu. Zatem materia fizyczna, mimo, że znacznie bardziej poślednia
od duchowego tworzywa, wciąż pełni istotną rolę, stanowiąc swoisty nośnik przeszłości.
Reasumując,
Maszeńka to kolejna wyjątkowa powieść
Nabokova, którą dane było mi przeczytać. Ponadto powieść, którą posiadam
opublikowana na łamach wydawnictwa MUZA S.A. opatrzona została interesującym
posłowiem profesora Leszka Engelkinga, wybitnego tłumacza oraz znawcę
nabokovskiej prozy. Polski uczony przybliża okoliczności powstania utworu oraz
zwraca uwagę m.in. na bogatą symbolikę liczb, jaką skrywają w sobie karty
powieści. Tekst pana Engelkinga stanowi wyborne uzupełnienie lektury, pozwalając
dostrzec ją w szerszej perspektywie. W moim skromnym odczuciu Maszeńka to bardzo udany debiut
Nabokova. Być może razi nieco przyciężkawy, mocno nostalgiczny styl, w jakim
utrzymany jest utwór, ale znakomitą rekompensatę stanowią plastyczny język, którym
Nabokov operuje z godną podziwu wprawą oraz bogactwo treści, która mimo
skromnej objętości skrywa w sobie wiele literackich skarbów. Piękna powieść o
ludzkiej tęsknocie, gdzie pobrzmiewają już echa nabokovskiej zaświatowości,
którą zainteresowanie wybucha pełnym żarem w późniejszych utworach.
Wasz Ambrose
Cienie miały dla mnie podwójne dno: z jednej strony były przeciwieństwem światła, z drugiej stanowiły coś na kształt sobowtóra. Pamiętam, że w "Maszeńce" sporo było przykładów podwojenia postaci: odbicia w lustrze, kałuży, szybie itp. No, ale to w końcu jeden z ulubionych motywów Nabokova. Zastanawia mnie również pociąg - pojawia się tu kilkakrotnie.
OdpowiedzUsuńCo do samego stylu - sposób, w jaki VN opisał pensjonat, autentycznie mnie zachwycił. Czy mógłbyś mi przypomnieć, kto mieszkał pod jedynką?
Posłowie Engelkinga też mi się podobało, b. cenna rzecz.
"W pokoju pierwszokwietniowym - pierwsze drzwi na lewo - mieszkał teraz Ałfierow, w następnym - Ganin, w trójce - sama gospodyni, pani Lidia Dorn, wdowa po niemieckim kupcu (...)"
UsuńHm... z fizycznego punktu widzenia cień to po prostu brak światła, ale rzeczywiście często kojarzony on jest z jego przeciwieństwem. Nabokov w ogóle lubuje się w dualizmie, rzeczach, które skrywają w sobie dodatkowe znaczenie :)
P.S. Jeśli jeszcze nie czytałaś "Bladego ognia" to serdecznie polecam, to jest dopiero zakręcona książka z mnóstwem sobowtórów, niedopowiedzeń, niejasności, tajemnicy. Nie brakuje również cienia (John Shade)!
Ciekawe, czy można uznać, że skoro Ałfierow mieszkał pod jedynką, a więc kartką z datą 1 kwietnia, czytelnik ma go traktować jako kogoś, kogo oszukano, z kogo zadrwiono itp.
UsuńWydaje mi się, że Nabokov tak właśnie postrzegał cień. Gry ze światłem też było w "Maszeńce" dużo, tak przynajmniej to zapamiętałam.
"Blady ogień" zostawiam sobie bliżej końca przygody z Nabokovem, już sam tytuł jest dla mnie oksymoronem.;)
Przygodę z twórczością Nabokova zaczęłam tradycyjnie od "Lolity". Teraz widzę, że koniecznie powinnam się zwrócić w stronę debiutanckiej powieści tego autora. ;)
OdpowiedzUsuńO rany, ja mam problem, żeby określić, czy najpierw przeczytałem "Lolitę" czy "Zaproszenie na egzekucję" :) W każdym bądź razie inne książki również zasługują na uwagę. Nabokov to prawdziwy wirtuoz pióra :)
UsuńLubię takie wstępy, czy posłowia znanych filologów. Dzisiaj Nabokov bardziej kojarzy się ze Stanami, ale "Maszeńka" przypomina, skąd pochodził Vladimir.
OdpowiedzUsuńTo właściwie zabawne, że Nabokov kojarzony jest głównie ze Stanami, ba, że uważa się go za pisarza amerykańskiego. Urodzony w Rosji, mieszkający w Niemczech, studiujący w Anglii, zmarły w Szwajcarii... :)
UsuńA posłowia pana Engelkinga są naprawdę wartościowe. Można się z nich sporo dowiedzieć zarówno na temat samego Nabokova jak i utworu.
"Diabelnie interesujący debiut" - to brzmi doskonale. Sięgnę po "Maszeńkę" z pewnością:) "Lolitę" znam, cenię kunszt i nie wiem doprawdy dlaczego się na niej "zawiesiłam"...Pozdrawiam duet Piszących Panów AA :)
OdpowiedzUsuńHa, "Lolita" w mojej skromnej opinii to swoiste przekleństwo Nabokova. Książka wspaniała, ale przytłaczająca pozostałe dzieła tego wyjątkowego pisarza. Mam nadzieję, że "Maszeńka" przypadnie Ci do gustu. Z innych utworów Nabokova mogę jeszcze polecić "Dar", "Blady ogień", "Przezroczyste przedmioty" oraz "Zaproszenie na egzekucję" :)
UsuńPozdrawiam :)