czyli Formacja trójkąta
Mariusz Zielke
seria/cykl wydawniczy: Czarna Seriawydawnictwo: Czarna Owca 2013
Powieściowy debiut Mariusza Zielke, którym był Wyrok, okazał się dla mnie wielkim zaskoczeniem i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jego styl od razu skojarzył mi się z nieodżałowanym mistrzem szwedzkiego kryminału społecznego Stiegiem Larssonem i nadal uważam, że jest to jedna z najlepszych polskich powieści kryminalnych. Po Formację trójkąta sięgałem więc po równi z nadzieją, co obawą. Z nadzieją, że Zielke utrzyma poziom, z obawą, że nie podoła.
Formacja trójkąta rozpoczyna się od tajemniczego zabójstwa prezesa warszawskiej giełdy. Za namową starszego kolegi po fachu Bartek Milik, początkujący dziennikarzyna marzący o wyrobieniu sobie nazwiska, próbuje ugryźć temat; odkryć prawdę o przyczynach i sprawcach tej śmierci, by zdobyć temat na jedynkę, czyli reportaż, który ukaże się na pierwszej stronie gazety i ustawi go zawodowo. Jak nietrudno się domyślić, sprawa okaże się trudniejsza niż mogłoby się wydawać. Na szczęście głównego bohatera w jego misji wesprą doświadczony policjant i piękna agentka ABW.
Tradycyjnie fabuły, nawet w przybliżeniu, nie będę ujawniał, gdyż jej skomplikowanie jest jednym z wielkich atutów powieści. Czytelnik nie ma najmniejszych szans, by przed czasem odkryć kto i dlaczego, choć niby pierwszą sceną, która książkę rozpoczyna, jest właśnie wspomniane morderstwo. Już jednak z samego zestawienia kluczowych postaci można domniemywać, iż od klasycznego kryminału w wersji dziennikarskiej, z jakim mieliśmy do czynienia w Wyroku, autor przeszedł do sensacji. I jest to przewidywanie bardzo celne: będziemy mieli i niespodziewane zwroty akcji, i trup ścielący się gęsto, i pościgi w amerykańskim stylu, i seks. Z tego też powodu nie ma co się rozwodzić nad głębią postaci pierwszo i drugoplanowych, gdyż niczego takiego się nie doszukamy. Nawet wiodąca trójca – dziennikarz, glina i agentka – zarysowana jest wyraziście, ale dość płytko. W pewnym sensie komiksowo nawet. Oczywiście w kanonie znanym z Wyroku, nie wspominając o Millennium Larssona, na pewno by to raziło, ale w konwencji meandrującej ku manierze Ludluma ujdzie. Czy ta ewolucja w kierunku akcji i momentów wyszła prozie Mariusza Zielke na dobre? Mam mieszane uczucia. Z jednej strony sprawia, iż pomimo tła społecznego, które nadal pozostało bardzo istotnym elementem, powieść jest niezwykle wciągająca i czyta się ją jednym tchem. Warstwa sensacyjna w ogólnych zarysach, podobnie jak tło społeczne, została poprowadzona z maestrią. Z drugiej jednak… Ten seks…
Nie tylko ja porównuję Zielke do Larssona. Jednak oceniając ich w sferze opisu stosunków damsko - męskich, odnoszę wrażenie, iż jest między nimi różnica klas. Na niekorzyść naszego rodaka niestety. Główny bohater szwedzkiego mistrza potrafi zobaczyć piękno w kobiecie niezależnie od jej wieku i zbieżności z lansowanym aktualnie modelem urody. Każdą ocenia indywidualnie, niczym dzieło sztuki, a nie hamburgera z fastfooda. W Formacji trójkąta pożądanie ze strony mężczyzn i super seks są zarezerwowane tylko dla „pięknych” kobiet. Inne zresztą w tej powieści nie występują, a w dodatku ta uroda jest pod jeden strychulec, jakby autor kierował się własnymi, nieco wąsko ukierunkowanymi marzeniami, i nie zauważył, że różne są kanony kobiecej urody nie tylko jednocześnie funkcjonujące w określonym społeczeństwie, ale nawet zmieniające się w ciągu życia jednej osoby w miarę upływu czasu i zdobywanych doświadczeń. A same opisy konsumpcji tych gwałtownych namiętności… Trochę za bardzo, jak dla mnie, zalatują sztampą z pornusa. W konwencji sensacji z masowej produkcji, nastawionej tylko i wyłącznie na bicie rekordów sprzedaży, może by i uszły, ale w połączeniu ze wspomnianymi aspiracjami społecznymi i z klasą poprzedniej powieści autora - trochę rażą. Inny target czytelniczy. Mam tylko nadzieję, że był to celowy zabieg obliczony na zwiększenie poczytności, z którego następnym razem Zielke się wycofa, a nie rys charakterystyczny autora, gdyż na dłuższą metę raczej oceny jego twórczości nie podniesie.
Podobnie jak z seksem, jest i z zabójstwami. Główny czarny charakter prezentuje modus operandi nie do końca przystający do jego profesji, a w ogóle sprzeczny z zawodowstwem. Czy znacie rzeźnika, który tak lubi zabijać zwierzęta, że gdy już zajeżdża do gospodarza na umówioną robotę, a okazuje się, że krowa sama zdechła, to mu zabija inną, jako zamiennik, w dodatku gratis, bo tak go to kręci? Jak można myśleć, że zawodowy zabójca różni się czymś od rzeźnika poza gatunkiem, na którym swój zawód praktykuje? To tak jak ze specjalistami od tortur – ci, którzy zbyt lubią swój zawód, nie mogą być zawodowcami, gdyż nadto przedkładają przyjemność nad efekty, a te ostatnie są decydujące dla ich mocodawców. Sadysta może być na usługach mafii lub innych podobnych klientów, ale tylko do czasu, aż przegnie i nie będzie można na nim polegać. Na dłuższą metę prawdziwy profesjonalista musi być równie wiarygodny co dobry lekarz lub prawnik i w tym świetle czarny charakter z Formacji trójkąta jest kolejnym sporym dysonansem. Niestety nie ostatnim. Zbyt zalatuje mi to ścieżką, którą wybrał Bret Easton Ellis w American Psycho. Niektórzy się zachwycają, lecz dla mnie to zwykłe pisanie pod publiczkę, w dodatku pod jej najciemniejsze instynkty.
Jeśli już jesteśmy przy czarnym charakterze, to wypada wspomnieć o konkretnych, żenujących wręcz wpadkach. Z jednej strony czytamy, iż morderca pozwala sobie na stosunek z ofiarą bez użycia prezerwatywy (raczej nie do pomyślenia u zawodowca, nawet i z zabezpieczeniem, gdyż zawsze jakieś ślady się pozostawi), a jednocześnie na innej stronie dowiadujemy się, że polskie służby dysponują wynikami badań DNA po kilku godzinach (dosłownie) od momentu zgonu, czyli po odjęciu czasu na czynności na miejscu zdarzenia, transport materiału dowodowego, itd. po sekundach? Takie rzeczy, to tylko w Erze. Następny lapsus, to komputery. System XP nazywany jest staruteńkim, co pozwala jako tako określić ramy czasowe, a jednocześnie 4 mega RAM są oceniane jako znośne. To tak, jakby jednocześnie napisać, że FN Five-seven to dość stary model i jednocześnie rzucić uwagę, że Colt Dragoon to całkiem przyzwoita broń. To różne epoki!
Na szczęście nie jest tych błędów dużo, choć do pewnych rzeczy jeszcze można się przyczepić, jak na przykład do strzelania w głowę biegnącego faceta z glocka z pięćdziesięciu metrów. Drobne, całkiem niepotrzebne mankamenty, zwracające jednak uwagę czytelnika i podważające wiarygodność całości. A szkoda, gdyż choć fabuła fikcyjna, to realia układów przestępczych, czyli głównie biznesowo – politycznych, są oddane aż nadto wiernie, podobnie jak relacje władza -media czy służby -reszta świata. Nadto, gdyż ukazują rzeczywistość znaną czytelnikom Gomorry z realiów neapolitańskich i prawdę, że rzeczywiście groźna przestępczość to nie złodzieje i gangsterzy lecz biznesmeni. Nadto, gdyż pokazują, że chyba u nas jest teraz jeszcze gorzej. Ale widać, że autor wie o czym pisze. Fikcja wolnych mediów i ich kontrolnej roli wobec innych elementów systemu władzy, fikcja niezależności sądów, uczciwości policji i skuteczności służb. Powieść ewidentnie nawiązuje do znanych i głośnych wydarzeń ostatnich lat, jak choćby tajemnicze zgony i samobójstwa znanych osób, czy afery, którymi interesowano się tylko przez chwilę, bez żadnych konsekwencji dla kogokolwiek. Nie każdy czytelnik to przełknie, gdyż nieświadomy znaczy szczęśliwy, a kto chce być ze szczęścia odarty. A ponury, beznadziejny obraz polskiej rzeczywistości politycznej odmalowanej w powieściach Mariusza Zielke odbiera niestety również nadzieję na przyszłość. Łatwiej się czyta, gdy zła rzeczywistość nas nie dotyczy. Jakaś Afryka, jakieś Stany. Ale Polska? Tym, którzy myślą, że autor maluje zbyt czarnymi barwami, proponuję poszukanie odpowiedzi na kilka pytań. Czy jest drugi kraj w Europie, w którym w czasie pokoju bezkarnie zabito szefa policji? Czy jest drugi kraj w Europie, w którym po zabójstwie byłego premiera domniemani sprawcy w trakcie procesu, po długoletnim przebywaniu w areszcie, zamiast kary otrzymują odszkodowania? Takie pytania można mnożyć, a ile jest takich, których nawet nie potrafimy postawić, choć powinniśmy nie tylko umieć, ale i znać odpowiedzi?
Mam wrażenie, że pisarz postąpił tak jak Lem, który pisał w konwencji SF o rzeczach, których cenzura nie puściłaby napisanych wprost. Mariusz Zielke w formie sensacji przedstawił nam po raz drugi swoją ocenę Polski, której nie mógłby opublikować inaczej, jak w formie fikcji literackiej. Tak więc nowa jego powieść, poza kilkoma drobnymi błędami, poza moim zdaniem niepotrzebnie wprowadzonymi nowościami, jest znów jedną z najlepszych polskich produkcji w swym gatunku. Nie aż tak perfekcyjną, jak Wyrok, ale może przez to, przez te błędy właśnie, stanie się bardziej atrakcyjna i znajdzie więcej czytelników. Choć z drugiej strony rzecz biorac, aż tak boleśnie prawdziwa ocena stanu naszej rzeczywistości, a co za tym idzie i przyszłości, nie rokuje jej zbyt dobrze. Żydzi też w większości nie wierzyli, że Hitler może być aż tak zły. Większość zawsze woli się oszukiwać do ostatniej chwili i nic nie robić. I nie chce o tym czytać. Ale ja mimo wszystko polecam Wam Formację trójkąta zdecydowanie i gorąco, gdyż warto, choć jak już wspomniałem, Wyrok był w moim odczuciu znacznie lepszy. Nie jako kryminał społeczny, ale jako społeczna sensacja, nowa powieść Mariusza Zielke jest naprawdę warta przeczytania. Może nie każdy ją wysoko oceni, ale chyba każdy przeczyta z zapartym tchem. A o to w tym kanonie chodzi
Wasz Andrew
Ha, przyznać trzeba, że nasze polskie bagienko to rzeczywiście idealny materiał na powieść kryminalną, czy sensacyjną. Nici powiązań łączące świat polityki i biznesu z przestępczym podziemiem są dość wyraźne, chociaż wszystkie media przykładnie milczą w tym temacie. Może i dobrze, że Zielke postawił na fikcję literacką, a nie na szczegółowy dokument - mogłoby go już nie być na tym świecie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o genezę narodzin tych dziwnych układów na linii polityka, biznes - świat przestępczy, to polecam książki, których tematem pozostaje okres transformacji w naszym kraju. Bardzo dobrze prezentują one mechanizm powstawania dzikiego polskiego kapitalizmu, który zresztą do dziś funkcjonuje w naszym kraju.
Sęk w tym ,że biznes jest przestępczością a przestępczość biznesem. Granice się zacierają.
UsuńNo właśnie - w tych genezach brakuje mi jednego - dlaczego ta patologia tak szczególnie dotknęła Polskę? Czyżby tej genezy tak naprawdę należałoby szukać tam, gdzie prapoczątków rozbiorów i Targowicy?
"Biznes jest przestępczością a przestępczość biznesem" - święte słowa.
OdpowiedzUsuńCzyli w warcholstwie i prywacie? Mam wrażenie, że mimo wszystko tendencja do budowania bogactwa i władzy na nieetycznych podstawach jest obecna wszędzie. Nawet w Szwecji ;-)
Trochę tak jest, że tych związków nie widać na pierwszy rzut oka, media nie są skłonne o nich informować, chyba że mogłyby być użyte do walki politycznej. W przeciwnym razie niestety nie ma tematu.
"Wyrok" czeka na półce już pół roku, jakoś nie mogę go przesunąć na górę kolejki. Trochę mnie przerażają recenzje, że napisane hermetycznym językiem i trudne dla laików. W skali trudności odbioru na ile oceniasz "Wyrok" i "Formacje trójkąta"?
Formacja trójkąta pod tym względem nie różni się praktycznie niczym od innych dobrych sensacji. No, może minimalnie. Wyrok zawiera trochę ekonomii w tle, ale wystarczy uważnie czytać i wszystko jest zrozumiałe. No - może ktoś, kto w ogóle typowo humanistyczne ma wykształcenie, będzie musiał zajrzeć do netu. Ale to już lekka przesada. Od matematyków, fizyków i inżynierów wymaga się znajomości literatury, o umiejętności pisania nie wspominając, a cześć "humanistów" ma mniejsze pojęcie o ekonomii, która przecież wcale nie jest nauką bardzo ścisłą, niż przyzwoitość pozwalałaby się przyznać. Ostatnio czytając niektóre reportaże i oglądając wiadomości mam wrażenie, iż część dziennikarzy i innych humanistów nie powinna nigdy zaliczyć szkoły średniej. To oczywiście nie do Ciebie tylko do tych, którzy o hermetyczności piszą :)
UsuńCo do podobnych patologii w innych krajach, to na pewno istnieją, może poza pewnymi grupami społecznymi, które jednak z definicji nie mogą stworzyć własnej państwowości. Problem zaczyna się wtedy, gdy patologia staje się normą. Gdy to, co powinno być surowo represjonowane nie tylko nie kończy się karą, ale wręcz przestaje być postrzegane jako naganne. Wystarczy porównać losy organizatorów amerykańskiej afery finansowej i polskiego odpowiednika lub konsekwencje ściągania w szkołach w "normalnych" krajach i w tych "innych". Oczywiście piewcy polskich realiów zawsze się znajdą. Gdybym był pijakiem i piratem drogowym, cwaniakiem albo aferzystą, pewnie też bym sobie chwalił.