Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 5 grudnia 2013

Zbigniew Uniłowski "Wspólny pokój" - Przybytek cierpienia

Okładka książki Wspólny pokój 

Wspólny pokój

Zbigniew Uniłowski


Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 362
 
 




Dwudziestolecie międzywojenne to równie krótki, co burzliwy okres w dziejach naszego kraju. Po 123 latach, niczym feniks z popiołów odradzało się niepodległe państwo polskie. Kształt jego nie był zastygłą formą, polityczne oblicze zmieniało się na skutek ścierania się ze sobą różnych idei, reprezentowanych przez poszczególne frakcje. Mimo, że czasu pomiędzy dwoma największymi wojnami było niewiele, dwudziestolecie wykreowało na tyle charakterystyczne oblicze, że do dzisiaj uchodzi za osobny rozdział historii Polski. Dla jednych nieodłącznie kojarzy się ono z postacią marszałka Józefa Piłsudskiego, dla innych najbardziej wyrazistą osobistością będzie Roman Dmowski. Dwudziestolecie to również Cud nad Wisłą, czyli punkt kulminacyjny wojny polsko-radzieckiej, Powstanie Wielkopolskie, czyli jeden z niewielu zrywów Polaków, zakończony sukcesem, wielokulturowe i zróżnicowane społeczeństwo, w którym Polacy stanowili niecałe 70%, a którym nie brakowało Ukraińców, Żydów, Białorusinów, czy Niemców, utworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego, wybitni naukowcy na czele z Ignacym Mościckim, czy Eugeniuszem Kwiatkowskim, przewrót majowy oraz rządy Sanacji, a także spalinowe wagony Luxtorpeda, które potrafiły rozwinąć prędkość nawet 140 km/h. Mnie jednak dwudziestolecie międzywojenne najmocniej kojarzy się ze wspaniałą literaturą, która powstawała w tym burzliwym okresie. Witkacy, Gombrowicz, Schulz, czy Ferdynand Goetel to w mojej prywatnej opinii nazwiska, które złotymi zgłoskami zapisały się w polskiej prozie. Niedawno, za sprawą Pana Dziejaszka poznałem kolejnego literata, który tworzył w tamtym okresie.

Zbigniew Uniłowski, bowiem o jego dziele będzie dzisiaj mowa, to urodzony w 1909 roku w Warszawie pisarz i nowelista. Za młodu osierocony, nie ukończył nawet szkoły średniej, zmuszony podjąć pracę, która zapewniłaby mu materialną podstawę egzystencji. Uniłowski imał się różnorakich zajęć, nie wymagających kwalifikacji. Pracował jako pomocnik murarski, roznosiciel paczek czy pikolak. To właśnie jako chłopca posługującego w warszawskiej restauracji Astoria Uniłowskiego poznał słynny kompozytor Karol Szymanowski, któremu zaimponował młody człowiek zaczytany w dziełach Conrada. Uniłowski pozyskał cennego mecenasa, który łożył na jego kształcenie, umożliwiał obracanie się w środowisku literackim oraz finansował lecznicze wypady do Zakopanego, które związane były z gruźlicą młodego pisarza. Od 1929 roku Uniłowski nawiązał współpracę z literacką grupą Kwadryga, zaliczaną do tzw. II awangardy. Artyści nie mieli ściśle określonego programu, a twórczość charakteryzowała spora swoboda. Hasła, którymi chętnie posługiwali się członkowie Kwadrygi to sztuka uspołeczniona, sprawiedliwość społeczna oraz godność pracy. Grupa została ciekawie sportretowana za sprawą książki Zbigniewa Uniłowskiego pt. Wspólny pokój, która ukazała się w 1932 roku. Wydaniu powieści towarzyszył spory skandal obyczajowy. Nie przeszkodziło to Uniłowskiemu w zyskaniu rozgłosu oraz uznania. Wręcz przeciwnie, od tego momentu pisarz stał się szanowanym autorem, który wzbudzał żywe zainteresowanie czytelników.

Akcja Wspólnego pokoju, powieściowego debiutu Uniłowskiego, rozgrywa się w Warszawie. Do stolicy Polski, po kilkumiesięcznej kuracji w Zakopanem przybywa rosły, opalony chłopak. Ów młokos, który nieco znudzonym spojrzeniem omiata dobrze znane ściany stołecznego dworca to Lucjan Salis, początkujący artysta, który swoich sił próbuje głównie w prozie. Nie ma jeszcze wyrobionego nazwiska, ale są tacy, którzy wyczuwają w nim spory potencjał. Lucjan, podobnie jak jego pierwowzór, czyli Zbigniew Uniłowski, to sierota, który nie posiada stałego miejsca zamieszkania. Przybywając do Warszawy pozostaje mu wybierać pomiędzy mieszkaniem u ciotki wraz z jej rodziną, a propozycją przyjaciela, Zygmunta Stukonisa, by wynająć miejsce w pokoju od jego matki. Co prawda sytuacja z finansowego punktu widzenia nie przedstawia się zbyt różowo, bowiem gotówka pochodząc ze stypendium od opiekuna Lucjana jest już na wyczerpaniu, ale męska przyjaźń przecież zawsze zwycięża. Pieniądze zawsze się jakoś znajdą, ewentualnie pożyczy się je od kogoś – perspektywa, by zamieszkać ze znajomym jest zbyt kusząca i w ten oto sposób Lucjan Salis ląduje w tytułowym pokoju, który przyjdzie dzielić mu z wieloma interesującymi osobnikami.

Tak jak wspomniałem, publikacji utworu towarzyszył spory skandal, który ze szczególną mocą wybuchł w środowisku artystycznym, do którego w sporej mierze Wspólny pokój się odwołuje. W powieści pojawia się wielu bohaterów, którzy wzorowani są na autentycznych postaciach. Lucjan Salis to alter ego samego pisarza. Zygmunt Stukonis to Stanisław Ryszard Dobrowolski, Stanisław Krabczyński zwany Dziadzią to Stanisław Maria Soliński. W trakcie licznych eskapad po barach oraz knajpach, których główny bohater zdecydowanie sobie nie odmawia przewijają się również członkowie Kwadrygi oraz znani bywalcy popularnych warszawskich lokali, Lucjan Szenwald jako Kazio Werbel, Konstanty I. Gałczyński jako Klimek Paczyński, czy Władysław Sebyła jako Brocki. Zabieg zmiany autentycznych nazwisk na fikcyjne, do którego zresztą Uniłowski został zmuszony w trakcie publikacji powieści przez Sebyłę, ówczesnego redaktora Kwadrygi, jak żywo kojarzy mi się z prozą Jacka Kerouaca, który w swojej mocno autobiograficznej twórczości nie używał prawdziwych nazwisk swoich przyjaciół. Oczywiście nie to było przyczyną żywych emocji, które towarzyszyły wydaniu Wspólnego pokoju.

Powieść to w bardzo surowa ocena ówczesnej literatury oraz środowiska artystycznego. W książce pod lupę zostało wzięte pokolenie, które przeżyło wojnę, ale które dorastało już w wolnym i niepodległym kraju. Jednak piętno potężnego konfliktu okazało się na tyle trudne do przezwyciężenia, że wielu twórców tamtego okresu kojarzonych jest głównie z nihilizmem oraz pesymizmem. Uniłowski portretuje swoich rówieśników jako zblazowanych artystów, którzy po zerwaniu maski nonszalancji pozostawali puści i bezideowi, przerażająco wtórni i zupełnie pozbawieni kreatywności. Większość z literatów nie była w stanie wzbić się ponad pierwsze, obiecujące próby; nie potrafili rozwinąć skrzydeł i przekuć statusu zdolny w ceniony, uznany. Zbyt szybko obrastali w pióra, chełpiąc się osiągnięciami, które na zawsze pozostawały uwięzione wyłącznie w strefie marzeń. Z drugiej strony Uniłowski ukazał w jak trudnych warunkach przyszło egzystować artystycznej bohemie. Ustawiczna nędza, brak gotówki, chroniczne niedojadanie potrafiły złamać upór niejednego buntownika, który zamiast pisarskiej sławy wolał wybrać ciepłą i bezpieczną posadę urzędniczą, która oznaczała o wiele większą stabilizację życiową.

Towarzysze Lucjana Salina, mimo żarliwych dyskusji, prowadzonych przy szklance wysokoprocentowego trunku, na ogół pozostają bierni i apatyczni. Zapał, pobudzony przez alkohol szybko gaśnie. Koła literackie przypominają bardziej kółka wzajemnej adoracji, w których jednak tchnie sztucznością, stąd nerwowa atmosfera, nastrój jakby oczekiwania. Na co? Ano chyba na najgorsze, w obliczu czego żadna twórczość nie ma większego sensu. Uniłowski świetnie oddaje nastroje, również społeczne, jakie panowały w tamtym okresie w Polsce. Wieszczona przez mrocznych proroków nieuchronna wojna z Niemcami, obawa przed komunizmem, gwałtownie rosnące nastroje nacjonalistyczne. W powietrzu wyczuwalne było napięcie, niepokój.

W powieści Uniłowskiego namacalne są również kompleksy wobec światowej literatury. Lucjana Salisa boli fakt, że w Polsce tak mocno promowana jest twórczość zagranicznych autorów. Tymczasem próżno szukać polskich nazwisk, choćby na europejskich salonach. W rojeniach wynikających z nawrotu choroby, Salis tłumaczy się sam przed sobą, że polscy artyści owszem, są bardzo dobrzy, ale ich twórczość można odnieść jedynie do lokalnego podwórka. Poza granicami naszego kraju pozostają już niezrozumiali, bez odpowiedniego kontekstu kulturowego docenienie ich pracy staje się niemożliwe, stąd tak niskie notowania na zagranicznych rynkach.

Mocnym punktem Wspólnego pokoju jest z pewnością dosadny język, którym Uniłowski posługuje się z wyraźną wprawą. Jak na tamte czasy był on z pewnością mocno szokujący. Nie brakuje w nim kolokwializmów, wulgaryzmów, czy nawet obsceniczności. Jest on naturalistyczny do granic możliwości. Uniłowski nie pomija żadnej ludzkiej czynności. Opisane zostają wizyty w toalecie, wyniszczanie ciała przez chorobę, niecodzienne zgony czy seksualne akty. Zabawne są również dialogi, które prowadzą ze sobą lokatorzy tytułowego pokoju.

Reasumując, Wspólny pokój to wielopoziomowa oraz ciekawa lektura. Książka to na pewno interesujący obraz polskich środowisk intelektualnych międzywojennego dwudziestolecia. Przyznać trzeba, że Uniłowski dość okrutnie potraktował siebie oraz kolegów po fachu. W powieści nie brakuje m.in. dosadnego porównania artysty do intelektualnej kurwy, która w zamian za finansowe wsparcie zapewnia zamożnym snobom swoje jakże cenne towarzystwo oraz satysfakcję, płynącą z bezinteresownego wsparcia młodych oraz zdolnych. Powieść, rozpatrywana na zupełnie innej płaszczyźnie, to także wartościowe studium ludzi o zupełnie innych charakterach, którzy na skutek nie dających przezwyciężyć się czynników zmuszeni są do wspólnej egzystencji na bardzo niewielkiej powierzchni. Siłą rzeczy lokatorzy wchodzą ze sobą w ciągłe interakcje, ścierają się, konfrontują. Przy okazji dowiadujemy się jak wyglądał codzienny żywot w II Rzeczpospolitej, w której wielu obywateli żyło na skraju ubóstwa. Powieść to także dowód na to, że każda młodzież w opinii starszej części społeczeństwa jest zła, zdeprawowana i coraz gorsza. Niechciane ciąże, aborcje, seks bez zobowiązań, alkoholizm, narkotyki, hulacki tryb życia, prymitywizm i wulgarność. Skąd my to znamy? Wreszcie utwór można analizować na polu symboliki, którą w sobie ukrywa. Młody, pełen sił witalnych człowiek, który zostaje powalony przez chorobę i spędza całe dnie przykuty do łóżka często zestawiany jest z przedstawicielami sztuki, która także zdaje się powoli dogorywać. Ale czy będzie dane jej zdechnąć? Wydaje mi się, że jeśli regularnie pojawiać się będą twórcy tego kalibru co Zbigniew Uniłowski, to przynajmniej o losy literatury możemy być spokojni.

P.S. Serdecznie polecam intrygującą rozkminkę Pana Dziejaszka nad Wspólnym pokojem, w której utwór został zestawiony z dziełem Henry’ego Millera pt. Zwrotnik Raka. Jeśli interesuje was, co mogą mieć ze sobą wspólnego młody polski twórca oraz uznany amerykański pisarz, to zapraszam do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)