Wspólny pokój
Zbigniew Uniłowski
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Liczba stron: 362
Dwudziestolecie międzywojenne to równie
krótki, co burzliwy okres w dziejach naszego kraju. Po 123 latach,
niczym feniks z popiołów odradzało się niepodległe państwo polskie.
Kształt jego nie był zastygłą formą, polityczne oblicze zmieniało się na
skutek ścierania się ze sobą różnych idei, reprezentowanych przez
poszczególne frakcje. Mimo, że czasu pomiędzy dwoma największymi wojnami
było niewiele, dwudziestolecie wykreowało na tyle charakterystyczne
oblicze, że do dzisiaj uchodzi za osobny rozdział historii Polski. Dla
jednych nieodłącznie kojarzy się ono z postacią marszałka Józefa
Piłsudskiego, dla innych najbardziej wyrazistą osobistością będzie Roman
Dmowski. Dwudziestolecie to również Cud nad Wisłą, czyli punkt
kulminacyjny wojny polsko-radzieckiej, Powstanie Wielkopolskie, czyli
jeden z niewielu zrywów Polaków, zakończony sukcesem, wielokulturowe i
zróżnicowane społeczeństwo, w którym Polacy stanowili niecałe 70%, a
którym nie brakowało Ukraińców, Żydów, Białorusinów, czy Niemców,
utworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego, wybitni naukowcy na czele z
Ignacym Mościckim, czy Eugeniuszem Kwiatkowskim, przewrót majowy oraz
rządy Sanacji, a także spalinowe wagony Luxtorpeda, które
potrafiły rozwinąć prędkość nawet 140 km/h. Mnie jednak dwudziestolecie
międzywojenne najmocniej kojarzy się ze wspaniałą literaturą, która
powstawała w tym burzliwym okresie. Witkacy, Gombrowicz, Schulz, czy Ferdynand Goetel
to w mojej prywatnej opinii nazwiska, które złotymi zgłoskami zapisały
się w polskiej prozie. Niedawno, za sprawą Pana Dziejaszka poznałem
kolejnego literata, który tworzył w tamtym okresie.
Zbigniew Uniłowski, bowiem o jego dziele
będzie dzisiaj mowa, to urodzony w 1909 roku w Warszawie pisarz i
nowelista. Za młodu osierocony, nie ukończył nawet szkoły średniej,
zmuszony podjąć pracę, która zapewniłaby mu materialną podstawę
egzystencji. Uniłowski imał się różnorakich zajęć, nie wymagających
kwalifikacji. Pracował jako pomocnik murarski, roznosiciel paczek czy
pikolak. To właśnie jako chłopca posługującego w warszawskiej
restauracji Astoria Uniłowskiego poznał słynny kompozytor Karol
Szymanowski, któremu zaimponował młody człowiek zaczytany w dziełach
Conrada. Uniłowski pozyskał cennego mecenasa, który łożył na jego
kształcenie, umożliwiał obracanie się w środowisku literackim oraz
finansował lecznicze wypady do Zakopanego, które związane były z
gruźlicą młodego pisarza. Od 1929 roku Uniłowski nawiązał współpracę z
literacką grupą Kwadryga, zaliczaną do tzw. II awangardy.
Artyści nie mieli ściśle określonego programu, a twórczość
charakteryzowała spora swoboda. Hasła, którymi chętnie posługiwali się
członkowie Kwadrygi to sztuka uspołeczniona, sprawiedliwość społeczna oraz godność pracy. Grupa została ciekawie sportretowana za sprawą książki Zbigniewa Uniłowskiego pt. Wspólny pokój,
która ukazała się w 1932 roku. Wydaniu powieści towarzyszył spory
skandal obyczajowy. Nie przeszkodziło to Uniłowskiemu w zyskaniu
rozgłosu oraz uznania. Wręcz przeciwnie, od tego momentu pisarz stał się
szanowanym autorem, który wzbudzał żywe zainteresowanie czytelników.
Akcja Wspólnego pokoju,
powieściowego debiutu Uniłowskiego, rozgrywa się w Warszawie. Do stolicy
Polski, po kilkumiesięcznej kuracji w Zakopanem przybywa rosły, opalony
chłopak. Ów młokos, który nieco znudzonym spojrzeniem omiata dobrze
znane ściany stołecznego dworca to Lucjan Salis, początkujący artysta,
który swoich sił próbuje głównie w prozie. Nie ma jeszcze wyrobionego
nazwiska, ale są tacy, którzy wyczuwają w nim spory potencjał. Lucjan,
podobnie jak jego pierwowzór, czyli Zbigniew Uniłowski, to sierota,
który nie posiada stałego miejsca zamieszkania. Przybywając do Warszawy
pozostaje mu wybierać pomiędzy mieszkaniem u ciotki wraz z jej rodziną, a
propozycją przyjaciela, Zygmunta Stukonisa, by wynająć miejsce w pokoju
od jego matki. Co prawda sytuacja z finansowego punktu widzenia nie
przedstawia się zbyt różowo, bowiem gotówka pochodząc ze stypendium od
opiekuna Lucjana jest już na wyczerpaniu, ale męska przyjaźń przecież
zawsze zwycięża. Pieniądze zawsze się jakoś znajdą, ewentualnie pożyczy
się je od kogoś – perspektywa, by zamieszkać ze znajomym jest zbyt
kusząca i w ten oto sposób Lucjan Salis ląduje w tytułowym pokoju, który
przyjdzie dzielić mu z wieloma interesującymi osobnikami.
Tak jak wspomniałem, publikacji utworu
towarzyszył spory skandal, który ze szczególną mocą wybuchł w środowisku
artystycznym, do którego w sporej mierze Wspólny pokój się
odwołuje. W powieści pojawia się wielu bohaterów, którzy wzorowani są na
autentycznych postaciach. Lucjan Salis to alter ego samego pisarza.
Zygmunt Stukonis to Stanisław Ryszard Dobrowolski, Stanisław Krabczyński
zwany Dziadzią to Stanisław Maria Soliński. W trakcie licznych
eskapad po barach oraz knajpach, których główny bohater zdecydowanie
sobie nie odmawia przewijają się również członkowie Kwadrygi
oraz znani bywalcy popularnych warszawskich lokali, Lucjan Szenwald jako
Kazio Werbel, Konstanty I. Gałczyński jako Klimek Paczyński, czy
Władysław Sebyła jako Brocki. Zabieg zmiany autentycznych nazwisk na
fikcyjne, do którego zresztą Uniłowski został zmuszony w trakcie
publikacji powieści przez Sebyłę, ówczesnego redaktora Kwadrygi, jak żywo kojarzy mi się z prozą Jacka Kerouaca,
który w swojej mocno autobiograficznej twórczości nie używał
prawdziwych nazwisk swoich przyjaciół. Oczywiście nie to było przyczyną
żywych emocji, które towarzyszyły wydaniu Wspólnego pokoju.
Powieść to w bardzo surowa ocena
ówczesnej literatury oraz środowiska artystycznego. W książce pod lupę
zostało wzięte pokolenie, które przeżyło wojnę, ale które dorastało już w
wolnym i niepodległym kraju. Jednak piętno potężnego konfliktu okazało
się na tyle trudne do przezwyciężenia, że wielu twórców tamtego okresu
kojarzonych jest głównie z nihilizmem oraz pesymizmem. Uniłowski
portretuje swoich rówieśników jako zblazowanych artystów, którzy po
zerwaniu maski nonszalancji pozostawali puści i bezideowi, przerażająco
wtórni i zupełnie pozbawieni kreatywności. Większość z literatów nie
była w stanie wzbić się ponad pierwsze, obiecujące próby; nie potrafili
rozwinąć skrzydeł i przekuć statusu zdolny w ceniony, uznany.
Zbyt szybko obrastali w pióra, chełpiąc się osiągnięciami, które na
zawsze pozostawały uwięzione wyłącznie w strefie marzeń. Z drugiej
strony Uniłowski ukazał w jak trudnych warunkach przyszło egzystować
artystycznej bohemie. Ustawiczna nędza, brak gotówki, chroniczne
niedojadanie potrafiły złamać upór niejednego buntownika, który zamiast
pisarskiej sławy wolał wybrać ciepłą i bezpieczną posadę urzędniczą,
która oznaczała o wiele większą stabilizację życiową.
Towarzysze Lucjana Salina, mimo
żarliwych dyskusji, prowadzonych przy szklance wysokoprocentowego
trunku, na ogół pozostają bierni i apatyczni. Zapał, pobudzony przez
alkohol szybko gaśnie. Koła literackie przypominają bardziej kółka
wzajemnej adoracji, w których jednak tchnie sztucznością, stąd nerwowa
atmosfera, nastrój jakby oczekiwania. Na co? Ano chyba na najgorsze, w
obliczu czego żadna twórczość nie ma większego sensu. Uniłowski świetnie
oddaje nastroje, również społeczne, jakie panowały w tamtym okresie w
Polsce. Wieszczona przez mrocznych proroków nieuchronna wojna z
Niemcami, obawa przed komunizmem, gwałtownie rosnące nastroje
nacjonalistyczne. W powietrzu wyczuwalne było napięcie, niepokój.
W powieści Uniłowskiego namacalne są
również kompleksy wobec światowej literatury. Lucjana Salisa boli fakt,
że w Polsce tak mocno promowana jest twórczość zagranicznych autorów.
Tymczasem próżno szukać polskich nazwisk, choćby na europejskich
salonach. W rojeniach wynikających z nawrotu choroby, Salis tłumaczy się
sam przed sobą, że polscy artyści owszem, są bardzo dobrzy, ale ich
twórczość można odnieść jedynie do lokalnego podwórka. Poza granicami
naszego kraju pozostają już niezrozumiali, bez odpowiedniego kontekstu
kulturowego docenienie ich pracy staje się niemożliwe, stąd tak niskie
notowania na zagranicznych rynkach.
Mocnym punktem Wspólnego pokoju
jest z pewnością dosadny język, którym Uniłowski posługuje się z
wyraźną wprawą. Jak na tamte czasy był on z pewnością mocno szokujący.
Nie brakuje w nim kolokwializmów, wulgaryzmów, czy nawet obsceniczności.
Jest on naturalistyczny do granic możliwości. Uniłowski nie pomija
żadnej ludzkiej czynności. Opisane zostają wizyty w toalecie,
wyniszczanie ciała przez chorobę, niecodzienne zgony czy seksualne akty.
Zabawne są również dialogi, które prowadzą ze sobą lokatorzy tytułowego
pokoju.
Reasumując, Wspólny pokój to
wielopoziomowa oraz ciekawa lektura. Książka to na pewno interesujący
obraz polskich środowisk intelektualnych międzywojennego
dwudziestolecia. Przyznać trzeba, że Uniłowski dość okrutnie potraktował
siebie oraz kolegów po fachu. W powieści nie brakuje m.in. dosadnego
porównania artysty do intelektualnej kurwy, która w zamian za finansowe
wsparcie zapewnia zamożnym snobom swoje jakże cenne towarzystwo oraz
satysfakcję, płynącą z bezinteresownego wsparcia młodych oraz zdolnych.
Powieść, rozpatrywana na zupełnie innej płaszczyźnie, to także
wartościowe studium ludzi o zupełnie innych charakterach, którzy na
skutek nie dających przezwyciężyć się czynników zmuszeni są do wspólnej
egzystencji na bardzo niewielkiej powierzchni. Siłą rzeczy lokatorzy
wchodzą ze sobą w ciągłe interakcje, ścierają się, konfrontują. Przy
okazji dowiadujemy się jak wyglądał codzienny żywot w II
Rzeczpospolitej, w której wielu obywateli żyło na skraju ubóstwa.
Powieść to także dowód na to, że każda młodzież w opinii starszej części
społeczeństwa jest zła, zdeprawowana i coraz gorsza. Niechciane ciąże,
aborcje, seks bez zobowiązań, alkoholizm, narkotyki, hulacki tryb życia,
prymitywizm i wulgarność. Skąd my to znamy? Wreszcie utwór można
analizować na polu symboliki, którą w sobie ukrywa. Młody, pełen sił
witalnych człowiek, który zostaje powalony przez chorobę i spędza całe
dnie przykuty do łóżka często zestawiany jest z przedstawicielami
sztuki, która także zdaje się powoli dogorywać. Ale czy będzie dane jej
zdechnąć? Wydaje mi się, że jeśli regularnie pojawiać się będą twórcy
tego kalibru co Zbigniew Uniłowski, to przynajmniej o losy literatury
możemy być spokojni.
P.S. Serdecznie polecam intrygującą rozkminkę Pana Dziejaszka nad Wspólnym pokojem, w której utwór został zestawiony z dziełem Henry’ego Millera pt. Zwrotnik Raka. Jeśli interesuje was, co mogą mieć ze sobą wspólnego młody polski twórca oraz uznany amerykański pisarz, to zapraszam do lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)