Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
poniedziałek, 14 października 2013
Napoleoński noir
Do wypożyczenia powieści Warunek pióra współczesnego polskiego pisarza i scenarzysty Eustachego Rylskiego skusiła mnie interesująca recenzja znaleziona na jednym z blogów poświęconych literaturze. Od razu się zabrałem do lektury nie zgłębiając jednak informacji o autorze, by nie rzutowało to na odbiór książki.
Opowieść od pierwszej strony uderza obrazowym, klimatycznym językiem. Kolejny noir mi się trafił, bowiem świat, jaki w umyśle czytelnika kreuje pisarz jest mroczny, i to mroczny wieloaspektowo.
Fabuła umiejscowiona jest w czasie ostatniej wielkiej kampanii Napoleona – zakończonej klęską ofensywy na Moskwę. Kto zna temat, od razu widzi mrok, chłód, śmierć i choroby. Dwie główne postacie, których losy wzajemnie splecione stanowią oś opowieści, to carski kurier porucznik Semen Hoszowski, syn popa z Wołynia, czyli jako to się mówiło człek niepewnego pochodzenia i gwiazda napoleońskiej kawalerii, człowiek ikona wojsk polskich i francuskich, szwoleżer Andrzej Rangułt, potomek zubożałej arystokracji litewskiej. W wyniku zbiegu okoliczności, których nie będę zdradzał, gdyż ten element fabuły jest niezwykle oryginalnym i mocnym wyznacznikiem możliwości autora, nasi bohaterowie zmuszeni są do prywatnego odwrotu spod Moskwy, czyli dezercji, a ich epopeja odbywa się na peryferiach głównej rzeki wycofujących się wojsk Napoleona. Ta część wyraźnie kojarzyła mi się z niedoścignionym obrazem Jeniec*. Rylski po mistrzowsku oddał niewyobrażalne dla przeciętnego Europejczyka rozmiary pustkowia Wielkiej Rosji, zwłaszcza Zimowej Wielkiej Rosji, i obciążenie nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne, jakiemu poddawany jest każdy uciekinier, który próbuje pokonać te niezmierzone pustynne białe połacie. Ciemność i biel jednocześnie, mgła, zawieja, podstępny chłód, głód i wycieńczenie oddane wręcz poruszająco. Prawdziwy majstersztyk pióra. Jak się sprawa zakończy, nie będę zdradzał. Powiem tylko, że finał jest kompletnie nie do odgadnięcia i jeśli nie chcecie stracić znacznej części przeżyć, które daje czytelnikowi ta lektura, unikajcie poznawania opinii recenzentów, którzy mają tendencję do spojlerowania**.
Jak już wspomniałem, powieść jest mroczna, i to bardzo konsekwentnie. Jakby mało było ponurego momentu historii, przesiąkniętej atmosferą klęski fabuły i posępnych postaci, którymi Eustachy Rylski zapełnia karty książki, to jeszcze mamy coś, czego dotąd u nikogo w takiej manierze nie spotkałem – niesamowicie obrazowe opisy szczególnych gier świateł i cieni, w których autor jakby się lubował. Idealnie korespondują z klimatem scen i z tym, co się dzieje z bohaterami powieści, zarówno w sensie fizycznym, jak i duchowym. Dodaje to tekstowi specyficznego subiektywnego autentyzmu, na zasadzie, iż tak postrzegamy rzeczywistość, jacy w danej chwili jesteśmy, a świat tak na nas wpływa, jak go postrzegamy. Jest też w tym coś ze światłocienia, z malowania światłem w wydaniu mistrzów fotografii i bardzo mnie to urzekło.
Co do tandemu głównych bohaterów, uczucia mam niestety mieszane. Jeszcze większe zastrzeżenia budzą we mnie postacie drugoplanowe. Te ostatnie niby wszystko prawdziwi wojacy, typy klasycznie męskie, w kanonie epoki oczywiście, zgodne aż za bardzo ze stereotypem, ale przez to dalekie od rzeczywistości, jakby wyprodukowane na jednej taśmie. Rozpaczliwie brak im indywidualności charakterologicznej, zwłaszcza wtedy, gdy ją powinni okazywać; w chwilach zawieszenia akcji, odpoczynku, lenistwa. Na opisanie ich psychiki aż nadto kilka słów wystarczy. Oczywiście Rangułt i Hoszowski rozwinięci są dużo bardziej, ale z kolei nie do końca przekonujący. Spłyceni jacyś i sprzeczni zarazem wewnętrznie. W przypadku tego ostatniego, i roli, jaką w epilogu mu autor wyznaczył, może to być nawet zamierzone, ale w przypadku Rangułta jednak czegoś brakuje. W dodatku, w moim odczuciu, ostatnie poczynania tego herosa kawalerii nie do końca korespondują z tym, jak go wcześniej nam ukazano ani z tym, w jakich okolicznościach się znajdował.
Nie lubię szufladkowania dzieł literackich i na szczęście Warunek się takim zabiegom wymyka. Jak na powieść historyczną czy przygodową za dużo w nim rzeczy do przemyślenia, spraw niedopowiedzianych, niejednoznacznych, nie do końca określonych. Jeśli z kolei uznamy, że jest Warunek grą z kanonem awanturniczym, przygodowym czy historycznym , mającym zmusić czytelnika do rozważań nad takimi pojęciami jak patriotyzm, honor, cel w życiu, to brak jakiegokolwiek jasnego przekazu jest wyraźnie widoczny. Potwierdzają to zresztą recenzje, które idą w tym kierunku interpretacji, gdyż wywodzą z niej niejednokrotnie sprzeczne wnioski.
Nie pokuszę się o własną ocenę tego, co artysta miał na myśli. Może ta książka być smakowita dla militarystycznych patriotów, jak i ich pacyfistycznych antagonistów. Może się też nie spodobać ani jednym, ani drugim. Zależy do których aspektów większą wagę się przyłoży i jakich dokona wykładni. Nawet najważniejszy moim zdaniem, przynajmniej dla nas, Polaków, motyw legendy, człowieka – symbolu, ukazany jest dualistycznie, jakby z podstępną przekorą. Z jednej strony mamy niby podkreślenie wagi takich postaci historycznych, a z drugiej z wielkim natężeniem ukazana kontra – wskazanie, iż takie obrazy są zwykle do gruntu fałszywe, a ludzie, którzy się podejmują walki o upowszechnienie takich legend zwykle robią to dlatego, że nie widzą dla siebie innego celu w życiu. Jest to jakby nowa odsłona walki złotników, których działalność widzimy ostatnio w pełnej krasie przy okazji uświęcania ikony Jana Pawła II, z odbrązowiaczami, których symbolem stał się Żeleński – Boy i jego Brązownicy. Modlę się, by kiedyś w Polsce, tak jak w Stanach, można było doceniać osiągnięcia i osoby nie odsądzając jednocześnie od czci i wiary tych, którzy podkreślają ich negatywne aspekty.
To oczywiście tylko taka dygresja, ale taki jest właśnie Warunek. Kiedy tylko akcja zwalnia, umysł czytelnika meandruje, interpretuje, docieka. Szkoda tylko, że brak wskazówek, które by temu jednoznaczny kierunek nadały. Dzieło, by stało się arcydziełem, musi poza nienaganną formą nieść jakąś myśl, a nie tylko myśl wzbudzać. Bez tego jest tylko kolejną ciekawą książką, którą być może warto przeczytać, ale która nie zmienia ani czytelnika, ani tym bardziej, przez niego, świata. Nie jest też lekką do końca rozrywką, gdyż jednak myślenie włącza, tyle, że nieco jałowe. Kto jakim był, takim pozostanie. Każdy tak sobie zinterpretuje, jak mu wygodnie. Nie jest więc ta powieść Eustachego Rylskiego absolutnie z tych, które poleciłbym jako must read. Na pewno jednak jest interesująca i nietuzinkowa. Choćby ze względu na charakterystyczny styl prozy Rylskiego; zarazem oszczędny i bogaty, urywany i potoczysty. Pełen sprzeczności, jak i sama opowieść. Pytanie tylko, czy przeczytało się już wszystkie książki bardziej tego warte; te, które zdecydowanie wpływają na czytelnika otwierając mu oczy dotąd na pewne rzeczy zamknięte i przez to zmieniające świat
Wasz Andrew
*film Jeniec: Tak daleko jak nogi poniosą (So weit die Füße tragen) 2001 na podstawie opartej na faktach powieści Tak daleko jak nogi poniosą Josefa Martian Bauera
** Spojler - niepożądana informacja dotycząca szczegółów fabuły filmu, utworu literackiego itp. W szczególności zdradzenie zakończenia. Najbardziej naganna patologia spotykana w recenzjach. Złą recenzję można zapomnieć, skutków przeczytanego spojlera naprawić się nie da. Jest to jedną z przyczyn, dla których nieczęsto czytam cudze recenzje, szczególnie przed lekturą dzieła, którego dotyczą.
2 komentarze:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie jestem pewien, ale chyba widziałem gdzieś te książkę na wyprzedaży. Szkoda, że nie było mi wcześniej przeczytać Twojej świetnej recenzji - pewnie nabyłby wówczas tę lekturę.
OdpowiedzUsuńP.S. Czy proza pana Rylskiego przypomina może pióro Łysiaka?
Na razie czytałem tylko Warunek, więc o całym dorobku może nie powinienem się wypowiadać, niemniej ta próbka wydaje mi się na tyle oryginalna, iż ciężko powiedzieć, by przypominała cokolwiek. Rylski ma swój niepowtarzalny styl.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)