Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Philip K. Dick
Tytuł oryginału: Do Androids Dream of Electric Sheep?
Tłumaczenie: Sławomir Kędzierski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 272
Słowa innego końca świata nie będzie jakoś trudno jest przyłożyć do literatury science fiction.
Bowiem scenariuszy upadku naszej cywilizacji jest tyle, ilu pisarzy
tego gatunku. A nawet więcej. Jeden z najbardziej popularnych oraz
cenionych amerykańskich twórców, Philip K. Dick wykreował przecież
kilka, piekielnie interesujących oraz dosyć przerażających możliwości
zakończenia tryumfalnego pochodu człowieka na Ziemi. Obecnie Dick to
instytucja, skała Piotrowa, na której stoi gmach współczesnej science fiction.
Ale nie zawsze Amerykanin cieszył się taką estymą. Kilka powieści
ujrzało światło dzienne dopiero po jego śmierci, podczas gdy wcześniej
kolejne oficyny sukcesywnie odmawiały ich wydania. Dzieła Dicka był
traktowane jako zbyt ambitne i trudne w odbiorze. Zdecydowanie lepiej
wiodło się książce Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? Razem z Człowiekiem z Wysokiego Zamku uznawana jest za powieść przełomową, dzięki której Dick zyskał należną mu sławę i popularność. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
została wydana w 1968 roku i swojej ekranizacji doczekała się jeszcze
za życia autora, w 1982 roku. Ciekawe jest jednak to, że Dick nie dożył
oficjalnej premiery, która odbyła się w czerwcu. Pisarz zmarł w marcu
tego samego roku. Film w reżyserii Ridley’a Scotta, Łowcę androidów,
zdołał jednak obejrzeć i jak na człowieka ogarniętego manią
prześladowczą przystało, stwierdził podobno, że Harrison Ford, a więc
tytułowy łowca dostał zlecenie również na Philipa K. Dicka.
Akcja powieści rozgrywa się w roku 2021
na Ziemi, która cierpi okrutnie po nuklearnym konflikcie. Ocalała
ludzkość prowadzi nędzną egzystencję, w cieniu chorób, genetycznych
mutacji oraz radioaktywnych opadów. Ludzie podzieleni się na normali oraz specjali. Normalem jest pełnoprawny człowiek. Z kolei łatkę specjała
otrzymują osoby, które na skutek negatywnych zmian spowodowanych
promieniotwórczością stanowią zagrożenie dla czystości ludzkiej rasy. Z
tego powodu zostają oni obywatelami drugiej kategorii, którzy mają
bezwzględny zakaz zawierania małżeństwa, rozmnażania się oraz emigracji.
XXI wiek w dickowskiej wizji nie jest
naznaczony wyłącznie stygmatem wojny i cierpienia. To także tryumf
nauki. Przynajmniej częściowy i pewnie trochę pozorny. Ludzkość
skolonizowała już kilka planet. Zdołała także powielić swój rozum i
stworzyć jego mechaniczny odpowiednik. Androidy, czyli humanoidalne
roboty, produkowane są na Marsie. Używa się ich jako pomocników, czy
może służących dla ziemskich kolonistów. Człowiek, który posiada
przydział na androida, może określić cechy, jakich życzy sobie u swojego
robota. Sługa odznacza się więc indywidualnym profilem, dostosowanym do
potrzeb swojego pana. Ale nie wszystkie mechaniczne istoty chcą
funkcjonować w ten sposób. Zdarzają się androidy, które mordują swoich
właścicieli i uciekają na Ziemię, starając się znaleźć na niej
schronienie przed poszukującymi ich łowcami.
Główny bohater powieści Rick Deckart
zajmuje się eliminacją nieposłusznych androidów. Dick w interesujący
sposób odmalowuje codzienną, nieco szarą i smutną egzystencję Deckarta,
dzięki której poznajemy także kontekst kulturowy przyszłego
społeczeństwa. Deckart jest właścicielem mechaniczno-elektrycznej owcy.
To doskonała imitacja żywego stworzenia, na które łowca nie może sobie
jednak pozwolić z racji zbyt wysokich kosztów. Skażenie planety powoduje
masowe wymieranie kolejnych gatunków – żywe zwierzęta stanowią
prawdziwą rzadkość i osiągają zawrotne ceny. Chęć posiadania żywej
istoty wynika z nakazów, płynących z merceryzmu, nowej religii,
która wyznawana jest zarówno na Ziemi jak i na skolonizowanych planeta.
Prorok Mercer (którego imię moglibyśmy spolszczyć jako Miłosiernik, od
ang. mercy - miłosierdzie) uważał, że ludzkość winna stworzyć
duchową wspólnotę ze wszystkimi żywymi organizmami oraz odczuwać ciągła
skruchę, zarówno wobec bliźnich jak i pozostałych gatunków za
spowodowaną na Ziemi katastrofę, która doprowadziła do eliminacji niemal
całego życia na planecie. Człowiek jest ponadto odpowiedzialny za byt
słabszych istot, co wiąże się z nakazem opieki nad żywymi stworzeniami.
Wzniosła koncepcja ulega jednak całkowitej transformacji i przybiera
karykaturalną formę w starciu z ludzkim, jakże słabym charakterem.
Ponieważ żywe zwierzęta należą już do prawdziwej rzadkości, ich
posiadanie staje się wyznacznikiem statusu społecznego ich posiadacza.
Im większy oraz bardziej zagrożony wyginięciem gatunek, tym bogatszy
właściciel. Prosta koincydencja, bezlitośnie szydząca z pierwotnych
założeń merceryzmu. Ludzi opanowuje paranoidalna mania
posiadania własnego zwierzęcia, ale skurczone zasoby ziemskiej planety
nie są w stanie zaspokoić potrzeb wszystkich. Pojawia się zatem popyt na
zamienniki, mechaniczno-elektryczne substytuty, które niemal
perfekcyjnie naśladują żywe stworzenia i są oczywiście znacznie tańsze.
Pokraczne meandry myśli ludzkiej doprowadzą do absurdalnej sytuacji.
Mechaniczne zwierzęta, których prawdziwa natura jest jednak skrzętnie
ukrywana przez właścicieli, cieszą się wręcz nieskończoną miłości,
podczas gdy mechaniczni ludzie, czyli androidy, są albo niewolnikami
albo łowi się je i tępi, niczym dziką zwierzynę.
Humanoidalne roboty, podobnie jak i
mechaniczne zwierzęta, bardzo dobrze naśladują obiekty, na wzór których
zostały stworzone. Aby rozróżnić człowieka od jego sztucznego
odpowiednika, podejrzani poddawani są testowi na empatię. Androidy
znakomicie imitują człowieka, zdarzają się nawet modele z wszczepioną
pamięcią, tak, że same są przekonane, o tym, że są ludźmi, ale żaden z
robotów nie posiada autentycznych wyższych uczuć. Specjalny aparat bada
reakcje przepytywanych na starannie wyselekcjonowane pytania, tzw. test empatyczny
Voigta-Kampffa. Ale najważniejsze pytanie, które zaczyna rodzić się w
głowie Ricka Deckarta dotyczy skuteczności przeprowadzanego testu – czyż
nie istnieją ludzie, którzy ze względu na niski poziom empatii mogliby
zostać potraktowani jako androidy? Czy on sam, morderca androidów, ma w
sobie chociaż cień współczucia i litości?
Doskonała książka Philipa K. Dicka, Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?,
zadaje fundamentalne pytania na temat granic oraz ścisłej definicji
człowieczeństwa. Powieść traktuje o wartościach, jakie na ów czynnik się
składają, poruszając równocześnie problem mechanicznych istot
tworzonych na obraz i podobieństwa ludzkie. Dick stawia na wokandzie
dość odległe, przynajmniej na obecnym stopniu naszego rozwoju
technicznego, kwestie dotyczące prawa do autonomicznej egzystencji,
które mogłyby, a może nawet powinny przysługiwać androidom, jako istotom
inteligentnym, rozumnym, świadomym swojego bytu jak i cierpienia
związanego z jego przedwczesnym zakończeniem. Tak jak wspominałem na
początku, dickowska wizja doczekała się ekranizacji w reżyserii Ridley’a
Scotta, filmu pt. Łowca androidów. Kolejne wydania książki,
którą zainteresowanie wzrosło z racji całkiem niezłego przeniesienia na
wielki ekran, nosiły często tytuł skrócony, tj. Łowca androidów. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
zaczęło pełnić rolę wyłącznie uzupełnienia, dodatku. Tymczasem w mojej
opinii to właśnie oryginalny tytuł w pełni oddaje fascynującą treść
książki – w dickowskiej rzeczywistości zwierzęta biologiczne należą do
rzadkości. Ludzie, którzy mogą pozwolić sobie na ich hodowlę muszą być
odpowiednio majętni. Zatem marzenia o owcach, tudzież innych zwierzakach
są pragnieniem tym z gatunku czysto ludzkich – wiążą się one ze
szczęśliwą egzystencją ludzi poważanych i szanowanych, jeśli nie z racji
na intelekt i ogładę to przynajmniej ze względu na wysoki status
społeczny. I sprawa najważniejsza – czy podobne marzenia mogą stać się
udziałem androidów? Czy maszynom, w które człowiek zatknął ducha można w
ogóle pozwolić na takie rojenia? Czy one również mogą oczekiwać
szacunku, respektowania swojej niezależności umysłowej, wolnej woli? Czy
fakt, że pierwotnym przeznaczeniem robotów miało być wyręczanie ludzi z
prac ciężkich i niewygodnych oraz biorąc pod uwagę, że to człowiek jest
stworzycielem sztucznej inteligencji, daje mu równocześnie prawo
swobodnego dysponowania androidalnym bytem?
Drugą kwestią, o którą zahacza Dick jest
znany doskonale fanom twórczości autora, swoisty dualizm. W prozie
Dicka często pojawia się więcej niż jedna rzeczywistość i nie inaczej
jest w przypadku Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Okazuje się bowiem, że istnieją humanoidalne roboty, którym zaszczepiono
ludzką pamięć. Żyją, czy też egzystują one w przekonaniu, że są
prawdziwymi ludźmi, tymczasem to tylko miraż i złudzenie. Przez karty
przebija się zatem kolejne oczywiste pytanie – jaką mamy pewność, że my
również nie stanowimy wyłącznie imitacji, że również nie jesteśmy
jedynie mechanicznym tworem? I dalej, co to znaczy być człowiekiem i na
jakie zasadzie mogę stwierdzić, że faktycznie nim jestem? Czy możliwe,
że jestem wyłącznie jego nie w pełni wartościową namiastką?
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)