„Niewłaściwa postawa często wyzwala się, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, zagubi się i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga.”
foto: Ryszard Hołubowicz Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0.
Żeby się nie rozpisywać. Szlak mnie już na to wszystko bierze! W tym przypadku całkowicie zgadzam się ze słowami Sztura.
OdpowiedzUsuńJak czytam wypowiedzi Michalika, to nawet wstyd, że patrzę na te zdania... Nie wiem, jak można wpaść na taki pomysł? Diaboliczne te dzieci, chodzą i wciągają tych biednych i niewinnych kapłanów w swoje macki.
OdpowiedzUsuńKwestia pedofilii to jeden z najbardziej bolesnych problemów Kościoła, nie tylko w Polsce. Szkoda, że episkopat nie chce mówić otwarcie i szczerze o tym kłopocie i wziąć za niego pełnej odpowiedzialności. Dopóki będzie panować takie podejście, dopóty próżno oczekiwać poprawy w tej materii.
OdpowiedzUsuńNie tak dawno abp Józef Kowalczyk twierdził, że Kościół jako wspólnota nie może brać odpowiedzialności za czyny pojedynczych księży-pedofilii. Można powiedzieć, że słowa abp Michalika idealnie wkomponowują się w ten klimat. Ale z takim podejściem trudno zrozumieć rozgoryczenie duchownych, związane z coraz słabszą wiarą narodu.
Biorąc pod uwagę osiągnięcia psychologii społecznej, w moim odczuciu,reakcje hierarchów naszego Kościoła są typowe dla członków organizacji (Systemów), w których umocniły się negatywne elementy i które wywierają na poddane ich presji jednostki zły wpływ. Systemów, które umożliwiają kanaliom transformację dobrych ludzi w złych. Podobne sytuacje (krycie "swoich" jako priorytet) można obserwować w wielu przypadkach, od służb bezpieczeństwa i wojska począwszy, przez korporacje zawodowe aż po subkultury przestępcze. Podobne reakcje świadczą o podobieństwie mechanizmów w Systemach niestety. Co gorsze, wynika z tego, że dla poddanych ich działaniom jednostek System (Kościół jako organizacja czy wspólnota) staje się ważniejszy niż to, czemu miał służyć i On sam, i te właśnie jednostki. W końcu przewodnikiem każdego wierzącego, a zwłaszcza kapłana, powinien być Bóg i jego nauka, a dopiero potem Kościół. Ciekawe, czy papież Franciszek stanie się zimbardowskim herosem, czy ugnie się jak jego poprzednik. Mam nadzieję, że jednak to pierwsze. Będę to obserwował z prawdziwym zainteresowaniem, gdyż to jeden z ciekawszych momentów naszych czasów.
UsuńPapież Benedykt jako ten uginający się?
OdpowiedzUsuńW sensie ucieczki od odpowiedzialności czy braku odporności na presję?
Bo jeśli już, to prędzej to drugie, myślę (chociaż, swoją drogą, akurat on?). Benedykt XVI mówił, że zło gnieździ się w samym Watykanie; że to na samym "dworze papieskim" spotyka się czarne owce (orędzie bodajże z Portugalii... Orędzie, homilia... Nie pamiętam szczegółów) i w przeciwieństwie do bł. Jana Pawła II – był raczej takim surowym hierarchą niż dobrym kumplem, wydaje mi się. Trudno jednoznacznie powiedzieć, by bronił "tych złych" (jeśli to miałeś na myśli); raczej nie do końca potrafił zwalczyć watykańską politykę (choć i tutaj przyczyny ustąpienia mogły być różne; media też swego czasu zapominały, że przecież można się po prostu po ludzku zmęczyć).
A kwestia pedofilii... Bolesna, trudna. Niewygodna dla kościoła, jednoznacznie bolesna dla ofiar. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że patrzy się na ręce (i "instrumentarium") akurat księżom, kiedy przypadki pedofilii są równie częste w innych grupach społecznych. Dzisiaj wcale nie tak wiele dzieci i młodych wybiera na autorytet akurat księży, a przypadki molestowania na tle akurat homoseksualnym (często ofiarami są ministranci lub chórzyści, młodzi klerycy, etc.) mają jeszcze bardziej skomplikowane tło (bliskość jednej płci ma tu wiele do rzeczy i wiąże się z kwestiami podobnymi do tych, jakie istnieją np. w więzieniach, w armii czy drużynach sportowych, ale nie rozwinę, bo będzie spory off topic). Podejrzewam, że równie opłakana sytuacja dzieciaków jest w domach dziecka, różnych ogniskach i świetlicach, szkołach, internatach, a nawet, niestety, rodzinach. Ksiądz jest wygodną ofiarą, bo społeczność w "sukienkach" postrzega się jako "onych", podczas kiedy "cywili" widzi się zawsze w kontekście kogoś sprzężonego z resztą (czyjś ojciec, sąsiad, wuj, mąż, znajomy). Jakiekolwiek umundurowanie (zresztą o tym też Zimbardo pisał) odgradza, czyni grupę w grupie.
Co do Michalika, to cóż... Nie wiem, na ile była to freudowska pomyłka, na ile zła wola, ale widzę, że ten człowiek nie potrafi się zwyczajnie po ludzku wysłowić i tyle. Równie dobrze mógł mieć na myśli to, o co się media burzą, a równie dobrze fakt, że dziecko pozbawione opieki trafia na pedofilów. Nie powinien tak powiedzieć, jasne. Ale nie powiem, by rozdmuchiwanie i jątrzenie tej wypowiedzi (co będzie pewnie jeszcze tematem nośnym przez miesiąc, jak nie dłużej) służyło komukolwiek. Sam Michalik nie bronił tej wypowiedzi, nie walczył o nią, poddał się – i słusznie. Kwestia tego, na ile druga, wyjaśniająca wypowiedź, była szczera, nie może teraz być kulą u nogi całego Kościoła.
A tak btw, z tą kolejnością (Bóg, potem Kościół) to trochę nie ta religia, Andrew. U katolików Bóg przenika Kościół, bo Kościół jest oparty na Chrystusie. Pojawienie się Boga-Człowieka było mocno i bezpośrednio związane z utworzeniem ziemskiej wspólnoty wierzących. Kibicuję Franciszkowi, by ta wyrwa między Kościołem, a Bogiem, która nie powinna istnieć, pomniejszyła się chociaż trochę.
Uff, ale mi długo wyszło. Ale może się nic nie przytnie. Pozdrawiam.
Jeśli chodzi o Benedykta XVI, to oczywiście miałem na myśli nie to, iż się dostosował do Systemu, tylko że się wycofał, choć widać było, iż stanowisko objął przepełniony wolą walki o zmiany. Jakie były tego przyczyny nie mnie oceniać. Na pewno dość złożone.
UsuńO postawie JPII wolę nie mówić. Wystarczy porównać to, co za jego panowania działo się na Zachodzie, a co w Polsce, z jego kompletnym milczeniem wobec tych spraw i trwającym do dziś tabu w Polsce na ten temat.
Nigdy nie twierdziłem, że kler jest bardziej nasycony pedofilami niż inne środowiska, które są dla nich atrakcyjne ze względu na łatwość dotarcia do ofiar czy nadzieja bezkarności. Jednak to kler twierdzi, że tylko on zna Drogę. W tym świetle nie może dziwić oburzenie, iż tej światłości nie zaczyna wprowadzać w życie od siebie. Zwłaszcza zaś oczywiste jest oburzenie, gdy czyni to dopiero wtedy, gdy jest do tego zmuszany.
Co do końcówki Twojej wypowiedzi – z nią całkowicie się nie zgadzam. „U katolików Bóg przenika Kościół, bo Kościół jest oparty na Chrystusie.” Masz na myśli teorię czy praktykę? Teorie były piękne w wielu systemach, tylko jakoś ich wprowadzenie w życie słabo wychodziło. Jeśli zaś chodzi o praktykę, to jakoś nie widzę Boga w Kościele. Przynajmniej katolickim. Na pewno wielu ludziom wiara jest niezbędna i daje im możliwość realizacji siebie na drodze czynienia dobra, ale mam wrażenie, że chyba przynajmniej równie wielu ludziom umożliwia czynienie zła, więc się to jakoś co najmniej zeruje. Statystyki jakoś nie potwierdzają, by katolickość wpływała na moralność życia społeczności. Raczej wręcz przeciwnie. Najlepszy obraz to Polska. Jako przeciwieństwo można podać różne grupy wyznaniowe, w których widać wpływ wiary – choćby mierzalnie niższa przestępczość czy poziom alkoholizmu i innych patologii. I nie trzeba sięgać do tak egzotycznych dla nas wspólnot wyznaniowych jak odłamy chrześcijaństwa w Stanach. Wystarczy spojrzeć na Świadków Jehowy.
Trawestując znane i mądre porzekadło, iż nie należy mieszać pieniędzy z uczuciem, powiedziałbym, iż nie należy mieszać wiary z rzeczywistością. Zwłaszcza jeśli są od siebie bardzo odległe. W indywidualnym ujęciu wiara może być najważniejsza i często tak właśnie jest, jest prawdziwą drogą do dobra, ale w masowym, jak pokazuje historia, nigdy się to nie sprawdziło.
Pozdrawiam serdecznie
Tak, wszystkiemu winne dzieci, pomioty szatana! A ja bym w ramach seminarium kastrowała każdego kleryka. W końcu na co mu jaja, skoro zamierza oddać się bogu? Lepiej zapobiegać niż leczyć.
OdpowiedzUsuńNie zrozumieliśmy się co do końcówki mojej wypowiedzi, Andrew, albo masz co najmniej... hm, osobliwe poglądy na katolicyzm. Katolik to nie ten, który pewne dogmaty czy zasady sobie z religii wybiera i według nich żyje. Katolik zgadza się na to, że jego religia jest religią "systemową", z całą hierarchiczną strukturą i z "pasterzami". Czyli Bóg nie istnieje w przypadku tej religii poza Kościołem. Tak, mnie chodziło w tym wypadku o zasady tej konkretnej religii, nie o to, jak wpływa katolicyzm na moralność w społeczności (połączyłeś widzę, w jedno, a to dwie odmienne kwestie są). To, co rozważasz, to są raczej kwestie "lepszości" czy potrzeby istnienia religii, a nie podstawy katolickiej wiary.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, że grzechy kleru są bardziej widoczne i bolesne, bo to kler ma wierzącym wskazywać drogę. Tyle, że po wskazanej drodze idzie się wtedy, kiedy uzna się wskazującego za autorytet. To działa, w co wierzysz. A często o tych grzechach najgłośniej rozprawiają osoby niepoczuwające się raczej do pójścia za głosem księży. Czyli teoria upada, bo dla tych osób bardziej godne potępienia powinny wydawać się przypadki przestępstw i nadużyć dokonywanych w innych grupach zaufania społecznego.
A praktyka czynienia zła? Wydaje mi się, że zło jest "psychospołecznie" łatwiejsze. Nie to zupełnie otwarte, bo wtedy altruizm gatunku każe taką jednostkę marginalizować, ale to zakamuflowane, poparte manipulacją i znieczulicą. Religia nie była sztandarem tego zła częściej niż inne motywy.
Twoja rada, by nie mieszać wiary z rzeczywistością, jest chybiona już u podstaw, jeśli chodzi o osoby chcące wierzyć i należeć do jakiegoś systemu religijnego. Zresztą, byłoby to trudne do rozdzielenia nawet na gruncie wiary zindywidualizowanej. Jeśli wierzę, to mam nadzieję na coś, wyznaję coś, do czegoś się odwołuję, uznaję to za dobre. Jeśli uznaję to za dobre, to chcę to wprowadzać w rzeczywistość. Brak wiary jest też w pewnym sensie wiarą, bo jest modelem, do którego każdy własną rzeczywistość przykrawa.
Nie wiem, co masz do Jana Pawła, ale jeśli wolisz nie mówić, to i ja pasuję.
Wszędzie kiedyś pojawia się jakiś folwark zwierzęcy. Równi, a potem równiejsi. Natura nie wyposażyła wszystkich w te same przymioty i prędzej czy później każda struktura społeczna staje się hierarchiczna. Myślę, że nie ma co przerzucać się przykładami, pod jaką flagą więcej zła uczyniona, bo należałoby brać mnóstwo czynników pod uwagę, a w każdym przypadku chodziło o ludzkie życie, zdrowie, godność, skrupulatność w liczbach nie zmniejszy tragedii.
W zatwierdzonych przez Kościół świadectwach świętych i błogosławionych, proroctwach i przepowiedniach, znajdują się gorzkie słowa właśnie o kapłanach (oczywiście, cały czas ważne jest tu spektrum samych katolików; poza nim możemy się pukać w czoło, bo nie są to rzeczy naukowe, wiadomo) i hierarchach kościoła, który, skrótowo mówiąc, zacznie się psuć od głowy. Ale czy to znaczy, że się wcześniej nie psuł? Pewnie, że psuł. Ludzie mają słuszne powody do oburzenia. Tyle, że rozmycie typu "Jestem wierzący, ale..." nadaje się tylko dla takiej wiary indywidualnej, która, no cóż, często jest rzeczywiście wiarą, a często wygodnictwem. Być może są wiary lepsze i wiary gorsze, jednak to jest materia bardzo omyłkowa. Jako kontrę do świadków można zawsze podać islam, religię bardzo mocnego i trwałego "rdzenia", gdzie istnieje wyłącznie bóg-absolut (na jego tle wizja bóstwa katolickiego jest o wiele bardziej humanitarna). I tak dalej. Na moralność społeczności wpływa szereg czynników i nie jest ona stała w czasie. Polska jest akurat nie najlepszym przykładem do porównań, bo specyficzna "polska historiozofia katolicka", z jej złymi (ale i dobrymi) cechami, zdarzyła się tylko u nas.
Pozdrawiam już niedzielnie. ;) *Pewnie każde z nas ma swój pogląd i należałoby zapisać pata, ale podyskutować nie zaszkodzi.*