Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 2 maja 2025

"Nazwij to snem" Henry Roth - O rynsztokowo-chodnikowej generacji nowojorskich Żydów

Henry Roth

Nazwij to snem

Tytuł oryginału: Call It Sleep
Tłumaczenie: Wacław Niepokólczycki
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty, ArtRage
Liczba stron: 578
Seria: Cymelia
Format: papier
 
 

Co wyrośnie z żydowskiej młodzieży? Co wyrośnie z tego młodego pomiotu? Z tych Amerykanów? Z tej rynsztokowo-chodnikowej generacji? Znał ich, wszyscy oni do siebie podobni – bezczelni, samolubni, rozpasani. Gdzie pobożność i poszanowanie obyczajów? Gdzie nauka, szacunek dla rodziców, respekt dla starszych? W ziemi! Głęboko w ziemi! [1]. Narzekanie na młodsze pokolenie to aktywność równie stara, jak człowieczy rodzaj – młodzież niemal zawsze jawi się jako wywrotowa, buntownicza, zepsuta, zdemoralizowana, pozbawiona szacunku wobec rodziców i dziadków, co zwiastuje rychłą katastrofę. Mijają jednak wieki, a ludzkość nadal trwa (ze zmiennym szczęściem), choć przyznać trzeba, że z reguły rzeczywistość, w którą wkraczają kolejne zastępy młodych, w zależności od okoliczności, różni się w mniejszej bądź większej mierze od tej, jaką pamiętają starsi. Jednym z czynników generujących znaczną zmienność w tej materii jest migracja – dzieci ludności napływowej, szczególnie, gdy mowa jest o nowej ojczyźnie, często dorastają w diametralnie innym środowisku, niż ich rodzice. O tym, jak może to odbijać się na ich psychice, ciekawie pisze Henry Roth (1906 – 1995), amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, autor powieści Nazwij to snem.

Utwór, którego akcja osadzona została w żydowskiej wspólnocie zamieszkującej Nowy Jork, to zapiski obejmujące trzy lata z życia 6-letniego Dawida Schearla, wrażliwego chłopca pochodzącego z rodziny galicyjskich Żydów, którzy na początku XXI wieku opuszczają Austro-Węgry i przybywają do Wielkiego Jabłka w poszukiwaniu szczęścia i ekonomicznej niezależności. Szlaki przeciera ojciec Albert, który wkrótce ściąga na amerykańską ziemię swoją żoną Gienię oraz jedyne dziecko, podówczas 2-letniego syna Dawida. Potomek to osobnik specyficzny – obdarzony bujną wyobraźnią, lękliwy i delikatny, na ogół przebywa we własnym świecie, z którego niełatwo go wyrwać. Im jednak Dawid staje się starszy, tym mocniej świat zewnętrzny dopina się o atencję, co dla takiego marzyciela nierzadko wiąże się z bolesnymi doświadczeniami.

Centralną postacią utworu, stanowiącą fabularną oś, jest Dawid. Trzecioosobowa narracja w połączeniu ze sporymi dawkami mowy pozornie zależnej, pozwala zajrzeć w kształtującą się psychikę chłopca, dla którego Ameryka jest jedyną znaną rzeczywistością, co odróżnia go od rodziców, pamiętających egzystencję w Europie. Dawid przeżywa różnorakie przygody, którym towarzyszą rozterki, dylematy i mniejsze bądź większe dramaty. Upływające lata sprawiają, że bohater coraz mocniej wkracza w wiek dojrzewania, który jednak wcale nie wydaje się atrakcyjny. Sekrety i tajemnice, hipokryzja i obłuda, brak szczerości i niedomówienia, ogromne niedobory empatii i wyrozumiałości nadwątlają niezbyt mocną wiarę Dawida w dorosłych ludzi, co prowadzi do zamknięcia w skorupce fantazji, ocierających się momentami o majaki i urojenia. W obliczu naiwności, zbytniej ufności oraz nieśmiałości, także kontakty z rówieśnikami są mocno utrudnione – przebywanie we własnym towarzystwie jest bezpieczniejsze i niesie ze sobą zdecydowanie mniej zagrożeń.

Ucieczką od tych wszystkich niebezpieczeństw czyhających na Dawida jest matka, która jako jedna z nielicznych zdaje się rozumieć chłopca. Jej miłość jest bezgraniczna i bezwarunkowa, niekiedy przechodzi wręcz w ślepe uwielbienie dla jedynaka, który jest dla niej najjaśniejszym punktem pędzonego na obczyźnie żywota. Gienia Schearl chroni swojego syna przed opresyjnym otoczeniem, starając się, by nie stała mu się żadna krzywda. Drzemiące w niej pokłady czułości oraz cierpliwości wydają się być niewyczerpane. Są jednak chwile, gdy oblicze matki naznacza szarość melancholii – wypływające na powierzchnię (czy też wyciągane niemal siłą przez innych) wspomnienia z dawnego życia powodują frasunek, smutek i rozczarowanie.

Na przeciwległym biegunie relacji z matką, znajdują się stosunki z ojcem, głową rodziny i głównym żywicielem. Postać Alberta kładzie się cieniem na codzienności Dawida, który żyje w ustawicznym strachu przed rodzicielem. Impulsywność, wybuchowość, niewypowiedziana uraza, starannie pielęgnowane resentymenty oraz ciągły gniew sprawiają, że ojciec jawi się jako źródło agresji, niebezpieczeństwa. Nakreślony przez Rotha portret Alberta Schearla jest bardzo gorzki, bowiem oczom naszym ukazany zostaje człowiek przegrany, zgorzkniały, rozgoryczony, który karząc się za błędy popełnione w przeszłości, skazuje na cierpienie siebie oraz swoich najbliższych (Los mi nie sprzyjał. Szczęścia nie zaznałem. Radość mnie omijała [2]). Albert nie wierzy w możliwość wybaczenia czy zadośćuczynienia – zamiast iść na przód, zamykając pewne rozdziały swojego żywota, nieustannie powraca do swoich przewin, co czyni go frustratem i paranoikiem. Dręczące go niepokoje odbijają się poważnym echem nie tylko w życiu prywatnym, ale i zawodowym – kariera Alberta w USA to pasmo klęsk i porażek, to ciąg sukcesywnie podejmowanych, nowych prób zahaczenia się w kolejnym zawodzie, z których większość kończy się mniej lub bardziej spektakularnym fiaskiem i zrażaniem do siebie współpracowników.

Rodzina Schearlów, mimo tych skrywanych dramatów, nie różni się zbytnio od pozostałych familii, wynajmujących kamienice czynszowe w żydowskim getcie na Lower East Side, dzielnicy przyjmującej kolejne fale migrantów początkowo niemieckich, następnie włoskich, greckich, węgierskich, polskich, rumuńskich, rosyjskich, słowackich, ukraińskich oraz żydowskich (głównie z Europy Wschodniej). Napływowa ludność tworzy barwną mozaikę, choć z racji kulturowych czy religijnych różnic, nie brak napięcia, etnicznych tarć oraz niesnasek. Te interakcje zachodzące pomiędzy danymi grupami czy poszczególnymi ludźmi zostają bardzo dynamicznie i umiejętnie nakreślone przez Henry’ego Rotha, przybliżającego blaski i cienie bytowania w slumsach. Jednocześnie, jako, że autor koncentruje się na diasporze żydowskiej, Nazwij to snem to bogata panorama żydowskich obyczajów i tradycji, podtrzymywanych także na obczyźnie. Roth pokazuje jak hermetyczna i zamknięta pozostaje mniejszość żydowska, która ostrożnie i niechętnie wchodzi w relacje z gojami, zarazem stygmatyzując tych swoich członków, którzy czynią to zbyt gorliwie. Ostatnim, ale nie mniej intrygującym akcentem żydowskim, o którym warto wspomnieć, jest edukacja religijna. Dawid, jak na przyzwoitego młodego Żyda przystało, uczęszcza do chederu, gdzie razem z kolegami, uczy się czytania po hebrajsku z elementarza Reszit Daat oraz z Księgi Kapłańskiej. Roth mocno krytycznie przedstawia lekcje w chederze, kojarzące się z mechanicznym i bezmyślnym wkuwaniem, gdzie główną motywację stanowi obawa przed fizycznymi karami. Dawid, jako jedyny z grupy, przejawia talent oraz zainteresowanie naukami, ale gdy usiłuje się dowiedzieć czegoś więcej na temat fascynującej go Księgi Izajasza, rabin nie kwapi się, by poszerzyć jego wiedzę, pozostawiając chłopca samego z własnymi domysłami i przypuszczeniami.

O perypetiach Dawida oraz jego środowisku czyta się o tyle ciekawie, że Henry Roth operuje bardzo złożonym stylem. W książce nie brak mowy potocznej, gwary, naleciałości z innych języków, które wciąż są obecne w mowie starszych migrantów – ta kakofonia dźwięków nadaje prozie autentyczności, powoływane do istnienia ulice i zaułki pulsują życiem. Nie mniej udanym zabiegiem jest wprowadzenie fragmentów, w których do głosu dochodzi strumień świadomości – nurkowanie w myślach Dawida, który płynące z otoczenia bodźce przetwarza w mocno specyficzny sposób, to doświadczenie ułatwiające spojrzenie na świat oczami dziecka, dla którego wiele aspektów rzeczywistości wciąż owianych jest mgłą niejasności. Należy też odnotować bujną wyobraźnię chłopca, zacierającą granicę między prawdą a zmyśleniem, umożliwiają obcować z fantasmagorycznymi płodami, która przypomina o mocy ułudy. Inspirująca jest również nieoczywista symbolika, do jakiej odwołuje się Henry Roth – rogi byka, jako wyobrażenie tępej, brutalnej siły, zagrożenia, wyzwania; dach jako przestrzeń ukojenia, spokoju, wyciszenia, zbawiennej samotności, bezpośrednie sąsiedztwo nieba; wreszcie błysk elektrycznego zwarcia jako sposobność zetknięcia z Absolutem, ale i uzmysłowienie tego, jak drodzy są nam nasi najbliżsi. Wreszcie porozsiewane niczym bursztyny na plaży opisy, ocierające się wręcz o poetyckie pejzaże, pozwalają wczuć się w niezwykłą atmosferę miasta: Grudniowe słońce, gąbczaste i zamglone, topniało w szybach górnych okien. Choć popołudnie jeszcze wczesne, fala chłodnego cienia wezbrała wysoko pośród domów z drewna i cegły. Szare grudy śniegu trzymały się jeszcze zewnętrznej strony poobijanego krawężnika. Powietrze było chłodne, lecz bezwietrzne. Zima. Z lewej strony drzwi wejściowych dymiący wylot kanału [3]; Zmierzch podjął znowu swą drogę od wschodu. Kominy z drugiej strony ciemnej rzeki rozpoczęły swą pielgrzymkę w noc [4].

Uwzględniając te wszystkie aspekty, mimo iż Nazwij to snem ukazało się ponad 90 lat temu (w 1934 roku) książka jest jak najbardziej aktualna. Henry Roth porusza uniwersalne tematy związane z dorastaniem, które jest procesem złożonym, nierzadko przypominającym labirynt. Amerykanin pisze o przemocy rówieśniczej, o kwitnącej seksualności, z którą dzieci muszą mierzyć się samodzielnie, bez wsparcia dorosłych, o skażonej patriarchalnymi naleciałościami rodzinie, gdzie ojciec zamiast opoką, podporą, bardziej kojarzy się z niebezpieczeństwem. Jednocześnie powieść to intrygująca pocztówka z początku XX wieku, dzięki której możemy podpatrzeć życie codzienne żydowskiej społeczności Lower East Side. Roth idealnie wyważa szarą rutynę i poetyczną niezwykłość, z których splata intrygujący Bildungsroman. Proza wysokich lotów, jak najbardziej godna polecenia.


 

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df


------------------------------

[1] Henry Roth, Nazwij to snem, przeł. Wacław Niepokólczycki, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2022, s. 484

[2] Tamże, s. 519

[3] Tamże, s. 107

[4] Tamże, s. 304

 

4 komentarze:

  1. Czytałem to w wieku zbyt młodym (14 czy 15 lat) i wywarła na mnie ogromne, ale niezwykle opresyjne wrażenie. Gdybym siegnął po nią teraz pewnie by AŻ tak nie było, ale nie przekonam się bo na pewno nigdy do niej nie wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a skąd takie mocne postanowienie? Masz zasadę, że nie czytasz ponownie książek, które wywarły na Tobie spore wrażenie w młodości czy to jeszcze jakiś inny powód?

      Usuń
    2. O, mam podobne pytanie... Czemu nie wrócisz? I co było tak opresyjnego?

      Usuń
    3. Nie pamiętam już dokładnie, tylko to wrażenie, że życie tego chłopaka jest okropnie przykre i opresyjne, i wsiąkło to we mnie, bo wczulem się w niego mocno. Sorry za niekonkretną odpowiedź, to było ponad trzy dekady temu.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)