Aleksandra Zielińska
Bura i szał
Pewne rzeczy trzeba wyjąć na powierzchnię, czasem kosztem dobrego samopoczucia [1]. Nawet, a wręcz szczególnie wtedy, gdy są to rzeczy złe, niemiłe, okrutne, traumatyczne. Tylko zerwanie całunu przemilczeń i niedopowiedzeń umożliwia zrozumienie ogromu zaznanej krzywdy i zaakceptowanie pozornie banalnej prawdy, że to ofiara jest stroną poszkodowaną, mimo iż na ogół to właśnie ofiara zmaga się z poczuciem winy. O tej ważnej kwestii przypomina polska pisarka Aleksandra Zielińska (ur. 1989), autorka powieści Bura i szał.
Książka zaczyna się od mocnego uderzenia, w którym pierwszej skrzypce odgrywają pogoda i Bura, czyli tytułowa główna bohaterka. Za oknem huczała burza, i to nie byle jaka burza, bo jedna z tych pierwszych wiosennych, gdy niebo pęka i wylewa z gardła wszystko, co zdążyło uzbierać przez zimę [2]. Strugi deszczu, huk grzmotów, ciemne niebo – w takich okolicznościach, po miesiącach nieobecności, w rodzimym domu zjawia się Bura. Dziewczyna nie jest jednak mile widziana przez przyrodnią siostrę i szwagra, którzy zdążyli ułożyć sobie spokojną egzystencję bez kłopotliwej krewnej. Tyle, że tak jak każda tajemnica domaga się wyjawienia, tak Bura pragnie zrozumieć, dlaczego jej życie przybrało postać sennego koszmaru. W tym celu decyduje się na konfrontację z demonami przeszłości, których siedliskiem zdaje się być ojczysta wieś.
Już od pierwszych stron utworu przekonujemy się, że protagonistka to osoba, którą społeczeństwo uznało za niezrównoważoną psychicznie. Źródła szaleństwa sięgają czasów dzieciństwa – w tle słychać szum rzeki oraz pohukiwanie sowy, ale początkowo to jedyne wskazówki, jakimi raczony jest czytelnik. Sekret Burej odkrywamy stopniowo, krok po kroku cofając się w czasie, wędrując poprzez liczne reminiscencje, z których wyłania się trudne dzieciństwo naznaczone podwójnym odrzuceniem, będące konsekwencją doświadczonego załamania nerwowego. Z jednej strony zepsutą Burę odtrąca rodzina (Nie chciała matka, bo w głowie miała żałobę po szarym chłopcu, który wyszedł na spotkanie powodzi, i nowego męża, co to domyślał się, że zawsze będzie tym drugim. Niech chciał tato, bo siebie we mnie widział, żaden syn pierworodny, żadna dziewczynka do sypania kwiatków w Boże Ciało. Raczej małe zwierzątko, sterowane za pomocą kolorowych tabletek. Nie chciała siostra, bo absorbowałam i odciągałam matkę, ojca, nawet trochę Staszka [3]). Z drugiej zaś, jeszcze surowsza jest lokalna społeczność, która spycha Burą na margines, skazując ją na wykluczenie, przyklejając jej łatkę wioskowej wariatki. Ten ostracyzm, którego ofiarą pada dziewczyna jest tym okrutniejszy, że nikt nie jest zainteresowany tym, by dowiedzieć się, co spowodowało, iż zdrowo funkcjonująca dziewczynka z dnia na dzień przemienia się w chodzący problem, kipiący agresją i autodestrukcją, męczących siebie i innych nieprzewidywalnymi wahaniami nastroju.
Powieść Aleksandry Zielińskiej, poprzez ukazanie burzliwych losów Burej, jest portretem okaleczonego emocjonalnie i psychicznie dziecka z dysfunkcyjnej rodziny. Autorka pieczołowicie odtwarza upadek protagonistki, sygnalizując, że jest to nieuchronna konsekwencja dorastania pośród bliskich, którzy byli albo opresyjni i surowi, albo przeraźliwie obojętni, oziębli i nieczuli. Doznana trauma, o jakiej dowiadujemy się w finałowej scenie utworu, to gwóźdź do trumny umęczonej osobowości, która od najmłodszych lat zmaga się z brakiem miłości. Tym samym książka jest rodzajem oskarżenia, kierowanym pod adresem rodziców, którzy nie są gotowi, by owymi rodzicami być – to zwrócenie uwagi na fakt, że dziecko to istota niesłychanie wrażliwa, delikatna i krucha, która nie posiada funkcji zapominania czy ignorowania niemiłych i bolesnych doświadczeń. Zielińska pokazuje, że rany można zatuszować, zakryć, przemilczeć, tyle, że są do działania o krótkotrwałych efektach, które z reguły tylko pogarszają sytuację. By pozbyć się blizn, nieodzowne są cierpliwość, czułość i wyrozumiałość, czyli uczucia deficytowe, o które w niejednej rodzinie jest bardzo trudno.
W niewiele lepszym świetle przedstawione zostaje otoczenie Burej, które w ogromnym stopniu przykłada się do jej emocjonalnego rozchwiania. Wiejska społeczność lękająca się wszelkich form odmienności, a zarazem owej odmienności łaknąca, jako wygodnego celu, na którym można wyładować swoje frustracje. Szpitale psychiatryczne faszerujące swoje pacjentów psychotropami, a tych bardziej opornych łamiących fizyczną, mało wyrafinowaną, przemocą. W dziele Aleksandry Zielińskiej nikt nie jest bez winy. Szaleństwo jednostki to wypadkowa wielu czynników, to suma negatywnych emocji, wypływających z całej rzeszy moralnie brzydkich ludzi.
Powieść Aleksandry Zielińskiej utrzymana jest w specyficznym stylu, który ma naśladować mechanizmy działania mózgu osoby uchodzącej za chorą psychicznie. Autorka starannie odmalowuje mroczne zakamarki umysłu, w którym lęgną się strach, fobie i złe wspomnienia, katalizujące zachowania odbiegające od przyjętych standardów. Wyróżnikiem Burej i szału jest również symbolika, do której chętnie odwołuje się pisarka. Rzeka – kluczowy element utworu – (…) ociężała (…), spuchnięta od deszczu i roztopów [4], jako przestrzeń zawieszona pomiędzy dwoma brzegami, ale do żadnego z nich nie należąca, wyraża bycie pomiędzy, czyli de facto nigdzie, a więc odtrącenie, odizolowanie. Z kolei wartki nurt i głębiny to sekrety i tajemnice, które chcielibyśmy utopić, ale które prędzej bądź później wypłyną na powierzchnię. Ciekawie prezentuje się też kilkukrotnie powtarzany wątek sowy – to ptak, który może obracać głowę o 270 stopni i wydaje się, że Bura chciałaby posiadać podobną umiejętność, tak, by pewnych spraw móc nie widzieć.
Jako, że część akcji rozgrywa się w Krakowie, Zielińska sporo uwagi poświęca temu miastu szkicując je w szaro-czarnej tonacji. Gród Kraka w Burej i szale to metropolia opresyjna i nieprzyjazna, która wydobywa z człowieka te gorsze cechy – to miejsce, gdzie nieustannie trzeba udawać, pozorować i błyszczeć, odcinając się od wstydliwej wiejskiej czy małomiasteczkowej przeszłości. Ponadto autorka zabiera nas w kilka krakowskich lokalizacji, zaprasza do wspólnych wędrówek po krakowskich ulicach, ale przyznając uczciwie, Krakowowi Aleksandry Zielińskiej brakuje duszy – nie jest to żywy organizm prowadzący egzystencję nie zawsze dostrzegalną dla ludzi; to raczej zbiór przypadkowych dzielnic i budynków zapełnianych przez anonimowych i równie przypadkowych mieszkańców. Zielińskiej daleko to takich ujęć ludzkiego skupiska, jakimi raczą nas Alessandro Baricco w City, Alain Robbe-Grillet w Gumach, Dider Decoin w Johnie Piekle czy Kōbō Abe w Spalonej mapie. Na tle tych dzieł Kraków Zielińskiej jawi się bardzo blado i bezpłciowo. Taki zabieg można co prawda uznać za celowy, bowiem być może ma on podkreślić niechęć Burej do Grodu Kraka, ale mimo wszystko w tym elemencie widać sporo niewykorzystanego potencjału.
W rezultacie Bura i szał to dobra powieść, w której autorka stara się odtworzyć psychikę osoby uważanej za wariatkę, przybliżając przy tym okoliczności, jakie sprawiły, że główna bohaterka przeszła tak głęboki kryzys mentalny. Książka nie jest może zbyt oryginalna – tak jak w innych tego typu utworach mamy do czynienia z powolnym acz sukcesywnym odsłanianiem sekretu sprzed lat – ale sama historia jest dość interesująca, a i warsztatowi Aleksandry Zielińskiej nie można zarzucić zbyt wiele.
[1] Aleksandra Zielińska, Bura i szał, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2016, s. 150
[2] Tamże, s. 10
[3] Tamże, s. 87
[4] Tamże, s. 59
Powiedziałabym, że to książka o człowieku, nie o mieście. Kraków jest tłem, według mnie pokazanym wreszcie od innej niż pocztówkowa strony. A skoro piszesz, że to "metropolia opresyjna i nieprzyjazna, która wydobywa z człowieka te gorsze cechy – to miejsce, gdzie nieustannie trzeba udawać, pozorować i błyszczeć, odcinając się od wstydliwej wiejskiej czy małomiasteczkowej przeszłości" to chyba ma duszę?;)
OdpowiedzUsuńZgadza się, przede wszystkim o człowieku. Miasto pojawia się niejako przy okazji, ale z racji faktu, że Zielińska poświęciła dość sporo uwagi opisom Krakowa, to trochę bliżej przyjrzałem się wizerunkowi, jaki z tego wyszedł. I wg mnie to bardziej miejsce, przestrzeń niż żywy organizm, stąd zarzut "bezduszności", który jednak - jak pokazałaś - łatwo oddalić ;)
UsuńKazdy odbiera książkę inaczej, tej akurat będę zawsze bronić.;)
UsuńJeśli interesuje Cię motyw szaleństwa w Krakowie, to warto sięgnąć też po "Dziwkę" A. Mazurek.
Tytuł odnotowany. Dzięki za podrzucenie ;)
UsuńCiekawa rzecz, że u jednych autorów miasta (czy też wsie) będące miejscem akcji żyją, a innym nie udaje się dokonać tej sztuki... Ostatnio czytałam „Zgiń, kochanie” i „Bellevue” – dwie książki pokazujące, jak na świat patrzą młode, chore psychicznie kobiety, więc wypadałoby przeczytać i trzecią powieść o podobnej tematyce. :)
OdpowiedzUsuńWg mnie takie ożywienie to nie lada sztuka, ale gdy już uda się je osiągnąć, to lektura niesamowicie zyskuje na atrakcyjności.
UsuńO "Bellevue" czytałem właśnie u Anki i po jej recenzji poczułem się zainteresowany tą powieścią. Natomiast "Zgiń, kochanie" to sławetne wydawnictwo Pauza - muszę w końcu przeczytać coś wydanego przez tę oficynę :)