W swojej bardzo wartościowej książce Wielkie kłamstwa Ameryki Diana West w fascynujący sposób opisała proces psucia Zachodu przez agentów wpływu ZSRR. Spuścizną po tym, która objęła zresztą i Wschód, jest wiele patologicznych mechanizmów społecznych dnia dzisiejszego coraz bardziej korodujących różne aspekty naszego życia. W sferze językowej chodzi między innymi o słowa, które już nic nie znaczą lub które nie wiadomo co znaczą oraz o słowa klucze, które mogą służyć niczym magiczna różdżka – mogą jedno zmienić w drugie, mogą coś ukryć lub objawić.
Wiele już napisano o poprawności politycznej (kolejny spadek po wspomnianym we wstępie procesie), w następstwie której na przykład słowo złodziej jest martwe. Martwe, gdyż nikogo nie można nim nazwać. Przed skazaniem nie wolno, bo to tylko podejrzany, a potem oskarżony. Po skazaniu nie wolno tym bardziej, bo to co najwyżej skazany lub osadzony, ale dalej nie złodziej. I tak bez końca. Zauważam jednak, że proces gnicia języków zapoczątkowany w czasach Zimnej Wojny teraz toczy się już sam.
Terroryzm nabrał cech słowa klucza już po upadku ZSRR i jest teraz magiczną różdżką, która ukrywa nie tylko łamanie praw jednostki, tortury i zwykłe zabójstwa (również własnych obywateli), ale nawet zbrodnicze napaści na suwerenne państwa. Pozwala na przykład Polsce, państwu, które do dziś nie otrząsnęło się z traumy po klęsce wrześniowej, czyli po „zdradzieckiej napaści”, bez żenady wziąć udział w ataku na Irak pod pretekstem zwalczania broni masowego rażenia, o której wszyscy decydenci wiedzieli, iż jej nie było, nie ma i nie będzie. Okazuje się jednak, że nawet terminy, które dopiero wchodzą do powszechnego użycia, mogą stać się słowami kluczami.
Koronawirus okazał się takim właśnie użytecznym narzędziem. Podam pierwszy z brzegu przykład. Kilka dni temu w dwóch różnych sklepach internetowych zakupiłem z tą samą opcją dostawy pewne akcesoria elektroniczne. Nazw sklepów nie będę wymieniał, bo nie chodzi tutaj o reklamę czy naganę, wspomnę tylko, iż ten bardziej znany i renomowany od razu informował, że przesyłka może się opóźnić z powodu koronawirusa. I co było dalej? Z tego „gorszego sklepu” towar dostałem następnego dnia(!), a z tego lepszego nie zobaczyłem go do dzisiaj. I nie jest to pierwszy raz. Sklep, który lojalnie uprzedza, że z winy koronawirusa „mogą” wystąpić opóźnienia, tak naprawdę na ogół zapewnia, że one wystąpią. Sklep, który tego nie robi, z reguły mimo koronawirusa uwinie się w terminie.
Słówko koronawirus stało się, tak jak i terroryzm, słowem kluczem; w tym wypadku maskującym własną nieudolność i olewanie klientów. Nawet nie chcę dociekać, do jakich rzeczy wykorzystują je wielkie urzędy czy instytucje (na przykład sama służba zdrowia), międzynarodowe koncerny oraz rządy państw.
Wasz Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)