Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 2 sierpnia 2019
Jaclyn Moriarty "Mam łóżko z racuchów" - O wykuwaniu własnego losu
Tytuł oryginału: I have a bed made of buttermilk pancakes
Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Z miotłą
Liczba stron: 552
Idea sekretu zasadza się na tym,
by jak najmniejsza liczba osób wiedziała o kwestii, która nie powinna ujrzeć
światła dziennego. W miarę wzrostu grona dopuszczonych do tajemnicy rośnie
ryzyko, że sekret zamieni się w informację, która szybko stanie się wiadomością
powszechnie dostępną. O tym, jak nie puszczać pary z ust doskonale zdają sobie
sprawę członkowie rodziny Zingów będący bohaterami powieści Mam łóżko z racuchów pióra
australijskiej pisarki Jaclyn Moriarty (1968).
Wspomniani Zingowie to niezwykła
familia posiadająca równie niesamowity sekret, w ramach którego co tydzień
odprawiane jest intrygujące misterium, tj. Poufna Narada Rodziny Zingów. W
spotkaniu zobligowani są uczestniczyć Maud i David (pokolenie dziadków), Fancy
z mężem Radcliffem oraz Marbleweed Marbie
z chłopakiem Vernonem Taylorem (pokolenie rodziców). O istnieniu rodzinnego
sekretu wiedzą jeszcze Cassie (córka Fancy i Radcliffa) oraz Alissa Listen Taylor, młodsza siostra Vernona
(pokolenie dzieci), chociaż nie znają one jego istoty. Z zagadkową
działalnością Zingów wydaje się być związana postać Cath Murphy, nauczycielki
Cassie, która w chwili rozpoczęcia utworu jest młodą kobietą o złamanym sercu. Co
ciekawe to właśnie osoba Cath jest osią, wokół której toczy się akcja książki.
Jej losy, których celem (przynajmniej pozornie) jest znalezienie prawdziwej
miłości przeplatają się z wydarzeniami z życia poszczególnych Zingów.
Utwór Jaclyn Moriarty jest
rodzajem łamigłówki, co nie powinno szczególnie dziwić po pobieżnym nakreśleniu
sylwetek protagonistów. Cechą znamienną powieści są powtarzające się sceny,
które odtwarzane są z różnych perspektyw, tj. z punku widzenia osób biorących w
nich udział, bądź będących ich obserwatorami. Ponieważ rekonstrukcja danego
zdarzenia następuje na różnym etapie utworu, czytelnik musi zmierzyć się z
nielinearnym upływem czasu. Ta zaburzona chronologia z pewnością wymaga
zachowania czujności i koncentracji, ale nagrodą jest interesująca układanka
– otrzymujemy od autorki puzzle, które w miarę zazębiania się odsłaniają
zgrabnie poprowadzoną i ciekawie napisaną fabułę.
Wrażenie, że obcuje się z
literacką szaradą pogłębia styl, jakim operuje Jaclyn Moriarty. Mam łóżko z racuchów to wielobarwny
konglomerat. Tradycyjne partie z trzecioosobowym narratorem są bogate
przeplatane wszelakiej maści wstawkami, w skład których wchodzą notatki, listy
(prawdziwe i wyimaginowane), fragmenty prozy erotycznej Fancy, prywatne
zapiski, spisy, zaklęcia z magicznej księgi czy będące wisienką na torcie wizje
inżyniera lotnictwa. Spoiwem łączącym ten pstrokaty miszmasz jest język
nafaszerowany absurdem i niedorzecznością. Autorka nie boi się oryginalnych
porównań, nie wzbrania się też przed wymyślnymi metaforami, ale zdecydowanie
najlepiej prezentują się intrygujące ożywienia (Po północy mieszkanie czekało, wciąż skąpane w blasku księżyca i
rozprażone upałem. Przesunęło się lekko, próbując znaleźć chłodniejszą pozycję [1];
Stały w progu przyglądając się śniegowi,
przypominającemu lukier na torcie weselnym. On też na nie patrzył, trochę
wyzywająco, jak gdyby wiedział, że nie powinno go tam być [2]).
Oprócz akcentów humorystycznych,
które wprowadzane są za sprawą groteski, autorka porusza też poważniejsze
zagadnienia. Sporo miejsca poświęcono choćby wolnej woli czy szeroko
rozumianemu przeświadczeniu o tym, że jesteśmy panami własnego losu – zarówno
wątek związany z magiczną księgą jak i ten dotyczący Cath Murphy każe nam
zastanowić się nad tym, w jakim stopniu nasze zachowanie, podejmowane wybory
czy reakcje na określone sytuacje są kontrolowane przez nas samych, a jak mocno
zależą od naszego otoczenia, panujących w nim zasad bądź konwenansów. Istotnym
motywem jest również umiejętność radzenia sobie ze społecznym wykluczeniem lub
ostracyzmem – Jaclyn Moriarty sygnalizuje, że wegetowanie poza grupą (w
szczególności rówieśniczą) jest doświadczeniem bardzo trudnym, z którym jednak
można sobie poradzić, szczególnie jeśli zdecydujemy się otworzyć na pomoc ze
strony innych.
Reasumując, powieść to całkiem
przyzwoita lektura, która posiada nieco bajkowy charakter. Jej styl, naznaczony
lekkością i humorem, sprawia, że w trakcie poznawania perypetii poszczególnych
protagonistów na naszych ustach często wykwita uśmiech, a sentencja: Katastrofa uległa transformacji [3]
okazuje się skuteczną namową, by na życie i spotykające nas wypadki próbować
spojrzeć z nutą optymizmu.
[1] Jaclyn Moriarty, Mam łóżko z racuchów, przeł. Elżbieta
Zychowicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007, s. 40
[2] Tamże, s. 252
[3] Tamże, s. 549
10 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wnioskuję, że to dość przyjemna lektura, idealna na wakacje?;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. To typ mocno rozrywkowej prozy, momentami bardzo zabawnej, chociaż sama fabuła też jest ciekawa i skłania do refleksji na temat tego, na ile kreujemy swój los, a na ile to zasługa innych, czy też okoliczności ;)
UsuńJest to jedna z nielicznych książek z serii "Z miotłą" wydawnictwa WAB, której jeszcze nie znam, ale z okładką (taką przesłodzoną, nie sądzisz?) spotkałam się wielokrotnie. Właściwie to zachęciłeś mnie do sięgnięcia po nią, wydaje się wcale nie taką banalną historią, a i opowiedzianą w sposób oryginalny. I ma aż 550 stron, sporo w porównaniu do innych powieści z tej serii! I utrzymała Twoją uwagę aż do końca! :-).To już jest wielki plus, bo przecież jesteś literackim koneserem i nie zadowoli Cię byle jaka powieść.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że żywiłem pewne obawy wobec tej książki (także z uwagi na okładkę), tym bardziej, że to pierwsza powieść dla dorosłych czytelników autorstwa Jaclyn Moriarty, która wcześniej specjalizowała się w literaturze młodzieżowej. Ale fakt, dzieło ma bardzo ciekawą kompozycję. Styl jest ogromnie zróżnicowany i to też decyduje o rozmiarach książki - jest też trochę pustych przestrzeni i pewnie tytuł można by nieco skompresować. Ciekaw jestem czy Tobie to dzieło przypadłoby do gustu ;)
UsuńIntrygująca historia. Ciekawa jestem, czy czytelnik pozna ów skrywany sekret? Lubię takie książki, w których nie tylko sama fabuła intryguje, a jeszcze do tego otrzymujemy nietypową formę.
OdpowiedzUsuńPozna, ale rzecz jasna nie chciałem go zdradzać ;) Tak, ta książka jest trochę nietypowa, bo z jednej strony mamy do czynienia z dość eksperymentalną formą, z drugiej zaś, sama treść jest już mocno rozrywkowa, bez żadnego intelektualnego zadęcia.
UsuńJakże uroczo absurdalny tytuł! I od razu przypomniała mi się stara cytato-prawda nieznanego autorstwa: "Trzy osoby mogą dochować tajemnicy, jeśli dwie z nich nie żyją."
OdpowiedzUsuńTytuł dobrze oddaje treść książki, która nafaszerowana jest absurdem ;) A sekret rodziny Zingów wychodzi co prawda na jaw, ale i tak funkcjonuje dobrych kilkadziesiąt lat.
UsuńRozśmieszył mnie cytat o mieszkaniu próbującym znaleźć chłodniejszą pozycję. Ciekawa też jestem, jaki sekret skrywała rodzina i czy ujawnienie go wyszło rodzinie na dobre, czy nie. :)
OdpowiedzUsuńW książce jest sporo tego typu zabawnych fragmentów. Generalnie polecam, a sekretu rzecz jasna nie zdradzę, ale nie napomknę też jak skończyło się jego ujawnienie, bo zepsułoby lekturę ;)
Usuń