Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 16 sierpnia 2019
Maryse Condé "Ja, Tituba, czarownica z Salem" - Czarownica z Barbadosu
Tytuł oryginału: Moi, Tituba sorcičre
Tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Z miotłą
Liczba stron: 284
Odmienność, w jakiejkolwiek
formie, od zarania dziejów wzbudza nieufność w ludzkich skupiskach. Jednostki w
zbyt dużym stopniu wyróżniające się na tle ogółu, czy to w pozytywnym czy w
negatywnym sensie, spotykają się z podejrzliwością, która w stosownych warunkach
bardzo łatwo przekształca się we wrogość. Z racji tego, że inność jest kwestią
często przejawiają się w stosunkach międzyludzkich, jest to motyw, po który
często sięga też literatura. Niedawno przeczytanym przeze mnie przykładem
książki, w której podjęto tę tematykę jest powieść Ja, Tituba, czarownica z Salem, autorstwa Maryse Condé (ur. 1937),
francuskiej pisarki pochodzącej z Gwadelupe.
Pierwszoosobową narratorką, a
zarazem główną bohaterką powieści jest tytułowa Tituba. Protagonistka
wykreowana przez Maryse Condé wzorowana jest na autentycznej postaci
czarnoskórej niewolnicy będącej jedną z oskarżonych o czary, których ofiarą na
przełomie 1691 i 1692 miały paść mieszkanki Salem. Francuskojęzyczna artystka
postanawia odmalować portret Tituby, wykorzystując w tym celu szczątkowe
informacje, jakie zachowały się na jej temat, całą resztę uzupełniając
wytworami swojej wyobraźni. W rezultacie czytelnik otrzymuje fabularyzowaną
biografię, w której nie brak nie tylko domysłu, ale i odrobiny prowokacji.
Już sama sylwetka Tituby
zbudowana zostaje w sposób mocno przewrotny. Oto pochodząca z Barbadosu kobieta
– owoc przemocy, zrodzona z (…) aktu
nienawiści i pogardy (…) [1],
córka białego marynarza i pochodzącej z Afryki niewolnicy – zostaje obdarzona
cechami, które zdają się w pełni uzasadniać posądzanie o paranie się magią. Umiejętność kontaktowania się z duchami,
utrzymywanie stałej więzi ze zmarłymi, pielęgnowanie, leczenie (…) [2]
– Maryse Condé nieco na przekór oczekiwaniom powołuje do literackiego życia pełnokrwistą
wiedźmę, chociaż wyraźnie podkreśla przy tym, że jej bohaterka pragnie przede
wszystkim pomagać, nawet jeśli ucieka się w tym celu do sił nadprzyrodzonych (Umiałam tylko nieść pociechę! [3]).
Wątek Tituby, czarnoskórej
czarownicy, służy do ukazania odwiecznej prawdy, że niechęć bądź nieumiejętność
do dostosowania się do obowiązujących zasad i standardów w dłużej perspektywie
prowadzi do wykluczenia i ostracyzmu. Bliźni, którego nie rozumiemy, którego
zachowanie jest dla nas niezrozumiałe, jest nieprzewidywalny, a przez to groźny
i niegodny zaufania. W najlepszym wypadku, dopóki nie zostaną mu przypisane
określone grzeszki i przewiny, może liczyć na podszyte lękiem poważanie, które
jednak bardzo szybko może przedzierzgnąć się w otwartą wrogość. Okolicznościami,
które sprawiają, że ludzie wyalienowani zaczynają być traktowani jako
niebezpieczeństwo, są wszelakiej maści, mniej lub bardziej poważne, katastrofy.
A o takie nie trudno choćby w Salem, wiosce zamieszkałej przez Purytanów,
którzy w każdym zakątku duszy swego bliźniego doszukują się zgubnego wpływu
działalności Złego.
Osada, do której trafia Tituba
pozwala autorce zasygnalizować hipokryzję i obłudę, panującą w tego typu
zamkniętych grupach. Społeczność, w
której grabiono, oszukiwano, kradziono, zasłaniając się imieniem Bożym [4]
– oto Salem w całej rozciągłości. Wieś przybiera jeszcze bardziej złowrogie
oblicze, kiedy w jej trzewiach wybucha gorączka polowania na czarownice. Maryse
Condé w intrygujący sposób przedstawia swoją interpretację całego zamieszania,
wiążąc jego przyczyny z dziecięcymi zabawami, niepozbawionymi okrucieństwa i
złośliwości. Ponadto artystka prezentuje wydarzenia towarzyszące procesom z
Salem jako wygodne okoliczności do załatwienia starych zatargów czy możliwości
wyrównania rachunku krzywd. Wymowa jest o tyle smutna, że człowiek zawsze
będzie potrzebował czarownic
umożliwiających usprawiedliwienie własnych przewinień oraz będących łatwymi do
wskazania kozłami ofiarnymi najróżniejszych niepowodzeń.
Kolejną płaszczyzną, na której
można rozpatrywać powieść jest rola fatum w człowieczej egzystencji. Na
przykładzie Tituby widać, że są osobnicy, którym znacznie trudniej jest
kierować swoim losem, bowiem od urodzenia skazani są oni na bycie kimś gorszym,
poniżanym i pogardzanym (Życie byłoby
darem tylko wtedy, gdyby każdy mógł wybrać brzuch, który będzie go nosił. Otóż
dostać się do łona nędznicy, egoistki, dziwki, która zemści się na tobie za
własne rozczarowania życiowe, przynależność do rzeszy wykorzystywanych,
upokarzanych, do tych, którym narzuca się nazwisko, język, wierzenia, ach, co
za męka! [5]).
Wyrwanie się z kręgu biedy czy bycia pariasem to trudna do osiągnięcia sztuka, która
udaje się jedynie nielicznym. Sprawy nie ułatwiają uprzedzenia, czy to o
podłożu rasowym, seksualnym czy religijnym, które powodują, że człowieczy byt
może zamienić się w piekło.
Reasumując, jedyny jak dotąd
przetłumaczony na język polski utwór Maryse Condé, to całkiem udana powieść.
Francuska pisarka pokazuje jak łatwo jest uczynić z ofiary oprawcę,
uświadamiając przy okazji, że sztuka wybaczania bliźnim doznawanych krzywd i
umiejętność stłumienia żądzy zemsty, odwetu, to bardzo trudne do osiągnięcia
elementy człowieczeństwa. Powieść nie jest niestety wolna od wad, spośród
których najbardziej razi nadmiar wątków upakowanych w bardzo skromnej
literackiej objętości – Tituba przeżywa wiele przygód, a część z nich wydaje
się niepotrzebnie udziwniona. Ponadto w książce pojawiają się uproszczenia –
wykreowana rzeczywistość nasycona jest czarno-białymi akcentami oraz
stereotypami. Biali to ucieleśnienie zła, którzy gnębią wszystkie mniejszości –
Murzyni, Żydzi (którzy też pojawiają się w utworze) czy Indianie mogą liczyć
wyłącznie na upokorzenia i hańbę. Z drugiej jednak strony można sobie zadać
pytanie, czy cywilizacja białego człowieka oparta na kolonializmie mogła
kojarzyć się z czymkolwiek innym ówczesnym niewolnikom czy rdzennym mieszkańcom
obu Ameryk.
[1] Maryse Condé, Ja, Tituba, czarownica z Salem, przeł.
Krystyna Arustowicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007, s. 11
[2] Tamże, s. 33
[3] Tamże, s. 24
[4] Tamże, s. 138
[5] Tamże, s. 191
8 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Titubę" przeczytałam kilka lat temu i podobał mi się klimat książki, taki na pograniczu realizmu magicznego. Miałam nadzieję, że po tym jak pisarka otrzymała w ubiegłym roku alternatywnego Nobla, w Polsce zostaną wydane inne jej książki, bo "Tituba" to trochę za mało, by uznać, że zna się jej twórczość..
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ten alternatywny Nobel przeszedł w zasadzie bez echa. Nagrodę przyznano, w polskiej prasie pojawiły się wzmianki na ten temat, ale chyba żaden z polskich wydawców nie podjął się wyzwania, by przybliżyć czytelnikom kolejne dzieła artystki. Nowy Nobel nie ma jednak takiej mocy sprawczej jak ten stary ;)
UsuńSiłę sprawczą ma chyba głównie zainteresowanie medialne, a skoro alternatywny przeszedł bez echa, to i sprzedaży nikomu nie nakręci ;)
UsuńA "victim blaming" to okropna rzecz.
Ale wystarczy rzut okiem na goodreads żeby przekonać się, że autorka cieszy się całkiem sporą popularnością, a jej książki są regularnie przekładane na języki obce. Stąd bardzo dziwi mnie ta posucha na polskim rynku.
UsuńUkazanie życia kobiety żyjącej w siedemnastym wieku i oskarżonej o czary to trudne zadanie. Z Twojej recenzji wynika, że autorka nie do końca sobie z nim poradziła. Ale i tak chętnie sięgnę po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńWikipedia podaje, że Condé napisała aż piętnaście powieści. A u nas wydano tylko jedną. To niezbyt dobrze świadczy o polskich wydawcach.
Przyznam, że przeważnie mam problem z powieściami, w którym w sposób wyrywkowy pokazywane są fragmenty życia protagonistów, a akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Zazwyczaj odczuwam zgrzytanie i chrobotanie, bo niektóre wątki wydają się nadmiernie rozbudowane, inne zaś potraktowane po macoszemu. W przypadku Tituby nie zmienia to faktu, że powieść jest bardzo solidnym dziełem i dobrze, że chociaż ta jedna książka doczekała się przekładu.
UsuńNo właśnie. 1 na 15. A autorkę trudno uznać za anonimową czy mało znaną.
Z Twojej recenzji wynika, że książka nie tylko odnosi się do kawałka znanej historii, obiecuje nieco egzotyki, a nade wszystko - jest kolejną książką próbującą rozszyfrować ludzką naturę...To lubię.
OdpowiedzUsuńA przy tym autorka podeszła do tematu w dość oryginalny sposób, racząc nas nieszablonową bohaterką.
Usuń