Dom z witrażem
Żanna Słoniowska
Miasto – mniejsze bądź większe skupisko ludności o zagęszczonej zabudowie – przy odrobinie wysiłku i wyobraźni można uznać za żywy organizm. Personifikacja jest o tyle uzasadniona, że miasta, podobnie jak ludzie, posiadają swoje oblicza, rozrastają się bądź kurczą, podlegają ciągłym przemianom i przeobrażeniom oraz – co chyba najistotniejsze – mają swoją własną (nierzadko bardzo skomplikowaną) historię. Dobrym przykładem metropolii, która przetrwała niejedną dziejową zawieruchę jest Lwów – osada, która leżała w granicach takich państw jak choćby Ruś Halicko-Włodzimierska, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Cesarstwo Austrii czy II Rzeczpospolita, znajduje się obecnie na terenie Ukrainy. Już sama ilość flag, które przewinęły się przez maszty lwowskich placów jest obietnicą intrygujących incydentów i epizodów – ta gwarancja niezwykłych zdarzeń jest kusząca choćby dla literatury, która nierzadko lubuje się w tematach trudnych, niejednoznacznych, zawiłych. Dobrym przykładem książki, w której umiejętnie wykorzystano Lwów jako tło zachodzących wydarzeń jest Dom z witrażem, powieściowy debiut Żanny Słoniowskiej (ur. 1978), ukraińskiej pisarki o polskich korzeniach.
Utwór nie należy do tekstów długich, ale za to treść jest maksymalnie upakowana, bowiem autorka decyduje się na wzniesienie dość pokaźnej budowli. Dzieło można traktować jako rodzinną kronikę, za sprawą której poznajemy losy kobiet wywodzących się z czterech różnych pokoleń. W pewnym sensie jest to też opowieść o miłości, ale nie tej cukierkowej czy przesłodzonej – Słoniowska sięga po motyw uczuciowego trójkąta, by uświadomić czytelnikowi, że to wielkie uczucie kształtowane jest w równiej mierze przez zaangażowane w nie osoby, jak i przez otoczenie, środowisko czy kapryśne fatum. Wreszcie Dom z witrażem to uniwersalna książka mówiąca o ludziach, którzy – z racji faktu, że przyszło im egzystować w ciekawych czasach – zostają rzuceni w bezlitosne tryby wielkiej historii. Boleśnie przekonują się oni, że obok epokowych zmian niełatwo jest przejść niezaangażowanym – jeśli ich mechanizm nie wciągnie nas bezpośrednio, to doznajemy jego działania poprzez naszych najbliższych (z czysto statystycznego punktu widzenia, niemożliwym jest, by wszystkim udało wywinąć).
Pierwszoosobową narratorką a zarazem jedną z głównych bohaterek jest bezimienna przedstawicielka najmłodszego pokolenia kobiet. To początkująca artystka, która niemal od najmłodszych lat wychowuje się w mocno feministycznym środowisku, bowiem jej najbliższą rodzinę stanowią matka Marianna, babcia Aba oraz Prababka Stanisława. Powody, dla których w domu brakuje męskich pierwiastków to niejako kwintesencja ZSRR – pradziadek znika w roku 1937, kiedy przychodzi po niego dwóch pracowników NKWD (zostaje aresztowany w ramach akcji polskiej), zaś dziadek, bohater wojenny i generał Armii Czerwonej umiera (…) w połowie lat sześćdziesiątych na skutek tego, co byśmy dziś nazwali przewlekłą depresją połączoną z marskością wątroby [1].
Osnuta mgłą niejasności śmierć małżonka odciska potężne piętno na psychice Prababki – ta niegdyś silna, niezależna i nie znosząca sprzeciwu kobieta to w momencie rozpoczęcia utworu widmo krążące po mieszkaniu, obawiające się nieproszonym gości, obsesyjnie upewniające się czy wszystkie drzwi są zamknięte na klucz. Pokiereszowana jest również psychika Aby (byłej lekarki i niespełnionej malarki), bowiem protagonistka to ofiara emocjonalnego szantażu ze strony matki – ulega woli swojej rodzicielki, podporządkowuje się jej całkowicie i rezygnuje z własnych marzeń oraz planów. Przeciwieństwem Aby jest Marianna, zawodowo śpiewaczka operowa, prywatnie działaczka na rzecz niepodległości Ukrainy, będąca osobą równie niepokorną, co Prababka.
Kontrapunktem do tych misternie odmalowanych portretów kobiet jest panorama Lwowa, jaką rozpościera przed nami Żanna Słoniowska. Miasto jest tłem, na którym rozgrywa się akcja powieści, chociaż na przestrzeni wielu fragmentów jest także pełnoprawnym bohaterem. Jego sekrety i tajemnice są odkrywane przez narratorkę, która zabiera nas w podróż po wielowątkowym tyglu, odwiedzając miejsca zarówno popularne i słynne jak Cmentarz Łyczakowski czy Operę Lwowską, jak i zagłębiając się w mniej znane zakamarki, uzmysławiając nam bogactwo architektoniczne tej metropolii oraz jej legendy – symbolem tego skrytego Lwowa jest rzeka Pełtew, która od 1886 roku płynie przez miasto podziemnym korytem. Słoniowska wiele uwagi poświęca też losom Lwowa, wyraźnie akcentując, że nie sposób mówić o jego jednolitym charakterze narodowym – warte odnotowania jest spostrzeżenie, że Lwów, podobnie jak i inne tego typu wielokulturowe enklawy spokojnie trwa dopóty, dopóki do głosu nie dochodzą politycy, który z emfazą rozprawiają o narodzie, patriotyzmie czy ojczyźnie, podkreślając podziały występujące pomiędzy poszczególnymi nacjami i skutecznie zamazując wszelkie punkty wspólne. Alegorią tego skomplikowanego dziedzictwa, na które składają się m.in. bratobójcze walki, lata chude przeplatające się z okresami obfitości oraz zmienne wyroki fortuny jest tytułowy dom z witrażem. To zamieszkała przez główną bohaterkę kamienica, której wyróżnikiem jest (…) jedenastometrowy otwór w konstrukcji budynku, tj. ogromny witraż, dzieło anonimowego artysty – witraż z jednej strony jest wyjątkowym i niepowtarzalnym przedmiotem o niemożliwej do oszacowania wartości, z drugiej zaś, jest już nadgryziony zębem czasu, a nieprawnemu oku zdarza się przejść obojętnie obok potężnego blasku jego piękna.
Wymienione wyżej elementy współtworzą książkę, którą czyta się szybko i z niesłabnącym zainteresowaniem. Słoniowska stawia na prosty język, który tylko chwilami przystrojony zostaje skromną dozą poetyckości (najchętniej stosowanymi środkami stylistycznymi są porównania oraz przenośnie). Dzięki temu nie sileniu się na artyzm, czytelnik raczony jest historią z mocnym przekazem – wrażenie wywierają zarówno panujące pomiędzy protagonistkami relacje (wśród nich nie brakuje krzywd, bólu, niezrozumienia) jak i staranność w naszkicowaniu Lwowa. Autorka bardzo umiejętnie odtwarza klimat miasta, sygnalizując nie tylko jego urok i piękno, ale i biedę oraz zaniedbanie (regularne przerwy w dostawie prądu, problemy z bieżącą wodą, niszczejące fasady czy odpadające balkony sprawiają, że wyprawa do Lwowa z lat 90-tych, nawet dla Polaków jawi się jako rodzaj nostalgicznego survivalu). W rezultacie Dom z witrażem śmiało można określić mianem bardzo solidnego debiutu.
Podoba mi się imię autorki. Nie znam nikogo o takim imieniu. :) Ostatnio o Lwowie czytałam w „Jesieni młodości” Miriam Akavii. Był to Lwów roku 1942, więc można sobie wyobrazić, jak straszna atmosfera tam panowała... Ciekawa jestem, jak to miasto przedstawiła Żanna Słoniowska.
OdpowiedzUsuńImię zdecydowanie popularniejsze u naszych wschodnich sąsiadów ;) Ja we Lwowie gościłem fizycznie, ale "Dom z witrażem" był moją pierwszą wizytą literacką. Miasto u Słoniowskiej jawi się jako szalenie interesująca metropolia, pełna mrocznych zaułków, poukrywanych skarbów, tajemnicy i sekretów. Wydaje mi się, że właśnie opisy miasta to jeden z mocniejszych punktów powieści.
UsuńJedyną Żannę jaką znam to rosyjska piosenkarka Żanna Biczewska, która śpiewała m.in. Okudżawę. Klimat rosyjskich ballad jest niepowtarzalny. "Dom z witrażem" przywodzi mi na myśl powieści Ludmiły Ulickiej, np. "Zielony namiot" czy "Szczerze oddany Szurik". To jedna z moich ulubionych pisarek, pisze m.in. o rosyjskich kobietach, bohaterkach "drugiego planu", przechowujących pamięć, kulturę, dumę. Wierzymy, że nie wszystko zostało unicestwione, one to ocaliły wśród historycznych zawieruch. Nie czytałam jeszcze nic o Lwowie, ciekawa więc jestem portretu miasta.
OdpowiedzUsuńO proszę, podsuwasz mi nazwisko autorki, o której jak dotąd w ogóle nie słyszałem. A skoro piszesz, że to jedna z Twoich ulubionych pisarek, to wiem już, że muszę rozejrzeć się za jej dziełami w moich lokalnych bibliotekach. Jaki tytuł polecasz na początek?
UsuńDla mnie najpiękniejsze książki Ulickiej to "Zielony namiot" i "Daniel Stein. Tłumacz". To wielkie, wielowątkowe powieści epickie, oddające duszę narodu z bogatym tłem historycznym. Nie wiem, która bardziej mi się podobała, trudno zdecydować. Obie wydane są w mojej ulubionej serii Świata Książki "Mistrzowie Prozy" (szkoda, że zaprzestano jej wydawania, książki wybierane były z wielkim wyczuciem).
OdpowiedzUsuńSuper, bardzo dziękuję. Jeśli chodzi o wybór to po prostu sprawdzę, która pozycja będzie dostępna w bibliotece. A co do "Mistrzów Prozy", to mam parę książek z tej serii na półce, ale jak na razie czytałem tylko "Spokój doskonały" Amosa Oza. Powieść wywarła na mnie b. dobre wrażenie.
UsuńDopisuję do swojej listy nazwisko Ulickiej i Słoniowskiej. Dobrze, że tu zajrzałam! W zeszłym roku zwiedziłam Wilno, po czym od razu zasmakowałam w powieści "Silva Rerum" Kristiny Sabaliauskaite. Teraz moim marzeniem jest Lwów. Koniecznie z odpowiednią lekturą...:)
OdpowiedzUsuńPowiązanie lektury i aktualnie odwiedzanego miejsca może nie jest rzeczą łatwą, ale dającą ogromną satysfakcją i pozwalającą poznać tę lokalizacją z jakże różnych, ale przecież przeplatających się perspektyw.
UsuńJa we Lwowie nawet byłem i wspominam ten pobyt bardzo miło, choć krótki był. Ale powieść tym bardziej bym chciał przeczytać.
OdpowiedzUsuńO tak, Lwów to piękne miasto, chociaż mocno zaniedbane, co podkreśla w swojej prozie Żanna Słoniowska.
Usuń