Suzanne Collins
W pierścieniu ognia
tytuł oryginału: Catching Firetłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
cykl: Igrzyska śmierci (oryg. The Hunger Games) tom 2
wydawnictwo: Media Rodzina 2009
Opisując wrażenia z pierwszej części trylogii pióra Suzanne Collins Igrzyska śmierci pod tym samym tytułem nie uniknąłem, bo chyba nie jest to możliwe, gdy się już obie powieści poznało, analogii i porównań z pierwszą częścią później napisanej przez Joelle Charbonneau serii trzech powieści Testy, z których pierwsza, podobnie jak u Collins, nosi taki sam tytuł jak i cały cykl. Oba pierwsze tomy oceniłem jako zdecydowanie warte przeczytania, przy czym jednak, ze względu na poważniejsze potraktowanie prawideł psychologii społecznej i mniej uproszczeń nie tylko na tym polu, nieco wyżej postawiłem jednak następcę, niż pierwowzór. Sięgając po tom drugi Igrzysk, czyli W pierścieniu ognia, byłem więc ciekaw nie tylko, czy udało się autorce utrzymać poziom z pierwszej powieści, ale i jak wypadnie w porównaniu z drugą częścią cyklu Charbonneau zatytułowaną Samodzielne studia.
Tutaj od razu uwaga do czytelników, którzy jeszcze nie poznali pierwszej powieści. Nie czytajcie dalej, gdyż pewne informacje, które są skierowane do tych, którzy już mają tom pierwszy za sobą, mogą Wam częściowo zepsuć owo urokliwe uczucie zaciekawienia i niepewności, które ma odbiorca pierwszy raz smakujący prozę pióra Collins (to samo dotyczy Joelle Charbonneau). Obie trylogie należy zdecydowanie czytać po kolei, gdyż kolejne powieści są znacznie bardziej ze sobą powiązane, niż choćby w naszej najbardziej znanej Trylogii (Sienkiewicza), którą można traktować jako trzy odrębne dzieła połączone niemal tylko i wyłącznie osobami niektórych głównych postaci.
Katniss Everdeen, nastolatka z postapokaliptycznego państwa Panem, gdzieś w Ameryce Północnej, która przetrwała Głodowe Igrzyska będące osnową fabuły pierwszej powieści, powróciła do rodzinnego Dwunastego Dystryktu i przez niemal rok zajmowała się obowiązkami zwykle należącymi do zwycięzcy ostatniego turnieju, czyli objeżdżaniem poszczególnych dystryktów z oficjalnymi wizytami. Świadoma tego, iż jej postawa na arenie stała się symbolem buntu przeciwko władzy Kapitolu reprezentowanej przez demonicznego prezydenta Snowa, obserwuje przejawy rewolucyjnych nastrojów w dystryktach, których bieda stoi w rażącym kontraście z bogactwem stolicy. Musi jednak nie tylko powstrzymywać swe buntownicze odruchy, ale i starać się uciszać opozycję, gdyż jest szantażowana przez Snowa, który zagroził, iż w razie zamieszek ją właśnie uzna za prowodyra i na jej bliskich wywrze zemstę w pierwszej kolejności. Czy i jak Kat wybrnie z tej matni, oczywiście Wam nie zdradzę. Powieść, podobnie jak i poprzednia, świetnie trzyma w napięciu i niepewności, tylko nieco osłabionej przez fakt, iż z samej konstrukcji (protagonistka jako narrator pierwszoosobowy) wynika, że przynajmniej o jej życie do samego końca nie musimy się obawiać.
Szantaż ze strony Snowa i inne elementy są ciekawym wejściem głównej bohaterki w politykę, momentem, gdy człowiek przestaje żyć własnym życiem i, niezależnie od posiadanej władzy czy możliwości, staje się niewolnikiem systemu i sytuacji. To przejście od indywidualności do społeczności, które odnajdujemy również w drugiej powieści cyklu pióra Charbonneau, w wydaniu Collins wypadło jednak dużo słabiej. Można to próbować wytłumaczyć faktem, że powieść adresowana jest głównie do młodzieży, ale to nie usprawiedliwia infantylności. Biorąc zaś pod uwagę, że książka jest w USA lekturą szkolną, śmiem zaryzykować tezę, iż jest wręcz szkodliwa. Postać złego do szpiku kości prezydenta Snowa skontrastowana z pozytywnymi sylwetkami biednych, wyzyskiwanych poddanych z podległych Kapitolowi dystryktów, świetnie wpisuje się w mylne, ale przez swą popularność tym bardziej naganne przekonanie, że winny jest zły władca, a po jego usunięciu pracowity lud przemieni swą krainę w oazę mlekiem i miodem płynącą. Żywotność tej kłamliwej teorii zadziwia, biorąc pod uwagę, iż już w porzekadłach starożytnych Rzymian znajdujemy sentencje, które jej zaprzeczają. Być może kardynalne znaczenie mają założenia teologiczne, które są podstawą tradycji naszego, czyli zachodniego, kręgu kulturowego. To jednak rozważania inną okazję. Kluczowe jest, iż po powieści stworzonej w XXI wieku z założeniem, jak twierdzi autorka, że ma coś zmienić na lepsze w kwestii walki ze złem właśnie, i w dodatku włączonej do kanonu lektur, powinno się oczekiwać lansowania tez zgodnych ze stanem nauk psychologiczno-społecznych, a nie powracania do przekonań już przez starożytnych tępionych jako naiwne i nieprawdziwe. Oczywiście, że niepotrzebnie okrutny władca jest zły, ale u podstaw zagrożenia, które on stwarza, u podstaw jego mocy czynienia zła, leży zły system, który umożliwia mu działanie i daje mu siłę. Tutaj jednak kompletnie tego zabrakło i króluje dziecinne przekonanie, że zły władca jest jednostką, którą można usunąć i wraz z nią zniknie zło. Na tym tle konkurencyjna powieść Joelle Charbonneau wydaje się dużo bardziej wartościowa stawiając pytania o siły, na których wspiera się zły rząd i bez których upaństwowione zło istnieć nie może. Zabrakło również w Pierścieniu ognia wyraźnie wyartykułowanych w Samodzielnych studiach pytań o istotę człowieczeństwa, dobra i zła. Ta krytyka oczywiście nie znaczy, że po książkę nie warto sięgnąć. Czytałem ją naprawdę z wielką przyjemnością i myślę, że każdemu, od nastolatka do staruszka, dostarczy solidnej porcji rozrywki. Warto jednak zadbać, by odbiorca miał świadomość uproszczeń, a raczej nawet przekłamań, zawartych w fabule.
Ponieważ nie czytałem jeszcze ani trzeciej powieści z tego cyklu, ani trzeciej powieści z trylogii Charbonneau, nie mogę się doczekać wrażeń z ich lektury i ciekaw jestem niezmiernie tego, która z autorek zwycięsko wyjdzie z niezwykle trudnego zadania, jakim jest zakończenie serii.
Wasz Andrew
Katniss Everdeen, nastolatka z postapokaliptycznego państwa Panem, gdzieś w Ameryce Północnej, która przetrwała Głodowe Igrzyska będące osnową fabuły pierwszej powieści, powróciła do rodzinnego Dwunastego Dystryktu i przez niemal rok zajmowała się obowiązkami zwykle należącymi do zwycięzcy ostatniego turnieju, czyli objeżdżaniem poszczególnych dystryktów z oficjalnymi wizytami. Świadoma tego, iż jej postawa na arenie stała się symbolem buntu przeciwko władzy Kapitolu reprezentowanej przez demonicznego prezydenta Snowa, obserwuje przejawy rewolucyjnych nastrojów w dystryktach, których bieda stoi w rażącym kontraście z bogactwem stolicy. Musi jednak nie tylko powstrzymywać swe buntownicze odruchy, ale i starać się uciszać opozycję, gdyż jest szantażowana przez Snowa, który zagroził, iż w razie zamieszek ją właśnie uzna za prowodyra i na jej bliskich wywrze zemstę w pierwszej kolejności. Czy i jak Kat wybrnie z tej matni, oczywiście Wam nie zdradzę. Powieść, podobnie jak i poprzednia, świetnie trzyma w napięciu i niepewności, tylko nieco osłabionej przez fakt, iż z samej konstrukcji (protagonistka jako narrator pierwszoosobowy) wynika, że przynajmniej o jej życie do samego końca nie musimy się obawiać.
Szantaż ze strony Snowa i inne elementy są ciekawym wejściem głównej bohaterki w politykę, momentem, gdy człowiek przestaje żyć własnym życiem i, niezależnie od posiadanej władzy czy możliwości, staje się niewolnikiem systemu i sytuacji. To przejście od indywidualności do społeczności, które odnajdujemy również w drugiej powieści cyklu pióra Charbonneau, w wydaniu Collins wypadło jednak dużo słabiej. Można to próbować wytłumaczyć faktem, że powieść adresowana jest głównie do młodzieży, ale to nie usprawiedliwia infantylności. Biorąc zaś pod uwagę, że książka jest w USA lekturą szkolną, śmiem zaryzykować tezę, iż jest wręcz szkodliwa. Postać złego do szpiku kości prezydenta Snowa skontrastowana z pozytywnymi sylwetkami biednych, wyzyskiwanych poddanych z podległych Kapitolowi dystryktów, świetnie wpisuje się w mylne, ale przez swą popularność tym bardziej naganne przekonanie, że winny jest zły władca, a po jego usunięciu pracowity lud przemieni swą krainę w oazę mlekiem i miodem płynącą. Żywotność tej kłamliwej teorii zadziwia, biorąc pod uwagę, iż już w porzekadłach starożytnych Rzymian znajdujemy sentencje, które jej zaprzeczają. Być może kardynalne znaczenie mają założenia teologiczne, które są podstawą tradycji naszego, czyli zachodniego, kręgu kulturowego. To jednak rozważania inną okazję. Kluczowe jest, iż po powieści stworzonej w XXI wieku z założeniem, jak twierdzi autorka, że ma coś zmienić na lepsze w kwestii walki ze złem właśnie, i w dodatku włączonej do kanonu lektur, powinno się oczekiwać lansowania tez zgodnych ze stanem nauk psychologiczno-społecznych, a nie powracania do przekonań już przez starożytnych tępionych jako naiwne i nieprawdziwe. Oczywiście, że niepotrzebnie okrutny władca jest zły, ale u podstaw zagrożenia, które on stwarza, u podstaw jego mocy czynienia zła, leży zły system, który umożliwia mu działanie i daje mu siłę. Tutaj jednak kompletnie tego zabrakło i króluje dziecinne przekonanie, że zły władca jest jednostką, którą można usunąć i wraz z nią zniknie zło. Na tym tle konkurencyjna powieść Joelle Charbonneau wydaje się dużo bardziej wartościowa stawiając pytania o siły, na których wspiera się zły rząd i bez których upaństwowione zło istnieć nie może. Zabrakło również w Pierścieniu ognia wyraźnie wyartykułowanych w Samodzielnych studiach pytań o istotę człowieczeństwa, dobra i zła. Ta krytyka oczywiście nie znaczy, że po książkę nie warto sięgnąć. Czytałem ją naprawdę z wielką przyjemnością i myślę, że każdemu, od nastolatka do staruszka, dostarczy solidnej porcji rozrywki. Warto jednak zadbać, by odbiorca miał świadomość uproszczeń, a raczej nawet przekłamań, zawartych w fabule.
Ponieważ nie czytałem jeszcze ani trzeciej powieści z tego cyklu, ani trzeciej powieści z trylogii Charbonneau, nie mogę się doczekać wrażeń z ich lektury i ciekaw jestem niezmiernie tego, która z autorek zwycięsko wyjdzie z niezwykle trudnego zadania, jakim jest zakończenie serii.
Wasz Andrew
Trylogia Igrzyska Śmierci:
- Igrzyska śmierci (The Hunger Games)
- W pierścieniu ognia (Catching fire)
- Kosogłos (Mockingjay)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)