Suzanne Collins
Kosogłos
tytuł oryginału: Mockingjay
cykl: Igrzyska śmierci (tom 3)
tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska; Piotr Budkiewicz
wydawnictwo: Media Rodzina 2010
Trzecią częścią trylogii Igrzyska śmierci*, pióra znanej amerykańskiej pisarki Suzanne Collins, jest Kosogłos. Kończy on spisane dzieje Katniss Everdeen, nastolatki, która wywołała rewolucyjne zmiany w fikcyjnym postapokaliptycznym państwie Panem, umiejscowionym w niezbyt odległej lub alternatywnej przyszłości gdzieś w Ameryce Północnej. Pisząc o tej książce nie sposób odnosić się tylko do niej, bez mówienia o całej trylogii.
Wzorem poprzednich części cyklu, protagonistka jest zarazem narratorem, co od razu informuje, iż przeżyje ona co najmniej do końca opowieści. Co będzie dalej, czy będzie to happy-end, czy też wręcz odwrotnie, tego oczywiście nie zdradzę. Wspomnę tylko, że zakończenie jest całkowicie nowatorskie, urzekające i prowokujące do przemyśleń, tak jak i cała trylogia.
Pierwsza powieść serii powala czytelnika przede wszystkim oryginalnością wykreowanej przez autorkę rzeczywistości, dynamiką akcji i niepowtarzalnym klimatem. Druga, w moim odczucia nieco słabsza, stanowi jednak mimo wszystko całkiem udane przejście pomiędzy pierwszą i ostatnią powieścią. Ta właśnie sprawia, iż cały cykl nagle zyskuje jeszcze wyższą ocenę, gdyż łączy w sobie najlepsze cechy poprzedniczek i wnosi do całości całkiem nowe treści.
Katniss, która już dwa razy przeżyła Igrzyska Śmierci, teraz staje do walki, której areną jest całe Panem, a stawką nie tylko życie jej i jej bliskich, ale przyszłość całej znanej jej ludzkości. Oczywiście główny zarys fabuły jest dość prosty, oparty na konieczności zajęcia stanowiska po jednej ze stron, które zetrą się w walce ostatecznej, ale nie znaczy to, iż cokolwiek jest w niej banalne lub infantylne. Oczywiste uproszczenia są zrozumiałe, gdy bierze się pod uwagę zamierzenia autorki, by było to dzieło z przesłaniem skierowanym między innymi do młodszych czytelników, choć muszę zaznaczyć, że i tak mam obawy, czy nastolatki bez odpowiedniego wsparcia w postaci choćby pedagoga na bardzo wysokim poziomie, są w stanie prawidłowo odczytać wszystkie wynikające z lektury pytania, możliwości i wskazówki. Szczególnie jestem pełen obaw o polskich potencjalnych odbiorców, nie tylko nastoletnich, którzy w ogóle z książką mają sporadyczny kontakt w porównaniu do innych nacji, a ich otwartość na nowe prądy jest żenująco niska, jakby sprzed kilku epok.
W Kosogłosie wyraźnie do głosu dochodzi antywojenna wymowa, jeszcze silniejsza niż w poprzednich częściach. Łączy się ona z pytaniami o rzeczywiste cele władzy, o istotę polityki i polityków, o dobro i zło w wymiarze nie jednostkowym, a państwowym. Ta warstwa rodzi różne pytania, a mnie od razu się skojarzyła z naszą konstytucją zakazującą tworzenia partii komunistycznych i faszystowskich, tak jakby to nas miało przed czymkolwiek ochronić. Jakby było możliwe obronienie zachodnich demokracji przed Stalinem bez Hitlera. Jakby było możliwe zwycięstwo nad Hitlerem bez Stalina. Tak jakby faszyzm był tożsamy z nazizmem (hitleryzmem). Tak jakby w historii monarchii już dożo wcześniej nie było tyranów**, których nie zdołali przewyższyć ani Hitler, ani Stalin. Tak jakbyśmy nie ośmieszali się świętując upadek komunizmu, gdy nadal ma się on dobrze w najludniejszym państwie świata. Te objawy poziomu postrzegania polityki w wydaniu naszych ustawodawców każą tym bardziej krytycznie spoglądać na możliwości przeciętnego rodaka.
Kosogłos w swej warstwie politycznej jest niezwykle cenny, gdy ukazuje względność i zmienność tak wielu rzeczy, które w Polsce tradycyjnie uważa się za tak czarno-białe, że aż rodzi to obawy, czy większość naszego społeczeństwa jest w stanie zrozumieć ten aspekt powieści bez odpowiedniego przewodnika.
Igrzyska Śmierci są świetnym materiałem do dyskusji wśród odbiorców przyzwyczajonych do wielości i różnorodności zdań, ale czy jest w stanie odegrać rolę w społeczeństwie, w którym do dziś w kościołach ludzie modlą się o jedność, co najbardziej mi się kojarzy ze sławnymi trzema jedynkami***, tak jakby nie było to zaprzeczenie wolności i demokracji?
Po drugiej części trylogii miałem sporo żalu do autorki w związku z pewną infantylnością w zakresie psychologii społecznej, ale teraz nadrobiła to z nawiązką. Pięknie ukazane są zmiany w psychice głównych postaci pod wpływem zmieniającego się Systemu i Sytuacji, a nawet zmiany w dynamice zmian pod wpływem zmiany natężenia, z jakim System i Sytuacja oddziałuje na daną osobę.
Sądząc z sygnałów, jakie do mnie ostatnio docierają, choć adresowany do amerykańskiej młodzieży, Kosogłos mógłby być cenną lekturą również dla części polskich psychiatrów i psychologów, a jeszcze bardziej dla ich pacjentów cierpiących na zespół stresu pourazowego. Suzanne Collins w końcówce swej trylogii pięknie pokazała chyba najlepszy dla większości sposób radzenia sobie z tym zaburzeniem, który jakoś u nas nie do końca może się przebić przez tradycyjne wałkowanie złej przeszłości i przeżywanie starej traumy wciąż od nowa aż do obłędu.
Tych perełek w Kosogłosie jest sporo, ale nie będę ich więcej wymieniał, gdyż nie o to chodzi. Powieść, a odnosi się to również do całej trylogii, wymyka się zwykłemu szufladkowaniu, prostemu ocenianiu, tak ulubionemu w naszej kulturze opatrywaniu etykietkami i cenzurkami. Pewne wątki są ledwo naszkicowane, inne potraktowane wręcz lirycznie i osobiście, wszystko zaś w zderzeniu z brutalnością, cierpieniem i śmiercią. W moim odczuciu jest to nie tylko lektura wyjątkowo prowokująca do refleksji i zastanowienia nad różnymi aspektami naszego bytu jako zwierząt politycznych, to coś wyjątkowego. Przez niedomknięcie pewnych tematów, pozostawienie pewnych pytań bez odpowiedzi, jest idealnym materiałem właśnie na lekturę szkolną (pod warunkiem, że nie obowiązuje jedynie słuszna interpretacja), do dyskusyjnych klubów książki lub w ogóle do rozmowy. Każdy odbierze ją pewnie nieco inaczej i wymiana wrażeń, refleksji, skojarzeń i przemyśleń może być niezwykle wartościowa.
Jak łatwo się zorientować, po przeczytaniu Kosogłosa nastąpiło pewne przewartościowanie mojej oceny, zwłaszcza w stosunku do W pierścieniu ognia, i teraz polecam całą trylogię niezwykle gorąco. Może nie ze względu na jakieś szczególne walory artyzmu literackiego, ale na niezwykłą wartość poznawczą, na impuls do przemyślenia pewnych spraw od nowa, na świeżość i oryginalność. Jednocześnie już drżę z niecierpliwości, by się przekonać, czy konkurencyjny cykl Joelle Charbonneau w trzeciej odsłonie dorówna Kosogłosowi.
Wasz Andrew
* Trylogia Igrzyska Śmierci:
- Igrzyska śmierci (The Hunger Games)
- W pierścieniu ognia (Catching fire)
- Kosogłos (Mockingjay)
** Leopold II
*** ein Volk, ein Reich, ein Führer
Dużo słyszałam o tej serii. Ciężko było w końcu o niej nie usłyszeć! :D Ale chyba nie jest dla mnie, fabuła do mnie nie przemawia :)
OdpowiedzUsuńniekulturalnakulturalnie.wordpress.com
Czemu?
UsuńHa, spodziewałem się, że wyciśniesz z tej lektury wszystko, co wartościowe i że zaprezentujesz to w interesujący sposób. Na podstawie tego, co piszesz widać bardzo dobrze, jak ważny jest kanon lektur (bądź, co bądź, ale trzeba go aktualizować i przynajmniej częściowo wprowadzać do niego pozycje, które cieszą się powszechną sympatią młodzieży) oraz jak istotny jest odpowiedni nauczyciel, który wskaże, podpowie i zasygnalizuje, w którym kierunku można zinterpretować dane dzieło. Szkoda tylko, że patrząc na poszczególne egzaminy, gimnazjalny, maturalny, itd., widać wyraźnie, że system nie idzie w kierunku nauki samodzielnego i indywidualnego odczytywania lektur, a większy nacisk kładzie na "jedynie słuszną" wykładnię.
OdpowiedzUsuńNo cóż, z Twoim ostatnim zdaniem, niestety, muszę się zgodzić w całej rozciągłości. A co do książki - właśnie oglądam film, i mimo iż gra w nim jeden z moich ulubionych aktorów (Donald Sutherland), to jest dużo słabszy niż książka. Już od pierwszej chwili przeszkadzała mi okrągła buzia protagonistki. Jakby nie mogli wybrać do tego aktorki ze szczupłą twarzą albo po prostu ją przegłodzić przez dwa tygodnie, by chociaż trochę wyglądała na pochodzącą z biednego rejonu :) Inne rzeczy też sobie inaczej wizualizowałem, niż wygląda to w ekranizacji. Poza tym, mam wrażenie, że film tak się ma do książki jak w przypadku naszego Potopu.
UsuńJednym słowem - przeczytać warto, zwłaszcza, gdy się pragnie odpocząć od literatury z „wyższej półki”, ale od filmu koniecznie trzeba się powstrzymać, dopóki się nie przeczyta.
Kupiłam tę trylogię na urodziny bratu (wtedy nastolatek) jak był na nią ogromny boom. Ale niestety do tej pory nie miałam jakoś okazji i czasu jej czytać, wszystko też opóźnia się przez to, że widzialam filmy i wolę, żeby ten filmowy obraz mi się zatał, zwłaszcza, że słyszałam iż oczywiście są duże rozbieżności w fabule.
OdpowiedzUsuńRozbieżności, jeśli chodzi o główny wątek, są zadziwiająco małe. Przynajmniej w pierwszej i drugiej części. Trzeciej nie oglądałem jeszcze, więc nie powiem na razie. Może i dobrze, że w filmie skupiono się na głównym temacie - przynajmniej widz się nie gubi. Pierwsze dwie części oglądałem już po dwa razy i są wcale niezłe, choć książka lepsza. A jak Twoje wrażenia z filmu?
Usuń