Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekologia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 września 2025

Ross MacDonald „Ruchomy cel” - kidnaping i ekobzdury


W poszukiwaniu nowych czytelniczych wrażeń kryminalnych postanowiłem posmakować prozy Kennetha Millara (1915 - 1983), amerykańskiego pisarza pochodzenia kanadyjskiego, który ze względu na przyjętą konwencję literacką porównywany jest z Raymondem Chandlerem. Millar używał kilku pseudonimów: John Macdonald, John Ross Macdonald i Ross Macdonald, by jego książek nie mylono z tymi, których autorką była jego żona, również pisarka. Na pierwszy ogień poszedł opublikowany pod ostatnim z wymienionych pseudonimów „Ruchomy cel” („The Moving Target”) otwierający cykl „Lew Archer” o śledztwach fikcyjnego prywatnego detektywa z Los Angeles. Wybrałem formę audiobooka wydawnictwa Saga Egmont, któremu głosu użyczył Tomasz Ignaczak.

czwartek, 7 grudnia 2023

niedziela, 20 lutego 2022

„Gdzie śpiewają raki” Delia Owens - zaskakujący debiut starszej pani


Delia Owens

Gdzie śpiewają raki

tutył oryg. Where the Crawdads Sing
tłumaczenie: Bohdan Maliborski
audiobook
czyta: Magdalena Boczarska
wydawnictwo: Storyside 2020
ISBN: 9788381396363


Delia Owens, urodzona w 1949, jest amerykańskim zoologiem. Opublikowała dotąd między innymi trzy książki wspomnieniowe poświęcone badaniom nad afrykańską przyrodą, które doczekały się uznania i nagród; publikowała także w prasie naukowej. Jako powieściopisarka zadebiutowała bardzo późno, bo dopiero w roku 2018, książką Gdzie śpiewają raki. Po to ostatnie dzieło sięgnąłem skuszony notką wydawcy zapowiadającą oryginalny kryminał i wysokimi notami na goodreads.com. Okazało się, że wprawdzie znalazłem nie to, czego szukałem, ale…



wtorek, 22 września 2020

Moda ekologiczna – cudowny oksymoron



Refleksja ta przytrafiła mi się, gdy mimochodem słuchałem telewizora nastawionego na Telewizję śniadaniową. O nie – nie było niczego o modzie na ekologię ani o ekologicznych rozwiązaniach w świecie mody, choć to też byłyby tematy. Po prostu po jak najbardziej ekologicznym kawałku (zdarzają się takie całkiem na poważnie w tym programie) poszła przebitka na to, co obok żarcia dominuje nie tylko w Tś, nie tylko w telewizji w ogóle, ale przede wszystkim w necie, czyli na modę. No i skojarzyło mi się...

Co sądzić o prowadzących program, którzy z równą powagą rozmawiają o postępującej degradacji świata, w którym żyjemy i próbach radzenia sobie z tym, a chwilę potem z równą powagą roztrząsają co nosi się w tym sezonie, a może nawet w tym tygodniu, albo wręcz dzisiaj, bo przecież te wątki lecą codziennie? Udają czy naprawdę nie widzą sprzeczności? Przecież moda to zaprzeczenie ekologii.

Nawet gdyby coraz to nowe trendy w modzie nakazywały używanie tylko ekologicznych surowców, o czym przecież nawet nikt się nie zająknie, to i tak wyrzucanie ciuchów tylko dlatego, że już nie są modne, jest zaprzeczeniem ekologicznego podejścia do życia i świata, gdyż każda produkcja obciąża środowisko, w którym nigdy nic nie bierze się z niczego, a zawsze jest coś za coś. Jeśli widzę kogoś, kto rozprawia o ekologii ubrany w modne, nowe cuchy, to sorry – nie ma w nim za grosz wiarygodności.

Moda ekologiczna to taki oksymoron. Bardzo smutny, gdyż pokazuje, że większość ludzi nadal nie rozumie, iż bez samoograniczania żadne ekocuda nie uratują dla nas naszej planety. Pokazuje w prosty sposób – większość ludzi bez śladu jakiegokolwiek dysonansu po rozmowie o ekologii będzie podniecać się modą by, gdy tylko znajdą kilka wolnych groszy, polecieć na zakupy i kupić coś modnego. Najczęściej będzie to zresztą wyrób z plastiku, gdyż większość materiałów używanych dziś w produkcji odzieży zawiera mniejszą lub większą ilość tworzyw sztucznych, a w szczególności odzież sportowa i obuwie.

Ten trend nie wróży niczego dobrego naszemu środowisku, gdyż w miarę jak stopa życiowa coraz większej liczby ludzi na Ziemi będzie rosnąć, coraz więcej zacznie interesować się modą i zmieniać ciuchy nie wtedy, gdy się zniszczą, a wtedy, gdy zmieni się moda. Zresztą nie tylko ciuchy niestety, bo moda to i samochody, motocykle, quady, elektronika, nawet domy. Paradoksalnie, całe szczęście, że większość ludzi na Ziemi jest biedna, a spora część głoduje. Jest nadzieja, że my dożyjemy naszych dni w jakim takim przyrodniczym komforcie. Jak długo bowiem wytrzymałoby środowisko, gdy nagle dziś wszystkim na Ziemi poprawiłoby się choćby do średniego polskiego poziomu? Aż strach pomyśleć, więc módlmy się, by się im lepiej nie wiodło.


Wasz Andrew

sobota, 19 września 2020

Recykling – największa ściema świata?



Do napisania tego tekstu przymusiły mnie refleksje, jakie nasunęły mi się po przeczytaniu na skonsumowanej właśnie konserwie napisu:

To opakowanie w 100% podlega recyklingowi.

No jasne – na złom. Ale czy na pewno w 100%?

Nie każdy złom jest równie atrakcyjny jako surowiec, nawet jeśli jest to złom jednego rodzaju. Z puszki po konserwach albo z garnka stali pancernej nie zrobisz. Pomińmy to jednak milczeniem i załóżmy, że faktycznie da się wykorzystać całość naszego opakowania. Czy to na pewno znaczy, że jego powrót do ponownego użycia nie obciąży (nie dewastuje) środowiska naturalnego? Otóż wcale nie.

By przetopić złom i ponownie wytworzyć z niego nowy produkt (na przykład nową puszkę), potrzebna jest energia. A ta, w znakomitej większości, jest wytwarzana ze źródeł nieodnawialnych i w sposób niszczący środowisko. Recykling nie oznacza więc wcale, że nie niszczymy środowiska i nie zużywamy nieodnawialnych zasobów. Ta niby oczywista wiedza jakoś wszystkim nam umyka.

Jeśli efekt finansowy jest, przynajmniej w pewnym zakresie, miernikiem negatywnego wpływu na środowisko, a pewnie jest, to skala kosztów recyklingu, także ekologicznych, po kompleksowym rozważeniu może być wyższa niż wyprodukowania nowego opakowania. W przypadku PET-ów (popularne butelki do napojów) koszt ekonomiczny wytworzenia nowego opakowania jest podobno cztery razy niższy niż z recyklingu, a to daje do myślenia. Oczywiście, przy tworzywach sztucznych recykling zwalcza problem śmieci, ale w przypadku stali już nie. Wyrzucona na wysypisko po pewnym czasie sama się „zutylizuje” i to tym szybciej, im gorszej jest jakości.

Oczywiście nie neguję potrzeby recyklingu, ale trzeba by sobie uzmysłowić, że w dziedzinie opakowań o wiele lepszym rozwiązaniem jest stosowanie rozwiązań wielorazowych. U nas nadal kojarzą się z komuną i butelkami na mleko, ale w Niemczech na przykład można kupić w marketach nawet jogurty w opakowaniach zwrotnych.

Wszystko to jednak, czyli i recykling, i opakowania wielorazowego użytku, to są zwykłe półśrodki. Jedyną prawdziwą drogą do zatrzymania degradacji środowiska byłoby samoograniczanie się. Tyle, że ta forma nie będzie nigdy popularna, gdyż jest sprzeczna z kardynalną zasadą, na której opiera się cały kapitalizm zwany demokracją, czyli chcieć więcej i mieć więcej. Od dzieci poczynając, a na dobrach materialnych kończąc.

Recykling wygląda więc w pewnym sensie jak największa ściema świata, która służy nie tyle zlikwidowaniu przyczyn dewastacji środowiska, co uspokojeniu sumień konsumentów, którzy chcą kupować wciąż więcej i więcej, w czym jak najbardziej są zainteresowani również ci, którzy naprawdę rządzą światem – właściciele wielkiego kapitału.

Ile razy więc sięgniecie po coś w „recyklingowanym opakowaniu ekologicznym” zastanówcie się, czy nie można tego kupić bez opakowania. Niestety markety przyzwyczajają nas do kupowania wszystkiego, nawet chleba, w plastiku i tylko niektóre oferują na przykład wędliny niezatopione w tworzywie sztucznym. Idąc na łatwiznę nigdy nie będziemy naprawdę proekologiczni. To wymaga wysiłku i wyrzeczeń, również finansowych.

O tym, czy są w ogóle ekologiczne rzeczy, na przykład samochody, może kiedy indziej.


Wasz Andrew

sobota, 18 kwietnia 2020

Jaki grzyb (nie)jest - (nie)każdy widzi









Robert Hofrichter

Tajemnicze życie grzybów

tytuł oryginału: Das geheimnisvolle Leben der Pilze: Die faszinierenden Wunder einer verborgenen Welt
tłumaczyli Bartosz Nowacki i Monika Kilis

czytał Stanisław Biczysko
wydawnictwo: Prószyński Media 2018
producent wykonawczy: Biblioteka Akustyczna
długość: 8 godzin 37 minut

ISBN: 9788381239349
na podstawie I wydania
wydawnictwo: Prószyński Media 2017
ISBN: 9788381230414

272 stron


Muszę ze skruchą przyznać, że książka Roberta Hofrichtera (austriackiego biologa, zoologa, obrońcy przyrody, dziennikarza i fotografa natury) Tajemnicze życie grzybów trochę się odleżała, zanim po nią sięgnąłem. Grzyby... No cóż...

sobota, 7 marca 2020

Na miarę XXI wieku - Cixin Liu i jego Problem trzech ciał








Cixin Liu

Problem trzech ciał

trylogia Wspomnienie o przeszłości Ziemi, tom 1
tłumacz: Andrzej Jankowski
lektor: Wojciech Stagenalski
wydawnictwo: REBIS 2017
ISBN: 978-83-806-2159-6



Cixin Liu to nazwisko, które na pewno nie jest obce nikomu, kto się interesuje fantastyką naukową, choć nie każdy czytał cokolwiek, co wyszło spod pióra tego wielokrotnie nagradzanego współczesnego chińskiego pisarza SF. Opublikowana w 2008 roku powieść Problem trzech ciał otwierająca trylogię Wspomnienie o przeszłości Ziemi narobiła wielkiego zamieszania na rynku wydawniczym i szturmem podbiła najpierw chińskie a potem amerykańskie listy bestsellerów. Było to prawdziwe objawienie, które porównywano do kamieni milowych science fiction i ponadczasowych dzieł s.f. takich jak Fundacja czy Diuna. Szkoda tylko, że o sukcesach naszej współczesnej SF na taką skalę możemy sobie tylko pofantazjować. Aż się łza w oku kręci, gdy wspomnę Mistrza Stanisława oraz jego osiągnięcia, które wyznaczały trendy i poruszały umysły czytelników na całym świecie.


czwartek, 5 marca 2020

Badanie krwi - kij w szprychy 6



Niedawno miałem przyjemność poddać się procedurze badania krwi. Choć jestem w tej materii wielkim tchórzem i wolę zastrzyki domięśniowe od ingerencji w żyłę, to piszę przyjemność bez cudzysłowu, gdyż pielęgniarka, która mi krew pobierała, była tak profesjonalna, że obyło się bez bólu. By zredukować stres, siadając na fotelu zabiegowym, który wyglądał bardziej na fotel kosmonauty niż na to, na czym kiedyś pacjent siadał w podobnej sytuacji, rzuciłem uwagę, iż widać postęp – nie trzeba podkładać kolejnych probówek pod igłę, tylko się podmienia ampułki, ale gdzie tu ekologia? Wszystko jednorazowe, wszystko z tworzyw sztucznych... No i się zaczęło...


wtorek, 3 marca 2020

Kij w szprychy 5 - paradoksy segregacji odpadów



Moda na segregację odpadów jest w założeniach jak najbardziej pozytywnym trendem, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Wszystko, co posegregowane, pakujemy w worki foliowe. Nawet odpady biodegradowalne, jak skoszona trawa, liście i resztki warzyw oraz owoców, które wystarczyłoby skompostować, pakujemy w co? W plastikowe worki. Kubeł wielokrotnego użytku jest tylko na śmieci nieposegregowane. Ciekawe, czy ktoś policzył ile worków plastikowych w skali kraju zostanie wyprodukowane tylko po to, by realizować segregację śmieci?


Druga rzecz – po co segregować śmieci, jeśli i tak zostaną spalone w jednym wielkim ognisku na wysypisku?

Nie chodzi mi o nielegalne składowiska i wysypiska. To osobny problem. Myślę o legalnie działających wysypiskach, które po pożarze nadal działają tak jak przed pożarem. Czemu podmioty zlecające odbiór segregowanych odpadów nie żądają na drodze cywilnej odszkodowania (choćby zwrotu opłat) w przypadku pożaru na śmietnisku? Przecież w coraz większych opłatach, jakie uiszczamy za śmieci, jest nie tylko ich wywózka, ale i prawidłowe składowanie a potem utylizacja. Gdyby raz i drugi firma, która miała utylizować odpady, musiała zwrócić choć część haraczu, który zdarła ze swych klientów, to mogłoby się okazać, że pożary się nagle skończyły. Niestety – prawo cywilne, które w krajach prawdziwego Zachodu jest chyba jeszcze ważniejszym regulatorem niż prawo karne, u nas praktycznie takiej roli nie spełnia. Ale to osobny temat, temat rzeka zresztą...


Wasz Andrew

sobota, 22 lutego 2020

Kij w szprychy 2 – czy książki elektroniczne są ekologiczne?







Od razu, żeby nie było – posiadam i używam czytnik e-booków, nawet powiedziałbym, że z wyższej półki, i bardzo często korzystam z audiobooków. Doceniam niepowtarzalne odczucia książki drukowanej na papierze, ale i zalety wspomnianych form elektronicznych. Kiedy jednak słyszę argumenty, że książki w formie elektronicznej są bardziej ekologiczne niż papier, to mam wielkie wątpliwości.



wtorek, 18 lutego 2020

Kij w szprychy 1 – węgiel, smog i sprawa Polska




Mainstream wmawia nam, że smog w Polsce pochodzi z pieców w domach opalanych węglem i lansuje tezę, iż Polska jest głównym trucicielem oraz przyczyną zmian klimatycznych w Europie, a może i nawet na świecie. Czy nie jest to aby dowód na odmóżdżenie lub zakłamanie, nie wiem co gorsze, mediów w naszym kraju?


Najpierw przykład jednostkowy – Kraków. O tragicznej jakości powietrza w grodzie Kraka słyszał chyba każdy Polak, podobnie jak o jego przyczynie – smogu z pieców domowych opalanych węglem. Czy aby nie jest z tym smogiem trochę tak, jak ze Smokiem (Wawelskim), czyli nie jest to aby legenda, inaczej bujda na resorach?




sobota, 30 listopada 2019

Tchórzliwa, pozbawiona zębów natura, czyli Błękit Mai Lunde



Maja Lunde

Błękit

tytuł oryginału: Blå
tłumacz: Anna Marciniakówna
cykl: Kwartet klimatyczny (tom 2)
wydawnictwo: Audioteka 2018, Wydawnictwo Literackie
ISBN: 9788308065365
narratorzy: Elżbieta Kijowska-Rozen i Maciej Więckowski



Lekturą listopada 2019 roku w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki była powieść Błękit norweskiej pisarki Mai Linde, która dotąd zajmowała się głównie tworzeniem literatury dla dzieci. Błękit jest drugą częścią Kwartetu klimatycznego, którego pierwszy tom zatytułowany Historia pszczół niedawno bardzo mi przypadł do gustu.




czwartek, 31 października 2019

Nie samymi gruszkami człowiek żyje, czyli Maja Lunde i Historia pszczół

Bienes historie Maja Lunde


Maja Lunde

Historia pszczół

tytuł oryginału: Bienes historie
tłumaczka: Anna Marciniakówna
cykl: Kwartet klimatyczny (tom 1)
wersja audio – czas trwania: 13h13’
lektorzy: Magdalena Schejbal, Leszek Filipowicz, Adam Bauman
Wydawnictwo Literackie 2017-01-01
ISBN: 9788308064139



Lekturą listopada 2019 mojego, czyli rawskiego, Dyskusyjnego Klubu Książki ma być powieść Błękit będąca drugą częścią Kwartetu klimatycznego, którego autorką jest norweska pisarka Maja Lunde. Dotąd znana była jako twórca literatury przeznaczonej dla dzieci, ale pierwsza część wspomnianego cyklu, Historia pszczół, będąca jej debiutem literackim na rynku przeznaczonym dla dorosłego odbiorcy, przyniosła jej od razu uznanie i sukces na skalę międzynarodową. Nie jest więc niczym dziwnym, że zanim zabrałem się za lekturę DKK, postanowiłem poznać pierwszą część serii.



wtorek, 16 kwietnia 2019

Wymarł żółwiak szanghajski, czyli prawdziwa siła internetu




Jak podają agencje informacyjne w sobotę w zoo w Suzhou w Chinach wyzionęła ducha* najprawdopodobniej ostatnia samica Żółwiaka szanghajskiego (Rafetus swinhoei) na świecie. Tym samym pewnie gatunek ten można już uznać za wymarły. Śledząc komentarze internautów na świecie można dojść do jakże fałszywego wniosku, iż internet powoduje szerzenie wiedzy, w tym ekologicznej, empatii i w ogóle mądrości. Sęk w tym, że w większości języków świata nie ma różnicy między zdechł i umarł. Komentatorom internetowym nie pozostawała więc, jeśli nie chcieli trollować, inna możliwość jak lansować się na zatroskanych ekologów, tak jakby rozpaczanie nad jednym gatunkiem, w dodatku prawie nieznanym, miało sens, gdy co godzinę z powierzchni Ziemi, dzięki radosnemu "rozwojowi" homo sapiens znikają 3 gatunki. Na szczęście my rozróżniamy zdechł od umarł i pokazaliśmy prawdziwą twarz internetowej inteligencji.


W polskich serwisach, w których wykorzystano chyba tłumacza internetowego, w tytułach stało, iż samica umarła. I to sprawiło, że najbardziej zaciekła dyskusja rozgorzała nie na tematy ekologiczne, a językowe i religijne. Językowe, no bo przecież nie umarła tylko zdechła, jak chcą jedni, a może umarła jak drudzy, bo przecież zwierzęta nie są gorsze od nas, lub może nawet lepsze. Religijne, bo oczywiście zdechł/umarł zawadza o nie/posiadanie duszy, czynienie sobie Ziemi poddaną, itd., itp. No i pokazaliśmy prawdziwą twarz internetowej inteligencji, która kojarzy się z kolejnym interesującym zjawiskiem.

Inteligencja zbiorowa (ang. Collective intelligence, Collective IQ) to socjologiczne zjawisko, które do dziś zadziwia i fascynuje. Psychologia społeczna serwuje wiele porażających eksperymentów z tej dziedziny. Dla mnie najbardziej obrazowy to zgadywanie wagi byka na targach w USA. Wielkie skupisko ludzkie, obu płci i z reprezentacją wszystkich grup wiekowych, daje najlepsze wyniki. Zabawa polega na losowym pytaniu wszystkich jak leci o wagę byka rekordzisty, którego jeszcze nie zważono. Odpowiednio duża i losowa grupa dyletantów, po sprowadzeniu wszystkich jej typowań do zwykłej średniej arytmetycznej, da najczęściej wynik nie mniej zbliżony do rzeczywistej wagi byka, niż typowanie przez najlepszego eksperta.

Okrycie zbiorowej inteligencji pod koniec XX wieku wydawało się fascynującym dopingiem dla idei Internetu. Niestety - nie trzeba było wiele czasu, by badacze zajmujący się Collective IQ doszli do wniosku, że działa ona idealnie pod jednym warunkiem, jeszcze ważniejszym niż wspomniana ilość i losowość.

Chodzi o to, że przed sformułowaniem swej opinii elementy Collective intelligence nie mogą się komunikować ze sobą. Dlaczego? Upraszczając, ale nie gubiąc sedna, dlatego, że najgłupszy z reguły krzyczy najgłośniej.


Wasz Andrew

*uprzedzając komentarze nawiedzonych katolików wyjaśniam, że nie tylko większość ludności świata, spośród tych, którzy w ogóle wierzą w dusze, uznaje, że również zwierzęta mają duszę, ale nawet i wiele przekładów Biblii każe tak domniemywać (na przykład przekłady protestanckie - Biblia Warszawska czy Biblia Gdańska)

sobota, 3 listopada 2018

Odrażający, obłudni, źli - czyli o wszelkiej maści myśliwych









Miała być dziś recenzja Mózgu i błazna, ale trafiłem na prześwietny tekst o myśliwych. Ponieważ jest opcja udostępniania - udostępniam w całości:



wtorek, 26 czerwca 2018

Dwudziestoletni t-shirt, czyli jak to kiedyś robiono



Od zawsze lubiłem chodzić w t-shirtach. Chodzę w nich na okrągło. Gdy zimno, to pod koszulę lub bluzę, w lecie - wiadomo. Oto historia jednego, a właściwie dwóch egzemplarzy.


Ponad dwadzieścia lat temu, okazyjnie, bo na wczasach, od ulicznego handlarza, za śmieszne pieniądze, kupiłem dwa identyczne t-shirty „Reebok”. Piszę w cudzysłowie, gdyż po bliższych oględzinach fachowcy orzekli, że to podróby z Łodzi. Myślałem, że nie wytrzymają długo, a one, na przekór, nie tylko, że się nie zużyły, to jeszcze z czasem, w miarę kolejnych prań, stawały się coraz milsze w dotyku. Używałem ich coraz częściej, i teraz można śmiało powiedzieć, że w ciągu ich „życia produktu”, które się jeszcze nie zakończyło, prałem je co najmniej 1000 razy (pranie po każdym jednodniowym użyciu).

Można zrobić produkt tani i wytrzymały? Można. I nie musi być nawet markowy. A przy okazji, czyż nie jest to najlepszy komentarz do całego tego „postępu”?. Teraz mamy nowe technologie, markowe ciuchy, ekologię, i tylko wszystko się po chwili rozlatuje, po czym ląduje na śmietniku i rozkłada się przez setki lat, bo oczywiście nowe tworzywa, itd.

Coraz mniej mi się ten postęp podoba.


Wasz Andrew

czwartek, 31 maja 2018

Refleksje z cienia, czyli dzisiejszy spacer

Droga zacieniona drzewami. W głębi fragment po wycince


Miało być o pożarach śmieci, ale to będzie później.


Dotąd myślałem, że masowa wycinka drzew, zwłaszcza przydrożnych i na granicach działek, którą można obserwować szczególnie w naszej okolicy, to sprawa pazerności; darmowy opał, dodatkowe miejsce na jeszcze jeden rządek jabłonek, itd. Potwierdzał to fakt, iż w wycince są najaktywniejsi nie najbiedniejsi, ale najbogatsi, którzy choć mają już przysłowiowy milion, jeszcze bardziej pragną każdej kolejnej złotówki niż ci, którzy mają tylko jakieś grosze. Dziś jednak, około 7 rano, poszedłem na spacer. Temperatura na termometrze w cieniu z nocy 22, w słońcu to lepiej nie mówić. Było widać, że to będzie kolejny rekordowy upał. Wybrałem trasę, przy której zostało najwięcej przydrożnych drzew. I – o dziwo – szło się świetnie. Okazało się, że choć powietrze od gorąca na polach, w sadach oraz na nieocienionych odcinkach drogi stało nieruchome i przytłaczało żarem, to na tych długich, szczelnie zacienionych odcinkach nie tylko było chłodniej, ale i wiał przyjemny, delikatny wiaterek. Wiadomo – efekt komina. Oczywiście, gdy się wychodziło na fragment „wycięty”, to jak młotkiem w łeb, ale w sumie było rewelacyjnie. Zamyśliłem się... I przyszła mi taka refleksja, że jak mają docenić taki cień ludzie, którzy praktycznie całe życie spędzają jak nie na polu, to w domu, a po drodze poruszają się tylko w kabinie samochodu albo ciągnika, w pogoni za mamoną? Może stosunek do drzew, i przyrody w ogóle, to nie tylko kwestia pazerności, ale i tego, że coraz więcej ludzi żyje w świecie krzesła przed komputerem, fotelu w pojeździe, pomieszczenia w którym się odpoczywa, pracuje, rodzi i umiera, świecie, w którym dla czegoś takiego jak przyroda w ogóle nie ma miejsca? Bo nawet sad, w którym najwyższa roślina jest niewiele wyższa od człowieka, sad pryskany kilkadziesiąt razy w sezonie, to na pewno nie jest przyroda. A i nasze maluchy, w przeciwieństwie do choćby Skandynawów, cały czas szkolny kiszą się w pomieszczeniach. Czym skorupka za młodu...


Wasz Andrew

wtorek, 19 grudnia 2017

Zwierzęta doskonałe, czyli jak mało wiemy




Zwierzęta doskonałe

Serial TV
National Geographic
(natgeotv.com)


Każdy uczył się w szkole biologii. Wielu z nas interesuje się ekologią, biologią i w ogóle nauką, ma psa lub inne zwierzę. A jednak skaza nudnego, schematycznego podejścia do biologii wyniesiona ze szkoły i wzmocniona przez godne średniowiecza hasło Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! sprawia, że nawet najbardziej wrażliwi i mądrzy z nas przestają się pewnymi rzeczami interesować; stają się niewrażliwi. Nie ogarniają piękna i stopnia skomplikowania przyrody, nie znają najciekawszych ziemskich organizmów i nie przeczuwają być może zagrożenia, jakim jest z jednej strony degradacja szeroko pojętego środowiska, a z drugiej ciągły wzrost ludzkiej populacji, ciągły rozwój i rozmnażanie się bez opamiętania.


Jakie jest najsilniejsze zwierzę na świecie i dlaczego na jego badanie armia amerykańska wydaje ostatnio milionowe kwoty? Jaki ssak potrafi sam wstrzymać i wchłonąć ciążę? Jak wilki ocaliły Yellowstone i w jaki sposób wpływają one na wzrost lasu lub kształt linii brzegowej? Jak bliska jest świnia człowiekowi i czy ptaki potrafią tworzyć narzędzia oraz z góry przewidywać potrzebne środki oraz metody niezbędne do rozwiązania problemu? Co ma łosoś do kondycji lasów kanadyjskich? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań każą z jednej strony od nowa i całkiem inaczej spojrzeć na powszechnie znane gatunki, a z drugiej pozwalają poznać organizmy większości z nas całkowicie obce, choć niezwykle istotne z różnych względów. A wszystko to w nowym serialu Zwierzęta doskonałe, który obecnie emitowany jest w fokus.tv w niedzielne przedpołudnia i miejmy nadzieję, że wkrótce będzie powtarzany. Ktoś powie, że w tym czasie do kościoła by trzeba, ale muszę przyznać, że gdy oglądam takie rzeczy o zwierzętach, o pięknie i komplikacji natury, podobnie jak w przypadku kosmologii, wydaje mi się, że czuję obecność Boga, czego już od dziesięcioleci nie odczułem w kościele



Wasz Andrew


photo by prilfish Some rights reserved

poniedziałek, 25 września 2017

Jak się zmienia cywilizacja, czyli Dziki Paryż




Kiedy słyszę określenia typu „misja telewizji publicznej”, to śmiech pusty mnie ogarnia, a jednak, zwłaszcza w godzinach przedpołudniowych, zdarzają się tam i perełki. Trzy niedziele temu, przypadkiem, trafiłem na pierwszy odcinek dwuczęściowego filmu, którego drugą odsłonę obejrzałem w przedostatnią niedzielę. Będzie, mam nadzieję, powtarzany, więc warto o nim wspomnieć tym, którzy nie oglądali, gdyż łatwo przegapić, a byłoby szkoda.



Dziki Paryż

tytuł ang.: Paris: A Wild Story
tytuł franc.: LA PLUS BELLE VILLE DU MONDE
La Vie sauvage à Paris

twórcy: Frédéric Fougea, Anne Hidalgo, Catherine Sauvat
produkcja: Winds i inni, Wielka Brytania(?), 2016




środa, 6 września 2017

nie tylko o pszczołach, czyli Więcej niż miód


Więcej niż miód (2012)

tytuł oryg.: More Than Honey
reżyseria: Markus Imhoof
scenariusz: Markus Imhoof
produkcja: Austria, Niemcy, Szwajcaria


Kilka dni temu, znów dzięki mojej piękniejszej połowie, która mi ten film wyszukała w TV, miałem okazję obejrzeć bardzo ciekawy materiał dokumentalny w reżyserii Markusa Imhoofa – Więcej niż miód.

Jak nietrudno się domyślić, rzecz jest o pszczołach. W filmie znajdziemy sporo interesujących elementów, nowych nawet dla ludzi, którzy już to i owo o pszczołach wiedzą, jak choćby wywiad z amerykańskim hodowcą pszczół afrykańskich. Najbardziej wartościowy jest jednak chyba dla laików, którzy lubią wiedzieć i dla których świat nie kończy się na stanie ich konta, słupkach popularności, dzieciach, czy wierze, czyli dla tych, którzy widzą coś więcej, niż czubek własnego nosa. W More Than Honey ukazano jak wiedzie się pszczołom w różnych częściach świata i opowiedziano o przyczynach tak różnych ich losów. Mimo iż materiał daleki jest od jakiegokolwiek politykowania, refleksje nasuwają się same.