Głowa Kasandry
Marek Baraniecki
Marek Baraniecki (ur. w 1954) z zawodu jest inżynierem środowiska. Od 1976 roku próbował swoich sił jako dziennikarz w czasopismach studenckich. Publikował również artykuły w Tygodniku Społeczno-Kulturalnym Katolik. Jako dojrzały pisarz SF zafebiutował w 1983 roku na łamach miesięcznika Fantastyka opowiadaniem Karlgoro godzina 18.00, które zostało uznane za najlepsze opowiadanie roku opublikowane w tymże miesięczniku. W 1984 roku zrezygnował z pracy zawodowej na rzecz pisania. Wydał zbiór opowiadań Głowa Kasandry (1985). Za opowiadanie o tym samym tytule otrzymał w 1985 roku nagrodę im. Janusza A. Zajdla. Zbiorek sprzedał się w nakładzie w 150 tys. egzemplarzy. Doczekał się również adaptacji radiowej.
Próba ekranizacji nie wyszła poza stadium zamierzeń. Podobno wszystko rozbiło się o cenzurę - nie można było dojść do porozumienia, jakie symbole miały być na głowicach nuklearnych. Po kilku latach przepychanek zniechęcony Baraniecki zrezygnował z pisarstwa i wrócił do pracy w swoim zawodzie. A wielka szkoda, gdyż jego twórczość do dziś ma wielu miłośników i zdobywa nowych, co zresztą potwierdzają nowe wydania Głowy Kasandry.
Zbiorek Baranieckiego czytałem lata, a raczej dziesięciolecia temu, jeszcze w ubiegłym wieku. W pamięć zapadła mi tylko tytułowa Głowa Kasandry, a konkretnie wspomnienie świetnego klimatu postzagładowego świata i oryginalnego pojazdu, którym porusza się główny bohater. Gdy więc w me ręce trafiła wersja czytana Głowy Kasandry, postanowiłem skorzystać z okazji i sprawdzić, czy proza Baranieckiego, po latach, nadal będzie mi się podobać.
Głowa Kasandry określana jest jako nowela, ale w moim odczuciu mamy tu do czynienia z mini powieścią. Nowela to nie tylko niewielka objętość, ale i inne cechy, poza które utwór Baranieckiego zdecydowanie wykracza. Rzecz cała dzieje się na Ziemi po apokalipsie wielkiej wojny z użyciem broni masowego rażenia. Ludzkość zdziesiątkowana i trapiona chorobami próbuje przetrwać poszukując miejsc zdatnych do życia. Sprawę komplikuje fakt, iż tym, którzy przeżyli, zagrażają rakiety ukryte w zamaskowanych silosach i czekające, by wystartować w sobie tylko wiadomym momencie. Ryzykowne staje się używanie samolotów, elektroniki i wszystkiego, co mogłoby wzbudzić te drzemiące potwory atomowej i chemicznej zagłady. Protagonistą utworu jest Teodor Hornic, człowiek, który zajmuje się zawodowo polowaniem na te uśpione rakiety i unieszkodliwia je. Jest człowiekiem legendą i sam goni za legendą – za Głową Kasandry; mityczną głowica zdolną zniszczyć świat, a raczej to, co z niego jeszcze pozostało.
Lektorem wersji, którą wysłuchałem, był Filemon. Kto kryje się za tym pseudonimem nie wiem. Choć drobne, ale zdecydowanie sporadyczne wpadki zdradzają amatora, to słuchanie jego głosu sprawiało mi większą przyjemność niż niektóre z drogich audiobooków, gdzie lektorzy silą się na wielkie aktorstwo lub oryginalność. Dążenie do neutralnej poprawności w przypadku czytania na głos tego typu literatury okazuje się całkiem niezłym rozwiązaniem.
Od pierwszych chwil znów utonąłem w tym niezapomnianym postapokaliptycznym klimacie. Niestety, choć słuchanie jest dużo łaskawsze dla autora od samodzielnego czytania, gdyż utrudnia zauważenie błędów, Baraniecki w sferze realiów wypada wręcz amatorsko. Nawet bez wstrzymywania nagrania zauważamy ewidentne błędy. Sam pojazd, choć opisany bardzo przekonująco, jawi się jako konstrukcja całkowicie infantylna. W czasach, gdy tekst powstawał, chyba każdy chłopiec wiedział, że z drzewa genealogicznego pojazdów pancernych już dawno wyłoniły się dwa potężne konary – bojowe wozy piechoty i transportery opancerzone, które raczej się coraz bardziej od siebie oddalały, niż do siebie zbliżały. Ożenienie ich w jednej konstrukcji, w dodatku jednocześnie z pojazdem inżynieryjnym i elementami specjalistycznego pojazdu WRE, jest tak infantylne jak fantazje o superpancerniku skrzyżowanym z lotniskowcem i łodzią podwodną jednocześni. Tym większy wstyd, że autor posiada wykształcenie inżynierskie. Jeszcze większa hańba dla Politechniki Śląskiej to fakt, że jej absolwent myśli, iż przebiegunowienie kuli ziemskiej oznacza, że słonce zacznie wschodzić na zachodzie. A przynajmniej tak napisał. To oczywiście szczegóły, ale całkiem niepotrzebnie psujące całość. Dużo gorsze jest zakończenie ujawniające kompletny brak orientacji w mechanizmach historii, polityki i sprawowania władzy. Cała pięknie wyglądająca konstrukcja utworu wali się w gruzy, gdyż podstawy, na których zbudowano główne założenie, są wręcz dziecinne.
Wielka szkoda, gdyż o klasie Głowy Kasandry świadczy fakt, iż nadal oceniam ją bardzo wysoko. Oryginalnością i klimatycznością dorównuje światowym klasykom takim jak Metro 2033, Piknik na skraju drogi czy Droga. Tego nastroju, który ogarnia czytelnika (lub słuchacza), tych odczuć, nigdy się już nie zapomina.
Właściwie na tym mógłbym skończyć, lecz chcę jeszcze nawiązać do sprawy niedoszłej ekranizacji. Wszystkie źródła powtarzają, iż nie doszło do realizacji filmu z powodu cenzury. Jedyny powód, jaki podają, to że poszło o to, jakie mają być gwiazdy na rakietach. Niestety nie podają jakie gwiazdy popierał autor, a jakie cenzura. Ta sprawa, to chyba najlepszy dowód na to, jak osobliwie chorym społeczeństwem jesteśmy. Chyba nawet nasza cenzura musiała się zgodzić, że rakieta na stacjonarnym stanowisku, zwłaszcza w zamaskowanym silosie, jeśli już ma mieć jakieś oznaczenia, to musi mieć takie, jakie wynikają z jej położenia geograficznego. Po naszej stronie żelaznej kurtyny musiały to być nasze oznaczenia, a po ich, ichnie. I jakoś nikomu w całym internecie się ta historia o gwiazdowej cenzurze nie wydała ani podejrzana, ani głupia. Ciekawe. Powtórzę raz jeszcze – a szkoda. Bo odpowiednio spopularyzowana (sfilmowana) Głowa Kasandry mogłaby stać się natchnieniem dla producentów gier, co z kolei mogłoby spowodować powstanie innych powieści osadzonych w „Świecie Kasandry”, czyli wejście na stałe do światowego dziedzictwa nie tylko pop-kultury, jak to ma miejsce choćby z Diuną czy wspomnianym już Metrem. A tak mamy kolejną, pomimo swych wad cudowną, ale kompletnie nieeksportowalną perełkę. Choć Potop pokazuje, że nawet film, ale zrobiony „po polsku”, jest niestrawny dla tych, którzy nie są prawdziwymi Polakami, a więc dla całej reszty świata.
Wasz Andrew
poniżej - artystyczna wizja pojazdu Hornica wg Morbida Karbida
Sam pomysł na fabułę wydaje się b. interesujący. A porównanie do "Pikniku na skraju drogi" świadczy, że utwór zasługuje na szerszą czytelniczą uwagę. Sprawa z cenzurą zaiste b. ciekawa, ale także żenująca. Podejście do komunizmu w naszym kraju jest b. dziwne - z jednej strony w oficjalnej prasie system ów jest gnojony i poniżany, z drugiej zaś o żadnej dekomunizacji, wskazaniu tych, którzy służyli komunistycznej władzy nie może być mowy.
OdpowiedzUsuńTak. Pomysł sam w sobie świetny ale jego główne założenie, którego nie zdradzałem, by nie spojlerować, tragicznie naiwne. Natomiast atmosfera naprawdę dorównuje Piknikowi. O komunie w naszym wydaniu nie będę się rozwodził - nie mam siły :)
Usuń"Pikniku na skraju drogi" jeszcze nie czytałam, ale mam za sobą "Drogę". Jeżeli choć trochę "Głowa Kasandry" przypomina tę powieść to ja z wielką ochotą się za nią zabiorę. Zdecydowanie lubię takie klimaty. Wielka szkoda, że nie udało się zekranizować tego dzieła, bo mógłby wyjść z tego co piszesz całkiem zgrabny film, który podobałby się nie tylko u nas, ale i na świecie.
OdpowiedzUsuńW to ostatnie, że na świecie, marne szanse. Ale ogólnie jest to podstawa pod dobrą ekranizację...
UsuńCzy ten audiobook, którego słuchałeś to było jakieś amatorskie nagranie? Istnieją takie czytane książki? Gdzie się je kupuje, czy nagrywający sami je udostępniają?
OdpowiedzUsuńJa dostałem je od znajomego. Mam wrażenie, że jest amatorskie, ale całkiem strawne. Jeśli jesteś zainteresowana pisz na maila. Pozdrowionka :)
UsuńDziękuję, nie jestem fanką audiobooków, irytują mnie.
UsuńPytałam bo nie spotkałam się z takimi amatorskimi nagraniami oprócz klasyki literatury, która w jakimś internetowym projekcie czytają naturszczycy.
Ja też nie jestem fanem audiobooków,ale oczy kiedyś muszą odpocząć :)
UsuńNo patrz, i ja go nie znam. Naprawdę pierwszy raz słyszę o tym autorze. Nie lubię audiobooków i boję się, ze mogę się zrazić do nich jeszcze bardziej. Bo co, jeżeli lektor ma drażniący głos, którego moje uszy nie zdzierżą... ? Lubię takie postapokalistyczne nastroje i jakoś mnie nie odstraszyłeś od tej książki ;) Może jej poszukam.
OdpowiedzUsuńWarto poszukać, Powinna być w każdej bibliotece. To właśnie wada książek czytanych - głos lektora i inne rzeczy muszą trafić w gust odbiorcy. Poza tym lektura zabiera więcej czasu. Czyta się jednak szybciej.
Usuń"Głowa..." podobała mi się bardzo, ale jakoś nie zwróciłem uwagi na późniejsze dzieje tej mini powieści. W sensie planów jej ekranizacji. Miło pomarzyć, że "Głowa..." zyskuje światowy rozgłos, ale mógł też z tego wyjść bardzo niestrawny pasztet. A anegdotka o oznaczeniach na rakietach, jeśli jest prawdziwa, wiele mówi o kondycji umysłowej cenzorów.
OdpowiedzUsuńChyba nie tylko cenzorów ;)
UsuńCo do filmu, to podzielam Twoje obawy. Wciąż przy takich wątkach przypomina mi się Potop - strawny tylko dla Polaka, w dodatku takiego, który już czytał książkę, Gdyby zrobiono go w Hollywood... ;) No, ale cóż...