Solaris
Stanisław Lem
Wydawnictwo: Agora
Seria: Dzieła Stanisława Lema
Liczba stron: 240
Stanisław Lem wielkim pisarzem był.
Pisząc te zdania czuję się dokładnie jak ferdydurkowski Bladaczka. Zdaję
sobie sprawę, że każdy z nas w zdecydowanie różny sposób odbiera
rzeczywistość, a dokonując jej oceny, stosuje sobie tylko znane
kryteria. Świadomość ta powinna mi wyraźnie pomóc w uzmysłowieniu sobie
faktu, że sądy obiektywne na temat jakości książek, literatury, etc. nie
mogą istnieć, w związku z czym wypowiadanie zdań, tego typu, od którego
rozpocząłem recenzję jest absolutnie bezsensowne. Stwierdzenie takowe
jest subiektywne i będzie, niezależnie od tego jak wielu ludzi jest w
stanie podpisać się pod moją sentencją. Dlaczego zatem piszę w ten
sposób? Dlaczego powielam schemat, który od dawna dominuje w naszej
kulturze, mimo, że uważam, iż jest to coś złego? Dlaczego wreszcie
ludzie tak bardzo kochają mieć rację? Odpowiedzi na te pytania raczej
nie znajdziecie w jednej z powieści Lema, Solaris, ale z pewnością wyczytacie w niej całkiem sporo na temat ludzkiej psychiki.
W wydanej w 1961 roku książce,
przetłumaczonej na kilkanaście języków, Stanisław Lem prezentuje
nieudaną próbę kontaktu ludzkości z solaryjskim oceanem. Zacznijmy
jednak od początku. Główny bohater Kris, to psycholog, który zostaje
wysłany na stację badawczą krążącą wokół planety Solaris, by zbadać, co
przydarzyło się jej członkom, wykazującym poważne zaburzenia natury
psychicznej. Szybko jednak przekonuje się, że jego praca będzie dość
niezwykła. Okazuje się, że planeta jest zamieszkała. Posiada jednego
mieszkańca, którym jest rozumny ocean. Nie można się z nim jednak
porozumieć w żaden sposób. Wielka, plazmatyczna, na pozór bardzo
milkliwa galareta posiada za to specyficzne właściwości. Potrafi ona
zmaterializować najskrytsze marzenia mieszkańców stacji. Jednak ocean
jako istota przez długie lata jedyna i samotna na ogromnej planecie nie
zna znaczenia słowa my. Czytając w mózgach ludzi jak w otwartej
księdze, nie potrafi on rozeznać się w strukturze zawartych tam treści.
Obce mu jest poczucie taktu czy przyzwoitości, mimo swej mądrości
technicznej nie ma pojęcia jak niewiele prywatnych ludzkich marzeń
nadaje się do ujawnienia.
Pewnej nocy, Krisa budzi Harey, jego
ukochana, która 20 lat wcześniej, porzucona przez niego popełnia
samobójstwo. Kris stosunkowo szybko uświadamia sobie, że jego najdroższa
to tylko fantom – replika, neutrinowy twór, owoc działalności
solaryjskiego oceanu. Oprócz tego, że ciągle jest piękna i młoda cechuje
ją również … nieśmiertelność. O tej ostatniej cesze bohater przekona
się empirycznie, próbując w akcie desperacji zgładzić koszmar, narodzony
z odmętów jego wspomnień. Dwaj pozostali naukowcy nie mają tyle
szczęścia co Kirs – oni w darze od oceanu otrzymują rzeczy wydobyte z
najwstydliwszych zakamarków ich umysłów. Marzenia skrywane nawet przed
samym sobą, stają się dla nich rzeczywistością. Dostają w prezencie
ucieleśnioną własną małość i podłość, która przybrawszy formę materialną
doprowadza ich na granicę obłędu.
Oto jedna z wielu warstw powieści:
studium człowieka, który znalazł się w sytuacji absolutnie wyjątkowej,
bo nie mającej żadnych odniesień do ziemskich doświadczeń. Wydaje się,
że konfrontacja z nieznanym stanowi ulubiony temat powieści science
fiction autorstwa Stanisława Lema. Pojawiają się i mnożą pytania: czy
uczucie, jakie finalnie wywiązało się między Krisem a Harvey można
nazwać miłością? Czy możliwe jest by człowiek kochał obcą formę życia,
czy też własne, zmaterializowane wspomnienie? Wreszcie czy Harvey jest
istotą ludzką? Bo co właściwie o tym stanowi? Materia, z jakiej jest
stworzona, fakt urodzenia przez matkę, biologiczną istotę, czy może
ludzkie odczuwanie? Zatem kimże, bądź czymże jest Harvey? Jakie wzorce
moralne wobec niej zastosować? Jakie kryterium dla niej obrać? W jakich
kategoriach rozpatrywać w ogóle jej byt, bo przecież Harvey posiada
świadomość własnej egzystencji.
Książka to również ambitna próba
ustalenia granic ludzkiego poznania. To uświadomienie nam, jak mało
wiemy na temat możliwych obcych form życia. Według autora, ludzkość nie
ma czego szukać w Kosmosie, tak jak i jego mieszkańcy nie mają po co
przybywać na Ziemię, ponieważ porozumienie i tak nie jest możliwe. Owa
niemożność kontaktu wynika z wzajemnej obcości, którą Lem znakomicie
uwypukla plastycznymi i żywymi opisami form, tworzonych przez Ocean.
Naukowcy, których całe rzesze przewinęły się przez planetę Solaris, mimo
lat żmudnej pracy ciągle nie są dokładnie ich zbadać, czy raczej w
pełni zrozumieć ich znaczenia. Potrafią jedynie porządkować, katalogować
owe formy, nadawać im pozostające bez znaczenia, wymyślone nazwy, które
skrywają jedynie pustkę i bezsilność. Całość przypomina próbę opisania
kolorów osobie niewidomej od urodzenia – to wyraz bezradności naszego
intelektu.
Idąc dalej, utwór możemy rozpatrywać
również jako swoistą transgresję od porządku ludzkiego, dobrze nam
znanemu ku temu, co obce, nieludzkie. Pisarz zabiera nas w fascynującą
wędrówkę w nieznane. Czytelnik ciągle musi operować na granicy dwóch
światów – pomiędzy tym, co zrozumiałe, oswojone, a tym, co niepojęte.
Przy czym otchłań obcości rozpościera się nie tylko w kosmosie, ale
również w samym człowieku. Lem posługując się myślącym oceanem jako
wykładnią, uzmysławia nam, jak ogromne, dziewicze i niezbadane obszary
znajdują się w naszych własnych umysłach. Istota ludzka okazuje się
tylko cienką warstwą sensu, pokrytą licznymi tajemnicami materii,
psychiki. Przesłanie płynące z książki jest zatem proste. Zanim
zdecydujemy się na podbój Kosmosu, powinniśmy dokładnie poznać siebie
samych, jako istoty ludzkie.
Wielce ciekawy jest również odbiór powieści przez wszelakiej maści krytyków. Sam Stanisław Lem w wywiadzie rzece Tako rzecz Lem przyznał, że czytał omówienia Solarisa
tak uczone, że mało co z nich zrozumiał (a kogo jak kogo, ale pana
Staszka do ułomków umysłowych z pewnością zaliczyć nie można). Książka
odczytywana była z użyciem klucza m.in. freudowskiego. Pojawiały się
również sugestie, że to manifest antykomunistyczny. Rolę ZSRR miał
odgrywać solaryjski ocean, z którym żadnej nici porozumienia nie mogły
osiągnąć pozostałe państwa, czyli badacze ze stacji. Co jeszcze bardziej
interesujące, mnogość odczytań dzieła Solaris, dowolność krytyki literackiej, stały się bodźcem dla Stanisława Lema do napisania Filozofii przypadku, opasłego eseju (moje wydanie posiada prawie 600 stron!), poświęconego teorii literatury.
Podsumowując Solaris nie możemy
analizować tylko na jednej płaszczyźnie. Książka zawiera w sobie
elementy psychologiczne, filozoficzne, opisuje problem kontaktu z obcą
cywilizacją, pojawia się również wątek romantyczny, przez co jej lektura
okazuje się niezwykłym doświadczeniem. Lem zwraca także uwagę, że aby
móc poznać coś radykalnie nowego, obcego, kompletnie innego, człowiek musi najpierw dokładnie zrozumieć sam siebie. I niekoniecznie pomogą mu w tym owoce najnowszych technologii.
P.S.
Zdecydowana większość recenzji, z
wyjątkiem przydługawego wstępu i kilku wstawek, pochodzi z mojej pracy
maturalnej, w której rozwodziłem się na temat fascynacji nowoczesnością w
kulturze i sztuce w XIX i XX wieku. Co ciekawe Solaris to
także mój powrót do Lema po dobrych 10 latach. Jako młody berbeć, gdzieś
na początku szkoły podstawowej byłem zmuszany przez mamę do czytania.
Jako, że nie przejawiałem ku temu zbytnich chęci, mama postanowiła wziąć
sprawy w swoje ręce i wypożyczyła dla mnie Opowieści o pilocie Pirxie.
Pamiętam, że wówczas książka wydawała mi się koszmarnie nudna. Byłem
tak zły brnąc przez kolejne jej strony, że po prostu się gotowałem. Nie
mogłem zrozumieć, jakim prawem ta pozycja w ogóle egzystuje. Książka, w
której w Kosmos lata się za pomocą pojazdów przypominających pociski to
relikt, a nie żadna tam literatura science fiction. Tak wówczas
sądziłem, nie bacząc na inne spektra pierwszego opowiadania, na którym
poprzestałem lekturę. Na szczęście czas leczy rany i gdy sięgnąłem po
Lema powtórnie, z własnej woli, po tych 10 latach, okazało się, że
wpadłem bezpowrotnie. W chwili obecnej przeczytałem prawie wszystkie
pozycje tego wyjątkowego pisarza, w tym oczywiście nieszczęsnego Pilota Pirxa.
Ale jak widać, do niektórych lektur trzeba po prostu dojrzeć, a przymus
nie jest najlepszą metodą do pozyskiwania kolejnych czytelników.
Wasz Ambrose
Wasz Ambrose
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)