Opętani
Witold Gombrowicz
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 420
Każda książka posiada swoją historię –
okoliczności powstania, perypetie, które się jej przydarzyły zanim z
szuflady trafiła na rynek wydawniczy czy wreszcie okres, jaki musiał
upłynąć od jej napisania do opublikowania – wszystko to składa się na
fascynujący obraz tworzenia się dzieła i kolejnych narodzin literatury.
Są książki, których historia jest tak interesująca, że sam proces ich
powstawania to materiał na kolejną dobrą powieść. Niewątpliwie takim
dziełem są „Opętani” Witolda Gombrowicza.
Pozycja jest to o tyle wyjątkowa, że
zdecydowanie odbiega od pozostałych dzieł Gombrowicza. Brak tu długich
dywagacji na temat roli jednostki w społeczeństwie, trudno jest tutaj
doszukać się motywu buntu przeciw Formie, na pozór nigdzie nie widać też
groteski i absurdu, które są przecież uważane za sztandarowe wręcz
narzędzia warsztatu pisarskiego Gombrowicza, zniknął też gdzieś
gombrowiczowski język, kojarzony przez większość z Ferdydurke, w którym roi się od neologizmów. Cóż to zatem za książka?
Twórca Transatlantyku, Kosmosu czy Ferdydurke postanowił puścić się w taniec z pospolitą, do czego na łamach czasopisma Studio
nawoływał w 1936 r. Brunona Schulza. W efekcie powstała powieść
sensacyjna, rozrywkowa z artystycznych nizin, której potencjalnym
odbiorcą miała być pospolita gawiedź. Warto tutaj dodać, że nie była to
pierwsza tego typu próba Gombrowicza. Podobno już w roku 1929 pisarz
miał zamysł napisania powieści sensacyjnej, do którego próbował również
nakłonić swojego przyjaciela Tadeusza Kępińskiego. Powodem stworzenia
tego typu utworu, który przedstawił swojemu druhowi była chęć zarobienia
fury pieniędzy. Z planu nic jednak nie wyszło – krążą plotki, że Witold
spłodził książkę sam, jednak wkrótce ją spalił. Ale co się odwlecze, to
nie uciecze. W 1939 roku na łamach popularnego Kuriera Czerwonego
pojawiać zaczęła się powieść w odcinkach, której akcja rozgrywała się
wokół nawiedzonego zamku, autorstwa niejakiego Z. Niewieskiego. Ostatni
odcinek ukazał się 3 września 1939 roku, dlatego cała książka przeszła
raczej bez większego echa – Polacy mieli w tym czasie ważniejsze sprawy
na głowie niż dalsza lektura Opętanych W. Gombrowicza, bo to właśnie ta pozycja była publikowana przez Kurier Czerwony.
Szydło wyszło z worka, jednak Gombrowicz sukcesywnie i uparcie wypierał się swojego enfant terrible,
o którym początkowo nikt w ogóle nie wiedział lub nie pamiętał. Do
ojcostwa pisarz przyznał się dopiero pod koniec swojego życia, w roku
swojej śmierci, tj., w 1969, kiedy to w nocie biograficznej dla
francuskiego magazynu L’Herne wspomniał, że Opętani to
również jego twór. Powieść na swoje pierwsze wydanie książkowe musiała
poczekać jeszcze 4 lata, a i wtedy ukazała się ona zdekompletowana –
brakowało w niej zaginionego zakończenia. Całość, łącznie ze zgubą,
ukazała się dopiero w roku 1990 i od razu obrosła mitem Szczęśliwie
Odnalezionego Dzieła Wielkiego. Reakcja krytyki nie była jednak
jednogłośna. Książka wywoływała zarówno „ochy i achy”, spotkało ją
również kilka niemiłych epitetów. Na języki wzięto również samego
Gombrowicza, próbując wyjaśnić, czy twórca napisał Opętanych
celowo, niejako przeciw, na złość Formie, w którą go wtłoczono, czy
chciał stworzyć dzieło oryginalne i wyjątkowe, korzystając z zaplecza
taniego blichtru, czy też rzeczywiście przez chwilę pragnął
popularności, zakosztować sławy autora poczytnego i uwielbianego także
przez gmin.
Wspomnieć należy kilka słów o fabule, by
pokazać potencjalnemu czytelnikowi, czego mniej więcej może się
spodziewać. Warto chyba zacząć od tego, że przez niektórych krytyków, na
czele z Marią Janion, Opętani to przedstawiciel powieści
gotyckiej, określanej też mianem powieści grozy. Ponoć świadczy o tym
upiorna narracja, poczucie tajemnicy oraz dreszczyk strachu,
towarzyszący nam podczas lektury. Lwia część akcji rozgrywa się w
gospodarstwie ziemskim w Połyce oraz w sąsiadującym, chylącym się ku
upadkowi zamku w Mysłoczy. Wspólnie z bohaterami wybierzemy się ponadto
do Lwowa, Lublina oraz Warszawy. Poznamy wiele nietuzinkowych postaci -
Maję Ochołowską, nieco zmanierowaną i zepsutą pannę, córkę właścicielki
majątku w Połyce, Mariana Walczaka, który w trakcie powieści zmieni
nazwisko na Leszczuk, trenera tenisa, który okaże się uderzająco podobny
pod względem charakteru do Mai, oboje zresztą zapałają do siebie bardzo
silnym, momentami wręcz destrukcyjnym uczuciem, zostaną wręcz opętani
namiętnością. Przewinie się również profesor Skoliński, pasjonat
historii i sztuki, uparcie poszukujący skarbów, które rzekomo skrywa
upiorny zamek w Mysłoczy. Pojawi się także właściciel niszczejącej
fortecy, książę Holszański, oszalały po stracie ukochanego syna Frania,
którym manipuluje sekretarz Cholawicki, prywatnie narzeczony Mai.
Wszystko w sosie sensacyjnym, podlane morzem namiętności, okraszone
prawdziwą burzą uczuć. Wydarzenia rozgrywają się bardzo dynamicznie,
momentami akcja gna na złamanie karku, zmuszając nas do nerwowego
przewracania kolejnych kart powieści.
Ciekawie nakreślony zostanie również obraz wyższych sfer stolicy – przekonamy się, że proceder wynajmowania dam do towarzystwa (proszę jednak nie liczyć na wyuzdany seks – autor Pornografii
ani raz nie wspomni nawet o kontakcie fizycznym między jakimikolwiek
bohaterami, będą to rzeczywiście damy do rzeczywistego towarzystwa, tj.
tańców, zabaw i drinków) nieobcy był również dwudziestoleciu
międzywojennemu. Gombrowicz w sposób znakomity odmalował postacie
płytkich i pustych panien, które towarzyszom znudzonym, równie
bezproduktywnym umysłowo przemysłowcom oraz handlowcom, rezydującym
chwilowo w Warszawie. Zobaczymy, na czym polegała dobra zabawa takiego
zmanierowanego towarzystwa, będziemy to mogli skonfrontować z uciechami
proletariatu i na własne oczy przekonamy się, że nawet bywającą na
salonach markizę można doprowadzić do szewskiej pasji. Z kolei, gdy
znużą nas już uciechy stolicy wrócimy do zamku księcia Holszańskiego, by
wspólnie z profesorem, Mają oraz poznanym przez nią jasnowidzem
Hińczem, rozwikłać tragiczną zagadkę zaginionego syna Frania.
Uczciwie należy także przyznać, że choć
książka ta to ponoć artystyczny niż, to Gombrowiczowi udało się w nią
wpleść kilka głębszych kwestii. Pomijam już bogate portrety
psychologiczne, które zostały nakreślony w sposób mistrzowski, po
których znać, że książki nie pisał żaden wyrobnik, a prawdziwy wirtuoz
pióra. W mojej prywatnej opinii na szczególną uwagę zasługuje wypowiedź
Krystyna Krzewuskiego, który słusznie zauważa, że pomimo panującej w
kraju demokracji, naród wciąż jeszcze jest podzielony na klasy i kasy, które nie umieją ze sobą obcować, a dla kobiet z inteligencji, nędzny cherlak w byle smokingu i skończony łotr z manikiurem jest godniejszy uwagi od wartościowego, zdrowego robociarza.
Bocznymi drzwiami do książki wdarła się
również Forma, czy raczej próby prowadzenia z nią batalii. Maja to
przecież niepokorna buntowniczka, która co rusz neguje stereotyp
porządnej panienki, z kolei zjawiska paranormalne, seanse spirytystyczne
to zdarzenia, które zadają kłam logicznej i uporządkowanej
codzienności.
Krótko podsumowując, uważam, że Gombrowicz niepotrzebnie przez tyle lat taił swoje ojcostwo, zmuszając Opętanych do balansowania na granicy wiecznego zapomnienia. Wiem, że to egoistyczny sposób myślenia, ale pisarz o mały włos nie pozbawił nas, czytelników, prawdziwej przyjemności, którą niewątpliwie dostarcza lektura książki. Znakomity styl, piękny język, malownicze opisy mysłockiego zamku, do tego intrygująca akcja oraz nieszablonowi bohaterowie – wszystko to przemawia za dalszą egzystencją Opętanych w literackim światku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)