Marionetki
Paweł Jaszczuk
seria/cykl wydawniczy: Jakub Stern tom 3, Asy kryminału
Prószyński i S-ka 2012
Sięgając po Marionetki kompletnie nie wiedziałem czego mam oczekiwać, gdyż dotąd nie miałem kontaktu z prozą Pawła Jaszczuka, a i o nim samym niczego nie wiedziałem. Szata graficzna okładki w całkiem niezłym stylu oraz tytuł, nic nie mówiący, ale nie zniechęcający i dający kuksańca wyobraźni, sprawiły, iż rozpocząłem lekturę z nastawieniem zdecydowanie pozytywnym.
Powieść Jaszczuka, które jest jak najbardziej klasycznym kryminałem, a więc gatunkiem już nieco tchnącym starością, przenosi nas do przedwojennego Lwowa, w rok 1938. Książka jest częścią cyklu, którego głównym bohaterem jest Jakub Stern, polski dziennikarz zatrudniony w dziale kryminalnym lokalnej gazety. Kiedy pod resztkami murów obronnych warowni Daniela Rurykowicza, u stóp lwowskiego Kopca Unii Lubelskiej, ujawniono zdekapitowane zwłoki pracownika miejscowego banku, Stern rusza do wyścigu z policją w celu rozwiązania zagadki motywów tego zabójstwa i wykrycia jego sprawcy. Tradycyjnie nie będę zdradzał co dalej, gdyż nie ma większej zbrodni w recenzji kryminału, niż zdradzić przyszłemu czytelnikowi zbyt wiele.
Po lekturze Marionetek naszło mnie pytanie, które poniekąd dręczy mnie do dzisiaj. Czy to przypadek, że polscy pisarze powieści kryminalnych tak chętnie sięgają do realiów z przeszłości? Czy to przypadek, iż osadzają swe historie w świecie, który już nie istnieje? Który przeminął zmieciony przez zawieruchę II Wojny wraz ze swymi problemami, społeczeństwem i kulturą? Po którym pozostały tylko wspomnienia? Mam wrażenie, iż uciekają w ten sposób przed dzisiejszą Polską, która tak jak Włochy zmienia się w Gomorrę. Mam wrażenie, że uciekają od realiów, w których dla człowieka myślącego straszniejsze od najbardziej okrutnych zabójstw zaczynają być zbrodnie ekonomiczne, które w przyszłości zmienią w piekło życie nie jednostek, ale całego społeczeństwa, za wyjątkiem tych najbardziej uprzywilejowanych, którzy będą mieszkali, jedli i żyli inaczej, niż wszyscy.
No, jaka by tam przyczyna tego stanu rzeczy nie była, mamy kolejnego autora specjalizującego się w kryminałach osadzonych w czasie zaprzeszłym. Marek Krajewski upodobał sobie Breslau, a Paweł Jaszczuk Lwów. Niestety, porównanie stylu tych dwóch panów wypada zdecydowanie na niekorzyść tego ostatniego. O ile maniera literacka Krajewskiego jest idealnie zharmonizowana z psychiką jego głównego bohatera i mrocznym klimatem jego egzystencji oraz świata, w którym ów ją wiedzie, o tyle u Jaszczuka widać wyraźne dosonanse pomiędzy stylem, miejscem akcji, osobą głównej postaci i jej wnętrzem. Widać, że autor Marionetek posiadł pewną wiedzę na temat dawnego Lwowa, jednak nie zdołał równie plastycznie i szczegółowo jak jego konkurent, a co za tym idzie wiarygodnie, oddać indywidualności wybranego przez siebie grodu i czasów. W dodatku sam styl. Choć dobry, łatwy i szybki w odbiorze, to momentami nie do końca korespondujący z sytuacją. Widać także pewną sztuczność w stylizacji na słownictwo przedwojennego Lwowa. Rozumiem, że w opisie może być użyta dzisiejsza polszczyzna, a zaraz dalej wypowiedzi postaci mogą być wyrażone językiem całkiem odmiennym. Również postać może zmieniać używane słownictwo i styl zależnie od okoliczności. Jednak jeśli w opisie od narratora mamy jeden akapit pisany dzisiejszą polszczyzną, a następny w lwowskim bałaku, w dodatku bez żadnej przyczyny ani celu takiego przeskoku, to jest to wyraźny błąd, który wybija czytelnika z klimatu. Sprawia to wrażenie sztuczności, postarzania stylu na siłę. To coś jak przedobrzenie z podciąganiem ostrości przy obróbce fotografii.
Pomimo tych niedociągnięć i stosunkowo prostej, jednowątkowej fabuły, powieść czyta się dobrze i zwłaszcza pierwsza połowa lektury jest prawdziwą przyjemnością. Nie rewelacją ani wybitną stylistycznie czy wartościową pozycją, a po prostu dobrą rozrywką w stylu tych, które można zabrać do pociągu. Nie pozwoli się nudzić, ale i nie grozi, że wciągnie na tyle, byśmy przegapili stację docelową czy urodę towarzyszki podróży, jeśli się takowa godna uwagi akurat zdarzy.
Reasumując – kryminał jak kryminał. Nie ma czego szczególnie polecać ani zdecydowanie odradzać. Po prostu cztery minus w starej skali ocen. A szkoda, po pomysł był niezły, miasto i czasy wybrane ciekawe, o przepięknym kolorycie. Mogło być pięknie, a wyszło tak sobie, zwłaszcza pod koniec
Wasz Andrew
Świetna recenzja. Niestety nie czytałam jeszcze żadnej książki Marka Krajewskiego i z tego też powodu nie mogę porównywać Jaszczuka do mistrza rodzimego kryminału (a szkoda- chyba muszę nadrobić zaległości). Co do samych Marionetek podobał mi się jej klimat, sama zagadka już nieco mniej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jaszczuka poznałam dotychczas tyllko "Plan Sary", poprzedni tom ze Sternem. Jakoś specjalnie mnie nie powalił, ale "Marionetki" mam i na pewno kiedyś przeczytam, choć nie obiecuję sobie jakiegoś wielkiego objawienia.
OdpowiedzUsuń