Tanatonauci
Bernard Werber
Tytuł oryginału: Thanatonautes
Tłumaczenie: Oskar Hedemann
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 592
Tanatonauci to powieść
francuskiego pisarza science-fiction, Berbarda Werbera. Milionom
czytelników na świecie, w tym również mnie, postać ta znana jako autor
kultowej już trylogii Mrówki, w której zabiera nas w niezwykłą i
całkiem pouczającą podróż po fascynującym i skomplikowanym świecie
mrówek. Wiążąc dobre wspomnienia z pierwszym tomem trylogii, Imperium mrówek, skusiłem się na inną pozycję Werbera, Tanatonautów właśnie. W całym procederze niebagatelną kwestię odegrała promocyjna cena książki, wynosząca zaledwie 5 złotych polskich.
Tanatonauta, jak dowiadujemy się już z pierwszych stron powieści to badacz śmierci (z greckiego: thanatos, śmierć i nautes, żeglarz). Wyrażenie to zostało ukute przez jednego z pionierów tanatonautyki, Raoula Razorbaka.
Zaczynając jednak wszystko tak jak
należy, tj. od początku, trzeba wyjaśnić, że w momencie rozpoczęcia
akcji znajdujemy się w latach ’60 XXI wieku. Świat na pierwszy rzut oka
nie różni się zbytnio od tego, w którym przyszło nam obecnie egzystować.
Ludzie w dalszym ciągu umierają, politycy sprzedają swoje kłamstwa, by
posiąść władzę, a media usilnie próbują wcisnąć to wszystko w kolorowym
opakowaniu, gęsto ociekającym blichtrem oraz krwią. W takich to czasach
przyszło żyć głównemu bohaterowi Michealowi Pinsonowi, który od
najmłodszych lat koleguje się z nieco starszym Raoulem Razorbakiem.
Raoul uchodzi za dziwaka, bowiem posiada dość nietypowe hobby,
interesuje się on śmiercią. Jest to niejako spadek po ojcu, wybitnym
filozofie, który również zajmował się tą materią. Francis Razorbak pisał
rozprawę Śmierć, ta nieznajoma, której jednak nigdy nie zdołał
ukończyć – przeszkodziło mu w tym samobójstwo poprzez powieszenie się
na spłuczce od ubikacji. Syn Raoul głęboko wierzy, że ojciec odkrył coś
naprawdę ważnego i wielkiego na temat jednej z największych tajemnic
ludzkości, dlatego już od dzieciństwa zagłębia się we wszelakie możliwe
mitologie, które traktują na temat krainy umarłych. Karierę naukową
również wiąże z pasją ojca, zostaje biotechnologiem, który prowadzi
badania nad zimową półśmiercią - hibernacją świstaków.
Bezpośrednim impulsem do narodzin
tanatonautyki staje się zamach na prezydenta Republiki Francuskiej,
Lucindera, który na własnej skórze doświadcza NDE (near-death experience),
czyli przeżywa własną śmierć. Wiedziony ciekawością, co też naprawdę mu
się przydarzyło, postanawia powołać specjalny zespół, który zająłby się
badaniami nad NDE. Naturalnym kandydatem na kierownika całego
przedsięwzięcia jest oczywiście Raoul Razorbak. Zespół uzupełniają
piekielnie piękna, blond włosa pielęgniarka Amandine Ballus oraz lekarz
anestezjolog, czyli specjalista w dziedzinie wszelakich znieczuleń oraz
wybudzeń pacjentów, dawny i zaufany przyjaciel Raoula, Micheal Pinson.
Po krótkim zapoznaniu nas z głównymi
bohaterami, przyszłymi pionierami tanatonautyki, Werber przechodzi do
opisu trudnych jakże narodzin tej nowej gałęzi nauki. W sposób bardzo
plastyczny i przekonujący odmalował on ofiarę, jaką należy złożyć na
ołtarzu nauki, by wyszarpnąć śmierci chociaż część z jej tajemnic.
Oczywiście należy tutaj pochwalić autora za przygotowanie merytoryczne.
Werber zadał sobie na tyle trudu, by uraczyć nas dokładnymi proporcjami
oraz składem substancji używanych do wprowadzania tanatonautów w stan
śpiączki, czyli do wysyłania ich na kontynent śmierci.
Werber niewątpliwie posiada ogromną fantazję, dzięki której potrafi tworzyć naprawdę zajmujące i niebanalne historie. Lektura Tanatonautów
dostarcza nam tak sensacyjnych informacji, jak na przykład dokładna
lokalizacja miejsca, gdzie udajemy się po zgonie. Pomysł umiejscowienia
świata umarłych jest naprawdę fantastyczny i być może również trafny.
Rewelacjom przewijającym się w książce trudno jest odmówić sporej dozy
realizmu, stąd mniemam, że intuicja oraz niezwykła wyobraźnia musiały
zostać podparte bardzo solidnym przygotowaniem merytorycznym. Świadczą o
tym zresztą dość obszerne fragmenty najróżniejszych mitologii, które
regularnie ukazują się w powieści. Warto w tym momencie wspomnieć, że
sama konstrukcja książki jest również godna uwagi. W głównej mierze
składa się ona z pamiętnika Micheala Pinsona. Uzupełniają ją wspomniane
teksty pochodzące ze światowych mitologii, wycinki prasowe, notatki
policyjne oraz służbowe, reklamy Agencji Promocji Życia, a także wybrane
hasła z podręcznika do historii. Całość tworzy ciekawą i barwną
mozaikę. Taki kształt powieści jest skrzętnie wykorzystywany do
budowania napięcia. Gdy sięga ono zenitu, niejako dla ochłody autor
raczy nas fragmentem rozprawy Francisa Razorbaka.
Wydaje się, że Tanatonauci
udowadniają, że ciekawym doświadczeniem może być połączenie mitologii
oraz nauki. Wierzenia różnych ludów podpięte do specjalistycznej
aparatury mogą w efekcie zrodzić interesującą powieść. Werber bez
skrępowania łączy poszczególne mity w sposób barwny opisując krainę
śmierci – mamy tutaj siedem terytoriów, przez które przechodzi ludzka
dusza, tak jak siedem niebios, są aniołowie oraz archaniołowie z ich
swoistą hierarchią, a także sąd, który odbywa się nad duszą, a niektóre
sceny, jak np. opis drugiego terytorium przywodzi na myśl pióro Dantego.
Książka nie jest niestety idealna. Jej
główną wadą jest przede wszystkim objętość. Osobiście nie mam nic do
obszernych pozycji, ba, wręcz przeciwnie, jeśli powieść jest naprawdę
wyborna, to mogę się po prostu dłużej rozkoszować lekturą. Jednak w
przypadku Tanatonautów fabuła jest najzwyczajniej w świecie
przegadana. Mniej więcej w połowie, tj. po 300 stronach książka staje
się nużąca. Męczą pojawiające się na przemian opisy euforii i peanów na
cześć nowo powstałej nauki oraz wybuchy nienawiści i nieufności. Autor
zbyt często przechodzi od skrajności w skrajność.
Do tego pewne kwestie są po prostu
strywializowane. W momencie dotarcia do siódmego terytorium, po rozmowie
ze Świętym Piotrem-Hermesem-etc., okazuje się, że dusza wyrywa się z
zaklętego cyklu kolejnych reinkarnacji i staje się czystym duchem
jedynie wtedy, gdy na swoim koncie zgromadzi 600 (dokładnie 600, nie
mniej, nie więcej) punktów karmy. Równie płytka wydaje mi się próba
opisu jak na ludzkość wpłynie takowa informacja. Na ziemi zaczyna roić
się od mięczaków i larw, ciągle strachliwych o swoją karmę, wobec czego
jedna z byłych tanatonautek zakłada sektę, której celem jest szerzenie
zła i występku na świecie, w celu przywrócenia mu naturalnej równowagi.
Skóry, długie włosy, heavy metal, motory oraz metalowe pałki, słowem Sex, drugs and Rock'N'Roll.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)