W Wiadomościach znów czytamy, nie po raz pierwszy niestety i nie ostatni, o znęcaniu się nad dziećmi. Zdarza się to wszędzie. Znęcają się rodzice, wychowawcy, opiekunowie. Najnowszy przypadek, który przedostał się do masmediów, miał jak czytamy miejsce w domu dziecka w Orzeszu. Znamienne jest, że znęcali się nad dzieciakami ludzie, którzy mienią się katolikami. Kara za odmowę pójścia do kościoła. Przecież zmuszanie kogokolwiek do praktyk religijnych jest sprzeczne z prawem. Założę się jednak, że ci „wychowawcy” uważają się za prawych, porządnych ludzi, może nawet uważają, że popierają demokrację.
Gdy czytam komentarze pod takimi newsami widzę niesamowitą polaryzację społeczeństwa: jedni nastają na dzieci, drudzy na wychowawców, jedni na katolików, drudzy na pozostałych. Wszystko jest czarne lub białe a dla mnie po prostu bez sensu. Zgadzam się z tym i podpisuję pod tym, że w kraju wiecznej szczęśliwości natchnionym duchem Jana Pawła II, w kraju, gdzie z mocy prawa rodzic nie może skarcić (zakaz kar cielesnych) ani skrzyczeć (znęcanie psychiczne nad małoletnim), takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jaki jest sens odbierania przez sądy dzieci zdemoralizowanym rodzicom, skoro trafiają do jeszcze gorszych opiekunów? Może pijak albo żebrak, jednak kochający swoje potomstwo, byłby lepszym wyborem niż manifestujący swoją postawę moralną i światopoglądową, ale bezduszny wychowawca?
Gdyby tylko chodziło o złych wychowawców, to nie byłoby problemu do obaw. Kreatury będące karykaturą człowieczeństwa zdarzają się wszędzie. Problem w tym, że oni swoje czyny uważają za uzasadnione, gdyż młode pokolenie też odbiega od pożądanych standardów. Opisany w artykule o Orzeszu przypadek jest symptomem pewnych ogólniejszych mechanizmów i jest niczym innym, jak zobrazowaniem pewnych moich refleksji na ogólniejsze tematy.
Gdy rozprawiamy o eksterminacji Indian potępiamy bezdusznych kolonizatorów, którzy pod płaszczykiem wiary i zza zasłony krzyża realizowali swe imperialne podboje. Oni przynajmniej mieli w tym jasny interes. Chcieli złota. Katolicyzm jest jednak świetnym pretekstem dla tych, którzy chcą czynić zło bezinteresownie, co wyraźnie było widać w Orzeszu. To żałosne, że takie kreatury są szufladkowane i same się szufladkują w tej samej kategorii, co z gruntu porządni ludzie, którzy też mienią się katolikami. Problem jest w tym, że Kościół do początku toleruje każdą czarną owcę, byle na tacę rzucała. Nie ma takiej zbrodni przeciwko bliźniemu swemu, za jaką Kościół zechciałby kogoś ukarać. Nawet zabójca i pedofil gwałciciel milszy jest Kościołowi niż heretyk czy nie daj Boże ateista. Nigdy nikogo nie wykluczono z Kościoła za zbrodnie, a za poglądy wielu.
Czy nie na siłę czepiam się Kościoła? Skoro Kościół uważa się za przewodnią siłę narodu, skoro uważa się za wybranych przez Boga, skoro wszędzie wiszą krzyże (dobrze, że jeszcze wychodki i lupanary pozostały bezwyznaniowe), to dlaczego społeczeństwa katolickie wcale nie cieszą się wyższymi standardami moralnymi niż pozostałe; ateistyczne, muzułmańskie, czy też jeszcze inne? Czy przypadkiem jest, że jeden z najbardziej katolickich krajów – Polska – jest dla większości świata symbolem oszołomstwa, kombinatorstwa i złodziejstwa?
Przypadek w Orzeszu to tylko jednostkowa emanacja tego, czego nikt nie chce głośno powiedzieć, ale co wzbiera nad Polską jak przysłowiowe czarne chmury. Postępująca z pokolenia na pokolenie demoralizacja. Za komuny „patrioci” do spółki z Kościołem uczyli, że kraść państwowe to nie grzech. To nawet chwalebne, bo walcząc z komuną chwalimy Pana. Jak synowi czy córce złodzieja, który w ogóle za złodzieja się nie uważa, bo on tylko za komuny „załatwiał” z zakładu pracy papier toaletowy i różne inne rzeczy, wytłumaczyć, że gdy ojciec kradł to był bohaterem, bo podkopywał ekonomiczne podstawy bezdusznego okupanta, a teraz kradzież jest zła, bo ustrój się zmienił?
Komuna minęła i mamy nową epokę. Internet, demokracja, MacDonald. Informacja szybciej kursuje, zwłaszcza wśród młodzieży uzależnionej od SMSów. Już nie może tatuś wcisnąć kitu moralnego przygłupiemu synkowi, bo już go zaraz koleżanki i koledzy oświecą. Młodzież jest atakowana przez przymusową, kościelną indoktrynację i robi dokładnie to, co robili jej rodzice i dziadkowie za komuny. Olewa. Olewa nie tylko to, z czym się nie zgadza, ale przy okazji także to, co dobre. Zaczyna patrzeć na Kościół i jego wartości nie przez pryzmat Jana Pawła II i wielu innych, których można w pewnym sensie stawiać za wzorzec, o ile wzorcem życia w normalnym świecie może być żywot kogoś, kto od tego świata był całkiem oderwany, tylko przez pryzmat Torunia, pedofilów, złodziei, cudzołożników, i wszelkiej maści innych degeneratów, których w Kościele, tak jak i wszędzie, nie brakuje.
Kościół i katolicy, zamiast piętnować, tuszują obecność wilków przebranych za owieczki ze swego stada. Młodzież to widzi i się uczy. Podpatruje, jak wilkom wiedzie się lepiej niż większości owiec, byle tylko głośniej niż one owczym głosem beczały.
Młodzież jest podobna w każdym społeczeństwie. Jak pokazują badania, nawet zwierzęcym. Tylko przykład rodziców jest w stanie wychować zdrowe moralnie, „normalne” przyszłe pokolenie. Zbiorowe gwałty na nieletnich i przez nieletnich dokonywane, zabójstwa dla zabawy, młodzieżowe gangi, to wszystko można zobaczyć i u zwierząt. Można zobaczyć tam, gdzie zabrakło starszych, którzy pokażą jak żyć. Obserwowano to choćby u słoni w Afryce, ilekroć odsetek dorosłych osobników w stadzie spadał poniżej pewnej granicy.
Czy u nas brak dorosłych? Oczywiście! To mechanizm, który można było obserwować w wielu krajach, czyli pogoń za karierą, bogactwem, sławą. Wyłącza to wielu dorosłych z roli „dorosłego w stadzie”, z roli autorytetu do naśladowania i podpatrywania. Dla młodego pokolenia tacy rodzice wychowawczo jakby nie istnieli. Nawet jeśli przyjdą i będą nauczać, że należy być dobrym, uczciwym, itp., itd., ble, ble, ble, to młodzież swoje wie. To samo, co na kazaniu. Nie cudzołóż? Już wszyscy wiedzą, że proboszcz w sąsiedniej parafii ma dziecko. Nie kradnij? Patrz na ojca Z., jaką chałupę wystawił. Co z tego, że prokuratura za nim łazi. Psy jeżdżą polonezami za jego maybachem. Kazanie, czy to z ust kapłana, rodzica, czy innego wychowawcy, trafia w próżnię, jeśli nie ma czynów, które potwierdzają jego prawdziwość.
Polska niestety jest w tym fatalnym położeniu, iż na mechanizm ucieczki rodziców z domu do biznesu, co jest bolączką każdego z nielicznymi wyjątkami społeczeństwa kapitalistycznego, nałożyły się inne. Najpierw szkoła chciała być wychowawcą młodzieży. Na szczęście chyba się już z tego wycofuje i coraz częściej autorytety potwierdzają to, o czym wie każdy głupi, czyli że rodzica szkoła nie zastąpi. Teraz Kościół, dufny w swój autorytet, a przede wszystkim żądny władzy, chce przymusowo wychować sobie nowe szeregi rzucających na tacę. Dla rodziców to duża pokusa. Mogą się oddać biznesowi, bo przecież lekcje religii powinny dziecko nauczyć, co to być dobrym, prawym i wierzącym. Chrystus przecież powie dzieciom jak mają żyć. Nie jest potrzebna codzienna orka na ugorze umysłu własnego dziecka. Wszak wiara mu wystarczy, by być dobrym. Tylko, że to nie działa. Widać po statystykach, że w żadnym kraju Kościół nie zdołał wpłynąć pozytywnie na moralność społeczeństwa, co by się objawiło w mniejszej ilości takich grzechów jak zabójstwa, zgwałcenia czy kradzieże. Młodzież nie da się nabrać na słowa. Czynów zaś Kościół pokazać nie może, choćby chciał. Jak ktoś, kto nie może współżyć, ma innego o tym nauczać? To jakby ślepy chciał uczyć malarstwa albo głuchy muzyki. Może uczyć jak zostać świętym ale jaki procent młodzieży chce iść tą drogą? Co z pozostałymi?
Gdy młodzież staje się „krnąbrna” wzrasta agresja „pedagogów”. Nieważne, kościelnych czy świeckich. Tylko wybitni mogą się temu oprzeć a takich jest niewielu. Ta łatwa do przewidzenia spirala prowadzi prostą drogą do sytuacji jak ta z Orzesza. To jednak tylko incydent, nad którym można ubolewać, lecz gdyby był jednostkowy, to nie byłby powodem do zmartwień. Problem w tym, że negacja wartości poprzednich pokoleń zaczyna przybierać zastraszające rozmiary. Pokazuje to choćby sytuacja w szkołach. Czy nie jest symbolicznym, że wraz katechetami weszli do szkół ochroniarze? Jeśli jako społeczeństwo nie zdamy sobie sprawy, iż tylko rodzic, choćby niedoskonały, może wychować następne pokolenie na miarę swoich oczekiwań, to będzie naprawdę kiepsko. Musimy wyraźnie powiedzieć, że autorytetem musi być ojciec i matka (choćby byli komunistami) a dopiero potem (jeśli na to zasłużą) nauczyciel lub ksiądz. Wbrew temu co głoszą księża i pedagodzy szkolni, nie boimy się bowiem młodzieży o takich czy innych poglądach. Nie boimy się ateistów lub nieuków. Boimy się po prostu małych przestępców. Tylko by ich było mniej, musimy zrozumieć, że wiara i nauka nie ma tu nic do rzeczy, a takie postawy jak w Orzeszu, czyli zmuszanie do okazywania zewnętrznych objawów wiary czy nauki, są złem najgorszym. Rodzic prawdziwy wie, że dziecko może być dobre nawet jeśli nie wierzy w Boga lub źle się uczy. Bombardowani przez kościelną i szkolno-państwową propagandę zbyt często o tym zpominamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)