Bastion
The Stand (2020)
prod. USAobsada:
James Marsden - Stu Redman
Odessa Young - Frannie Goldsmith
Whoopi Goldberg - Matka Abagail Freemantle
Alexander Skarsgård - Randall Flagg
Jovan Adepo - Larry Underwood
Gordon Cormier - Joe
Irene Bedard - Ray Brentner
Amber Heard - Nadine Cross
i inni
„Bastion” („The Stand”, 1978) jest chyba najgrubszą oraz jedną z najbardziej znanych powieści Stephena Kinga, amerykańskiego pisarza specjalizującego się w produkcji powieści grozy. Piszę w produkcji, gdyż mimo świetnego pióra, przynajmniej w moim odczuciu, większość jego dzieł nosi elementy sztampy i pisania pod określone założenia marketingowe. „Bastion” mnie nie zachwycił, choć z drugiej strony do połowy był naprawdę świetny, więc dość chętnie dałem się skusić na obejrzenie jego ekranizacji w postaci jednosezonowego, dziewięcioodcinkowego miniserialu pod tym samym co książka tytułem. Ciekaw byłem, czy serialowi będzie bliżej do lepszej połowy wersji powieściowej, czy też do negatywnych odczuć z pozostałej części lektury; czy wykorzysta zalety apokaliptycznej wizji Kinga i wciągającej atmosfery wczesnego postaopo, czy też polegnie koncentrując się na tym, co mi się nie podobało.
Od razu powiem, że powieść czytałem sześć lat temu. Okazało się, że to bardzo dobrze, gdyż serial daleko odbiegł, zwłaszcza w końcówce, od książkowego pierwowzoru, a ja ze względu na to, iż z mało z lektury pamiętałem, nie odczuwałem wielkiego dysonansu z powodu coraz większych, w miarę postępu fabuły, rozbieżności między obrazem a słowem pisanym. O dziwo tym razem okazało się, że odejście od literackiego pierwowzoru wyszło produkcji tylko na dobre, bowiem obcięto przede wszystkim przerośniętą warstwę metafizyczną czy jak kto woli religijną, choć i wielu wątkom realistycznym, nawet głównym, zdrowo się oberwało.
Obsada jest świetna, ale wydaje mi się, że nie wykorzystano całego jej całego potencjału. Nawet najlepszy aktor, poza nielicznymi geniuszami, musi mieć co grać, żeby pokazać klasę, a tu nie za bardzo było co, poza rolą Harolda Laudera, którą powierzono Owenowi Teague z fantastycznym sklutkiem. Największym chyba mankamentem serialu, podobnie jak i książki, jest uproszczone, czarno-białe widzenie dobra i zła, a jeszcze bardziej pachnące średniowieczem przekonanie, że złu jest winien tylko Szatan, zaś dobro pochodzi tylko od Boga, w dodatku tylko jednego, jakby islam, hinduizm i buddyzm nie istniały. Nie jest dobrze, ale o dziwo i tak chyba jest lepiej niż w powieści. Na pewno nie jest to kino klasy B i śmiało można po „Bastion” sięgać, tym bardziej, że w przeciwieństwie do książki nie jest długi. Inna sprawa, że w czołówce stawki serialowej jest sporo produkcji o klasę lepszych, więc specjalnie nie zachęcam, no chyba że obejrzeliście już wszystko, co naprawdę dobre.
Wasz Andrew
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)