Natalka Śniadanko
Lubczyk na poddaszu
Bohater powieści Lubczyk na poddaszu autorstwa ukraińskiej pisarki Natalki Śniadanko (ur. 1973) stwierdza, że etapy związku dwójki bliskich sobie ludzi przebiegają wg następującego schematu: (...) czas zakochania, uskrzydlenia, spotykania się, narzeczeństwa, ślubu, miesiąc miodowy, a potem długie i nudne dni powszednie z postępującym, na początku bolesny, a potem uciążliwym przyzwyczajaniem się do siebie [1]. Teza jak teza, chciałoby się na to rzec – z pewnością nietrudno byłoby znaleźć przykłady dowodzące jej nieprawdziwości, ale traktując to zdanie bardziej jako bodziec zachęcający do refleksji w materii międzyludzkich relacji, przyznać trzeba, że niemal zawsze w egzystencji dwójki ludzi przychodzi moment, kiedy obie strony są zmęczone wspólnym życiem. Cóż wtedy czynić i jak zażegnać kryzys, który podstępnie się do nas zakradł?
Protagonistami powieści są Saron i Sarona, małżeństwo, które przypadkiem trafia do dziwacznego hotelu, położonego gdzieś w leśnej głuszy. Rozdzieleni, przebywający w osobnych pokojach, nie wychodzący za zewnątrz, kontaktujący się tylko za sprawą listów, zawieszeni w tajemniczym bezczasie, pogrążają się w autoanalizie, przeprowadzając wiwisekcję własnych wspomnień. To wymuszone odosobnienie okazuje się znakomitą odtrutką dla dotychczasowego bytu, prowadzonego w ogromnym pędzie, bez chwil na zastanowienie się – protagoniści zyskują sposobność, by zanurzyć się we własnym umyśle, podsumować swoje życiowe doświadczenia i przekonać się jak wiele sekretów może skrywać przed nami ktoś, kogo pozornie bardzo dobrze znamy.
Hotelowy nastrój wykreowany przez Śniadanko – oniryzm przeplatający się z poetyzmem – jest na tyle magnetyczny, że szybko ulega mu także czytelnik, dający zaprosić się do tego specyficznego miejsca, gdzie (…) godziny zaczną spływać coraz wolniej i po trochu skleją się w ciągnącą masę, w której już nie będzie miało znaczenia, czy jest ranek, czy dzień, jesień, czy wiosna (…) [2]. Proza ukraińskiej pisarki jest lekka i eteryczna – słowne pejzaże kreślone są z impresjonistycznym sznytem, w efekcie czego nasz umysł syci się pięknymi, choć efemerycznymi obrazami, w których twarda rzeczywistość splata się z realizmem z pogranicza snu.
Atmosfera Lubczyku na poddaszu idealnie współgra z podejmowaną tematyką. Ta niemal wyczuwalna w powietrzu delikatność stanowi znakomite tło dla rozważań dotyczących więzów łączących dwójkę ludzi. Śniadanko podkreśla kruchość i subtelność skomplikowanej, miłosnej układanki, sygnalizując, że jest ona niesłychanie wrażliwa na wszelkie podmuchy, co niesie za sobą konieczność nieustannej pielęgnacji i troski. Autorka pokazuje przy tym jak trudno jest niekiedy zachować zdrowy balans, by z jednej strony nie popaść w koleiny rutyny, które mogą szybko doprowadzić nas do zaniedbań naznaczonych stagnacją, marazmem i zobojętnieniem, z drugiej zaś, by nie utonąć w bagienku przesadnej atencji, mającej tendencje do przeradzania się w silnie toksyczną zaborczość, nacechowaną chorobliwą zazdrością i nieufnością. Jednocześnie Śniadanko umiejętnie kreśli łatwość, z jaką rezygnujemy z poznawania najbliższej nam osoby na rzecz wyobrażeń i uproszczeń, w rezultacie czego płaszczyzna kontaktu i zrozumienia gwałtownie się kurczy. W ten sposób Ukrainka zdaje się uświadamiać nam fakt, niewygodny i niejednokrotnie wypierany, że pomimo fizycznej bliskości, możliwe jest bytowanie w zupełnie innych światach, które tylko z rzadka się ze sobą przecinają. W przypadku bohaterów Lubczyku na poddaszu jednym z remediów zastosowanych w celu odtworzenia nadwyrężonej relacji jest próba porozumiewania się za pomocą listów – epistolografia jawi się jako forma komunikacji, dzięki której możliwe staje się mówienie o rzeczach na tyle niewygodnych, że nie sposób wypowiedzieć ich w cztery oczy. Wydaje się, że lecznicze własności pisma wynikają również z tego, że wymaga ono znacznie większego zaangażowania niż rozmowa, która nierzadko potrafi przedzierzgnąć się w monologi wygłaszane przez osoby zbyt mocno skoncentrowane na sobie, by dostrzec potrzeby i strapienia drugiej strony.
Co ciekawe, Lubczyk na poddaszu to także intrygujący portret Ukrainy. Jako, że w tekście przybliżone zostają sylwetki Sarona, Sarony oraz ich rodzin, czytelnik zyskuje okazję, by liznąć nieco historii tego skrawka Europy Środkowej ze szczególnym uwzględnieniem prowincji oraz terenów wiejskich. Wyprawa po jeżyny w leśne ostępy; ciężka, fizyczna praca związana ze świniobiciem (bynajmniej nie kończąca się wraz z zaszlachtowaniem świni); smaki domowych przetworów; figura nieobecnego ojca, wyjeżdżającego za pracą na mityczny Zachód; naznaczony pustką pejzaż miasteczek, z których poznikała mniejszość żydowska; krewni z zagranicy, zasypujący swoich bliskich paczkami; przesadny kult ciężkiej pracy, który stopniowo zabija umiejętność odpoczywania czy świętowania – wielce prawdopodobnie, że migawki kreślone przez Śniadanko dla niektórych czytelników bądź czytelniczek będą wyzwalaczem, uruchamiającym własne wspomnienia.
Wypadkową tych wszystkich elementów jest kojąca i zmysłowa proza, która sprawia wrażenie jakby chociaż w pewnej części była utkana z ciszy i milczenia. Natalka Śniadanko zaprasza nas do interesującego świata, w którym człowiek przypomina sobie, że uczucie, jakim darzy się dwójka ludzi to dar wymagający ciągłej troski. I rzadko kiedy wystarcza samo ziele lubczyku, które wedle ludowych mądrości skrywa w sobie moce wzajemnej miłości.
Ambrose
Po Twojej recenzji bardzo (!) chcę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa! A książkę polecam. Jest króciutka, a przy tym całkiem przyjemnie pobudza szare komórki do rozmyślań nad miłosną materią :)
Usuń„Światło i mrok”, „Mąż i żona”, „Lubczyk na poddaszu”... Widzę, że ostatnio pociągają Cię książki o perypetiach małżeńskich. :) Ciekawią mnie małżonkowie z tej powieści. Nie piszą do siebie SMS-ów, tylko tradycyjne listy...
OdpowiedzUsuńOwszem, chociaż tego nie planowałem. Do kompletu można jeszcze dorzucić "Thirst for Love" Mishimy, która niedawno przewinęła się przez bloga :)
UsuńZwiązek bohaterów Śniadanko znajduje się w kryzysie czy impasie - coś w rodzaju terapii zostaje im zaserwowane niejako wbrew im woli, a jednym z elementów kuracji jest właśnie komunikacja poprzez listy.
Mnie też dobrze było w świecie Śniadanko. Proza przyjemna, o kojących właściwościach. Niewiele z niej dzisiaj pamiętam, ale może to znak, że warto wrócić do jej wcześniejszych powieści.;)
OdpowiedzUsuńHa, akurat "Lubczyk na poddaszu" to ten typ prozy, w przypadku na pierwszy plan wysuwa się nastrój, spychając fabułę nieco na ubocze. No ale powrót jak najbardziej może wyjść na dobre :) A której książki Śniadanko jeszcze czytałaś? Którąś polecasz szczególnie?
UsuńCzytałam "Kolekcję namiętności", pamiętam, że była nieco zabawna. Intryguje mnie jej "Frau Muller nie zamierza płacić więcej".
UsuńHm, hm, to może i ja zainteresuję się "Frau Muller nie zamierza płacić więcej". Intryguje już sam tytuł.
Usuń