Juan Gabriel Vásquez
Sekretna Historia Costaguany
Bezwzględność czasu zasadza się na tym, że brutalnie weryfikuje on wysokie mniemania o naszych dziełach. To, co w naszych oczach sprawia wrażenie wyjątkowego i trwałego, może okazać się zaskakująco wrażliwe na kapryśne podmuchy fortuny. Ale w zalewie płodów, które wegetują na świecie niewiele dłużej niż ich twórcy, trafiają się perełki skutecznie opierające się niszczycielskiej działalności upływających chwil. Takie twory nierzadko rezonują na tyle donośnie, że ich echa można dosłyszeć w innych kreacjach. Dobrym przykładem jest choćby omawiany niedawno przez mnie Nostromo Josepha Conrada, który stanowi punkt wyjścia dla Sekretnej historii Costaguany, powieści autorstwa kolumbijskiego pisarza Juana Gabriela Vásqueza (ur. 1973).
Akcja niezwykłej książki Vásqueza rozpoczyna się w Londynie w 1924 roku, kiedy to José Altamirano – pierwszoosobowy narrator będący kolumbijskim emigrantem – dowiaduje się o śmierci Josepha Conrada. Panie, panowie: Joseph Conrad nie żyje. Przyjmuję tę wiadomość bez zaskoczenia, jak przyjmuje się starego przyjaciela. I uświadamiam sobie jednocześnie, nie bez pewnej dozy smutku, że czekałem na nią całe życie [1]. To początkowe zdanie może wydawać się zuchwałe czy wręcz buńczuczne, ale szybko przekonujemy się, że mężczyzna ma swoje powody, by wyczekiwać odejścia z ziemskiego padołu znakomitego angielskiego pisarza polskiego pochodzenia – Podczas gdy w Kolumbii świętuje się zwycięstwo wojsk niepodległościowych nad siłami hiszpańskiego imperium, tutaj, na ziemiach innego imperium, spoczął na zawsze w ziemi człowiek, który ukradł mi… [2]. No właśnie, co? Co miałoby łączyć kolumbijskiego zbiega z Korzeniowskim vel Conradem, i czemuż to ów Kolumbijczyk miałby oskarżać tak szacownego literatura o czyn tak karygodny? Pytań wiele, ale odpowiedzi wcale nie mniej oferuje nam Juan Gabriel Vásquez w swojej ogromnie pomysłowej Sekretnej historii Costaguany.
Dzieło Kolumbijczyka to książka, którą można rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Podstawowym budulcem użytym do wzniesienia tej literackiej budowli jest burzliwa historia Kolumbii oraz Panamy, która stanowi również fundament conradowskiego Nostroma. O ile jednak angielski pisarz o polskich korzeniach decyduje się na wykreowanie fikcyjnego państwa o nazwie Costaguana, co daje większą swobodę w nadawaniu pożądanego kierunku wymyślanym makro zjawiskom, o tyle Vásquez pisze o swojej ojczyźnie z manierą wręcz kronikarską. Co ciekawe, mimo odmiennej strategii, jaką przyjęli obaj artyści, to wizja młodej, latynoamerykańskiej republiki nieszczególnie się różni. Vásquez jest równie krytyczny (wręcz zgryźliwy), co Conrad, nie szczędząc razów pod adresem własnego narodu, surowo kreśląc jego dzieje: Kolumbia jest sztuką w pięciu aktach, którą ktoś próbował zamknąć w metrum klasycznego wiersza, rezultat okazał się jednak wulgarną prozą, odgrywaną przez aktorów o egzaltowanych gestach i fatalnej dykcji… [3]. Vásquez przypomina o licznych konfliktach, nierzadko przeradzających się w wojny domowe, targających Kolumbią, sygnalizując jednocześnie, że walczące ze sobą stronnictwa liberałów oraz konserwatystów, nieszczególnie się od siebie różnią, przynajmniej jeśli chodzi o środki, stosowane w celu zdobycia bądź utrzymania władzy (Regularna rzeź między współobywatelami jest rodzajem naszej narodowej zmiany warty: odbywa się co pewien czas i zwykle podług tych samych reguł, które stosują bawiące się dzieci (teraz ja rządzę, nieprawda, teraz moja kolej) [4]) czy sposób rządzenia ((…) kolumbijska polityka jest odmianą pewnej szczególnej gry planszowej. Za słowem „motywacja” kryje się zwykle słowo „kaprys”, zza „decyzji” wychyla się „akt furii” [5]). Co gorsza, o czym dowiadujemy się śledząc losy José Altamirano, trybów kolumbijskiej historii nie da się uniknąć – nawet ci usiłujący trzymać się z daleka od tarć i zgrzytów, prędzej lub później, zostają wciągnięci w sieć mechanizmów, które smarowane są krwią.
Mówiąc o Sekretnej historii Costaguany nie można nie wspomnieć o biografii Jospeha Conrada, która de facto wyznacza ramy fabuły. Juan Gabriel Vásquez powołuje do istnienia narratora, który uważa się za Doppelgängera czy też duchowego brata Józefa Korzeniowskiego – z racji tego, na łamach utworu przywołuje się całkiem sporo, zdecydowanie mniej znanych epizodów z egzystencji angielskiego Polaka, które z ogromną wprawą przetykane są zmyśleniem i fantazją (w myśl słów: To fakt, jestem Kolumbijczykiem, a wszyscy Kolumbijczycy to kłamcy (…) [6]).
Na książkę Vásqueza można też spojrzeć jak na swoisty hołd złożony powieści Nostromo oraz Josephowi Conradowi. Sekretna historii Costaguany w wielu miejscach nawiązuje do postulowanego pierwowzoru. Vásquez w pewnym stopniu kopiuje kompozycję czy styl Nostromo (wspólne elementy to choćby identyczna liczba rozdziałów, liczne dygresje czy zaburzona chronologia), chociaż czyni to w sposób specyficzny, momentami przeinaczony, nierzadko ironiczny. Sekretna historia Costaguany to zatem literacka parafraza (bowiem mamy do czynienia z przeróbką i modyfikacją), ale to też palimpsest, rozumiany jako przekształcenie połączone z naśladowaniem wybranego tekstu. To również rodzaj literackiej gry i zabawy, jaką autor prowadzi z czytelnikiem, bowiem rusztowaniem użytym do wzniesienia dzieła są fakty (z historii Kolumbii oraz z życiorysu Korzeniowskiego vel Conrada), na które w ogromnej mierze nałożona zostaje literacka fikcja. Stąd rolą czytelnika jest poniekąd rozstrzygnięcie, co z podsuwanej treści jest prawdą, a co ułudą (kilkukrotnie użyty zwrot Trybunale Czytelników nie jest ani przypadkowy, ani bezpodstawny). W tym kontekście Sekretną historię Costaguany można potraktować także jako opowieść o potędze literatury – Vásquez zahacza o autotematyzm i posługując się figurą nieco szalonego, pierwszoosobowego narratora, uzmysławia nam jak ciekawym procesem jest lektura danego dzieła, która zaczyna jawić się jako forma umowy czy też porozumienia zawartego pomiędzy autorem, a odbiorcą, przy czym to odbiorca jest stroną słabszą, tj. skazaną na wszechmoc i potęgę literackiego kreatora (Innymi słowy: zdajcie się na mnie. To ja zadecyduję, kiedy i jak opowiem to, co chcę opowiedzieć, kiedy ukryję prawdę, kiedy ją wyznam, kiedy zbłądzę, dla czystej przyjemności, w zakamarkach mojej wyobraźni [7]).
W rezultacie, Sekretna historia Costaguany to bardzo interesująca i wartościowa lektura uzmysławiająca nam, że literatura to ogromny, żywy organizm, którego części wzajemnie na siebie oddziałują. Utwór Juana Gabriela Vásqueza to dzieło, którego zaczyn w ogromnej mierze stanowi Nostromo Josepha Conrada, ale to jednocześnie książka, która w pełni broni się jako samodzielny byt. Kolumbijczyk z brutalną szczerością przesyconą naturalizmem przybliża okoliczności narodzin Panamy czy budowy Kanału Panamskiego, przypominając przy tym, że niemałym źródłem obecnego politycznego chaosu panującego we współczesnej Ameryce Łacińskiej jest działalność Stanów Zjednoczonych, które potrafiły bezwzględnie wykorzystać naiwność, ale i słabość młodych republik, targanych konfliktami wewnętrznymi. Wreszcie Sekretna historia Costaguany to piękna podróż po mniej znanych rozdziałach życia Józefa Korzeniowskiego, co z pewnością będzie gratką dla fanów prozy tego artysty.
Ambrose
[1] Juan Gabriel Vásquez, Sekretna historia Costaguany, przeł. Katarzyna Okrasko, Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2009, s. 11
[2] Tamże, s. 12
[3] Tamże, s. 35
[4] Tamże, s. 65
[5] Tamże, s. 88
[6] Tamże, s. 49
[7] Tamże, s. 12
Kiedyś, po kilkunastu stronach zmagań z tekstem, odłożyłam tę książkę. Myślę, że z takim jak Ty przewodnikiem po jej meandrach, łatwiej byłoby mi się po niej poruszać i odróżnić, co jest prawdą, a co ułudą (a właściwie to przecież nie muszę tego wiedzieć, choć lubię, przynajmniej z grubsza, orientować się gdzie jesstem). Mam jeszcze w zanadrzu inne książki Vasqueza, w tym osławiony "Kształt ruin', ale odwagi, żeby się z nimi zmierzyć jakoś brak....
OdpowiedzUsuńWg mnie ta książka faktycznie może być momentami odrzucająca i nieczytelna, jeśli wcześniej nie sięgniemy po "Nostroma" Conrada. Ha, a z tą prawdą i ułudą to faktycznie ciekawa sprawa - podświadomie człowiek na ogół mocno pragnie dowiedzieć się, co jest jedynie literacką fikcją, chociaż tak na dobrą sprawą, jakie to ma właściwie znaczenie? A "Kształt ruin" także i przede mną, chociaż przyznaję, że nie czytałem jeszcze nic o tej powieści. To także literackie wyzwanie? Bo jak na razie, oprócz "Sekretnej historia Costaguany", czytałem tylko "Reputacje" - przyznaję, że kusi mnie, by wrócić do tej lektury.
UsuńJak tak czytałem o "Nostromo" i teraz tę recenzję, to chciałbym, żeby w liceum ktoś tak właśnie uczył czytać albo też choćby wspominał o tych inspiracjach i wpływach.
OdpowiedzUsuńPewnie znalazłby się niejeden taki nauczyciel/nauczycielka, jeśliby dobrze poszukać, ale fakt, że byłoby miło, gdyby pasja do książek była czymś powszechnym wśród polonistów. Bo literatura to rzeczywiście cudowna sieć naczyń podłączonych i samo szukanie związków między danymi tytułami to sprawa wielce ciekawa.
Usuń