Wielkie pustkowie
João Guimarães Rosa
Tytułowa kraina, w której osadzona jest akcja dzieła to sertão, czyli rozległy, nieurodzajny płaskowyż w północno-wschodniej Brazylii. Jest to region półpustynny lub pokryty suchym lasem, regularnie nawiedzany przez długotrwałe susze. Sertão łatwo poznać: gdzie pastwiska nie są ogrodzone, gdzie dziesięć, piętnaście leguas przemierzysz i ludzkiego domostwa nie napotkasz; w sertão przestępca żyje sobie jak u pana Boga za piecem i żadne władze go nie dosięgną [1]. Przewodnikiem po tych niegościnnych terenach jest Riobaldo, pierwszoosobowy narrator, który przed bezimiennym, tajemniczym bohaterem snuje obszerną historię całego swojego żywota. Wynurzenia Riobaldo są o tyle ciekawe, że mężczyzna przez lata należał do jagunço, wzbudzających kontrowersje paramilitarnych oddziałów, działających na obszarze sertão. Jagunço – najemne formacje tworzone przez ziemskich właścicieli do ochrony posiadłości, pilnowania pracowników czy dochodzenia sprawiedliwości w sporach z sąsiadami – to kwintesencja sertão, jałowej ziemi, na którą rzadko docierają macki sądownictwa czy państwowości w ogóle. Za sprawą siły, jaką sobą reprezentują konstytuują prawo, że rację posiada ten, kto ma za sobą więcej rąk nie wahających się przed stosowaniem przemocy. Z tego też względu jagunço często uchodzą za bandytów i rozbójników.
W miarę jak Riobaldo wprowadza nas w arkana wiedzy na temat tego świata przesączonego męskim koleżeństwem, przelotnymi miłostkami oraz ciągłymi potyczkami i starciami, dowiadujemy się coraz więcej o ludziach, którzy decydują się na zostanie jagunço. Z reguły są to samotnicy (osobnik taki (…) nie ceni sobie długiej rozmowy i bliskiej przyjaźni; schodzą się i rozchodzą [2]) ze skłonnościami do melancholii (Jagunço to człowiek na wpół zrezygnowany… [3]) ze stoicką pokorą przyjmujący to, czym obdarza ich kapryśny los (Jagunço nie przejmuje się stratą ani klęską – obojętne mu jest prawie wszystko [4]), koncentrujący się na jasnych stronach prowadzonej egzystencji (Jagunço żyje pełnią życia a traktuje je z góry. Nie widzi ogólnej nędzy i brudów, wcale ich nie zauważa [5]). Ich naturalnym środowiskiem jest wojenna zawierucha – walki, potyczki, bitewny kurz to nieodzowne składniki ich egzystencji.
Przytaczana przez Riobalod opowieść jest przesiąknięta melancholią i tęsknotą, bowiem mówi ona o świecie, który jest już właściwie tylko odległym wspomnieniem. W tym kontekście jagunço jest uosobieniem nieustannych zmian, które ciągle towarzyszą człowieczej cywilizacji – nowe warunki, środowisko czy okoliczności wymuszają określone formy zachowań i reakcji, co przekłada się na powstawanie specyficznych zawodów czy grup społecznych, które niekiedy okazują się bardzo efemeryczne, bo mające rację bytu jedynie przez maksymalnie kilka pokoleń. W momencie gdy to, co obce i nieznane zostaje ujarzmione i pochwycone w karby swojskości, kończy się czas pionierów. A stopniowe zanikanie tego typu profesji doskonale unaocznia, że postęp techniczny diametralnie wpływa na nasz codzienny byt, kulturę czy dziedzictwo. Jagunçów można też postrzegać jako symbol tego, co dzikie, wolne i nieokiełznane, które pomimo całej swojej niepokorności i nieujarzmienia (albo właśnie z racji tych cech) skazane jest na porażkę w starciu z tym, co uporządkowane, racjonalne i praworządne (Ach, czasy jagunçów muszą się skończyć, miasto musi zwalczyć sertão [6]).
Sposób, w jaki Riobaldo przedstawia działania jagunçów powoduje, że książka przyjmuje nieco bajkową atmosferę. Jagunço – poprzez podkreślanie przywiązania do wolności, podawanie przykładów męstwa i szlachetności oraz akcentowanie wyznawanego kodeksu honorowego – przywodzi na myśl szlachetnego złoczyńcę, który robi to, co najlepiej potrafi (czyli walczy), aby przetrwać, dzielnie przy tym zmagając się z wszelkimi przeciwnościami losu. Ten wizerunek ulega diametralnej zmianie, kiedy uważniej wsłuchamy się w monolog Riobaldo – gwałty, rozboje czy morderstwa zawsze są czymś złym, niezależnie od tego czy wydają się być one koniecznością czy też wyłącznie kaprysem.
W Wielkim pustkowiu sporo uwagi poświęcono również stereotypom i konwenansom oraz wynikających z nich regułom i zasadom – ciekawe jest to, że nawet jagunço, a więc ucieleśnienie wolności nie może robić wszystkiego, na co przyjdzie mu ochota. Pewne rzeczy – afektacja w okazywaniu uczuć, zbytnie przywiązanie do konkretnego towarzysza czy wrażliwość na piękno przyrody, itd. – są po prostu niedopuszczalne, bowiem nie mieszczą się w ramach przyjętej konwencji, zgodnie z którą jagunço to człowiek twardy i bezlitosny. Kolejnym uniwersalnym wątkiem, przewijającym się w utworze jest walka ze złem – autor sygnalizuje, że wojując ze złem absolutnym, nierzadko sami stajemy się jego nosicielami. W tym miejscu warto zasygnalizować też motyw opętania, który przewija się niemal przez cały utwór. Ogromnie intryguje wyznanie Riobaldo, który twierdzi, że próbował on zawrzeć pakt z diabłem, ale obecnie sam nie jest pewny czy transakcja doszła do skutku.
Słuchając wynurzeń protagonisty warto zaznaczyć, że porusza on szereg zagadnień z racji charakterystycznego stylu, w jakim są one utrzymane. Przybliżana historia co rusz meandruje, a wątek główny ustępuje pola dygresjom, wtrąceniom i różnorakim obserwacjom, których przedmiotem jest z reguły ludzka natura. Jeśli dodać do tego precyzję opisu, geograficzne szczegóły oraz tendencje do zatrzymywania się na dłużej przy wybranych wspomnieniach, nie dziwnym jest fakt, że Wielkie pustkowie jest lekturą tyleż ciekawą, co odrobinę męczącą. Cierpliwość czytelnika wystawiona zostaje na niejedną próbę, bo fragmenty, w których mamy do czynienia z dynamiczną akcją są sukcesywnie przerywane przez wyżej wymienione spowolnienia – chwilami czujemy się, że i my padniemy ofiarą sertão, które omami nas swoim ogromem i nie wypuści nas ze swych objęć.
Z tego też względu Wielkie pustkowie jest lekturą, która wymyka się prostym i klarownym kryteriom oceny. Z jednej strony jest to powieść o sznycie przygodowym, z drugiej – pełna metafizycznych i duchowych rozterek spowiedź Riobaldo. Typ dzieła, które zdecydowanie bardziej nadaje się do powolnego smakowania, bowiem wymaga od czytelnika, by w pełni się w nim zagłębić.
Pustkowia po horyzont, zbójeckie bandy i rozważania filozoficzne… Jak zwykle potrafisz w ciekawy sposób przybliżyć twórczość pisarzy mniej znanych w naszym kręgu kulturowym:)
OdpowiedzUsuńHa, ale zdecydowanie większą robotę wykonał PIW ze swoją serią Proza Współczesna, bo to dzięki temu wydawnictwo mamy przyjemność gościć w tak odległych, także z kulturowego punktu widzenia, krainach :)
UsuńJuż wcześniej poczułam jakieś przyciąganie do tej książki i kupiłam ją za parę groszy na Allegro. Moja wyobraźnia podsuwa mi jakieś romantyczne wizje o rozbójnikach z sertao, a zapowiedziane dłużyzny (geograficzne opisy wielkiego płaskowyżu np.) zupełnie mnie nie przerażają, wręcz przeciwnie - przyciągają. Kiedyś czytałam powieść, której akcja rozgrywa się właśnie w brazylijskim interiorze. Jest to "Szwaczka" Frances de Pontes Peebles. Do dziś pamiętam, że historia dwóch kobiet, z których jedna związana była z wyjętymi spod prawa cangaceiros, bardzo mnie wciągnęła. A jeszcze dodam, że jest to chyba najczęściej pożyczana przeze mnie książka i przeczytało ją chyba już kilkanaście moich koleżanek. Ma coś w sobie, klimat przygody, realizmu magicznego, no i mocny rys feministyczny.
OdpowiedzUsuńJa swój egzemplarz wypożyczyłem z biblioteki. Skusiło mnie charakterystyczne logo Prozy Współczesnej. Jeśli chodzi o dłużyzny to mnie również specjalnie one nie przeszkadzały, ale poczułem się w obowiązku by o nich wspomnieć, bowiem wielu czytelników ceni sobie książki, przez które szybko można przefrunąć :)
UsuńO Frances de Pontes Peebles w ogóle nie słyszałem, dlatego bardzo dziękuję za podrzucenie kolejnego ciekawego nazwiska. Rozejrzę się za nią w bibliotece.
Główny bohater skojarzył mi się nieco z Janosikiem, a Jagunço z rozbójnikami. Czy jednak można to porównywać? Zastanawia mnie też, czy ci wojownicy z drugiego końca świata są opisywani w duchu romantycznym?
OdpowiedzUsuńSkojarzenia z Janosikiem nie są bezpodstawne, bowiem jagunço także starają się wpisywać w etos szlachetnego rozbójnika. Pojawia się zatem i rys romantyczny, chociaż kiedy bliżej wsłuchujemy się w opowieść snutą przez Riobaldo, obraz ulega dość gwałtownym przeobrażeniom.
UsuńO... Ciekawe, czy ktoś napisał jakąś dobrą powieść o Janosiku?
UsuńKtokolwiek widział, ktokolwiek wie ;) Z pobieżnego rzutu okiem wynika, że książki poświęcone Janosikowi powstawały m.in. w okresie komuny, a postać szlachetnego zbója wykorzystywana była w celach propagandowych, stąd całość mocno toporna. Może Janosik dopiero czeka na autora, który tchnie w niego nowe życie.
UsuńCiekawa jestem, czy jagunço mieli żony i dzieci. A może ci twardzi, bezlitośni ludzie nie mieli prawa do zakładania rodzin? :)
OdpowiedzUsuńA i owszem, część z nich miała rodzinę. W przypadku niektórych jagunço to właśnie żona i dzieci stały się przyczynkiem przystąpienia do danej bandy, bo zawód rozbójnika jest ryzykowny, ale dobrze płatny ;) Z drugiej jednak strony, kiedy śledzi się perypetie poszczególnych postaci, można z całym przekonaniem stwierdzić, że bycie jagunço nie wzmacniało rodzimych więzów.
UsuńJest to jedna z najpiękniejszych książek, jakie czytałam, a przeczytałam ich mnóstwo... Po raz pierwszy wpadła mi w ręce, kiedy jako szesnastolatka leżałam w szpitalu, wtedy zrobiła na mnie ogromne wrażenie właśnie swoją bajkową metafizyką. Do tego stopnia zapadła mi w pamięć, że co jakiś czas jej wspomnienie chodziło mi po głowie. W tym roku znalazłam ją na Allegro i wreszcie po upływie pół wieku mogłam przeczytać ponownie. Jej czar nie zmalał- teraz, jako dojrzała osoba, zobaczyłam w niej to samo piękno i bogactwo treści, a nawet więcej, gdyż dziś patrzę na nią przez pryzmat moich życiowych doświadczeń. W dziejach Riobalda widzę epos na kształt przygód Rycerzy Okrągłego Stołu lub bohaterów Ariosta czy Tassa, poszukujących, błądzących, mamionych, którzy przez pogodzenie się z przeznaczeniem na koniec uzyskują spokój lub śmierć. Do tego niezapomniane opisy brazylijskiego sertao - to wszystko sprawia, że dla mnie jest to wspaniała książka. to prawda, że autor nie raz serwuje nam dłużyzny, przez które trzeba się przebijać z mozołem, jednak nagroda jest słodka i warta wysiłku. Właśnie skończyłam lekturę i myślę, że jeszcze do niej wrócę, aby ponownie powoli smakować jej uroki.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten bardzo ciekawy i rozbudowany komentarz! To miłe wiedzieć, że ta książka jest dla kogoś tak ważna i tym bardziej szkoda, że jest to powieść nieco zapomniana.
UsuńA ja dziękuję za jej wnikliwy opis, przeczytanie tego artykułu to była prawdziwa przyjemność!
Usuń