Czarci pomiot. Burza
Margaret Atwood
Burza to opowieść o zemście, i paląca żądza odwetu stanowi też kanwę, na której oparto historię Czarciego pomiotu. W rolę szekspirowskiego Prospera wciela się Felix, niegdyś uznany reżyser oraz dyrektor artystyczny festiwalu w Makeshiweg, który w chwili rozpoczęcia dzieła: Zapomniany przez wszystkich żyje w norze na odludziu, bez jakichkolwiek wygód (…) [1]. Pustelnicza wegetacja w głębokim cieniu dawnych sukcesów to efekt knowań Tony’ego, byłego asystenta, który bezceremonialnie eliminuje swojego mistrza (Spisek i sabotaż. Szubrawy sojusz. Sromotna zdrada [2]). Felix, mimo upływu 12 lat od tych smutnych wydarzeń, nie potrafi pogodzić się z doznanym upokorzeniem. Przez lata pielęgnuje swoje rany, nie dając się im zagoić i czekając na okazję, by wziąć rewanż. Niespodziewana sposobność odegrania się na niewiernym współpracowniku trafia się, kiedy Felix zatrudnia się w lokalnym więzieniu jako prowadzący kurs Przez literaturę do kultury, którego celem jest resocjalizacja osadzonych. Kluczem do odwetu okazuje się spektakl Burza, który Felix zamierza wystawić razem ze swoimi podopiecznymi.
Największą zaletę książki stanowi koncepcja, w oparciu o którą została zbudowana. Czarci pomiot garściami czerpie z postmodernistycznych zabiegów, będąc w konsekwencji fikcją, która przeplata się na kilku poziomach. Tytuł nawiązuje do Burzy zarówno w sposób pośredni – poprzez kreację bohaterów oraz konstrukcję akcji, dla których punktem odniesienia jest sztuka Szekspira – jak i bezpośredni, bowiem to właśnie wokół inscenizacji szekspirowskiej Burzy kręci się fabularna oś Czarciego pomiotu (jak zgrabnie ujęto to w tekście: Prospero jest reżyserem. Wystawia sztukę, która zawiera w sobie inną sztukę [3]). Zanurzenie się w Burzę następuje też poprzez przytaczanie metod dydaktycznych Felixa, który razem ze swoimi uczniami dokonuje analizy utworu, omawia wybrane sceny, reinterpretuje niektóre fragmenty czy wreszcie szczegółowo roztrząsa motywy, jakimi kierują się poszczególne postacie. Tym samym Atwood raczy czytelnika swoim odczytaniem Burzy, w którym to mocne akcenty kładzione są na portrety psychologiczne Kalibana (przestaje on być postrzegany jedynie jako potwór śmierdzący rybą, uosabiający najniższe ludzkie instynkty) oraz Prospera (za sprawą Felixa jawi się on jako próżny, stanowczo zbyt dumny, egocentryczny, chimeryczny złośnik, dający łatwo ponieść się emocjom, traktujący innych bardzo instrumentalnie, wykorzystujący ich do swoich nierzadko małostkowych celów) – Kanadyjka udowadnia, że (…) u Szekspira nic nie jest takie, jakie się wydaje. Jego utwory mają wiele warstw [4]. Równie ciekawym zabiegiem jest zastosowanie dwutorowej narracji, która poprowadzona zostaje przy użyciu czasu teraźniejszego – kiedy mowa jest o zdarzeniach aktualnych – oraz przeszłego, gdy poznajemy okoliczności, w jakich Felix został odsunięty od wielkiej kariery. Dzięki temu przytaczane retrospekcje nie zlewają się w chaotyczny kłębek.
Cechą decydującą o atrakcyjności powieści Atwood jest spora liczba dywagacji, poświęconych człowieczej naturze, dywagacji, które stanowią wyróżnik i siłę prozy Kanadyjki. Szczególna uwaga zwracana jest przede wszystkim na funkcjonowanie człowieka w społeczności, kiedy to pojawia się przymus przywdziewania masek, wynikający z presji nakładanej przez grupę. Atwood sygnalizuje, że w takich okolicznościach nie brakuje ludzi, których osobowość zanika pod fałdami prowadzonej gry – z tego względu niełatwo jest pamiętać o tym, że (…) nikt nie jest wyłącznie sumą rzeczy, jakie się o nim słyszy. To tylko jedna z kilku warstw [5].
Czarci pomiot skrzy się sytuacyjnym humorem, sprawiającym, że książkę czyta się szybko i uśmiechem regularnie wykwitającym na ustach czytelnika. Gorzkie przemyślenia Felixa (Nie umarł przecież, a więc musiał chociażby składać zeznania podatkowe. Gdyby dopuścił się zaniechania, świat niezawodnie by sobie o nim przypomniał. Oto najmniejsza cena, jaką trzeba było zapłacić za przywilej chodzenia po skorupie ziemskiej, oddychania, jedzenia i srania, pomyślał kwaśno [6]), oryginalny warsztat reżysera (Kolejny ważny element jego metody: w klasie dozwolone były tylko niektóre przekleństwa. Uczniowie mogli sobie wybrać te, których będą używać, lecz musiały one pochodzić z aktualnie przerabianej sztuki [7]) czy komiczne partie dialogowe sprawiają, że pod tym względem Czarci pomiot mocno przypomina Dziewczynę jak ocet, którą śmiało można traktować jako dobrą komedię, momentami skłaniającą do chwili zadumy.
Co Ci się bardziej podobało: Czarci pomiot czy Dziewczyna jak ocet? Mnie Atwood, ale faktycznie na tle jej innych książek to taki miły przerywnik.;)
OdpowiedzUsuńHa, to jest naprawdę trudne pytanie. Z jednej strony bardzo podoba mi się sam pomysł na utwór, jaki zaserwowała nam Atwood - ta sztuka w sztuce to genialny koncept. Ale już kulminacyjna scena, kiedy to plan zemsty wdrażany jest w życie, jest taka błyskawiczna, trochę cukierkowa, a trochę deus ex machina (chociaż trudno wymagać od Kanadyjki jakiegoś zupełnego novum, z uwagi na to, że to powieść inspirowana Szekspirem). Do "Dziewczyny jak ocet" podszedłem bez żadnych oczekiwań i całkiem pozytywnie mnie zaskoczyła. "Czarci pomiot" to raczej niespodzianka na minus (ale tylko dlatego, że siłą rzeczy przyrównuję tę książkę do innych dzieł Atwood). Dlatego orzekam remis :)
UsuńNiestety zakończenia musiały być zgodne z wersjami Szekspira, co spłyca chyba dzisiaj wymowę, zwłaszcza u Tyler.
UsuńDwutorowa narracja! O losie, jak ja mogłem nie zauważyć, że tam są używane różne czasy! :o I zgadzam się z Tobą, że problemów pojawia się w "Czarcim pomiocie" mało, a jeśli już są, to rozwiązywane są praktycznie od ręki ;). Aczkolwiek mnie książka podobała się chyba bardziej niż Tobie, choć możliwe, że miało to miejsce z powodu Twojej większej znajomości twórczości Atwood ;).
OdpowiedzUsuńKażdemu może zdarzyć się drobne przeoczenie :) No fakt, "Czarci pomiot" nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak inne powieści Atwood, tym bardziej, że za sprawą "Penelopiady" przekonałem się, że Kanadyjka potrafi wspaniale reinterpretować cudze dzieła.
Usuń/płoni się ze wstydu, gdyż nadal nie ruszył z czytaniem Projektu/
OdpowiedzUsuńChyba jestem bezwstydny, bo nie płonę, choć też nie ruszyłem ;)
UsuńQbusiu, z tym płonięciem to od razu skojarzył mi się Sándor Márai i jego wspaniały "Pokrzepiciel" :)
UsuńAndrew, Qbuś niedawno wspominał, że bardzo ceni sobie twórczość Szekspira i stąd jego zainteresowanie "Projektem Szekspir". Tyle, że nie przeczytał jeszcze żadnej książki z tej serii, stąd poczucie wstydu :)
Domyśliłem się :) Tak z przekory to trochę było :)
Usuń