Jak słusznie
zauważył Ganin, główny bohater Maszeńki,
życie to gra, w której ludziom przypada rola podrzędnego statysty (a co gorsza,
najczęściej wcale nie jest ona ani łatwa, ani przyjemna). Człowiek pragnąc,
przynajmniej pozornie, harmonicznie współżyć w społeczeństwie, musi
przywdziewać fałszywe maski, skrywać się za fasadami osobowości, które nie mają
nic wspólnego z jego prawdziwą naturą, rezygnować z realizacji wielu swoich
pragnień oraz fantazji. Jednym słowem, nasza egzystencja, to jedno wielkie i nieustanne
pasmo wyrzeczeń oraz kompromisów, zawieranych z bliźnimi oraz przede wszystkim
z samym sobą. Oczywiście nie wszystkie ludzkie natury da się stłamsić i
wtłoczyć w tryby społecznej machiny. Nigdy i nigdzie nie zabraknie wojowników,
prowadzących niestrudzone boje z formą, otwarcie zrywających z konwenansem,
buntujących się przeciwko odwiecznym zasadom. W jaki sposób są traktowani tacy
ludzie? To proste! Albo zostają oni okrzyknięci wybitnymi artystami, albo
poczytuje się ich jako zwykłych wariatów. Opcja druga jest zdecydowanie mniej
pożądana z racji niedogodności, jakie wiążą się z przypięciem człowiekowi
etykiety osobnika będącego niespełna rozumu, która często równoznaczna jest
także z ubezwłasnowolnieniem. W dodatku pospolici szaleńcy nie mogą liczyć na taką
estymę, jaką darzy się genialnych twórców. Nie oznacza to jednak, że ludzie
obłąkani pozostają zupełnie poza orbitą ludzkich zainteresowań. O tym, że ktoś
przejmuje się ich losem może świadczyć choćby bogactwo literackich utworów, w
których pierwsze skrzypce odgrywają ludzie, powszechnie postrzegani jako
niepoczytalni. Nie jest jednak łatwo znaleźć powieść, która koncentrowałaby się
wyłącznie na schorzeniach psychicznych, skupiając się na osobie chorego, chociaż
nie jest to rzeczą niemożliwą. Dobrym dowodem na potwierdzenie tej tezy jest
obecność dzieła Aleksander März,
autorstwa Heinara Kipphardta w
kanonie literatury światowej.
Heinar
Kipphardt, urodzony 8 marca 1922 w Łagiewnikach, zmarły 18 listopada 1982 w
Monachium to niemiecki dramaturg oraz pisarz, a z wykształcenia lekarz
psychiatra. Wkrótce po narodzinach Heinara, cała rodzina przeniosła się do
Piławy Górnej, gdzie przyszły artysta uczęszczał do szkoły wiejskiej oraz
gimnazjum. Okres edukacji to przede wszystkim etap buntu – Heinar szybko
dorabiał się opinii osobnika nieposkromionego oraz zaczepnego. Kipphardt zdał
egzamin dojrzałości już w czasie trwania II wojny światowej. Tuż po maturze, w
1940 roku został wysłany na front. Po odbyciu obowiązkowej służby Heinar
rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie w Bonn w instytucie psychiatrii.
Interesująca była motywacja pisarza do podjęcia akurat takiego kierunku
studiów, który stwierdził, że bezsensowna byłaby edukacja związana z naukami
humanistycznymi w okresie nazizmu. Kipphardt raz jeszcze wziął udział w
walkach, kiedy to w 1942 roku wysłano go na front wschodni. Przerwane studia
kontynuował od 1945 roku na Akademii Medycznej w Düsseldorfie. Kariera
literacka Heinara Kipphardta zaczęła się w 1950 roku – w berlińskim czasopiśmie
Der Aufbau pojawiła się publikacja Pośrodku wieku. W 1976 roku powstał
pierwszy utwór prozatorski autora, powieść Aleksander
März. Asumptem do jej napisania stała się lektura prac z zakresu
psychiatrii doktora Leo Navratila oraz zaprezentowane przez tegoż lekarza wiersze
chorego psychiczne poety o pseudonimie Herbrich.
Aleksander
März to długoletni pacjent kliniki psychiatrycznej w Lohbergu, u którego
zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. Od siedemnastu lat przebywa on na
oddziale. Obecnie to osobnik niemal zapomniany, którego losem prawie nikt się
nie przejmuje. Sytuacja ulega diametralnej zmianie, kiedy do szpitala przybywa
młody doktor Kofler, ambitny lekarz, odznaczający się niezależnością myślenia
oraz własnym osądem, nie zawsze pozostającym w zgodzie z oficjalną nauką.
Doktor Kofler stopniowo, krok po kroku, stara się odkryć przyczyny zaburzeń Märza,
dociec co stało się powodem ucieczki i odcięcia od świata zewnętrznego. Książka
to zbiór wszelkich dostępnych strzępków informacji, do których udało się
dotrzeć doktorowi Koflerowi. Historia choroby prowadzona przez poprzedników,
prywatne zapiski pacjenta, wśród których nie brakuje poezji oraz gorzkich
refleksji, rozmowy z najbliższą rodziną, opinie pielęgniarzy, notatki oraz
przemyślenia doktora Koflera, dyskusje pomiędzy Märzem a lekarzem stanowią
wspaniałą i bogatą mozaikę, z której zarysowują się kontury praprzyczyn
schizofrenicznych zaburzeń.
Wyłaniający
się obraz umysłowo chorego to przede wszystkim portret człowieka wrażliwego,
który nie był w stanie poradzić sobie z niesprzyjającym mu światem. Zajęcza
warga stanowi dodatkowe brzemię, które dla młodego człowieka staje się
znamieniem oraz palącym piętnem. Dojmujący wstyd rodziców za swoją niewydarzoną
pociechę okazuje się doskonałym katalizatorem psychicznych przemian oraz
pretekstem do sukcesywnego ograniczania do niezbędnego minimum udziału dziecka
w życiu społecznym. März to oczko w głowie matki, która wciąż na niego uważa,
tak, że w konsekwencji Aleksandrowi nigdy nie udało się pewnie stanąć na twardym
gruncie samodzielności. Dalszym skutkiem wychowania pełnego barier i zakazów
jest swoista indolencja społeczna, niemoc nawiązania realnych kontaktów z
rówieśnikami oraz otoczeniem. Choćby stąd widać, że stan permanentnej izolacji
to w pewnym sensie powrót do świata znanego z dzieciństwa, który wówczas
ograniczał się do niewielkiej, dobrze poznanej, a dzięki temu bezpiecznej
przestrzeni.
Oczywiście
za schizofrenię Märza nie zostaje obarczona wyłącznie jego rodzina. Można wręcz
śmiało rzec, że główny ciężar zarzutów dotyczy społeczeństwa oraz jego
bezdusznego ostracyzmu, przejawiającego się w konsekwentnym odrzucaniu
jakichkolwiek przejawów odmienności, obcości, nieszablonowości. Heinar
Kipphardt znakomicie prezentuje jak jednolitą a równocześnie bezwzględną istotą
jest ludzka gromada, która nie akceptuje osobników, odłączających się od stada,
biegnących swoim własnym, niezrozumiałym dla pozostałych torem. Indywidualista,
który pozwoli sobie przypiąć łatkę szaleńca zostaje starannie odseparowany,
ponadto wyśmiany, zniesławiony oraz stopniowo pozbawiany człowieczeństwa. Autor
podkreśla, jak niebezpiecznie być niedopasowanym, świetnie opisując tragiczne
położenie ludzi uznanych za psychicznie chorych. Schizofrenik jest bezustannie
degradowany, traci stopniowo wolność decyzji, prawa obywatelskie. Kwestionuje
się jego ludzką naturę, o której posiadanie przestaje się go wkrótce posądzać.
Odtąd nie jest on już istotą ludzką, ale stanowi jej przeciwieństwo, antytezę –
jest wariatem.
W swojej
powieści Kipphardt bardzo celnie uzmysławia czytelnikowi jak niewielką wiedzę
posiadamy na temat chorych psychicznie, jak podmiotowo ich traktujemy, nie
podejrzewając, że Ci ludzie również posiadają ludzkie uczucia, będąc przy tym o
wiele wrażliwszym od przeciętnego osobnika. Autor bezwzględnie obnaża
wyobrażenia oraz stereotypy, które sięgają również wariatów. Zgodnie z
powszechnymi wyobrażeniami, schizofrenik jest niebezpieczny, agresywny,
gwałtowny, niepohamowany, nieposkromiony, a w dodatku nieuleczalnie chory. W
efekcie działalność placówek psychiatrycznych redukowana jest wyłącznie do
nadzoru nad pacjentem, tak jakby kuracja w ogóle nie wchodziła w rachubę. Chory
może zostać co najwyżej zresocjalizowany – można spróbować przywrócić mu
zdolności do wykonywania w społeczeństwie przemysłowym pracy, przysparzającej
nowych wartości. Powrót na łono cywilizacji warunkowany jest przy tym
udowodnieniem nieszkodliwości oraz potencjalnej przydatności, choćby w
najmniejszych zakresie. Kipphardt brutalnie udowadnia, że w społeczeństwie
kapitalistycznym, a więc opartym na walce konkurencyjnej, nie da się ludziom
wpoić, by odczuwali względem siebie sympatię, czy wzajemnie sobie pomagali. Już
w szkole uczeni jesteśmy zasad dyskredytowania, nietolerancji oraz nienawiści
względem tych, którzy nie są w stanie okiełznać swojej osobowości i przyciąć
jej, tak by pasowała w przyjęte, kulturowe ramy. Dyskryminacja odbywa się
jednak bardziej na poziomie podświadomości, bowiem oficjalnie wszyscy ludzie
szanują się oraz kochają. W rezultacie dzieci równocześnie doświadczają
podwójnej moralności, którą same szybko przyswajają. Wydaje się przy tym, że jedynym
wyjściem, które zwalnia nas z konieczności ciągłego dopasowywania się jest
władza oraz bezustanne narzucanie własnej woli. Człowiek, który wyraźnie
odstaje od pozostałych, których nie ma już chęci by poddawać się kolejnym
nakazom oraz zakazom, a brakuje mu przy tym siły, by przekuć swoją inność w
artyzm bądź dominację nad bliźnim, skazany jest na posądzenie o bycie wariatem.
Książka to
także smutna konstatacja, że dopuszczenie do tego, by uznano nas za szaleńca
jest niemal równoznaczne dobrowolnej eliminacji. Osobnik posądzony o umysłową
fiksację traktowany jest niczym szkodliwa narośl na zdrowej tkance
społeczeństwa – staje się napiętnowany, wyklęty, nieczysty. Praktycznie
niemożliwy okazuje się powrót do życia prowadzonego przed zdiagnozowaniem
choroby. Skutecznie dbają o to sąsiedzi, krewni, znajomi, którzy nie potrafią
traktować rekonwalescenta w innych kategoriach niż groźnego świra. Informacja o
pobycie w klinice psychiatrycznej rozpowszechnia się szybciej niż trwa
przywyknięcie do nowego środowiska, które niemal z miejsca oczekuje od wariata,
by ten wcielił się w swoją rolę. Ale to błędne koło zdaje się mieć swój początek
znacznie wcześniej, jeszcze w samej lecznicy. Człowiek dostaje się pod ostrzał
absurdalnych pytań, a kiedy ma już serdecznie dość wszystkich wygłupów, trafia
na mur nie do przebicia. Rzeczowe, wyważone oraz zrównoważone odpowiedzi są
traktowane na podobnym poziomie, co wrzaski, bełkot, czy próby udawania jeszcze
głupszego, w nadziei, że ktoś wreszcie dostrzeże całą farsę i przerwie ją – wszystko,
co powie szaleniec to brednie, więc po co właściwie wsłuchiwać się w to, co
pragnie nam ów osobnik przekazać? Trudno zatem liczyć na jakąkolwiek
wyrozumiałość. A przecież pacjent nie pragnie kontaktu z człowiekiem, który nie
interesuje się przeżyciami chorego, nie wysila się, by go zrozumieć, a swoimi
pytaniami pragnie się jedynie utwierdzić, że osobnik odpowiada lekarskim
wyobrażeniom na temat choroby. Ba, zdarza się, że przypadek pacjenta jest wręcz
dostosowywany do lekarskiej diagnozy! Ale, zdaje się pytać Kipphardt, czegóż
więcej można spodziewać się po dziedzinie medycyny, w której jeszcze niedawno
powszechne było traktowanie kuracjuszy prądem. Czegóż więcej można oczekiwać od
psychiatrii, której zdegradowanym, upadłym symbolem staje się
klinika-dystrybutornia neuroleptyków. W pewnym momencie dr Kofler puentuje, że przemysł farmaceutyczny wyrasta z medycyny, a
lekarz jest jego uświęconym przedstawicielem.
Wymowa
utworu Kipphardta, szczególnie w świetle częstych odwołań do Biblii oraz
postaci Jezusa Chrystusa, wydaje się dosyć klarowna. Pomiędzy wierszami formuje
się wielkie żądanie tego, by ludzi, uznanych za chorych psychiczni traktować po
ludzku. Dopóki nie dostrzeżemy w nich bliźniego, dopóki nie porzucimy naszych
lęków i obaw, dopóki nie pozbędziemy się ciążących na nich i przygniatających
ich do ziemi stereotypów, dopóty nie ma realnej możliwości niesienia im pomocy.
Jeśli zapomnimy, że schizofrenik, czy jakikolwiek inny człowiek, uchodzący w
powszechnej opinii za wariata jest taką samą istotą jak my to szpitale
psychiatryczne zawsze stanowić będą wyłącznie rodzaj izolatki, separatora, czy
wręcz więzienia, będącego karą za odmienność.
Dzieło
Kipphardta można również rozpatrywać z bardziej panoramicznej perspektywy.
Autor przedstawia współczesne społeczeństwo jako bezuczuciową ciżbę, w której
większość osobników prowadzi bezwzględną rywalizację o własne interesy, bez
oglądania się na racje i prawa drugiego człowieka. Środkami do osiągnięcia celu
nie rzadko są kłamstwo, obłuda, hipokryzja, czy krzywda wyrządzana bliźniemu.
Jednocześnie cała skomplikowana siatka społecznych powiązań utrzymywana jest
dzięki skrajnemu przymusowi, kamuflowanemu na różne sposoby. Autor uświadamia
nam, że rysów zniewolenia można doszukać się w praktycznie każdym ludzkim
działaniu. Jako trybiki wielkiej machiny poddawani jesteśmy nieustannej presji,
by postępować w sposób przewidywalny, ograniczając swobodę działania do
koniecznego minimum, sprawiającego wrażenie wolności wyboru. Ba, Kipphardt
doszukuje się wręcz warstwy mistyfikatorów i odpowiednich autorytetów, których
powinnością jest maskowanie przymusu, działanie, by ujarzmiony potraktował presję
jako wybór dobrowolny, jako rzecz zgodną z naturą, wynikającą z jej istoty.
Reasumując Aleksander März to jak większość książek
z serii Współczesna Proza Światowa,
lektura wybitna. O sile utworu decyduje wielopoziomowość oraz wieloaspektowość.
Treść koncentruje się w głównej mierze na chorym psychicznie pacjencie,
ukazując przy tym jego przeszłość, prezentując drogę do umysłowej fiksacji.
Jednak sam sposób, dość przewrotny, w jaki Kipphardt przedstawia głównego
bohatera sprawia, że obraz stereotypowego schizofrenika zaczyna gwałtownie
rdzewieć, korodując od natłoku faktów, które w świetle psychiatrycznej praktyki
autora, należy uznać za prawdopodobne. Niemiecki literat zmusza czytelnika do
zredefiniowania poglądów na temat osób umysłowo chorych oraz zmiany
postrzegania samego procesu leczenia prowadzonego w psychiatrycznych placówkach,
udowadniając przy okazji, jak skromną wiedzę, jako ludzkość, posiadamy na
własny temat, w kwestii funkcjonowania naszego kluczowego organu – mózgu, który
w dalszym ciągu możemy traktować jako swoiste terra incognita. Jednocześnie Kipphardt wystawia bardzo surową
cenzurkę współczesnemu społeczeństwu, które w sporej mierze czyni winnym za
coraz częstsze rozchwiania psychiczne jego własnych członków. Konsumpcyjny styl
życia nakierowany głównie na posiadanie, pieniądze jako główny wyznacznik
sukcesu, agresywna obrona własnej niezależności oraz źle pojmowany
indywidualizm, godzący często w wolność drugiego człowieka stanowią dla
współczesnych ludzi pułapkę, w którą wpadają w szczególności osoby wrażliwe,
słabe, nie będące w stanie bronić własnego interesu. Na dobrą sprawę Kipphardt
uzmysławia nam, że każdy z nas może zostać uznany za niepoczytalnego, niespełna
rozumu, szalonego, obłąkanego, nawiedzonego, stukniętego. Wszystko to tylko
kwestia tego, kiedy oraz w jakim stopniu zaczniemy kontestować otaczająca nasz
rzeczywistość, nie godząc się na kolejne kompromisy, zawierane w imię
harmonicznego współegzystowania.
Wasz Ambrose
Już sam życiorys pisarza intryguje. Wydaje mi się, że dobrze gdy autor wie o czym pisze - jako lekarz musiał wiele widzieć. Dobrze, że potrafił to ująć w sposób wybitny pod względem literackim.
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie piękne połączenie - kiedy talent literacki współgra z życiowym doświadczeniem. Serdecznie polecam tę lekturę :)
UsuńJejku, ale świetny wpis. Głębokie, psychologiczne. Oj, bardzo wszystko interesujące.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyrazy uznania. Do bardzo motywujące do dalszej pracy :)
UsuńAutor, ze względu na czasy, w których żył, nie mógł zdawać sobie sprawy, iż klasyczna psychiatria jest chyba najbardziej „godna” etykietki pseudonauki właśnie ze względu na bezzasadne etykietkowanie oraz przywiązanie do raz już nadanych określeń. Jest jakby zwielokrotnieniem tych cech w stosunku do reszty społeczeństwa. Weryfikowalność diagnoz psychiatrów nie zasługuje na nazwę nauki nie tylko w porównaniu z naukami ścisłymi, ale nawet innymi działami medycyny. Najbardziej przerażające jest, iż rzeczywistość przerasta wymowę tej książki. Jak udowodniły liczne niesamowite eksperymenty psychologii społecznej (Zimbardo http://klub-aa.blogspot.com/p/najlepsze-ksiazki.html) etykietkę chorego psychicznie może dostać człowiek najzupełniej zdrowy i praktycznie nie ma możliwości, by się od niej uwolnić właśnie dlatego, iż nie jest weryfikowalna. Chory jest ten, kto zostanie za takiego uznany, a nie ten, kto jest chory. Nie ma żadnych obiektywnych kryteriów weryfikacji. Z książki wynika, iż swym zachowaniem na taką etykietkę trzeba jakoś „zasłużyć”, lecz rzeczywistość jest jeszcze gorsza. To taki jeszcze bardziej niż książka dający do myślenia aspekt rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńDzięki za dopowiedzenie. Jak widać autor może pochwalić się całkiem niezłą intuicją, bowiem na łamach powieści nie raz, nie dwa pojawiają się bardzo ostre zarzuty m.in. pod adresem klasycznej psychiatrii. Kipphardt zwraca szczególnie uwagę na etykietowanie oraz podciąganie pewnych faktów i obserwacji, tak by pasowały do obrazu choroby.
UsuńJeśli chodzi o "zasłużenie" sobie na miano wariata, to w powieści pojawiają się wzmianki o kilku pacjentach i na ich przykładzie dobrze widać, że często chorym staje się osobnik, który nie zgadza się na pewne ograniczenia narzucane przez społeczeństwo. Najgorsze jest właśnie to, że kiedy dostanie się już ową etykietę, to praktycznie niemożliwe jest jej pozbycie się. Wariat to wariat i nieważne co powie, bowiem i tak są to brednie. Błędne koło :)
Lekturę polecam, bo widzę, że w sposób może bardziej literacki literacki, w całkiem sporej mierze wyraża to, co w swoich książkach umieszcza Zimbardo :)
Jawi się to jako ciekawa lektura, nie tylko ze względu na treść, ale i formę.
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem nie ma ludzi zdrowych psychicznie, przynajmniej ja takiego dotąd nie spotkałem. Każdy ma jakieś zwyrolstwo za uszami, a jeśli ktoś twierdzi że on nie, to tym bardziej się go boję.
Forma wydaje mi się tu bardzo stosowna, która świetnie oddaje chaos, kłębowisko myśli :)
UsuńMoim natomiast skromnym zdaniem ciężko w ogóle o prostą definicję człowieka zdrowego psychicznie. Jak słusznie zauważyłeś, każdy z nas ma jakąś fiksację, odchył od statycznej średniej. Zabawa polega na tym, żeby nie dać sobie przypiąć łatki groźnego wariata, którego należy ubezwłasnowolnić, bowiem stanowi zagrożenie dla otoczenia :)