Kłamczucha
Andrzej Sadowski
Reżyseria: Andrzej Sadowski
Teatr: BARAKAH
Czas trwania: 55 min.
Teatr BARAKAH, który znajduje się
(jeszcze, ale o tym później) na krakowskim Kaziemierzu przy ulicy
Szerokiej, w podziemiach kamienicy Klezmer Hois to teatr niezwykle
specyficzny. Salka, która pełni rolę zarówno sceny jak i widowni
odznacza się bardzo niewielkimi rozmiarami, tak, że na spektaklach
przebywa nie więcej niż dwudziestu, czy trzydziestu widzów. Ponadto
aktorzy są dosłownie na wyciągnięcie ręki – od publiki dzielą ich
centymetry, a niekiedy jakiekolwiek bariery po prostu przestają istnieć.
Na niejednym spektaklu jeden z widzów okazywał się nagle aktorem, nie
raz, nie dwa gość z publiki wchodził w bezpośrednie interakcje ze sztuką
(słynne gumowe dłonie, którymi można było oberwać na Jednorękim ze Spokane).
Nic zatem dziwnego, że gra aktorska w takich warunkach jest wyjątkowa, a
przy tym wymagająca. Artysta z łatwością może poczuć na sobie
spojrzenie każdego widza z osobna – jest ich tak mało, że pod koniec
spektaklu w jego oczach dostrzec może osąd na temat własnej, wykonanej
przed chwilą pracy. Można przy tym rzec, że odpowiedzialność za jakość
spektaklu nie jest jeszcze tak ogromna, kiedy jej ciężar rozciąga się na
barki kilku aktorów. Jaka jednak presja musi towarzyszyć artyście,
który niemal przez całe przedstawienie samotnie zmaga się z
oczekiwaniami publiki? Ileż odwagi i pewności siebie trzeba mieć, by
zdecydować się na takie występy?
Kłamczucha autorstwa i
reżyserii Andrzeja Sadowskiego to właśnie ten typ spektaklu, kiedy
niemal nagi i bezbronny aktor, pozbawiony jakiegokolwiek wsparcia ze
strony towarzyszy czy rekwizytów, musi stawić czoła złaknionej rozrywki
publiczności. Tytułowa Kłamczucha w rolę której wcieliła się
Anna Piróg-Karaszkiewicz, to kobieta oskarżona o zabójstwo. Podejrzana
zostaje wprowadzona do sali przesłuchań przez mężczyznę (Zbigniew
Kozłowski), który próbuje wymóc od niej podpis, stanowiący przyznanie
się do zbrodni. Od samego pojawienia się na scenie kobieta zwraca na
siebie uwagę widza. Potok słów, który wylewa się z jej ust zdaje się żyć
własnym życiem. Nieustanna potrzeba mówienia, artykułowania, wyduszania
z siebie zgłosek, wyrazów, dźwięków, nie pozwala na jakąkolwiek
interakcję oskarżonej z mężczyzną, który bezskutecznie stara się z nią
porozumieć. W końcu, zrezygnowany, bezsilny, uruchamia kamerę i prosi
kobietę, by opowiedziała przed nią całą historię, jaką ma do
przekazania, po czym wychodzi.
Jako widzowie jesteśmy jedynymi
świadkami swoistej spowiedzi, słuchaczami brutalnej i przerażającej
opowieści o miłości zachłannej, chciwej, toksycznej i niebezpiecznej.
Początek jest niezwykle chaotyczny, stanowi plątaninę faktów, trudnych
do połączenia ze sobą, absurdalnych, niewiarygodnych, nielogicznych.
Facet paradujący w sukienkach kobiety, która go przygarnęła, wynoszący z
jej pokoju meble, przedmioty, etc., by zrobić miejsca dla pudeł, w
które mógłby łapać jej powietrze. Nie brzmi to jak standardowa historia
nieszczęśliwej miłości. Życie kobiety zaczyna przypominać egzystencję
więźnia, pozostającego w zimnej i mrocznej celi ślepego uczucia,
objawiającego się bezwzględnym, wręcz masochistycznym posłuszeństwem.
Cudowna bezmyślność w oddaniu się we władanie drugiemu człowiekowi z
biegiem czasu staje się uciążliwa – jest niczym ciężki kloc, który
ciągnie nas w dół, który w geście samoobrony postanawiamy odciąć, by
wypłynąć jeszcze ku powierzchni, nad którą świeci przecież słońce. Droga
ku wolności nie jest jednak taka łatwa, jak mogłoby się wydawać.
Okazuje się, że kaleka, a więc pozornie słaba i bezbronna kobieta, jest
ofiarą, której przeznaczono funkcję morderczyni. Jej los został
ukartowany, rola, jaką ma odegrać, ściśle zaplanowana, bez oglądania się
na jej odczucia. Jak można zatem winić kobietę, która tak skrzywdzona
wzniosła się ponad własne słabości, poświęciła swoją miłość, by w
najwyższym akcie miłosierdzia wziąć na własne ramiona zbrodnię własną i
cudzą? Ale, ale? Czy ta na pierwszy, drugi i kolejny rzut oka wariatka
mówi prawdę? Czy można wierzyć zdaniom, którymi tak hojnie i
niegospodarnie rzuca na prawo i lewo?
Anna Piróg-Karaszkiewicz stworzyła
niesamowitą kreację głównej bohaterki. Nieprzytomne spojrzenie, którym
wodzi po sali, by tylko na moment wbić świdrujący wzrok w któregoś z
widzów, powoduje, że skóra mimowolnie cierpnie. Do tego fantastyczna
kontrola własnego ciała – szklące się od łez oczy, zasmarkana twarz,
nerwowe tiki, sprawiają, że widz już po chwili zapomina, że ma do
czynienia wyłącznie z aktorską grą. Całość uzupełnia znakomity ton
głosu, który zdaje się biec równo z rytmem oszalałego, głośno bijącego
serca. Z niezdrową fascynacją, niemal przez godzinę, śledzimy
groteskowo-tragicznie rozwijającą się historię miłosną, przez cały czas
głowiąc się, że kobieta, to rzeczywiście, jak wskazuje tytuł,
kłamczucha, czy też z ust jej spijamy słowa najczystszej prawdy, która
ma przecież tendencję do strojenia się w szaty niezwykłości.
Zatem siedzimy, słuchamy, niedowierzamy i
analizujemy. Patrzymy na kobietę, która zdaje się być wrakiem
człowieka, coraz mniej zdolnym do rozróżnienia tego, co rzeczywiste, od
ułudy, snu, nocnego koszmaru. Podejrzewamy, że cienka granica, która
rozdziela psychiczne zdrowie od umysłowego zwichrowania, została być
może przekroczona i bohaterka znalazła się na drugim brzegu, na którym
zjadanie serc partnerów nie jest już takie niezwykłe. Chociaż, nadciąga
kolejna refleksja, być może wszystko to jest wyłącznie grą, umiejętnym
kamuflażem, który sprytnie maskuje okropieństwa, jakich dopuściła się
kobieta. Być może przyczyną morderstwa była zdrada, zazdrość, chorobliwa
podejrzliwość, nieufność, czy cokolwiek innego, co pcha nas w ramiona
zbrodni. A schronienie w skórze wariata wydaje się całkiem bezpieczne i
wygodne, bowiem zrzuca z nas sporą odpowiedzialność za popełniane czyny.
Jak zatem traktować wyznania, których jesteśmy świadkami? Trzeba
przyznać reżyserowi, że przez nadanie tak jednoznacznego tytułu swojej
sztuce, zdecydowanie namieszał w głowie odbiorcy, który nawet po
zakończonym, czy też, z nagła urwanym, spektaklu, zastanawia się, jak to
wszystko mogło wyglądać naprawdę.
Reasumując, Teatr BARAKAH po raz kolejny
zaserwował widzom niebanalne widowisko teatralne, o którym myśli się
również po opuszczeniu murów teatru. W małej, ciasnej piwnicznej sali,
przy równie małej widowni rozegrał się ogromny dramat psychologiczny,
zaserwowany przez Annę Piróg-Karaszkiewicz, która stworzyła świetną
kreację głównej bohaterki, bez przerwy koncentrując na sobie uwagę
widza.
P.S.
Kłamczucha była prawdopodobnie
ostatnim przedstawieniem, które miałem przyjemność obejrzeć w
podziemiach Klezmer Hois. Nie oznacza to rzecz jasna, że ekipa BARAKAHu
kończy działalność, albo, że ja definitywnie rezygnuję z kolejnych
spektaklów mojego ulubionego teatru. Sprawa przedstawia się zupełnie
inaczej – od września tego roku, Teatr BARAKAH przenosi swoją
działalność na ulicę Paulińską 28 (czyli w dalszym ciągu pozostaje na
urokliwym krakowskim Kazimierzu), gdzie wcześniej swoją siedzibę miał
Teatr Łaźnia, gdzie z kolei jeszcze wcześniej znajdowała się mykwa,
czyli rytualna łaźnia żydowska. Przeprowadzka łączy się oczywiście ze
sporymi kosztami, związanymi z renowacją opuszczonego do tej pory
budynku. O większość środków zatroszczyły się założycielki teatru, Ana
Nowicka oraz Monika Kufel, jednak nie na wszystkie niezbędne rzeczy
udało się pozyskać pieniądze. W związku z tym, na fali rosnącej
popularności finansowania społecznego, tzw. crowdfundingu,
dziewczyny zdecydowały się zaprosić do pomocy nas, czyli zwykłych
obywateli. Kwota, jaką chcą zebrać to 20 000 zł – pieniądze przeznaczone
zostaną na zakup sprzętu nagłaśniającego. Jeśli zastanawiacie się, w
jaki sposób możecie wesprzeć naszą rodzimą kulturę, serdecznie zachęcam
was do zainwestowania właśnie w Teatr BARAKAH. Uczęszczam na ich
spektakle już od dłuższego czasu i uważam, że w pełni zasługują oni na
naszą pomoc.
P.S.2
Szczegóły na temat projektu znajdziecie
na portalu Polak Potrafi, po kliknięciu w poniższy obrazek. Jeszcze raz
zachęcam do pomocy!
P.S.3 Zdjęcie autorstwa Katarzyny Gałek pochodzi ze strony www.teatrbarakah.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)