Mojry
Marek Soból
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Archipelagi
Liczba stron: 228
W środowisku czytelniczym żyje dość żywe
przekonanie, że współczesna polska proza praktycznie nie istnieje.
Wielu zżyma się i zrzędzi, że obecnie pisarze z Kraju znad Wisły nie
mogą zaproponować niczego, co chociaż przez chwilę mogłoby przykuć
uwagę, a na kolejnego Lema, Gombrowicza, czy choćby Bachdaja przyjdzie
nam jeszcze długo poczekać. Osobiście uważam takie oraz podobne opinie
za wielce krzywdzące, bowiem moim zdaniem młoda polska twórczość ma się
całkiem dobrze. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem, aby się o tym
przekonać, jest sięgnięcie po jedną z lektur, które proponuje nam
Wydawnictwo A.B. w swojej serii Archipelagi. Ja skusiłem się niedawno na Mojry autorstwa Marka Sobola i dziś chciałbym nieco przybliżyć tę pozycję oraz sylwetkę pisarza.
Marek Soból to na co dzień to manager oraz informatyk, stały bywalec Alchemii,
knajpy, która powoli wychodzi poza ciasne ramy definicyjne słowa lokal,
stając się symbolem artystycznym urokliwego krakowskiego Kazimierza. Na
oficjalnej stronie Alchemii Soból publikował różnorakie
teksty, krótsze formy pisarskie, co zaowocowało w końcu wydanym w 2005
roku debiutanckim zbiorem trzech opowiadań Mojry.
W mitologii greckiej, Mojry, trzy córki
Zeusa oraz Temidy, to boginie śmierci oraz życia, które w hierarchii
stały nawet ponad panami Olimpu. Znały one przyszłość oraz losy zarówno
bogów jak i ludzi. Mojry, których historię stworzył Soból to kobiety z
krwi i kości. Lachesis przywdziewa postać starszej Żydówki, która
przeżyła piekło Auschwitz. Po wojnie wraz z ukochanym mężczyzną emigruje
do Paryża, gdzie prowadzi kawiarnię, w której podejmuje kolejnych
klientów, uwielbiając wsłuchiwać się w snute przez nich historie oraz
układać je i przeplatać z własnymi wspomnieniami niczym puzzle. W rolę
Athropos wciela się pielęgniarka, pracująca w krakowskim szpitalu
onkologicznym, gdzie regularnie styka się ze śmiercią, która przecina
ledwie rozwinięte nitki życia małych pacjentów. Athropos po tragicznym
zgonie ukochanej osoby, próbuje się pozbierać psychiczne i w ramach
rekonwalescencji zaczyna pisać pamiętnik. Ostatnia bohaterka, Kloto, to
doświadczona przez życie prostytutka, która prostym, ale żywym i
plastycznym językiem maluje historię swojej egzystencji swojemu
ulubionemu klientowi, którego przy sporej dozie chęci można wziąć za
samego autora zbioru.
Wszystkie bohaterki mają ze sobą wiele
wspólnego. Każda z nich raczy nas swoją biografią, która w przypadku
całej trójki okazuje się historią zawiłą, przeplataną chwilami radości i
euforii, niekiedy odmalowaną w barwach szarości i smutku, naznaczoną
też piętnem tragedii. Życie po prostu, chciałoby się rzec. Wydaje się,
że właśnie to jest bardzo mocnym punktem książki – opowieści, chociaż
narratorkami są kobiety, których sylwetki psychologiczne nakreślił
przecież mężczyzna, tchną autentyzmem oraz zwyczajnością (nie jest to
jednak pospolitość, czy blichtr). To zdarzenia, które mogą przytrafić
się każdemu. To rejestracja codzienności, rutyny życia, która niekiedy
zostaje przerwana przez okrutną niesprawiedliwość losu. Wszystkie
bohaterki w mniejszym lub większym stopniu doświadczają jakiegoś
nieszczęścia, wszystkie uczą się oswajać uczucie bólu, które stara się
kwitnąć w ich sercach, wszystkie dzielnie starają się nosić na swoich
barkach ciężar spadającego na nie fatum. Być może autor starał się
pokazać, że człowiek, mimo, że niekiedy jest tylko marionetką w rękach
kapryśnego losu może się mu przeciwstawić, starając się oswoić nową
rzeczywistość, w której przyszło mu żyć, godnie przyjmując kolejne
cięgi. W końcu każdy z nas styka się z cierpieniem, złem, nieufnością,
brakiem akceptacji, czy niesprawiedliwością, a mimo to potrafimy się
podnieść, odbić się od dna i wyjść na prostą.
Autor przyprawia swoją prozę o wątki
filozoficzne, pojawiają się dygresje na temat istoty naszej egzystencji,
sensu popełnianego zła oraz akceptacji go przez bierność ogółu. Często
natrafiamy na sentencje budujące na duchu, nakazujące nigdy się nie
poddawać, przekonujące, że może za następnym zakrętem wreszcie czeka na
nas szczęście – autor serwuje je jednak w formie zawoalowanej, tak, że
nie śmierdzą one kiczem oraz banałem. Soból nie unika również tematów
tabu, powszechnie uważanych za sprawy trudne, których nie powinno poruszać się w towarzystwie.
Krótko reasumując, Marek Soból oraz jego Mojry,
to kolejny dowód na to, że polska proza wcale nie jest taka zła, jak
wielu sądzi. Pisarz udowadnia, że powojenne pokolenie ma również coś do
powiedzenia oraz posiada odpowiednie głosy, które byłyby w stanie
wyrazić wszelkie trapiące je niepokoje. Mojry to trzy ściśle
powiązane ze sobą opowiadania, w których bohaterki wchodzą ze sobą w
interakcje, co dodaje zbiorowi dodatkowego smaczku. Nie jest to może
pozycja wybitna, ale wg mnie debiut należy uznać za bardzo przyzwoity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)