No i znowu mamy gorący temat w mediach. Po aborcji i homoseksualiźmie przyszedł czas na zapłodnienie in vitro. Jak zwykle Kościół Katolicki wtrąca w to swoje trzy grosze podgrzewając dodatkowo atmosferę. Podgrzewa ją sam i poprzez ludzi, którzy się nań powołują, by dodać sobie powagi, której im najwidoczniej brakuje, oraz osłonić się przed krytyką i rzeczowymi argumentami, bo kto zaatakuje takiego, to jakby pluł na Kościół i na naszą świętą wiarę.
Nie mam nic przeciw temu, by Kościół pouczał swych wiernych i publikował swe stanowisko w sprawach nowych technologii. To chyba w dzisiejszych czasach główna rola Kościoła w państwach wysoko rozwiniętych, by pokazywać co moralne, a co nie. Nauka daje nam coraz więcej i w coraz szybszym tempie ale nie mówi nam co ludzkie, a co nie, co dobre, a co złe. To jest chyba najważniejsze dziś zadanie Kościoła. Ale póki Polska nie jest jeszcze formalnie państwem wyznaniowym pod dyktaturą Kościoła, póki z Konstytucji nie usunięto zapisu o rozdziale państwa od kościoła, to Kościół nie ma prawa niczego żądać od państwa ani od wszystkich obywateli.
_________________________________________________
Kościół proponuje alternatywę dla in vitro. Kościół nie dopuszcza prokreacji pozaustrojowej, proponując alternatywne możliwości, czyli diagnozę i terapię niepłodności - przypomniał na Jasnej Górze przewodniczący zespołu ekspertów episkopatu ds. bioetycznych, metropolita warszawsko-praski abp Henryk Hoser.
Wiadomości Onet.pl za PAP, PG/27.11.2008
_________________________________________________
Ja myślę, że każda rozsądna para zanim poszuka rozwiązania w in vitro, zrobi sobie badania i spróbuje załatwić sprawę we „własnym zakresie”. Diagnoza i terapia nie są żadną alternatywą, bo jeśli wyniki badań są jednoznacznie negatywne, to nie pomoże żadna terapia. Człowiek na takim stanowisku i z taką inteligencją jak abp Henryk Hoser na pewno to wie i zastanawia tylko w imię czego robi z siebie głupszego niż jest w istocie.
_______________________________________________
Jak mówił hierarcha, KEP (Konferencji Episkopatu Polski przyp. Sowie Oko) oczekuje reglamentacji sfery działań współczesnej biotechnologii - dotąd w Polsce nieuregulowanej - tym bardziej, że rynek usług biotechnologicznych rozwija się w sposób niekontrolowany, "często prowadzący bardzo daleko". Biskupi podkreślają jednak, że nowe prawo w tej sferze musi uwzględniać aspekt etyczny.
tamże
_________________________________________________
Czyli KEP wyraźnie chce rządzić państwem i wpływać na rząd, a nie rządzić wiernymi. To tak jak w państwach islamskich, gdzie alkoholu nie wolno pić nikomu, nawet niewiernym, nawet w zaciszu własnego domu. Czy hierarchowie katoliccy trochę się nie zapędzają? Czy nie stali się bardziej politykami niż duszpasterzami? Może swe wezwania powinni kierować do wiernych, a nie do wszystkich, a przede wszystkim w formie moralnego nakazu, a nie przepisu popartego przymusem państwowym, co ,jak widać wyraźnie, jest ich niespełnionym (na razie) marzeniem.
Inna sprawa, że Kościół nie zgadza się nie tylko na małżeństwa homoseksualne, ale w ogóle na małżeństwa, które nie mogą mieć potomstwa. Dlatego tak naciska na diagnostykę i terapię, bo para definitywnie bezpłodna (kastracja, histerektomia) w ogóle ślubu nie dostanie, a otrzymany zawsze można uznać za nieważny. Tym się Kościół jednak nie chwali, bo to pokazuje czarno na białym, iż nie chodzi o miłość, tylko o potomstwo.
Wracając do tematu, to o co tak naprawdę chodzi? Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze.
________________________________________________
"Refundowanie in vitro to pomysł socjalistyczny"
- Wiadomo, że ludzie przestrzegający przyrodzonej moralności, a więc szanujący godność ludzką są przeciw nieludzkiemu in vitro. Wiadomo też, że niektórzy godzą się na vitro, ale bez unicestwiania tzw. nadprogramowych embrionów, czyli stawiają Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Natomiast swego rodzaju sensacją i absurdem jest zamiar liberalnego rządu, aby nie tylko zalegalizować, ale refundować in vitro - pisze w swoim blogu w Onet.pl Artur Zawisza.
"Liberałowie, owszem, mogą być za nieszczęsną legalizacją, ale odkąd są za wydatkami budżetowymi na tę praktykę? To pomysł par excellance socjalistyczny. Tymczasem będąc przeciw rozsadzaniu budżetu przez emerytury pomostowe, należałoby być przeciw budżetowej refundacji in vitro. Jednak nie chodzi tu o opcję wolnościową, lecz ideologiczną, bo refundacja jest w istocie zachętą" - pisze Zawisza.
Wiadomości Onet.pl za Blogiem Artura Zawiszy w onet.pl
___________________________________________________________
I tu mamy sedno sprawy. Kościół najbardziej zabolała chyba, tak jak pana Zawiszę, ta właśnie refundacja. Bo przecież zapłodnienie in vitro to nie jest temat nowy.
Zapłodnienie in vitro jest bardzo dobrym wynalazkiem. To nie jest narzędzie dla lumpów, bo para spod budki z piwem raczej z takiej metody nie skorzysta. Załatwiają to mimochodem, tradycyjnie i od młodych lat, w oparach alkoholu i młodzieńczej ciekawości. Natomiast ludzie wykształceni, majętni i w ogólnym pojęciu tacy, których w społeczeństwie powinno być jak najwięcej, bo ich dzieci rokują na wykształconą siłę roboczą albo mocną klasę średnią i bogatą wyższą, z reguły za robienie potomstwa biorą się późno i często mają z tym problemy. Jeśli terapia nie daje rezultatu a wyniki badań są jednoznaczne, to powinni mieć możliwość spłodzenia potomstwa in vitro, nawet jeśli państwo ma do tego dopłacić. Taki młody człowiek w ciągu swego życia swą pracą z pewnością zwróci państwu tą kwotę i dla narodu będzie to instytucja opłacalna.
Becikowe i inne podobne „zachęty” mogą być kuszące tylko dla marginesu, którego potomstwo nie tylko nie da korzyści państwu i narodowi, ale wręcz przeciwnie. Wzrośnie tylko bezrobocie i zagrożenie kryminalne. Normalny człowiek znając koszty porządnego wychowania, utrzymania i wykształcenia dziecka na pewno nie decyduje się na nie pod wpływem wizji becikowego, choć dla każdego jest ono miłym gestem od władzy. In vitro na pewno nigdy nie będzie masowe, nikt rozsądny w takie zagrożenie nie wierzy, Zawsze będzie to rozwiązanie jednostkowe, ginące w macie tradycyjnych poczęć. Tym bardziej powinno się dać narodowi szansę, by lepsza pula genów nie ginęła tylko dlatego, że ktoś za długo zajmował się karierą, uległ wypadkowi, chorobie albo innemu nieszczęściu. Dla biedniejszej części klasy średniej i, jak to mawiał Lenin, inteligencji pracującej miast i wsi, refundacja in vitro to może być różnica pomiędzy mieć dziecko a nie, jeśli przydarzy im się ten pech i sami nie będą mogli spłodzić potomka w tradycyjny sposób.
W wypowiedziach Kościoła zauważam jeszcze jeden temat, który ucieka komentatorom. Właściwie nie temat a jego brak. Adopcja. Przecież istnieje coś takiego. Tylko, że znowu, Watykan nie dopuszcza małżeństw bezpłodnych, więc nie przyszło mu do głowy, iż alternatywą może być adopcja, bo to wyjście tylko dla tych definitywnie skazanych na brak potomstwa, a takich Watykan nie uznaje.
Jak już wspomniałem, zdecydowanie popieram in vitro i jego refundację, gdyż w przeciwieństwie do adopcji, to rozwiązanie zachowuje dla społeczeństwa geny, które w innym wypadku przepadłyby bezpowrotnie. Z drugiej jednak strony uważam, że refundacja powinna być ograniczona, by nie stała się narzędziem do produkowania sobie dzieci przez kobiety, które „chcą mieć dziecko, ale partner im nie jest do tego potrzebny”, by nie wykorzystywano tej metody do produkowania żywych zabawek dla bogatych samotników albo dla par homoseksualnych. Tutaj zgadzam się w pełni ze stanowiskiem Kościoła, iż technologia ta, podobnie jak inne nowe wynalazki, niesie dużo wyzwań moralnych. I tym właśnie powinien się Kościół zajmować, rozwiązywaniem moralnych dylematów, wskazywaniem gdzie zło, a gdzie dobro, a nie polityką, rządzeniem i tworzeniem prawa. Tym niech się zajmują politycy i rządy.
Jeśli jakiś proboszcz z Pipidówki chlapnie coś niemądrego na kazaniu, to można to zrozumieć. Jest tylko człowiekiem a jego edukacja obejmowała głównie teologię i psychologię, a nie matematykę, nauki przyrodnicze, ekonomię czy historię. Jednak jeśli hierarchowie prowadzą podejrzane interesy, kryją pedofilię w szeregach kleru albo produkują wino Prałat, to trudno mi uwierzyć, że mają być dla mnie autorytetem moralnym. Szkoda, że Kościół nie chce wyciągnąć wniosków ze słynnej wypowiedzi ks. prof. Tischnera z lat 90-tych o tym, że nie spotkał nikogo, kto by stracił wiarę po lekturze Marksa, za to spotykał wielu takich, którzy stracili ją po spotkaniu z własnym proboszczem (to samo mówił parę lat wcześniej na komisji ds. duszpasterstwa ogólnego Episkopatu, gdzie Marksa zastąpił Feuerbachem). Myślę, że sens tego cytatu jeszcze bardziej niż szeregowych księży, dotyczy dziś wielu hierarchów. Dzisiejsi dostojnicy Kościoła jawią mi się bardziej jak politycy, niż jak przywódcy duchowi, pasterze wiernych. Bardziej przypominają wodzów jakiejś partii niż kamerlinga z prześwietnej powieści Dana Browna Anioły i demony (Angels And Demons). A może po prostu za dużo wymagam? Może są tacy jak ich wierni? No bo ilu katolików wie, kto to jest kamerling?
Jednak nie. Ja też nie dowiedziałem się o tym, że taka osoba istnieje, ani na religii, ani w kościele, a przecież chyba nie jest to dla katolika mało znacząca informacja, skoro ten człowiek w czasie bezkrólewia na watykańskim stolcu dzierży najwyższą władzę w Kościele Katolickim. Gdy policzymy ile godzin religii muszą odsiedzieć dzieci i młodzież przez te wszystkie lata nim dostąpią zaszczytu sakramentu bierzmowania, to aż dziw, że nie znajdzie się tam miejsce na takie informacje. Może jednak nie wierni są winni a ci, co ich powinni prowadzić? Może zamiast sprawami boskimi za dużo zajmują się ziemskimi?..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)