Wczoraj miałem przyjemność (no, może trochę przesadziłem) oglądać w TV konferencję prasową z Grzegorzem Kołodką na temat jego spotkania z prezydentem. Najbardziej zaciekawił mnie temat, który tych dwóch panów omawiało, i na którym skoncentrowały się pytania dziennikarzy oraz wyjaśnienia Kołodki, a mianowicie wejście euro do Polski i kurs złotego do euro, po jakim by się to miało dokonać.
Kołodko tłumaczył, że jego zdaniem miejsce Polski jest nie tylko w Unii Europejskiej, ale też w strefie euro. I że jest to racja stanu. - Mam nadzieję, że przekonałem prezydenta, jeśli jeszcze nie był przekonany, że zasadniczym pytaniem jest dziś nie to, czy, ale przy jakim kursie wejść do euro - mówił Kołodko. Jego zdaniem powinien to być kurs, który "zapewni nam długofalowy rozwój, bliżej 4 zł niż 3,5 czy 3,2 zł". Taki kurs miałby być korzystny dla polskich eksporterów. - Sądzę, że prezydent podziela te poglądy - stwierdził Kołodko.
Gazeta.pl za Gazetą Wyborczą.
Lechowi Kaczyńskiemu się nie dziwię, bo swój stosunek do uboższej części społeczeństwa, która według kryteriów zachodnich stanowi w Polsce znakomitą większość narodu, określił już na początku swej kariery politycznej słowamiSpieprzaj dziadu! Grzegorz Kołodko, który był wicepremierem i szefem resortu finansów w rządach Pawlaka, Oleksego i Cimoszewicza, a przez rok kierował też resortem finansów, gdy na czele rządu stał Leszek Miller, chyba bardzo daleko odszedł od swych lewicowych korzeni.
Nie przeczę, iż rację ma Kołodko, że wyższy kurs euro, czyli słabsza złotówka w momencie zmiany waluty, pomoże polskim eksporterom. Do fachowości byłego wicepremiera jako ekonomisty nie mam większych zastrzeżeń. Tylko czemu nikt nie zapytał na tej konferencji czyim kosztem odbędzie się ta pomoc dla biznesu? Czyżby dziennikarze tak słabo łapali tematy ekonomiczne? Może reporterzy tak dużo zarabiają, że nie muszą liczyć swoich dochodów i patrzeć, czy do pierwszego wystarczy? A może autorytet pana Kołodki sprawia, że ludzie zapominają o własnych interesach i słuchają go jak nie przymierzając prawdy objawionej?
Policzmy sami. Mamy pensję netto (czyli na rękę) w wysokości 1000 zł. Jeśli wejdziemy do euro po kursie 4 zł to na wypłatę dostaniemy 250 euro. Jeśli wejdziemy po kursie 3,2, to pierwsza nasza pensja w nowej walucie wyniesie 312,5 euro. Jaką pensję wolicie? Widzicie więc od razu, kto zapłaci za utrzymanie ekspansywności polskiego eksportu. Nie biznesmeni, bo oni sobie ceny towarów przeliczą tak, jak będą chcieli, a poza tym im wyższy będzie kurs złotego w momencie wejścia euro, tym bardziej zmaleją ich podatki, podobnie jak nasze pensje. Wysoki kurs to mniejsze podatki i mniejsze pensje. Mniej więc wpłynie i do budżetu i do naszych kieszeni. Tylko bogaci będą jeszcze bogatsi a zapłacimy za to my. Zapłacimy podwójnie, bo po pierwsze mniej zarobimy, a po drugie państwo mniej pieniędzy da na szkolnictwo, opiekę medyczną, emerytury i wszystko to, co powinno utrzymać, a z czym ma coraz większe problemy.
Jak widać przysłowie biednemu zawsze wiatr w oczy to tylko połówka mądrości ludowej. Ten sam wiatr bogatemu w żagleto mądrości tej druga połówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)