Olivier Rolin
Meteorolog
Władza, a w szczególności władza w systemach totalitarnych, potrzebuje oponentów. Przeciwnicy są o tyle niezbędni, że można zrzucić na nich winę za własne nieudolne działania, zaś w obliczu potencjalnej konfrontacji z ich zagrażającymi nam oddziałami, łatwiej jest zjednać sobie zastraszonych obywateli, ograniczając jednocześnie ich prawa. Konieczność zwalczania groźnego i podstępnego rywala to dobra wymówka do wprowadzenia „tymczasowych” wyrzeczeń, ograniczeń i specjalnych środków. Stąd każdy szanujący się dyktator wskazuje takie nieprzyjazne grupy, przy czym odbywa się to według różnego klucza. W przypadku nazistowskich Niemiec głównymi antagonistami są Żydzi – podludzie odpowiedzialni za klęskę Niemiec w trakcie I wojny światowej, za traktat wersalski i jego upokarzające dla Rzeszy postanowienia, za bycie brudem zanieczyszczającym niemiecką sztukę, literaturę, teatr, muzykę i prasę. O ile hitlerowscy oprawcy tworzą dość jasno i klarownie definicje swoich adwersarzy, o tyle zgoła inne podejście praktykują stalinowscy siepacze. W Związku Socjalistycznym Republik Radzieckich wraz z dojściem do władzy bolszewików pojawia się określenie „wróg ludu” (ros. Враг народа), które jest zbiorczą nazwą dla wszystkich rzeczywistych lub potencjalnych przeciwników sowieckich rządów. Poszczególne fale terroru komunistycznego, szczególnie za czasów Stalina u steru, rozszerzają zakres pojęcia „wróg ludu” na kolejne grupy społeczne oraz dodają do niego wszystkie osoby skazane z Artykułu 58 radzieckiego kodeksu karnego, tj. przepisu, na podstawie którego aresztowano podejrzanych o działalność kontrrewolucyjną (sabotaż, dywersja, szpiegostwo, wroga propaganda, itd.). W praktyce „wrogiem ludu” może zostać każdy obywatel ZSRR i to w każdym momencie swojej egzystencji, bez względu na zasługi czy osiągnięcia na rzecz komunistycznego ustroju. Boleśnie przekonuje się o tym Aleksiej Wangengheim (1881 – 1937), radziecki uczony, którego tragiczne losy zostają przybliżone w książce Meteorolog, autorstwa Oliviera Rolina (ur. 1947), francuskiego dziennikarza i pisarza.
W 2012 roku Rolin odbywa kolejną podróż do Rosji. Kieruje się na niegościnną północ, na Wyspy Sołowieckie, gdzie znajduje się założony w XV wieku malowniczy Monastyr Sołowiecki, który od 1923 roku staje się siedzibą założonego przez OGPU (ros. Объединённое государственное политическое управление, pol. Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny) sołowieckiego obozu specjalnego przeznaczenia SŁON (ros. Солове́цкий ла́герь осо́бого назначе́ния). Kontaktując się z działaczami prowadzącymi badania historyczne i propagującymi wiedzę o ofiarach represji sowieckich, natrafia na (…) album z chmurami na okładce, niedostępny w księgarniach, wydany przez córkę jednego z więźniów dla uczczenia pamięci ojca, Aleksieja Fieodosjewicza Wangenheima, meteorologa deportowanego na Sołowki w 1934 [1]. Album stanowią w ogromnej mierze reprodukcje listów wysyłanych do córki Eleonory, mającej 4 lat w chwili aresztowania ojca – opowieść zawarta w tej epistolograficznej konwersacji na tyle wzrusza Rolina, że postanawia (…) opisać historię tego człowieka, jednej z milionów ofiar szaleństwa stalinizmu [2].
Aleksiej Wangengheim to postać ciekawa, a przy tym raczej typowa dla Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (to jedna z wielu ofiar niemal do końca ufająca partii i Stalinowi, przekonana, że jego aresztowanie to fatalna pomyłka, która prędzej bądź później zostanie szczęśliwie wyjaśniona). Urodzony w ziemiańskiej rodzinie we wsi Krapiwna leżącej w Ukrainie, na przełomie wieków wstępuje na uniwersytet w Moskwie, skąd zostaje wyrzucony za udział w zamieszkach w 1901 roku. Po odbyciu służby wojskowej następuje powrót do edukacji (politechnika w Kijowie oraz studia rolnicze w Moskwie), następnie walka (jako szef służby meteorologicznej) w szeregach armii carskiej w I wojnie światowej. Wojna domowa (1917 – 1922) to konflikt bratobójczy i tak jest dosłownie w przypadku Wangengheimów – brat Aleksieja opowiada się po stronie białych, zaś bohater daje się uwieść retoryce czerwonych, co w perspektywie krótkoterminowej wydaje się być dobrym wyborem (brat ratuje się emigracją). W latach 30-tych XX wieku Aleksiej Wangengheim jest człowiekiem radzieckim pełną gębą – jest członkiem Partii, należy do licznych komitetów, prezydiów i rad naukowych, reprezentuje ZSRR w Międzynarodowej Komisji do Badania Chmur, od 1929 roku jest szefem Służby Hydrometeorologicznej ZSRR. Karta Wangengheima odwraca się w 1934 roku, kiedy rozpoczyna się jedna z wielu fal masowych represji w ZSRR (1934 – 1935). Donos sfrustrowanego podwładnego wystarcza, by przekreślić cały dorobek radzieckiego prominenta – Aleksiej Wangengheim zostaje oskarżony (…) z artykułu 58 paragraf 6 (szpiegostwo) i 7 (sabotaż gospodarczy) (…) [3] i zostaje zesłany do Sołowieckiego Obozu Specjalnego Przeznaczenia. W 1937 roku jedna z tysięcy sławetnych „trójek” NKWD wydaje wyrok na Wangengheima – meteorolog, jak wiele ofiar stalinowskich czystek, ginie od strzału w potylicę.
Portret Aleksieja Wangengheima, w którym największy nacisk położono na okres pobytu w łagrze, staje się dla Oliviera Rolina punktem wyjścia do rozprawienia się z radzieckim ustrojem. Odkrywając przed nami kolejne karty biografii protagonisty, francuski pisarz osadza je w bardzo konkretnej rzeczywistości sowieckiej. Rolin pozwala sobie na zgryźliwe uwagi i uszczypliwe komentarze piętnujące absurdy i patologie znamienne dla ZSRR. Wspomina o Hołodomorze (A Bóg świadkiem, że socjalistyczne rolnictwo potrzebuje pomocy. Obłąkana polityka Stalina, polegająca na eliminacji bogatych lub podejrzanych o zamożność chłopów (czasem wystarczy, że gospodarz ma krowę, by uznano go za kułaka, skazano na zsyłkę lub rozstrzelanie), narzuconej kolektywizacji i rekwizycji zboża, ściągnęła na Ukrainę straszliwy głód. Miliony ludzi, trzy miliony bez wątpienia, zmarły w latach 1932-1933 w kraju dzieciństwa i młodości Aleksieja Fieodosjewicza [4]); podśmiechuje się z obsesji pionierstwa (Związek Radziecki liczy teraz bohaterów na pęczki – bohaterowie Arktyki, bohaterowie stratosfery, lotnicy bijący rekordy świata długich przelotów za sterami jednomotorowych aeroplanów o długich skrzydłach jak noże do przecinania papieru, bohaterowie pracy, bohaterowie budowy pierwszej linii metra w Moskwie, ze stacjami, które są pałacami ludu [5]); uzmysławia skalę zniszczeń dokonanych przez Stalina (Mimowolnie zadajemy sobie pytanie, co by się stało, gdyby entuzjazm jako siła napędowa sowieckiego życia nie został zastąpiony przez Stalina terrorem, który pozbawił państwo wszystkich elit: naukowych, technicznych, intelektualnych, artystycznych i wojskowych, zdziesiątkował chłopstwo i nawet proletariat, choć w jego imię wszystko to się odbywało, a Związek Radziecki miał być ojczyzną robotników [6]); sygnalizuje (…) brutalność logiczną – budzące grozę odwrócenie prawdy i fałszu [7], czyli manewr stosowany przez funkcjonariuszy NKWD, za sprawą wykluczono możliwość, by oskarżony był niewinny; zaznacza, że w tryby machiny w stalinowskim państwie może wpaść absolutnie każdy (Terror zaprowadzony przez Stalina cechował się tym, że nikt nie mógł czuć się bezpieczny, nawet funkcjonariusz wysokiego szczebla skrupulatnie wykonujący mokrą robotę [8]; wreszcie pokazuje bezwładność i bardak, jakże znamienne dla nie tylko sowieckiej, ale ogólnie rosyjskiej biurokracji (Co prawda niewiele to zmienia, ale to jest bardzo charakterystyczne: musisz czekać trzy lata, zanim się dowiesz, za co siedzisz… [9]; (…) bezwład biurokratyczny należy do dziedzictwa carskiej epoki, które reżim sowiecki potrafił w cudowny sposób wykorzystać [10]).
Figura Aleksieja Wangengheima jest o tyle uniwersalna, że jego tragiczne dzieje dobrze odzwierciedlają beznadziejną sytuację innych ofiar stalinowskiego piekła. Tak jak wielu jemu podobnych, Wangengheim zostaje oszukany i zdradzony przez sowieckie państwo. Odpłatą za wiarę w rewolucję, za chęć budowania socjalistycznego społeczeństwa, za niemały wkład włożony w proletariacką przyszłość, są absurdalne oskarżenia, szemrany proces bez możliwości obrony i bezceremonialna śmierć.
Opowieść o perypetiach Aleksieja Wangengheima oraz o obliczu stalinowskiego ZSRR napisana jest w specyficznym stylu. Olivier Rolin nie chowa się za trzecioosobową narracją, która nierzadko przechodzi w pierwszoosobową – autor przedstawia okoliczności, w jakich rodzi się pomysł na napisanie dzieła; relacjonuje odbyte podróże w trakcie zbierania materiałów; zaznacza, kiedy w biografii Wangengheima pojawiają się białe plamy, które uzupełniane są jego przypuszczeniami. Jeśli dołożyć do tego dygresje na temat literatury czy wtrącenia dotyczące własnego warsztatu, okazuje się, że Meteorolog to momentami zahacza o antypowieść czy postmodernistyczne płody, których wyróżnikami są m.in. autotematyzm. Te wyznania Rolina są bardzo wartościowe, bowiem dowiadujemy się z nich, że Francuz to lewicowy intelektualista, który w latach młodości wierzył w komunistyczne ideały – wydaje się, że pochylenie się nad losami Wangengheima to poniekąd rozprawienie się z własnymi chimerami, z młodzieńczą naiwnością. Ten konfesyjny charakter książka to jeszcze jedna jej zaleta.
W rezultacie Meteorolog, choć krótki, to bardzo wartościowy utwór. Olivier Rolin kreśli przed nami studium pojedynczej tragedii, które można rozciągnąć na całe rzesze ofiar radzieckiego totalitaryzmu. Autor zagłębia się w mechanizmy machiny opresji, odsłaniając przed nami jej krwawe tryby, uświadamiając, że specyfika stalinowskiego terroru polega na jego powszechności, masowości oraz przypadkowości – absolutnie nikt nie może czuć się bezpieczny, co sprawia, że ZSRR jest jednym wielkim zbiorowiskiem paranoików, niepewnych swojej przyszłości. Jednocześnie Meteorolog to historia ogromnej naiwności oraz zaślepienia, które uniemożliwiają dostrzeżenie swoich katów. Jeśli dodać do tego niepamięć współczesnych Rosjan (Francuz akcentuje fakt, że upamiętnieniem ofiar komunistycznych represji zajmują się przede wszystkim wolontariusze i aktywiści, a państwo skrzętnie milczy, czego jaskrawym przykładem jest m.in. budynek Łubianki: Liczni przechodnie na ruchliwym placu nie zwracają uwagi na ten hańbiący pomnik. Może to pozostałości strachu? Jedyna tablica na murze informuje, że tu od 1967 do 1982 roku Jurij Andropow kierował KGB. Nic o tłumach męczenników, którzy zakończyli życie z dziurą w głowie kilka pięter niżej pod biurem Andropowa [11]), to Meteorolog jawi się jako niezwykle aktualna lektura, mówią bardzo wiele o mentalności społeczeństwa rosyjskiego.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] Olivier Rolin, Meteorolog, przeł. Anna Michalska, Wydawnictwo Noir sur Blanc, Kraków 2016
[2] Tamże, s. 14
[3] Tamże, s. 54
[4] Tamże, s. 24
[5] Tamże, s. 31
[6] Tamże, s. 31
[7] Tamże, s. 54
[8] Tamże, s. 42
[9] Tamże, s. 94
[10] Tamże, s. 22
[11] Tamże, s. 47
Bardzo interesująca książka. Zwróciła moją uwagę już wtedy, gdy pisałeś o niej na portalu LC (choć nie wystawiłeś opinii). Cenię bardzo książki wydawane przez Noir sur Blanc; wydają często takie nieoczywiste pozycje, dalekie od najmodniejszych trendów, lubię także literaturę francuską. Bardzo się ucieszyłam, że autor opowiada o samej historii powstawania książki, zbieraniu materiałów - to dla mnie mega ciekawe, podglądanie warsztatu pisarza. W książkę już się zaopatrzyłam, żeby nie musieć kiedyś żałować, kiedy zupełnie zniknie z rynku wtórnego...
OdpowiedzUsuńTen brak oceny na LC to moje niedopatrzenie - gdzieś mi to umknęło, ale już nadrobiłem (wg mnie to mocne 7/10). A Noir sur Blanc to faktycznie kopalnia interesujących i nieoczywistych tytułów. Sporo książek przez nich wydawanych kupuję w ciemno i jak dotąd, jeszcze nie miałem żadnego większego rozczarowania.
UsuńMiło czytać, że zaopatrzyłaś się w "Meteorologa". Bardzo jestem ciekaw, jak ją odbierzesz. Cierpliwie czekam na Twoje wrażenia ;)
Książka wydaje się bardzo wartościową pozycją. Też lubię, gdy autor nie chowa się za trzecioosobową narracją w książkach biograficznych, tylko wprost przedstawia własne stanowisko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Galene
O tak, książka bardzo ciekawie opowiada o stalinowskich metodach sprawowania władzy, koncentrując się na ofiarach. A te eseistyczne dygresje bardzo interesująco portretują współczesne społeczeństwo rosyjskie, niezdolne do autorefleksji, do krytycznego podejścia do historii, do szacunku dla ofiar stalinizmu.
UsuńKsiążka, która doskonale wpisuje się w krąg moich zainteresowań. Tytuł zanotowany :)
OdpowiedzUsuńŻyczę zatem miłej lektury. Wg mnie książka, choć krótka, jest bardzo wartościowa.
Usuń