Aoko Matsuda
Układ(a)ne
Ludzka egzystencja to nieustanne wchodzenie ze sobą w interakcje. Jako jednostki funkcjonujące na co dzień we wszelakiej maści gromadach, stykamy się z rzeszą osobników, którzy wywierają na nas określony wpływ. W przypadku osób odczuwających silną potrzebę akceptacji, to oddziaływanie innych na nasze postępowanie może być na tyle duże, że nasze naturalne odruchy tłamszone są na rzecz oczekiwań i powinności. Nasza osobowość zostaje stosownie przycięta, tak, by zmieściła się w gorsecie wyobrażeń na nasz temat – tyle, że długotrwałe noszenie maski, szczególnie, jeśli nas ona uwiera, jest okropnie męczące. Pojawia się zatem pokusa, by maskę zdjąć i wreszcie być sobą. Cóż się jednak wtedy stanie? Czy nasze oblicze nie będzie zdeformowane przez to, za czym tak długo chowaliśmy twarz? Dywagacji w tej materii dostarcza lektura książki Układ(a)ne autorstwa Aoko Matsudy (ur. 1979), japońskiej pisarki i tłumaczki.
Utwór składający się z 7 tekstów wydany na łamach warszawskiej oficyny Tajfuny to wymykający się gatunkowym schematom twór traktujący o korporacjach i pracujących w nim ludziach. Na pierwszy rzut oka, zatrudnieni w tego typu strukturach niewiele się od siebie różnią – ich egzystencja zdaje się zmierzać w tym samym kierunku, zaś wachlarz zachowań sprawia wrażenie mocno ograniczonego. Te przeświadczenia stają się żyzną glebą dla stereotypów, na bazie których wyrasta powszechna wiedza dotycząca tzw. korpoludków. Jak jednak uzmysławia nam Aoko Matsuda, świat jest zbyt cudowny, a przy tym zbyt złożony i skomplikowany, by możliwe było zamknięcie w kilku frazach wiadomości o tak licznej grupie społecznej.
Układ(a)ne to wyprawa w trzewia biurowców i wysokościowców, i zanurzenie się w korporacyjnym krwiobiegu. Zastosowanie pierwszoosobowej narracji przeplatanej z mową pozornie zależną pozwala Aoko Matsudzie na ukazanie nam wewnętrznego świata szerokiej gamy mężczyzn i kobiet, których łączy konieczność bytowania we współczesnym, dynamicznie rozwijającym się i wiecznie gdzieś pędzącym świecie. Świecie, w którym dominuje masowość i tymczasowość, gdzie na piedestał wyniesiony zostaje indywidualizm (choć po piętach depcze mu anonimowość), co skutkuje postępującą atomizacją i zanikaniem międzyludzkich więzi. Owocem tej narastającej atrofii relacji jest wrażenie niedopasowania, niezrozumienia oraz niemożności funkcjonowania w ludzkiej gromadzie: To był ten moment, od którego już na zawsze towarzyszyło mi poczucie wyobcowania [1]; I tak mijały mi dni, gdy próbowałam dopasować się do innych i gdy mi się to nie udawało, za każdym razem na siłę starałam się odnaleźć w ich towarzystwie, aż zrozumiałam, że to tylko żałosna namiastka, a świadomość, że miałabym tak dalej żyć, wprawiała mnie w rozpacz [2]; Opór nie miał sensu. Czego by nie powiedział, czego by nie zrobił, oni zawsze interpretowali jego słowa według własnego sposobu postrzegania świata. Dlatego uznał, że najlepszym wyjściem będzie jak najszybciej się dostosować [3]; Była zmęczona próbami wpasowania się w ich świat [4]. Co ciekawe, korporacja, wraz z jej przejrzystymi zasadami, ścisłą hierarchią, klarowną ścieżką rozwoju i motywującymi hasłami, może być również schronieniem, obietnicą skutecznej mimikry, dla tych, którzy nie chcą się wyróżniać, a wręcz przeciwnie, pragną potwierdzenia przynależności do wspólnoty: Tak, tylko wtedy (A)mura był szczęśliwy, gdy był taki sam jak wszyscy [5].
Miejsce pracy, jako arena niekończących się interakcji, to także przestrzeń, gdzie królują stereotypy i schematy. Bohaterowie i bohaterki Aoko Matsudy padają ofiarą uprzedzeń i myślowych klisz, ale sami także chętnie przypinają innym łatki – zadbani mężczyźni posądzani są o homoseksualizm, podobnie zresztą jak kobiety, które nie są skore do umawiania się na randki; atrakcyjne współpracowniczki są uprzedmiotawiane i redukowane do seksualnych atrybutów; protagonistom udzielane są rady, które kompletnie nie uwzględniają ich osobistych doświadczeń i przekonań, bowiem króluje założenie, że wszyscy na przeżycia traumatyczne winni reagować w ten sam sposób. Matsuda sygnalizuje, że owe stereotypy to nasza cywilizacyjna zmora, a posługiwanie się nimi to pokłosie komunikacyjnych problemów, które wynikają z tego, że zdecydowanie łatwiej jest nam mówić o sobie, niż słuchać innych. Społeczną dysfunkcją jest również mizoginia, która mimo tego, że od lat się z nią walczy, to wciąż ma się bardzo dobrze. jej przejawy są bardzo liczne i skutecznie utrudniają żeńską egzystencję – kobiety, które radzą sobie zbyt dobrze w pracy posądzane są o przerost ambicji, bo nierzadko podświadomie zakłada się, że ich rolą są sprawy bardziej podrzędne, takie jak dbanie o dobrą atmosferę, wykonywanie prac porządkowych czy ładna prezencja. Wygląd to zresztą pole, na którym nierówność nadal jest bardzo wyrazista – od kobiet wymaga się dbania o powierzchowność, co na ogół wiąże się z większymi wydatkami (te fragmenty dobrze współgrają z książki Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn pióra Caroline Criado Perez) – u Matsudy symbolem tej dyskryminacji w kwestii wydatków są rajstopy, które są obowiązkowym elementem stroju w pracy jednej z bohaterek.
Pozostając na polu metafor, warto dodać, że autorka chętnie posługuje się tego typu środkami. Ważną rolę odgrywa rzeka, która w betonowej dżungli reprezentuje strumień ludzkich emocji płynących wartkim nurtem. Bardziej upiorną wymowę posiada akwarium, w którym po wymianie wody na nową, część rybek nie potrafi się dostosować i zdycha – podobnie wyglądają niektóre środowiska pracy, gdzie od pracowników wymaga się pełnej elastyczności i otwartości na zmiany. Ci, którzy nie nadążają wypadają z gry i bezpowrotnie się o nich zapomina. Intrygująca jest także jedna z postaci, która zajmuje się sadzeniem wszystkiego, począwszy od przedmiotów, a na emocjach skończywszy. To nietypowe zajęcie, które początkowo budzi zachwyt, z biegiem czasu staje się męczącym i przerażającym obowiązkiem – wydaje się, że Matsuda przenośnie ukazuje przed nami postępujące wypalenie zawodowe, za sprawą którego nasza praca, z aktywności przynoszącej satysfakcję i zadowolenie, może przedzierzgnąć się w smutną harówkę, w mordęgę, która wysyca z nas wszelką energię.
Mimo interesującej tematyki oraz oryginalnego stylu, jakim operuje Aoko Matsuda, Układ(a)ne pozostaje książką, która nie wywarła na mnie większego wrażenia. Być może informacja, że pozycja była nominowana do nagrody im. Yukio Mishimy oraz nagrody Nomy dla najlepszego debiutu, zbytnio rozbudziła moje oczekiwania. W materii eksperymentowania z literacką formą autorce daleko do takiej tuzy japońskiej prozy jak Kōbō Abe, zaś sam motyw bycia postrzeganym przez innych wypada blado w zestawieniu z dorobkiem Yukio Mishimą właśnie. Zbiorek ma kilka dobrych momentów i ciekawych refleksji, ale to zdecydowanie za mało, by zasłużyć na coś więcej, niż opinia zamykająca się w słowie przeciętny.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] Aoko Matsuda, Układ(a)ne, przeł. Agata Bice, Wydawnictwo Tajfuny, Warszawa 2020, s. 16
[2] Tamże, s. 17
[3] Tamże, s. 39
[4] Tamże, s. 43
[5] Tamże, s. 56
Ta książka czeka na mojej półce do przeczytania od bardzo dawna i z ciekawością przeczytałam tę recenzję. (Ale chyba nie przyspieszy ona mojego czytania).
OdpowiedzUsuńJa też tę książkę miałem w planach przez pewien czas. Udało mi się ją upolować w bibliotece i z dużą ochotą zabrałem się za lekturę. I przyznaję, że odrobinę mnie ta pozycja rozczarowała.
UsuńCzaję się na nią, choć w kilku miejscach czytałam, że jest w gruncie rzeczy płytka. Twoja recenzja potwierdza tę opinię. Tym bardziej ciekawe, co przesądziło o nagrodzeniu książki.
OdpowiedzUsuńJa też się czaiłem i w końcu ją wyczaiłem w jednej z bibliotek, które odwiedzam ;) Sam pomysł na zbiór jest ciekawy, ale faktycznie, raczej nie ma w nim zbytniej głębi. Wydawnictwo mocno tę pozycję promowało i spodziewałem się dzieła pokroju Abe czy Mishimy i może stąd moje rozczarowanie.
UsuńRaczej nie dla mnie, bo po prostu nie lubię czytać o pracy – no chyba że jest ciekawa, ale w przypadku bohaterów tej książki nie jest.
OdpowiedzUsuńWg mnie nie sięgając po ten zbiór, niczego nie stracisz. Nie będę więc namawiać do lektury ;)
UsuńOstatnio dowiedziałem się, że w Japonii każde większe wydawnictwo ma swoją nagrodę (może i więcej niż jedną), więc zdecydowanie zwiększa to szanse, że od czasu do czasu trafi się niewypał.
OdpowiedzUsuńRacja, racja, ale akurat Nagroda Nomy jest dla mnie wyznacznikiem jakości, bo wśród laureatów nie brak największych tuzów japońskiej literatury, wśród których są Kenzaburō Ōe, Endō Shūsaku, Kawabata Yasunari, Inoue Yasushi, Ibuse Masuji, Ooka Shōhei, Tsushima Yūko czy Ryū Murakami.
UsuńZachęciłaś mnie recenzją tej książki, zatem mam ochotę przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
https://spacerem-przez-zycie.blogspot.com
To mam nadzieję, że książka przypadnie Ci do gustu bardziej niż mi :)
Usuń