David Diop
Bratnia dusza
Są wydarzenia, które pozostawiają na nas niezatarty ślad. Piętno, którego nie da się zmazać, osad uparcie gromadzący się na dnie naszej duszy. Wspomnienia, które dręczą. Wewnętrzne głosy, które prześladują. Doświadczeniami tego typu są z pewnością śmierć oraz wojna, dwa potężne żywioły, nierozerwalnie ze sobą powiązane, których traumatyczna siła może okazać się otchłanią brutalnie zaburzającą naszą psychiczną równowagę. Przypomina nam o tym francuski pisarz David Diop (ur. 1966), autor powieści Bratnia dusza.
Głównym bohaterem, będącym zarazem pierwszoosobowym narratorem jest Alfa Ndiaye, 20-letni strzelec senegalski, walczący w szeregach armii francuskiej na jednym z europejskich frontów I wojny światowej. W chwili rozpoczęcia dzieła, protagonista przeżywa osobistą tragedię – Alfa jest świadkiem długiego zgonu swojego przyjaciela, pochodzącego z tej samej wioski Mademby Diopa. Mężczyzna umiera w męczarniach, po tym gdy wrogi niemiecki żołnierz rozpłatał jego brzuch bagnetem. Cierpiący Mademba błaga Alfę o to, by go dobić i skrócić nieludzką kaźń, ale towarzysz broni nie potrafi znaleźć w sobie na tyle odwagi, by zadość uczynić ostatniej prośbie krajana. Tragiczne odejście Mademby staje się dla Alfy źródłem poważnych wyrzutów sumienia – bohater obiecuje sobie pomścić kompana oraz odpokutować za swe zaniechanie. Receptą na uciszenie lamentu zrozpaczonej duszy jest mroczna ceremonia – w trakcie ataku na okopy przeciwnika, Alfa niemal od razu pada i udaje trupa. Gdy ostrzał z obu stron ustaje, żołnierz cierpliwie i niestrudzenie pełznie przez zrytą kraterami wybuchów ziemię niczyją. Dociera do wrogich linii, wyłuskuje nierozważną, pojedynczą ofiarę, którą krępuje, a następnie odciąga we względnie bezpieczne miejsce. Tam dokonuje swojego makabrycznego rytuału – niebieskooki wróg zostaje wypatroszony, a następnie dobity poprzez poderżnięcie gardła. Trofeum po każdej ofierze jest odcięta dłoń, którą Alfa zanosi do swoich okopów. Początkowo mężczyzna traktowany jest przez towarzyszy jako nierozważny, ale i nieustraszony. Z czasem podziw przemienia się w lęk i nieufność. Alfa zostaje nieoficjalnie posądzony o bycie czarownikiem, pożeraczem dusz (Dla wszystkich, żołnierzy czarnych i białych, stałem się śmiercią. Wiem to, zrozumiałem. Czy są to białasy, czy czarnuchy jak ja, myślą, że jestem czarownikiem, pożeraczem ludzkich wnętrz, dëmmem [1]) – jedynymi towarzyszami pozostają wspomnienia o Madembie, rozpacz po jego stracie oraz przejmująca samotność, co stanowi żyzną glebę dla kiełkującego szaleństwa. Zapis postępującej obsesji ogarniającej umysł Alfy stanowi sedno utworu.
Bratania dusza to uzmysłowienie, jak wrażliwym homeostatem jest człowiecza psychika. Bodźce zbyt intensywne lub występujące ze zbyt dużą częstotliwością mogą skutecznie zachwiać naszą kruchą, wewnętrzną równowagę, popychając nas w rejony dziwactw i psychoz, które skazują nas na wyalienowanie czy ostracyzm. Książka to stopniowe zagłębianie się w labiryncie najmroczniejszych i najprymitywniejszych ludzkich odruchów związanych z zemstą, która nie przynosi ukojenia i spokoju, a jakże często bywa mylnie brana za sprawiedliwość. Choć z drugiej strony, jeśli uważnie wsłuchać się w relację Alfy Ndiaye, możemy dojść do wniosku, że łatka wariata, która zostaje przypięta protagoniście to efekt jego niezależności i intelektualnej samodzielności (wrotami do niej okazuje się zresztą agonia Mademby: (…) zrozumiałem, ze mogę pomyśleć wszystko, co zechcę, pod warunkiem że inni o niczym się nie dowiedzą [2]). Wstrząs po odejściu Mademby jest tak ogromny, że prowadzi do przewartościowania światopoglądu Ndiaye, który bardzo wyraźnie uświadamia sobie, że jako żołnierz czekolada z Czarnej Afryki traktowany jest przez swych dowódców niczym mięso armatnie, którego życiem można dowolnie szafować. Ndiaye zdaje sobie też sprawę, po co Francuzom kolonijny zaciąg z Afryki Zachodniej, który odpowiednio przyozdobiony, wyposażony i opisany przez francuską propagandę, może stanowić potężną broń psychologiczną w walce z Niemcami: Za słowami kapitana kryją się rzeczy nie do pomyślenia. Francja kapitana chce, żebyśmy byli dzikusami, kiedy ją to urządza. Chce, żebyśmy byli dzikusami, gdyż wróg boi się naszych maczet. Wiem, zrozumiałem, to całkiem proste. Francja kapitana wymaga od nas dzikości, a ponieważ ja i inni jesteśmy posłuszni, udajemy dzikusów [3]. Alfa Ndiaye przywdziewa więc maskę i robi to, czego się od niego oczekuje – zasiewa ziarna paniki i niepokoju: Ale gdy się do niego uśmiecham, czuję, że w myślach zadaje sobie pytanie: „Czego ten dzikus ode mnie chce? Co ze mną zrobi? Chce mnie zjeść? Chce mnie zgwałcić?”. Mogę sobie wyobrażać, co myśli wróg z naprzeciwka, ponieważ wiem, zrozumiałem. Przyglądając się niebieskim oczom wroga, często widzę paniczny strach przed śmiercią, przed dzikim okrucieństwem, gwałtem, kanibalizmem. Widzę w jego oczach to, co mu o mnie mówiono i w co wierzył, nigdy wcześniej mnie nie spotykając [4]. Cóż jednak czynić, kiedy zakładaną maskę coraz trudniej jest ściągnąć? Co, gdy w jak przypadku bezimiennego narratora z The Face of Another Kōbō Abe czy Kō-Chana z Wyznania maski Yukio Mishimy maska przejmuje kontrolę nad naszą osobowością?
Bratnia dusza mimo iż koncentruje się na przeżyciach wewnętrznych Alfy Ndiaye, jest też opowieścią o wojnie, jawiącej się jako czas, gdy rzeczywistością władają absurd, destrukcja i chaos. To pejzaż jałowości i zniszczenia – tutaj nienawiść hasa: Na polu obsianym milionami metalowych ziarenek wojny, które nie wydają plonów [5]; kapryśna pogoda może sprawić, że spadnie na nas: Deszcz poszatkowanego mózgowia (…) [6]; a wszystkiemu towarzyszy ogrom (…) huku eksplozji, terkotu karabinów, śmiercionośnych pocisków (…) [7]. Wojna to także hierarchia i ślepe posłuszeństwo: Żołnierze biali i czarni zawsze przytakują. Kiedy każą im wyjść z bezpiecznego okopu, żeby natrzeć na wroga na otwartym polu, przytakują. Gdy każą im udawać dzikusów, żeby nastraszyć wroga, przytakują [8]. Ponadto krwawy bój to wieczna walka z entropią, która poraża, paraliżuje, obezwładnia i najczęściej – ku naszej zgrozie – nad nami góruje: Istota ludzka zawsze szuka niedorzecznego uzasadnienia faktów. Tak już jest. Tak jest prościej. Wiem to, zrozumiałem, teraz, gdy mogę myśleć, co chcę. Moi towarzysze broni, biali i czarni, chcą wierzyć, że to nie wojna, ale złe oko może ich zabić. Chcą wierzyć, że to nie jedna z tysięcy kul wystrzelonych przez wroga z naprzeciwka przypadkiem ich zabije. Nie lubię przypadku. Przypadek jest zbyt absurdalny. Chcą, żeby ktoś ponosił odpowiedzialność (…) [9].
Historia Alfy Ndiaye opowiedziana zostaje bardzo specyficznym językiem, który naznaczony jest licznymi powtórzeniami, nadającymi relacji wyraźnego rytmu. Zyskane w ten sposób tempo, w połączeniu z wybranymi, powracającymi niczym refren frazami sprawiają, że utwór kojarzy się lamentem, żałobnym zawodzeniem. Co więcej, styl, jakim operuje David Diop nasycony jest lirycznymi akcentami: (…) nie umiałem przeciąć drutu kolczastego jego cierpień [10]; (…) nie mieliby odwagi złożyć z namaszczeniem wnętrzności w naczyniu sakralnym jego ciała [11]; Choć z początku dobrze ubrana, udekorowana, bezwstydna plotka zaczęła w końcu krążyć z gołymi pośladkami [12]. Ostatnim zdobieniem, o którym warto wspomnieć są nawiązania do legend i podań ludu Wolof, z jakiego wywodzą się Alfa oraz Mademba. Za ich sprawą wojna ukazana zostaje z dodatkowej, surrealistycznej perspektywy.
Wypadkową składowych, który David Diop używa do skomponowania Bratniej duszy jest bardzo solidna powieść, która w interesujący sposób ukazuje spustoszenia, jakie w człowieczym umyśle może wywołać wojna i jej tragiczne następstwa. Autor pozwala nam zanurzyć się w bagnie postępującego szaleństwa, które katalizowane jest przez obłęd, jaki szaleje dookoła. Odrobinę szkoda, że sam wątek strzelców senegalskich, którzy odciskają niemałe piętno na Niemcach nie zostaje rozbudowany (czarna hańba nawiązująca do okupacji Nadrenii przez siły francuskie, w tym właśnie senegalskich Tirailleurs, rezonuje w prawicowej prasie niemieckiej, postrzegającej całą sytuację jako celowe upokorzenie narodu niemieckiego – hasło to będzie zresztą później skrzętnie wykorzystywane przez nazistów, pojawia się także w twórczości Louis-Ferdinand Céline, zarówno w Z zamku do zamku jak i w Rigadoon).
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] David Diop, Bratnia dusza, przeł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021, s. 28
[2] Tamże, s. 12
[3] Tamże, s. 14
[4] Tamże, s. 18
[5] Tamże, s. 32
[6] Tamże, s. 51
[7] Tamże, s. 54
[8] Tamże, s. 13
[9] Tamże, s. 30
[10] Tamże, s. 8
[11] Tamże, s. 12
[12] Tamże, s. 26
David Diop doskonale wnika w meandry duszy senegalskiego wojownika, któremu wali się świat i wszystko, w co do tej pory wierzył i który wybiera ścieżkę zemsty, takiej jakby ponadludzkiej. Podobał mi się literacki warsztat pisarza - ta melodyjność, powtarzalność rytmu (o właśnie - żałobna fraza - jak świetnie to ująłeś). To była jedyna perspektywa, zabrakło innych - na przykład tej historycznej. Pierwsza wojna, wielka wojna była niewyobrażalnym koszmarem dla tylu istnień ludzkich, tylu narodów... Dopiero czytając wojenną literaturę zdobyłam jakiekolwiek wyobrażenie o jej skali, bo dotąd II wojna była dla mnie tą jedyną, największą, najokrutniejszą.
OdpowiedzUsuńJeśli mogłabym Ci coś polecić z pozycji związanych z I wojną - to - oprócz Remarque'a - wymieniłabym: "Ptasi śpiew" Sebastiana Faulksa i "Wojnę i terpentynę" Stefana Hertmansa.
Stale i systematycznie wspominasz prozę Céline'a, ale nadal nie sądzę, żebym dała sobie z nią radę i mogę jedynie domyślać się, jakiej klasy jest to literatura.
Tak, gdyby dorzucić jeszcze szersze ujęcie, to mielibyśmy do czynienia z niewątpliwym arcydziełem.
UsuńA co do I wojny światowej to nie bez przyczyny nazywa się ją też Wielką Wojną :) U nas w kraju chyba faktycznie ten konflikt nie ma aż takiego wydźwięku, wg mnie wynika to z faktu, że jednak ta krwawa łaźnia przyniosła nam upragnioną niepodległość. Dla nas 11 listopada jest świętem, w wielu państwa Europy Zachodniej to przede wszystkim dzień, w którym upamiętnia się śmierć ogromnej rzeszy cywili i żołnierzy, który zginęli na wszystkich frontach I WŚ.
A za podrzucenie tytułów b. dziękuję. "Wojnę i terpentynę" czytałem, ale resztę będę mieć na uwadze.
A Céline'a polecam choćby skosztować. Fragmenty są dostępne choćby w Literaturze na Świecie, nr 12 (233) z 1990 roku - cały numer poświęcony jest temu pisarzowi (pewien Anonim poinformował mnie o tym wydaniu w komentarzu do "Rigadoon").
Pokazanie I wojny światowej z innego punktu widzenia wydaje się bardzo interesujące i dodatkowo ta skondensowana, oryginalna forma literacka. A jednak, czy mi się dobrze wydaję, że książka nie do końca Cię do siebie przekonała?
OdpowiedzUsuńHeh, wobec książki miałem spore oczekiwania, czy to z racji wyróżnień czy też z uwagi na liczne rekomendacje zaufanych osób, no i faktycznie, kiedy się już z nią zetknąłem, to wyszło, że jednak liczyłem na coś więcej. Choć w dalszym ciągu uważam tę powieść za b. wartościową, bo idealnie podsumowującą szaleństwo wojny.
Usuń