Mayra Montero
Przybądź, ciemności
Jednym z wyznaczników tego, że ludzka cywilizacja nieustannie się rozwija, jest ujawnianie kolejnych praw, wedle których funkcjonuje otaczający nas świat. To, co jeszcze niedawno wydawało się tajemnicą, dziś okazuje się być logiczną konsekwencją określonych zasad. Tyle, że mimo iż w poszczególnych dziedzinach nauk co rusz dokonywane są ważne i przełomowe odkrycia, to natura wciąż dysponuje zagadkami, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać. O tym, że przyroda nadal skrywa przed nami jeszcze niejeden sekret przypomina nam Mayra Montero (ur. 1954 r.), kubańsko-portorykańska pisarka, autorka książki Przybądź, ciemności.
Akcja dzieła osadzona została na Haiti, prawdopodobnie w niespokojnych i burzliwych latach 90-tych XX wieku, kiedy to kraj pogrąża się w anarchii po upadku dyktatury Jeana-Claude’a Baby Doca Duvaliera (rządzącego w latach 1971 – 1986). Do tego karaibskiego państwa przybywa Victor Grigg, ceniony amerykański herpetolog, który liczy na to, że uda mu się odnaleźć przedstawiciela zagrożonego wyginięciem gatunku Eleutherodactylus sanguineus. Spotkanie owego płaza, przez autochtonów zwanego grenouille du sang, czyli żabą krwi, to według lokalnych wierzeń omen dramatycznych zmian, do których wkrótce i niechybnie dojdzie w naszym życiu. Amerykanin, któremu towarzyszy Thierry Adrien, miejscowy przewodnik, szybko przekonuje się, że nie jest osobnikiem mile widzianym w (nieustannie rzedniejącej) haitańskiej dżungli. Tyle, że trzeźwo i racjonalnie myślący Amerykanin nie zamierza przyjąć do wiadomości faktu, że jego naukowa działalność mogłaby komuś zawadzać, tym bardziej, gdyby najbardziej niezadowolone miały być bliżej nie sprecyzowane siły.
Książka Mayri Montero skonstruowana jest w oparciu o bardzo pomysłowy zabieg. Fabuła przytaczana jest przez dwóch pierwszoosobowych narratorów. Jednym z nich jest Victor Grigg, zaś jego relację można uznać za dziennik podróżny. Drugim opowiadaczem jest Thierry Adrien, gaduła, który mimo braku zainteresowania, chętnie dzieli się z Amerykaninem swoimi historiami – Victor zaczyna nagrywać rozmowy z Thierrym z chwilą, gdy uzmysławia sobie, że Haitańczyk (…) w swoich opowieściach wtrąca istotne informacje związane z żabą [1]. Taka konstrukcja umożliwia autorce zestawienie ze sobą dwóch, jakże odmiennych rzeczywistości. To, co rzeczowe i pragmatyczne ściera się z tym, co żywiołowe, instynktowne i magiczne.
Dualizm, jakim przesycona jest powieść przejawia się choćby w odmienności biografii obu bohaterów, których wyimki zostają przybliżone. Victor Grigg, jako pochodzący z dobrze sytuowanej rodziny Amerykanin, boryka się z zupełnie innymi problemami, niż z tymi, z jakimi musi mierzyć się urodzony w targanym wichrami historii karaibskim państwie Thierry, którego familia jest równie biedna, co większość Haitańczyków. Stąd, to co w oczach jednego jest czymś ważnym i palącym, z punktu widzenia drugiego może jawić się w kategoriach fanaberii czy wymysłu. Jeszcze większa dychotomia widoczna jest w interpretacji zdarzeń, których uczestnikami są Victor oraz Thierry. Haitańczyk postrzega otoczenie przez pryzmat kultury swoich przodków, stąd wyjaśnienie tego, co zachodzi oparte jest przede wszystkim na ludowych wierzeniach oraz religii voodoo. Postawa Victora, oparta na racjonalizmie, pełna jest sceptycyzmu wobec rewelacji Thierry’ego i dobrze wyraża podejście, jakim cechują się mieszkańcy krajów rozwiniętych w zetknięciu z tym, co uchodzi w ich mniemaniu za prymitywne. Niechęć i lekceważenie przemieszane z poczuciem wyższości skutkują zamknięciem się w bańce, która uniemożliwia rzetelną ocenę kultury, z jaką człowiek się styka.
A przyznać trzeba, że od strony etnograficznej, wyprawa badawcza Victora Grigga to sposobność, by zanurzyć się w kompletnie obcym środowisku, które zarówno fascynuje jak i przeraża. Mayra Montero przybliża nam szereg zagadnień, które stanowią istotę mrocznego haitańskiego dziedzictwa. Autorka sporo uwagi poświęca zombi, czyli ożywionym zwłokom zamieszkiwanym przez jednego z duchów śmierci Guédé, które wykorzystywane są jako darmowa siła robocza (motyw zombi pełni też istotną rolę w Kraju bez kapelusza Danyego Laferrière). Jedyny kłopot z tymi niezwykłymi pracownikami pojawia się w chwili, kiedy zetkną się oni z czymś słonym: Właśnie ta sól ich budziła. A jak, zbudzeni, popatrzyli na siebie i przypomnieli sobie, kim byli, to nieprzytomnie chcieli być tym znów. Ogarniała ich furia: kopali, gryźli, darli, a że nie można ich było zawlec z powrotem do miasta, myśliwi wyrywali im tylko z karku kawałek, na którym było wypisane oznaczenie. Dostawali za to zapłatę od właściciela [2]. Myśliwi polujący na zbiegłe zombi, czyli pwazon rat to następny ewenement wzbudzający czytelnicze zdumienie, chociaż jednocześnie rodzi się pokusa, by słowo zombi zastąpić wyrazem pracownik sweatshopu (tj. zakładu, w którym dochodzi do wyzysku pracowników) bądź obywatel bez perspektyw. Ale pozostając jeszcze w klimacie niecodzienności, pojawiają się wzmianki o stowarzyszeniu Abakuá, czyli tajnym bractwie wzajemnej pomocy, która to pomoc – jak przekonujemy się w trakcie lektury – może obejmować bardzo szerokie ramy. Wreszcie niemało atencji poświęcono truciznom wyrabianym z lokalnej fauny i flory, truciznom, które przecież odegrały wielką rolę w narodzinach haitańskiej niepodległości – akcje sabotażowe przeciwko francuskim kolonistom organizowane przez zbiegłego niewolnika Françoisa Mackandala w latach 1751 – 1758 bazowały na trucicielstwie, o czym bardzo ciekawie pisze kubański pisarz Alejo Carpentier w swoim dziele Królestwo z tego świata.
Co ważne, Mayra Montero pochyla się również nad współczesną historią Haiti, na której cieniem kładą się dyktatury Françoisa Papa Doca Duvaliera (1957 – 1971) i jego syna, wspomnianego już Jeana-Claude’a Baby Doca Duvaliera (1971 – 1986). Złowieszcza jest przede wszystkim pierwsza figura, bowiem François Duvalier, z wykształcenia lekarz, po wygranej w demokratycznych wyborach prezydenckich musi liczyć się ze swoimi politycznymi oponentami, podburzającymi społeczeństwo i liczącymi na szybkie odzyskanie władzy. Tyle, że Duvalier senior zamierza za wszelką cenę zachować stanowisko (urząd prezydenta pod koniec 1963 roku zamieniony zostaje na dożywotniego dyktatora), stąd pod koniec lat 50-tych XX wieku powierza on swojemu zaufanemu doradcy, Clémentowi Barbotowi, sformowanie Tonton Macoute, prywatnej armii odpowiedzialnej za terroryzowanie, zastraszenie i mordowanie przeciwników politycznych. Z usług tych paramilitarnych milicyjnych oddziałów korzysta też syn Papy Doca, Jean-Claude Duvalier, który formalizuje ich działanie. Tonton Macoute (nazwa pochodzi z haitańskiego folkloru i oznacza Workowego wujka, istotę, którą można porównać ze słowiańskim demonem Bobo, znanym też jako Bebok), które po upadku reżimu Baby Doca częściowo odradza się pod postacią paramilitarnej organizacji Front pour l'Avancement et le Progrès Haitien, aktywnie działającej na początku lat 90-tych XX wieku, a więc w momencie przybycia na Haiti Victora Grigga, można uznać za uosobienie przemocy, z jaką na co dzień muszą mierzyć się obywatele Haiti. Przemocy, która przeraża (Jak opisze mu ulice, otwarte kloaki, ludzkie ekskrementy na środku chodnika, trupy o świcie – kobietę bez rąk, mężczyznę bez twarzy? [3]), demotywuje i zniechęca do działania na rzecz poprawy własnego losu oraz demoralizuje poprzez dawanie złudnego wrażenia potęgi, sprawczości i efektywności.
Uwzględniając wymienione aspekty historyczno-socjologiczne, można pokusić się o stwierdzenie, że Przybądź, ciemności to książka głęboko przemyślana oraz okraszona rozbudowanym symbolizmem. Wydaje się, że autorka celowo popełnia niemałą geograficzną nieścisłość (Eleutherodactylus sanguineus to endemit z Kolumbii), osadzając akcję swojej powieści właśnie na Haiti, które doświadcza szeregu klęsk, zarówno humanitarnych jak i ekologicznych. Ginący gatunek żaby zyskuje tym sposobem znaczenie bardziej uniwersalne, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę rozważania Thierry’ego z początkowych kart utworu: Señor chce wiedzieć, dokąd odchodzą żaby. Ja nie mogę tego powiedzieć, ale mogę spytać: no dobrze, a dokąd odeszły nasze ryby? Prawie wszystkie ryby opuściły to morze, z gór zniknęły dzikie świnie i kaczki, które się tam pojawiały w sezonie, i nawet jadalne iguany. One też się wyniosły. Ale co zostaje z człowieka? Niech no tylko señor popatrzy: kości wystają ze środka, wyłażą spod skóry, jakby chciały stamtąd uciec, opuścić to sflaczałe mięso, w którym są upchane, i ukryć się gdzieś indziej [4]. Grenouille du sang, żaba krwi wyraża desperację i beznadzieję (tak głęboką, że chciałoby się zawołać: Przybądź, ciemności!), do jakich wszelkie żywe stworzenia (w tym ludzie) doprowadzane są przez człowieczą działalność. Działalność naznaczona egoizmem, krótkowzrocznością, ślepą agresją i pospolitą głupotą.
P.S. Za polecenie książki serdecznie dziękuję Awicie. Co ciekawe, niedługo po tym, jak dowiedziałem się o jej istnieniu, wrażeniami z lektury podzielił się Paweł z bloga se czytam. Polecam zapoznać się z jego tekstem: Marya Montero, Przybądź, ciemności.
------------------------------------
Tyle, że mimo iż w poszczególnych dziedzinach nauk co rusz dokonywane są ważne i przełomowe odkrycia, to natura wciąż dysponuje zagadkami, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Powiedziałbym nawet, że jest odwrotnie - każde odkrycie przynosi nowe pytania, więc, paradoksalnie, im więcej wiemy, że wiemy, tym więcej wiemy, czego nie wiemy i ilość zagadek do rozwiązania rośnie a odpowiedzi są coraz trudniejsze do ogarnięcia dla większości ludzi. A poza tym - świetne!
OdpowiedzUsuńZgadza się, to jest druga strona medalu. Bo jedna odpowiedź najczęściej rodzi kilka kolejnych pytań, które okazują się bardziej złożone niż to wyjściowe :)
UsuńDzięki!
Bardzo mnie cieszy, że przygodę z "Przybądź ciemności" uważasz za udaną. Czytałam ją dawno, wywarła na mnie ogromne wrażenie - namacalny, przytłaczający, zmysłowy klimat tropikalnej dżungli, odmienność kultur, przerażające magiczne rytuały tubylców i ta determinacja naukowca, który ryzykuje życie.... Przyznam się, że przez jakiś tropikalna żaba prześladowała mnie również. Nie wiem, czy przyniosła dramatyczną zmianę w moim życiu, ale na pewno rozbudziła wyobraźnię i wpłynęła na literackie wybory. Polecałam ją kilku osobom, ale nikt nie był szczególnie zainteresowany. Tym bardziej mnie cieszy, że znalazło się jeszcze dwóch czytelników! Dziękuję za polecenie bloga "se czytam" - będę do niego zaglądać.
OdpowiedzUsuńMnie ta książka również b. przypadła do gustu. Na mnie największe wyrażenie wywarł kontrast pomiędzy życiem Thierry’ego i Victora. A wzmianki na temat Haiti, kultury, historii i tradycji tego kraju stanowiły wspaniałe uzupełnienie dla moich wcześniejszych literackich wypraw w tamte rejony. Naprawdę, perełka! Pamiętasz może, w jakich okolicznościach sięgnęłaś po to dzieło? To był świadomy wybór czy przypadek?
UsuńKupiłam gdzieś na stoisku z tanią książką, zawsze przeglądałam książki z serii Salsa. Zainteresował mnie tekst na okładce, temat badacza - herpetologa; wtedy nie wiedziałam, że istnieje taka specjalizacja. Do dzisiaj, gdy ktoś mówi o żabach, to przypominam sobie herpetologię i tę książkę, skojarzenie z "Przybądź ciemności" jest natychmiastowe.
OdpowiedzUsuńPolecę Ci jeszcze jedną książkę o tropikach, ale z innego kręgu kulturowego - Indonezja, Borneo. Kupiłam i przeczytałam ją w mniej więcej tym samym czasie. To "Kalimantan" Godshalka, wydana w niezapomnianej serii Kameleon. Niebywale wnikliwe studium szaleństwa - co działo się ludźmi przeniesionymi z wiktoriańskiej Anglii w samo serce tropików, niesamowita lektura.
Ja kilka Sals upolowałem w koszach z przecenionymi książkami w nieistniejących już, stacjonarnych księgarniach sieci Matras. Ale "Przybądź, ciemności" jakoś mi uciekła, albo w ogóle na nią nie trafiłem.
UsuńA za polecenie "Kalimantana" pięknie dziękuję. Będę mieć na uwadze tę powieść. Mam nadzieję, że któraś z moich bibliotek jest w nią zaopatrzona.
Przeczytałam obie recenzje. Paweł pisze, że trudno jest określić czas akcji, Ty określasz ten czas na lata dziewięćdziesiąte. Książkę chciałabym przeczytać, bo skoro aż trzy osoby ją polecają, to musi być ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńOkreślenie czasu akcji faktycznie nie jest łatwe, bo w samym tekście nie padają bezpośrednie odniesienia do danego roku. Ale moment, w którym Victor Grigg przybywa na Haiti określiłem jako początek lat 90-tych XX wieku dzięki końcowym fragmentom książki. Pojawiają się tam wzmianki o paramilitarnych organizacjach wyrosłych na gruzach Tontons Macoute - okres ich wzmożonej aktywności to właśnie lata 90-te XX wieku.
UsuńA jeśli zdecydujesz się sięgnąć po "Przybądź, ciemności" to z ciekawością przeczytam o Twoich wrażeniach z lektury. Uwzględniając nasze zbliżone gusty czytelnicze oraz Twoje ostatnie, bardzo udane, spotkania z prozą Llosy, zaryzykuję tezę, że powieść uznasz za co najmniej solidną :)
Demoralizuje poprzez dawanie złudnego wrażenia potęgi, sprawczości i efektywności. Tak tak uważam tak samo, lecz zastanawiam się skąd człowiek bierze butę i manię wielkości, przekananie, że jego zywot jest więcej wart, niż egzystencja psa lub.... żaby. Kolejna Twoja piekna recenzja. Blog Pawła który polecasz zniechęca mnie rynsztokowym słownictwem i małą kulturom wobec osób wyznających inne wartości, niż pan Paweł. Napastliwość to nie jest cecha jaką winien się odznaczać miłośnik książek i Recenzent. W internetach krąży wpis "Dlaczego turbogermanin P. Miłosz myśli, że jest żabą?" który warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńGeneralnie wielu z nas, Polaków, ma problem z dogadywaniem się z tymi, którzy wyznają inne wartości, albo inaczej zapatrują się na dane kwestie. Niestety, ale taka chyba nasza natura.
UsuńNie opublikowałeś mojego posta, bo nie pochwaliłam tym razę Twojej recenzji? Jest tak samo piękna jak zawsze, a jednak recenzja Pawła też zasługuje na atencję, i to właśnie chcialam przekazać. Chłopaki daleko nie zajedziecie z tą moderacją i kasowaniem komentarzy, które mają w sobie brak pochwal a może i nawet krytykę?
OdpowiedzUsuńNie lubimy mieszać się w internetowe wojenki. Tylko tyle i aż tyle ;)
UsuńAch, widzę, że dostałeś odpryskiem jakiejś dziwnej wojenki z dziwnych zakątków sieci :D
OdpowiedzUsuńZdarza się :)
Usuń