Colson Whitehead
Miedziaki
tytuł oryginału: The Nickel Boys
tłumacz: Robert Sudół
wydawnictwo: Albatros 2019-10-16
liczba stron: 288
ISBN: 9788381256148
Książką na listopad 2020 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej miała być powieść Miedziaki Colsona Whiteheada. Spotkanie się nie odbyło z wiadomego powodu, a że książkę już przeczytałem, więc czas na moje wrażenia z lektury.
Już kiedyś wspominałem, że Nagroda Pulitzera jest dla mnie lepszą gwarancją dobrej lektury niż literacki Nobel. Po pierwsze Nobel jest bardzo często przyznawany „za całokształt”, więc nie mówi niczego konkretnego o żadnym z dzieł. Po drugie, mam wrażenie, że aż nazbyt często i to już od bardzo dawna, podobnie jak Noble w innych niż nauki ścisłe kategoriach, w kryteriach wyboru laureatów zbyt wielką rolę odgrywa polityka i zapotrzebowanie nie tyle na dzieła, co twórców i tematykę. Po trzecie, moim zdaniem, zbyt wielką wagę przykłada do formy, a zbyt małą do treści, a zwłaszcza jej wartości dla współczesnego czytelnika, zarówno w ujęciu indywidualnym, jak zbiorowym. Po czwarte, gdy wspomnę
Krystynę, córkę Lavransa... Wybaczcie... Niczego z niej nie pamiętam poza tym, że strasznie mnie przy niej na sen ciągnęło. Jakież było moje zdziwienie, gdy przed chwilą, po przeczytaniu własnej recenzji sprzed ośmiu lat stwierdziłem, iż byłem nią zachwycony. W mojej pamięci musiały zajść jakieś dziwne procesy, ale to też jest jakiś komentarz do dzieła.
O ile Nobel, który w założeniu miał być apolityczny, jest polityczny aż za bardzo, to Pulitzer jest postrzegany jako ewidentnie polityczny, ale ta polityczność jest rozumiana jakoś tak chyba po amerykańsku, gdyż najczęściej oznacza ona docenianie tematów ważnych, ogólnoludzkich, nierzadko bolesnych i palących.
Colson Whitehead, urodzony w 1969 czarnoskóry pisarz amerykański, zdobył sporo różnych nagród i wyróżnień, a pierwszy raz laureatem Nagrody Pulitzera został w 2017 za powieść Kolej podziemna. Czarna krew Ameryki (The Underground Railroad) z 2016, której niestety nie czytałem. W tym roku jako czwarty w historii Nagrody, która ma już 103 lata, dokonał niezwykłej sztuki jaką jest zdobycie dwóch Pulitzerów w kategorii literatura piękna (Pulitzer Prize for Fiction*). Ten sukces przyniosła mu powieść Miedziaki (The Nickel Boys) z 2019 roku. Tym razem w łapki mi wpadło skromne, ale solidnie wyglądające wydanie tej nagrodzonej powieści w twardej oprawie, na które wręcz się rzuciłem pełen nadziei na świetną lekturę, ale i jak zwykle obaw, czy tym razem nie będzie to strzał chybiony.
Pomijając prolog, który sięga do teraźniejszości, opowieść zaczyna się w 1962 roku na Florydzie, we Frenchtown, czarnym przedmieściu Tallahassee, stolicy stanu. Na skutek pecha, czyli inaczej niefortunnego przypadku, nieprzemyślanej decyzji i nieznajomości życia, Elwood Curtis, dobrze zapowiadający się dzieciak pochodzący z czarnej biedoty, z widokami na dostanie się do college’u, zamiast do wymarzonej szkoły trafia do placówki, zakładu wychowawczego, który dzisiaj nazwalibyśmy poprawczakiem, ochrzczonego Miedziakiem (The Nickel Academy). Akademia ta ma za cel wychowywanie młodych przestępców poprzez pracę i punktowanie pożądanych zachowań. Od przyswojenia tych ostatnich zależy wszystko, nawet długość pobytu w Miedziaku. Praktyka niestety drastycznie odbiega od założeń i w rzeczywistości jest to ciężkie więzienie dla nieletnich wykorzystywanych jako darmowa siła robocza, katowanych, wykorzystywanych seksualnie, a nawet mordowanych. Pensjonariuszy tej instytucji nazwano miedziakami, gdyż tyle warta była ich praca i życie. Choć akcja nie pędzi na łeb, na szyję, to opowieść wciąga i trudno się od niej oderwać. Fabuła nie jest odkrywcza, ale nie będę zdradzał szczegółów, gdyż o ile niemal do końca powieści wszystko idzie utartym dla podobnych książek torem, to zakończenie jest naprawdę genialne. Trywialne powiedzonko o tym, że koniec wieńczy dzieło, nabiera tutaj znaczenia jak mało kiedy i epilog sam w sobie pokazuje, że Pultzer Whiteheadowi naprawdę się należał.
Teraz przejdźmy od fabuły do wydźwięku. Nie jest prawdą, co wypisują tu i ówdzie, iż taki zakład dla krnąbrnej młodzieży istniał naprawdę. Miedziaki to nie reportaż, ale fikcja, zresztą w takiej kategorii został nagrodzony. Warto natomiast zaznaczyć, iż pierwowzorem dla niego była historia autentycznej the Dozier School for Boys, faktycznie posiadającej przydomek Nickel Academy, która działała przez 111 lat (1900-2011) w mieście Marianna (Jackson County, Florida), a to, co się tam wyprawiało, stało się kanwą powieści Colsona Whiteheada. Jest to więc jak to się potocznie mówi powieść oparta na faktach.
Nie jest też prawdą, co możecie przeczytać tu i ówdzie, iż powieściowy Miedziak był ośrodkiem dla czarnuchów (w czasie, w którym powieść się zaczyna, słowa Afroamerykanin jeszcze nie było w słownikach, a Murzyn było formą używaną przez co kulturalniejszych białych i przez czarnych mówiących o sobie). W powieści wyraźnie jest powiedziane, iż była to placówka dla chłopców i biali też tam trafiali, choć oczywiście była segregacja i czarni mieli bez porównania gorzej.
Miedziaki to lektura dosłownie porażająca, ale i tutaj widzimy mistrzostwo autora, który nie ograniczył się do lektury uderzającej w czytelnika niczym obuchem. Mimo przerażającej treści, o której w dodatku wiemy, iż opiera się na faktach, czyta się ją naprawdę z przyjemnością. Whitehead nie wpadł w pułapkę trzecioosobowej narracji mówiącej za dużo, w nie taki sposób lub z pozycji, w której nie powinien się znaleźć. Konsekwentnie trzyma się perspektywy, percepcji oraz sposobu myślenia protagonosty - niebędącego geniuszem socjologii nastolatka i ukazuje nam świat przedstawiony (będący wariacją świata rzeczywistego) w sposób, w jaki byśmy go poznawali, gdybyśmy się wcielili w protagonistę lub świadka dziejących się właśnie wydarzeń. To ujęcie subtelnie się zmienia w miarę, jak zmienia się nasz główny bohater.
Miedziaki jest określana jako powieść pokazująca piekło rasizmu i problemy, z jakimi muszą się do dziś borykać czarni nie tylko w USA. I to jest prawda, być może nawet sam autor taki miał zamiar. Jego kunszt widać jednak również w tym, co być może nawet nie było jego zamiarem. Powieść bowiem, jeśli damy jej do siebie przemówić bez powziętych z góry założeń co do interpretacji, bez szufladkowania i opierania się na kluczach oraz recenzjach, przekaże nam także inne głębsze i ważniejsze treści. Tak jak powieściowy Miedziak nie jest piekłem tylko dla czarnych, lecz także dla białych, choć na pewno nie aż takim jak dla tych pierwszych, tak i sama powieść nie jest tylko protestem przeciwko rasizmowi i oskarżeniem zbrodni, które popełniano i wciąż się popełnia w imię tej chorej ideologii. Wyraźnie bowiem ukazano w dziele, iż w całym tym systemie chodzi przede wszystkim o pieniądze, o wykorzystywanie słabszych we wszystkich możliwych aspektach, a nienawiść jest tylko jednym z narzędzi, które można wykorzystać, by taki wyzysk mógł istnieć. Inna sprawa, że w tym aspekcie Stephen King był jednak dużo odważniejszy i prawy piętnując w Skazanych na Shawshank powszechną w USA praktykę wykorzystywania więźniów jako niemal darmowej, niejednokrotnie niewolniczej siły roboczej. Praktykę, która niewiele ma wspólnego z rasizmem. Praktykę, która trwa w najlepsze do dziś (nawet w takich firmach jak Starbucks oraz Microsoft). Przeciętne wynagrodzenie więźnia jest dziesięć razy niższe od federalnej płacy minimalnej, a wskaźnik prizonizacji jest w USA prawdopodobnie najwyższy na świecie, wyższy nawet, i to znacznie, niż w Rosji Putina. Rasizm nie ma tutaj nic do rzeczy - chodzi o pieniądze.
Jeśli już jestem przy literackich skojarzeniach, to Miedziaki od razu przypomniały mi fenomenalną powieść Jana Guillou Zło. W tej ostatniej, której akcja również rozgrywa się w placówce dla młodzieży, z kolei nie ma pogardy skierowanej przeciwko czarnoskórym, ale jest jej inna wariacja. Pogarda i jej siostra nienawiść są bowiem zaraźliwe niczym dżuma, a ich podstawą jest etykietkowanie, szufladkowanie i dehumanizacja. Czarnuch, białas, Żyd, komuch, lewak, antychryst, można tak bez końca; co kto sobie życzy – do wyboru, do koloru i stosownie do potrzeb.
Kiedy wspomnę oprawców z Miedziaka, podobnie jak czarne charaktery z Shawshank i Zła, to po raz n-ty przypominają mi się badania socjologów i psychologów społecznych, no i oczywiście historia, które pokazują, iż potencjalnych SS-manów chętnych na obsadę obozów koncentracyjnych w sprzyjających okolicznościach nie zabraknie w żadnym kraju i w żadnym narodzie. Jedyne wyjście to przeciwdziałać wszelkiej nienawiści, poczuciu wyższości i pogardy. Bowiem zawsze gdzieś u samego źródła okazuje się, tak jak w Miedziaku, że zawsze stoi za tym, podobnie jak za każdą ideologią, czyjś jak najbardziej materialny interes.
Jeśli już jesteśmy przy gnębieniu Afroamerykanów, to mam wrażenie, że mają oni niezłą propagandę. O białym niewolnictwie mało kto w ogóle słyszał, a literatura i film pełne są opowieści o czarnym. Podobnie, choć historia i sytuacja Chińczyków, Indian czy Meksykanów też pozostawia wiele do życzenia, to zwłaszcza ci pierwsi w porównaniu do czarnoskórych przyjęli całkiem inną strategię i nie walczą o etos gnębionych, a raczej po cichu pną się w górę drabiny społecznej. Nie zmienia to oczywiście oceny rasizmu i nierówności w jakiejkolwiek formie.
No, ale dość tych refleksji. Miedziaki mają jeszcze jedną zaletę, która sprawia, iż ich lektura jest mimo prawdziwego horroru, o jakim czytamy, przyjemnością. Jest bowiem optymistyczna w wydźwięku, gdyż pokazuje, że choć nadal daleko nam do ideału, to ogólnie idziemy w dobrym kierunku. Jest też sprzeciwem wobec jednego z najbzdurniejszych, najbardziej szkodliwych mitów – mitu „dawnych dobrych czasów”.
Pod każdym względem, czy to formalnym, warsztatowym, czy też pod względem przekazywanych wartości, poruszanych problemów, wywoływanych emocji czy też po prostu frajdy z lektury, dzieło Colsona Whiteheada jest kompletne i doskonałe. Tym razem polski wydawca też spisał się na piątkę.
Absolutnie i gorąco polecam.
Wasz Andrew
* w tej chwili Pulitzer przyznawany jest w 27 kategoriach
- nie podobała mi się
- była w porządku
- podobała mi się
- naprawdę mi się podobała
- była niesamowita
Parę lat temu byłem spotkaniu z tym pisarzem i słuchając jego wypowiedzi, odniosłem wrażenie, że to artysta, który ma sporo ciekawego do przekazania. Dlatego czytając Twoją recenzję, odczuwam niemałe wyrzuty sumienia, że nie sięgnąłem jeszcze ani po "Miedziaki" ani po "Kolej podziemną". No ale z drugiej strony dobrze wiedzieć, że taka ciekawa lektura dopiero przede mną :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja cały czas pamiętam o kolei, ale jakoś nie mogę się do niej zabrać. Nawet jeszcze nie sprawdziłem, czy jest u nas w bibliotece...
Usuń