Jay Bonansinga i Robert Kirkman
Narodziny Gubernatora
tytuł oryginału: The Walking Dead: Rise of the Governorcykl: Gubernator (tom 1)
seria: The Walking Dead
tłumacz: Bartosz Czartoryski
wydawnictwo: Sine Qua Non
data wydania: 2011-11-09
liczba stron: 364
ISBN: 9788393157570
Przez baaardzo długi czas konsekwentnie omijałem tematykę żywych trupów. Jednak w końcu do szedłem do wniosku, że skoro wampiry jestem w stanie strawić, i to ze smakiem, a jednocześnie coraz więcej czytałem o zombies w realnym świecie zwierząt, więc czemu nie spróbować? W tematykę wszedłem powieścią World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników, która okazała się rewelacyjnym wyborem na pierwsze podejście do konwencji Walking Dead. Potem przyszła kolej na serial The Walking Dead i też było wspaniale. Idąc za ciosem sięgnąłem po powieść Narodziny Gubernatora spółki autorskiej Jay Bonansinga i Robert Kirkman.
Narodziny Gubernatora to prequel wydarzeń znanych z serialu The Walking Dead. W filmie jego protagonista Rick Grimes, policant z czasów przed Zarazą i przywódca jednej z grup ocalałych Amerykanów, popada w konflikt z Gubernatorem, szefem konkurencyjnej społeczności. W serialu Gubernator jest już w pełni uformowanym kacykiem zwartej, samodzielnej grupy, ale nie wiadomo skąd się wziął, kim był przed pandemią i jakie były jego wcześniejsze losy oraz droga do władzy. Książka uzupełnia ten wątek i, trzeba to przyznać, odpowiedzi są naprawdę zaskakujące.
Ciekawostką jest, że pewien epizod znany z serialu jako w ogóle niezwiązany „drogą Gubernatora” natomiast należący do „drogi Ricka” , w powieści zawłaszczono dla historii Gubernatora. Który, tego oczywiście nie zdradzę.
Fabuła jest interesująca, a klimat i sposób narracji wywołują u czytelnika dokładnie te same odczucia, co u widza serialu. Na wielki plus należy wskazać bardziej realistyczne sceny zabijania zombie; w filmie czaszki rozpadają się z taką łatwością, że trochę za bardzo odstają od rzeczywistej odporności tej specyficznej kościanej konstrukcji. Reszta jest na podobnie wysokim poziomie co i film, a może nawet lepszym. Niestety, nie można tego powiedzieć o pracy wydawnictwa. Poza niechlujnym wręcz podejściem do tekstu, które zaowocowało mnóstwem wszelkiej maści błędów, mamy nawet takie kwiatki, jak błędy tłumaczenia. Wręcz rozśmieszyło mnie słowo tuby w miejscu, gdzie z kontekstu jasno wynika, iż chodzi o rurki (ang. tubes).
Powiem szczerze, że pomimo bardzo niedopracowanej formy polskiego wydania, lektura powieści sprawiła mi dużą frajdę i najbardziej żałowałem tego, iż była dość krótka. Nie polecam jej jednak, głównie ze względu na wspomniane mankamenty warsztatowe, jeśli ktoś jeszcze nie rozsmakował się w żywych trupach. Dla takich czytelników zdecydowanie polecam wspomnianą już World War Z.
Wasz Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)