Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 31 stycznia 2020
Penelope Lively "Droga do Lichfield" - O nieznanych epizodach z życia bliskich
Tytuł oryginału: The road to Lichfield
Tłumaczenie: Krystyna Rabińska
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Liczba stron: 272
Życie ma to do siebie, że lubi
zapędzać nas w koleiny rutyny. Jeśli nie znajdziemy w sobie dość energii, by
jak najczęściej spędzać dany dzień zgoła odmiennie od poprzedniego, to równie
szybko, co niepostrzeżenie w nasz powszedni byt może zakraść się monotonia.
Powtarzalność i wynikająca z niej przewidywalność dają kojące poczucie
bezpieczeństwa, które nie wyklucza szczęścia, spełnienia czy satysfakcji. Cóż
jednak, kiedy złośliwy los wyrzuca nas z owej strefy komfortu, a my w dodatku uświadamiamy
sobie nagle, że nasza ziemska wędrówka przebiega szlakami, których nie do końca
sobie życzyliśmy? W takiej właśnie niezbyt przyjemnej sytuacji znajduje się Anna
Linton, bohaterka powieści Droga do
Lichfield autorstwa brytyjskiej pisarki Penelope Lively (ur. 1933).
W momencie rozpoczęcia utworu w egzystencji
protagonistki dochodzi do bardzo ważnego wydarzenia, które okazuje się mieć
daleko idące, ale i raczej nieoczekiwane konsekwencje. Anna Linton, kobieta w
średnim wieku pracująca jako nauczycielka historii, to przedstawicielka klasy
średniej, która wiedzie spokojny żywot w niewielkim angielskim miasteczku. Mąż
prawnik oraz dwójka nastoletnich dzieci to składowe familijnej idylli. Sprawy
ulegają zmianie, kiedy u ojca Anny zostaje zdiagnozowana choroba Parkinsona. Stadium
jest na tyle poważne, że starszy pan trafia do domu całodziennej opieki w
tytułowym Lichfield. Schorzenie rodziciela staje się dla Anny początkiem serii wypraw
do oddalonej o kilka godzin jazdy samochodem rodzinnej miejscowości – wizyty w
ośrodku oraz w opuszczonym przed laty domu stanowią asumpt do zagłębienia się w
przeszłość, nie tylko własną i ale i swojego ojca. Ponadto kobieta zawiera
znajomość z jednym z przyjaciół taty – nawiązana relacja wywraca do góry nogami
dotychczasowe uporządkowane życie.
Dzieło Penelope Lively rozgrywa
się na dwóch płaszczyznach. W ujęciu bardziej kameralnym angielska pisarka
stara się przekazać na pozór oczywistą prawdę, że nasi bliźni, nawet ci
najbliżsi sprawiający wrażenie doskonale nam znanych, posiadają w swojej biografii
rozdziały, które są dla nas niedookreślone, niejasne, ale i zaskakujące
(niekiedy te sekrety i tajemnice tkwią (…)
w nas jak szlam na dnie stawu [1]).
Pozostając w stosunkach z danym człowiekiem znamy go tylko do pewnego stopnia,
przede wszystkim przez pryzmat roli, jaką odgrywa w naszej obecności,
zapominając przy tym, że owa rola to być może (…) tylko cząstka jego życia [2].
Odkrycie, że ktoś, o kim jak nam się zdaje bardzo dużo wiemy, posiada bagaż
doświadczeń i przeżycia, o których nie mamy najmniejszego pojęcia, może być
doznaniem szokującym.
Stosując bardziej ogólną
perspektywą Penelope Lively koncentruje się na przeszłości, przypominając, że
potrafi być ona mocno nieuchwytna, szczególnie, kiedy usiłuje się na nią
spojrzeć w sposób logiczny i uporządkowany: Wydarzyło
się to, potem tamto, potem jeszcze coś innego. Ale jeśli skupić się wyłącznie
na chronologii, nie dostrzega się innego wymiaru wydarzeń i otrzymuje się
obraz, który wcale nie jest prawdą ani nawet częścią prawdy [3].
W rozumieniu angielskiej autorki przeszłość to bardziej chaos, gmatwanina,
gęstwina, przez którą przedzieramy się wyposażeni w niedoskonałe narzędzia
jakimi są pamięć innych, własne wspomnienia czy materialne przedmioty kojarzące
się z danymi zdarzeniami (Podawały fakty,
lecz fakty nie mówiące całej prawdy [4]).
Pozostając przy rzeczach fizycznych, ciekawe jest także spostrzeżenie dotyczące
antyków i staroci postrzeganych jako swoiste oswajanie czasu minionego: Społeczeństwa mniej rozwinięte usiłują
zjednać sobie przodków, składając im ofiary błagalne; my robimy z nich
eksponaty w muzeum czyniąc ich tym samym nieszkodliwymi, traktujemy ich jak
rodziców, których ostrzeżenia bezpiecznie można ignorować wiedząc już, że
przemoczenie nóg nie musi skończyć się katarem [5].
Droga do Lichfield to także interesująca lektura z racji symboliki,
jaką upstrzone są poszczególne karty dzieła. Penelope Lively z chęcią nasyca
swoją powieść mniej lub bardziej ukrytymi znaczeniami, które pięknie akcentuję
poszczególne wypadki. Źródłem swoistego napięcia już od pierwszych stron jest
fakt, że początek procesu odchodzenia ojca Anny przypada na wiosnę, a więc w
chwili, gdy cała przyroda na nowo budzi się do istnienia. Starzenie się, ale i
wola trwania są reprezentowane przez zdrewniały krzak róży, który niełatwo jest
wykopać. Wiekowość, sędziwy wiek uosabia też Dom Splatta, pochodzący sprzed
kilkuset lat budynek przeznaczony do rozbiórki, by zrobić miejsce dla nowo
powstającego osiedla. O ile krzew mówi nam o uporze i determinacji, o tyle dom
Splatta kojarzy się bardziej ze zniedołężnieniem, które wyklucza możliwość
normalnego funkcjonowania. Intrygująco wygląda również to jak na przestrzeni
lat zmienia się przez nas odbiór tych samych rzeczy – w przypadku Anny jest to
katedra w Coventry, która kiedyś wywierała na niej ogromne wrażenie, a obecnie
wydaje się zdecydowanie mniej efektowna i wyrafinowana ((…) całość przypomina stodołę [6]).
To odmienne spojrzenie na tę samą budowlę dobitnie uzmysławia Annie, że nie
jest ona wolna od upływającego czasu.
Na Drogę do Lichfield warto też spojrzeć jako na obraz angielskiego
mieszczaństwa z lat 70-tych XX wieku. Autorka szczególną uwagę przykuwa do
członków inteligencji, kreśląc staranne portrety psychologiczne wybranych
postaci. Cechy wspólne, które rzucają się w oczy to m.in. przywiązywanie wagi
do pozorów i właściwej prezencji – dbanie o dobrą opinię wśród znajomych jest
na tyle ważne, że wady, grzeszki i momenty słabości członków rodziny
akceptowalne są o tyle, o ile nie ujrzą one światła dziennego. Istotne jest
również podkreślanie wysokiego statusu majątkowego, czy to poprzez zagraniczne
wakacje (rewelacje Anny na temat mnóstwa czekających na odkrycie atrakcji,
znajdujących się w bezpośrednim sąsiedztwie miasteczka przyjmowane są z
ogromnym sceptycyzmem) czy poprzez mieszkanie w odpowiednio wystawnym i
gustownym domu. Ponadto w oczy rzuca się nijakość wynikająca z lęku przed
przyjmowaniem zdecydowanych postaw czy manifestowania wyrazistych poglądów: Wszyscy oburzmy się – oburzaliśmy – z powodu
zimnej wojny, bomby wodorowej, braku mieszkań, zanieczyszczenia powietrza,
chleba sprzedawanego już w kromkach albo muzyki nadawanej ciągle i wszędzie.
Byle tylko, za wszelką cenę, odsunąć od siebie tematy wymagające samookreślenia
[7].
Cały ten literacki materiał zastosowany przez Penelope Lively składa się na zaskakująco dobrą lekturą. Brytyjska pisarka posługując się eleganckim i plastycznym językiem buduje starannie skonstruowane i przemyślane zdania, za pomocą których tworzy na pozór zwyczajną historię kobiety znajdującej się na życiowym rozdrożu. Rozterki i refleksje Anny interesująco współgrają z opisami przyrody czy architektonicznymi detalami – całość stanowi bardzo zgrabną kompozycję poświęconą starości, przeszłości i jej tajemnic oraz niemożności pełnego poznania bliźnich. Tytuł godny przypomnienia w szerszej czytelniczej świadomości.
[1] Penelope Lively, Droga
do Lichfield, przeł. Krystyna Rabińska, Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1990, s. 60
[2] Tamże, s. 146
[3] Tamże, s. 116
[4] Tamże, s. 33
[5] Tamże, s. 222
[6] Tamże, s. 197
[7] Tamże, s. 65
8 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Masz rację, tytuł godny przypomnienia. Treści dobrze nie pamiętam, ale to, że powieść jest dobrze skrojoną obyczajówką - owszem.;)
OdpowiedzUsuńJa podszedłem do książki bez większych oczekiwań i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, co zaproponowała Penelope Lively. Ciekawie nakreślone sylwetki oraz interesujące interakcje zachodzące pomiędzy nimi - powieść bez fajerwerków, ale bardzo przyjemna w lekturze.
UsuńPrzypomniałeś autorkę tak bardzo wnikliwie i zgrabnie, że:
OdpowiedzUsuń- z jednej strony właściwie wszystko już wiem, bo fabuła nie jest skomplikowana, czyli jest to coś dla miłośników powieści "o niczym", ogólnie o życiu, o podróży przez życie;
- z drugiej zaś strony jestem ciekawa stylu autorki, pięknego języka, kompozycji literackiej; pozycja pociąga mnie swoją "staroświeckością".
Zgadza się, książka nie posiada jakiejś bardzo wyraźnie zaznaczonej puenty czy przesłania, ale uważam, że właśnie z racji na język, sylwetki bohaterów czy kompozycję warto po ten utwór sięgnąć, szczególnie, gdy chcemy przeczytać coś tradycyjnego ;)
UsuńJak rzadko widzi się na blogach recenzje książek z serii KIK... Przeczytałabym powieść ze względu na moją sympatię do tej serii i wątek zagłębiania się w przeszłość, ale niepokoi mnie, że dużo tu „symboliki, jaką upstrzone są poszczególne karty dzieła”. Słowo upstrzone kojarzy mi się negatywnie, z muchami brudzącymi szyby, z dużą ilością czegoś niepotrzebnego. :)
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie słówko jest odrobinę niefortunne, ale użyłem go w dobrej wierze, tj. w znaczeniu "pokryć coś pstrokatymi plamami", bo wg karty powieści są wręcz nakrapiane symboliką :) A powieść polecam - w końcu KIK to na ogół gwarancja dobrej lub bardzo dobrej lektury. Ja także darzę tę serię ogromnym sentymentem.
UsuńCo prawda obyczajówki to nie do końca moja bajka, ale ta zapowiada się interesująco. I tak to jakoś bywa, że o przemijaniu najdobitniej przypominają nam bliscy. Dzieci i ich szybkie wyrastanie pokazują, jak czas pędzi, a starzenie się rodziców przypomina o własnej kruchości.
OdpowiedzUsuńTu należałoby chyba uściślić, że pisząc obyczajówka, bardziej chodzi o książką traktującą o danej grupie społecznej (w tym przypadku o angielskiej klasie średniej), a nie o romansidełko :)
Usuń