Sejf
Tomasz Sekielski
cykl: Sejf (tom 1)wydawnictwo: Rebis 2012
liczba stron: 344
Warsztatowo powieść napisana jest bardzo sprawnie. Zdarzyły się naprawdę pojedyncze wpadki, których nie warto wytykać. Całość czyta się łatwo i szybko. Choć bardzo poprawnie napisana, nie jest to książka, która porusza odbiorcę, ani która niesie w sobie jakieś nadzwyczajne wartości. Świetna rzecz dla kogoś poszukującego dość płytkiej, ale zajmującej lektury dla zabicia czasu. Jedyne, co jest zagadką dla czytelnika, to czy wygra dobra, czy zła strona mocy. Dokładnie jak w hollywoodzkich produkcjach. Być może powyższa prostota, przypominająca pierwszy odcinek serialu z pogranicza sensacji, szpiegostwa i kryminału oraz thrillera sprawiła, że dyskusji w klubie prawie nad tą pozycją nie było. Rzecz absolutnie do poczytania, ale jednocześnie bez szans na trwały ślad w historii literatury. A jednak, jak to często bywa, moje odczucia gdzieś tam w głębi były nieco inne.
Sejf jest kolejnym dowodem potwierdzającym moją tezę, że prawdy o danym kraju prędzej dowiesz się z kryminałów i innej beletrystyki niż z wydawnictw naukowych, dokumentów czy Wielkiej Literatury. W drugiej grupie autorzy mają świadomość celu – ukazania danego kraju z określonej perspektywy i, co oczywiste, determinuje ona obraz, który zostanie objawiony czytelnikom. W pierwszej grupie odwrotnie - ważna jest fabuła i akcja przekładające się na wyniki sprzedażowe, przez co autorzy nie przykładają wagi do szczegółów tła. Przedstawiają je oczywiście subiektywnie, ale tak je sami widzą, a nie jak według nich chcieliby je widzieć sponsorzy. Z tego też powodu najprędzej dowiesz się o tym, co sądzą za granicą o nas, sądzą naprawdę, z powieści, a nie z oficjalnych wypowiedzi, sond ulicznych czy innych podobnych produkcji.
Na tej płaszczyźnie Sejf jest powieścią doskonałą. Bezkompromisowo pokazuje polskie elity, które w rzeczywistości za nic mają dobro ojczyzny. Służby, które są gotowe popełnić każdą zbrodnię dla swojego dobra, bo przecież ojczyzna to one. Coraz większa liczba ludzi stojących ponad prawem w stopniu za komuny wręcz niewyobrażalnym. Demokracja, która stała się karykaturą samej siebie – totalna inwigilacja, kpina z praw jednostki, a wszystko to z powodu zagrożenia terroryzmem.
Swoją drogą terrorysta to ciekawy wynalazek. Niby mamy wojnę z terroryzmem, ale nie stosujemy się do prawa międzynarodowego z tej dziedziny. Nawet zbrodniarzom hitlerowskim nie odmawiano prawa do sądu, a teraz wystarczy, że ktoś komuś przylepi łatkę terrorysty, i już można go torturować, zabić bez sądu, i tak dalej. Można nawet pozabijać cywilów, którzy będą w pobliżu, byle tylko dopiąć swego. Kuriozum zaś to Polska wołająca o odszkodowania od Niemców, ale jednocześnie uważająca za powód do chwały, że pomagała Stanom w najechaniu suwerennego Iraku z powodów równie prawdziwych, jak przedwojenne hitlerowskie prowokacje wobec nas. Dygresja? Nie tak do końca; takie właśnie refleksje wzbudziła we mnie lektura Sejfu i dlatego nie była to dla mnie rozrywka łatwa i przyjemna. Tym bardziej, że realizm posunięty do granic dotyka prawie wszystkich aspektów powieści. Poza osią fabuły niestety, która wprost wywodzi się z pięknych kart historii naszej propagandy – kiedyś mieliśmy najlepszą kawalerię, a teraz mamy najlepsze służby.
Wątek o największym rażeniu to dla mnie pokazanie tego, czego nikt zdaje się nie zauważać – w kraju, w którym wciąż wałkuje się temat komunistycznych polskich agentów, nie mówi się niczego o agentach radzieckich i rosyjskich. Nawet agentami Stasi*, których chciano nam podać na talerzu, nie byliśmy zainteresowani. Niestety, cały ten realizm niejako przepada, gdyż brak do niego jakiegokolwiek komentarza, wskazania, co dobre, a co złe. Ta książka nikomu oczu nie otworzy – ci którzy pewnych rzeczy nie zauważają, ci którzy już się przyzwyczaili zła nie widzieć, na pewno go nie dostrzegą. A tych, którzy je widzą, książka tylko zdołuje, gdyż zobaczą bez osłonek prawdę o tym, co się dzieje w kraju nad Wisłą.
Dlatego, choć dla większości będzie to bardzo fajne czytadło (te dwa słowa, których unikam, tym razem uważam za najbardziej adekwatne, w dodatku w jak najbardziej pozytywnym ich znaczeniu), dla mnie jest to lektura dołująca i przypuszczam, że ci, którzy mają podobnie jak ja, wiedzą o co mi chodzi.
Wasz Andrew
* Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej (niem. Ministerium für Staatssicherheit (MfS)
Zaciekawili mnie Ci agenci Stasi wystawieni na talerzu. Podasz więcej szczegółów?
OdpowiedzUsuńA - o to chodzi :) Po przewrocie w Niemczech sąsiedzi zaproponowali nam wszystkich Stasi w Polsce i wysłali próbkę w postaci listy z Gdańska. Sprawa nie miała dalszego ciągu - sporo o tym za Odrą się kiedyś mówiło...
UsuńPowieść jawi się ciekawa, ale głównie z uwagi na smaczki, które wychwyciłeś. Szkoda, że w publicznych mediach, w trakcie różnorakich debat, tak mało mówi się o względności takich pojęć jak "dobro ojczyzny", "terroryzm", "patriotyzm". Niestety, ale każda władza, a nawet instytucja, szasta tymi sloganami wedle własnego uznania, wycierając sobie nimi gębę po wszelkich amoralnych działaniach.
OdpowiedzUsuń